Czasami mi się nie chce. Witki opadają, daremność trudu przygniata a chęć na cokolwiek ulatuje sobie w atmosferę na skrzydłach beznadziei. I nawet jeśli to, co doprowadziło mnie do takiego stanu, samo w sobie nie było złe, zniechęcenie potrafi zostać we mnie długo.
Tak niestety było i tym razem.
Jak być może niektórzy pamiętają, rok temu przeszkadzałem udzielałem się przy organizacji pierwszego rajdu Stary Pojazd i Może. Przedsięwzięcie było mocno wariackie a efekt - chyba całkiem niezły. Tym razem drugą edycję rajdu firmowała jedna trzecia zeszłorocznej ekipy, czyli Michał z Warszawy Inaczej. A wiedząc, jak dobre rajdy potrafi zrobić ów zacny człek, nie miałem wątpliwości, że należy stawić się na starcie.
A już w drodze na miejsce zbiórki było nieźle.
Gdy dotarliśmy z Obywatelką Pilotką pod pałac w Jabłonnie część załóg była już na miejscu, jednak do odprawy zostało wystarczająco dużo czasu, by pochodzić i popodziwiać rydwany uczestników.
Nie tylko ja, ale również i drugi współorganizator zeszłorocznej edycji brał tym razem udział jako zawodnik.
No oczywiście, że się zepsuło. |
QUATTROFUNGHI <3 |
Organizatorzy i pomocnicy oczywiście byli już na miejscu a na start wciąż docierały kolejne załogi.
W końcu, z lekkim poślizgiem, rozpoczęła się krótka odprawa.
Wszystkie materiały przygotowane - można szykować się do startu.
Tym razem rajd rozpoczynał się od krótkiej, dość prostej próby sprawnościowej.
SZ-ka okazała się na tyle łatwa, że nawet ja (z pomocą niezawodnej jak zawsze Obywatelki Pilotki) poradziłem sobie z nią bez problemu, osiągając czas który tym razem nawet nie był żenujący.
Pozostało ruszyć na trasę. Tam zaś czekała masa pytań i sporo tzw. pekapów - zarówno bezzałogowych, jak i obsługiwanych przez ludzi zazwyczaj znanych już ze współorganizacji innych rajdów. Niektóre pytania wydawały się na początku nie do przejścia z uwagi na konieczność posiadania pozamotoryzacyjnej wiedzy, której akurat nie mam i mieć nie zamierzam, ale okazywały się dość łatwe po zaprzęgnięciu do pracy logiki i wiedzy jak najbardziej motoryzacyjnej.
Oczywiście nie zabrakło po drodze sympatycznych wrostów - czasem specyficznie oznakowanych na potrzeby danego pytania.
Ten wygrał |
Ten nie |
Przeważały jednak po prostu ciekawe widoczki.
Rajd podzielony był na dwa etapy przedzielone - jakże by inaczej - pekapem.
Drugi etap, tak samo, jak pierwszy, obfitował w dość ciekawe zadania.
Trzy środki transportu na jednym zdjęciu |
Pompuj koło dla Szatana |
Największą atrakcją (a momentami powodem do stresu) była jednak sama trasa - niesamowicie malownicza, biegnąca urokliwymi zakamarkami, ale czasem dość trudna do przejechania bez strat w sprzęcie.
Ostatni załogowy pekap na trasie wymagał... niezłego słuchu.
Polegał on na rozpoznawaniu samochodów po nagranym dźwięku silnika.
W końcu, po dość stresującej końcówce (goniący czas, który zresztą potem został zneutralizowany, plus trudny do pokonania ostatni fragment trasy) wpadliśmy na metę.
Sam rajd był - rzecz jasna - pomyślany świetnie. Trasa była świetna a zadania - jak zawsze niebanalne.
Oczywiście, gdy przyszła pora na ogłoszenie wyników, nie spodziewaliśmy się, że zajmiemy jakiekolwiek premiowane miejsce. I nie myliliśmy się.
Nie spodziewaliśmy się jednak także tego, że nasz wynik okaże się tak żałosny. Dwunaste miejsce w klasie na 19 załóg to DRAMAT. Jego wytłumaczenie jednak leżało głównie w pierwszej części trasy. Otóż jednym z zadań wynikających z tablicy (które to tablice również należało wpisywać do karty drogowej) było wpisywanie N za każdym razem, gdy wjeżdżało się na NOWY rodzaj nawierzchni utwardzonej. NOWY, czyli taki, po jaki na zadanym fragmencie jeszcze nie jechaliśmy, prawda?
No nie.
Otóż chodziło o to, by wpisywać N za każdym razem, gdy zmieniał się rodzaj nawierzchni utwardzonej - bez względu na to, czy była ona na tym etapie nowa, czy nie. I to w dużej mierze zadecydowało o tak odległym miejscu. A tak sromotna porażka z tak głupiego powodu jest dla mnie czymś, co sprawia, że zwyczajnie mi się odechciewa. Pełne skupienie na całej trasie, wysiłek idący w parze z jakimś tam doświadczeniem i co? I ogon - tylko dlatego, że nie odgadliśmy - cytując szkolnych polonistów z lat słusznie nam minionych - co artysta miał na myśli. A mógł mieć to, że "nowa" niekoniecznie znaczy "nowa".
Jest to z pewnością nauczka dla mnie, by podczas odprawy lub zaraz po niej zawsze upierdliwie pytać o interpretację każdego choćby odrobinę dwuznacznie sformułowanego zadania. Mam tylko nadzieję, że do najbliższego rajdu odzyskam na tyle energii i chęci do oddychania, by mieć ochotę pytać o cokolwiek.
Pozostaje jeszcze zaprosić na film. Tam przynajmniej nie ma mojego narzekania.
Jest to z pewnością nauczka dla mnie, by podczas odprawy lub zaraz po niej zawsze upierdliwie pytać o interpretację każdego choćby odrobinę dwuznacznie sformułowanego zadania. Mam tylko nadzieję, że do najbliższego rajdu odzyskam na tyle energii i chęci do oddychania, by mieć ochotę pytać o cokolwiek.
Pozostaje jeszcze zaprosić na film. Tam przynajmniej nie ma mojego narzekania.
Co do interpretacji przepisów, jest takie powiedzonko z "normalnych" rajdów: Rajd przede wszystkim rozgrywa się w Biurze Rajdu (a nie na jakichś tam odcinkach) ;)
OdpowiedzUsuńOt co.
OdpowiedzUsuń