środa, 29 marca 2017

Basista się bawi: Krul Druk

Dzieńdobry wieczór i witam w kolejnym odcinku tzw. tematu zastępczego, czyli kącika dla tych, którzy zrobili sobie dzieci głównie po to, by znów móc usprawiedliwić przed sobą kupowanie zabawek. Poprzedni pojawił się dokładnie w Wigilię - i wydaje mi się, że raz na kwartał to idealna częstotliwość na chwalenie się czymś, co nikogo dorosłego nie interesuje, czyli zasadniczo zabawkami.

Inna rzecz, że sam nawet nie próbuję udawać, że jestem dorosły.

Dlatego też, bez zbędnego wodolejstwa, Żuk.


Żuk to legenda. Żuk to pomnik na kołach. Żuk to Krul. Krul Druk. Bez Żuka nie mielibyśmy Polski, którą mamy - pachnącej jabłkami, ogórkami kiszonymi i cebulą. Tej prawdziwej, prowincjonalnej, tej, która owe ogórki i cebulę dostarcza nam od lat. I dlatego, gdy zobaczyłem półeczkę z Żukami na stacji benzynowej, nie umiałem się oprzeć.

Mój wybór padł na egzemplarz w pięknym kolorze "shit brown". Wśród dostępnych był najfajniejszą, najbardziej oddającą żukowatość Żuka opcją, świetnie pasującą do jego roboczego, niebojącego się błota i inszych substancji charakteru.

Zresztą fajny jest tu nie tylko kolor, ale również... pudełko.


Tak - tu są okienka. Nie tylko standardowe z boku, ale również dodatkowe z przodu i z tyłu. Dzięki temu nawet bez wyjmowania można pokusić się o pierwszą, wstępną ocenę Żuka z serii Kolekcja PRL-u.

A ta w sumie nie jest zła.

Większość detali się zgadza - jest odpowiednia liczba i rozmiar przetłoczeń, jest charakterystyczny "nacinany" grill (choć kreski imitujące otwory nie są zbyt równe), jest nawet dość wiernie oddany znaczek. Patrząc od tyłu zobaczymy natomiast w miarę zbliżony do oryginału tylny most.

No, w każdym razie jego dolny zarys.


Co sprawia, że Żukowi z serii "Kolekcja PRL-u" wciąż dość daleko do ideału? W zasadzie kilka detali. Ale to właśnie w szczegółach ponoć tkwi diabeł.

Po pierwsze - lusterka. Abstrahując od ich mocowań (bardziej filigranowe byłyby zbyt delikatne, poza tym koszt ich wytworzenia byłby zapewne sporo wyższy), są zwyczajnie krzywe - przynajmniej prawe, co widać patrząc na autko od frontu. Po drugie - wspomniane już nierówno namalowane kreski imitujące otwory w grillu. Po trzecie - nieco zbyt długie osie, które sprawiają, że kółka latają nieco na boki. Po czwarte - same kółka, a konkretnie imitacja plastikowych, centralnych kołpaczków, która sprawia wrażenie niedbale napaćkanej... markerem. I łatwo się ściera.

Na szczęście, mimo niedociągnięć, całokształt jest zupełnie do przyjęcia.


Żuczek okazał się do przyjęcia również dla Młodzieża, który, po otrzymaniu informacji, co to za wehikuł, zakrzyknął radośnie "Siuk!" po czym jął przeprowadzać crash-testy. Żuk (czy raczej Siuk) stał się wręcz jego ulubionym autkiem na pewien czas - może nie tak ukochanym, jak kolekcja dinozaurów, ale regularnie i intensywnie używanym.


Aktualnie brązowy Żuk z "Kolekcji PRL-u" nosi już kilka zadrapań, zaś problem krzywego prawego lusterka przestał istnieć wraz z jego ułamaniem, jednak całość trzyma się dzielnie, pozostając, zgodnie z dumnym napisem na drzwiach, do użytku własnego Młodzieża.

Chociaż Młodzież i tak woli dinozaury.

czwartek, 23 marca 2017

Spacerkiem i rowerkiem: Włochata Ochota

No i wiosna.

Nareszcie.

Jeszcze nie jest tak ciepło, jak bym chciał, niebo przeważnie jest zachmurzone i - paradoksalnie - łatwiej obecnie o przeziębienie niż podczas zimowych mrozów (czego jestem najlepszym przykładem), ale robi się coraz jaśniej, na gałęziach widać już pierwsze pączki a powietrze pachnie w ten charakterystyczny, wczesnowiosenny sposób.

I są to bardzo dobre warunki na to, by wypuścić się na złomopolowanie.

Tak, wiem - kolejny mix. I to prawie dwa tygodnie po ostatnim wpisie (który też był mixem). Niestety - ostatnie miesiące nie sprzyjały zbieraniu materiałów i pisaniu. Być może się to zmieni (wszak startuje sezon rajdowy, istnieje też pewna szansa na jakiś tam teścik). Ale może też tak już pozostać - wtedy po prostu opublikuję jeden po drugim zgromadzone już materiały mixowe praz kilka przemyśleń po czym zamknę interes.

Tymczasem jednak kontynuujemy spacer w klimatach bajek z mchu i korozji. A skoro ostatnio grane było Okęcie, to teraz czas na resztę Włoch (Włochów?) i przylegającą do nich Ochotę.

W rajdzie po Włochach niestety nie brałem udziału, ale nie zdziwiłbym się, gdyby kilka widoczków było już znanych jego uczestnikom.

Proszsz, nie ma mixa bez BX-a!

Na GSV oprócz tej trójki jest jeszcze Panda. Tak, tu też wjechali. Niestety, gdy i ja tu trafiłem, Pandy zabrakło.

Tej dwójki też może już nie być - ale raczej nie dlatego, że odjechała

O, jaki piękny, rasowy polski pierdAAAAA!

SIĘ

Knight Rider w wersji słonecznej

To jest jeden z widoków, które kojarzą mi się ze słowem "Polska"

WZOrowy

Tak naprawdę nie wiem - na sprzedaż, na zrobienie czy na wrośnięcie

Odgruzować i odpalić

Anglojęzyczni zapewne bardzo cieszą się na dźwięk słowa "Wankel"

Ciekawe, czy był na niedawnym rajdzie po Włochach

Jeśli nie - zdecydowanie trzeba będzie zrobić kolejny

Japońska niezawodność

Polski pierdolnik. Kolejny.

Bardzo ładna mobilna suszarka do prania
Na Ochocie, jak się okazuje, wcale nie jest gorzej.

EMZET, WOŁAJO!

Lepsze jutro było wczoraj

Lub 8 lat temu

Był taki numer Radiohead: "Everything In Its Right Place"

Nie umiałem się powstrzymać. Domknąłem te drzwi

Wicemistrz drugiego planu

FI, WOŁAJO!

Kiepsko, Kiepsko, Nieszczególnie

Karygodnie Marna Inwestycja

Sexy as fuck

Z tymi pociemniałymi oczkami wyglądają dość mrocznie

Antoni miał rację, NIEMCE IDO

NOWA INWESTYCJA

Oraz POPROSZĘ.
Następny przystanek - jeszcze nie wiem, ale będzie. I to już w miarę niedłogo.

Do najbliższego.

sobota, 11 marca 2017

Spacerkiem i rowerkiem: pod skrzydłami

Idzie wiosna. Oznacza to jedno: pora na kolejny mix.

No bo bądź my szczerzy - zawsze jest pora na kolejny mix.

Po ostatnim wypadzie do Japonii czas wrócić do Polski, konkretnie zaś do miasta stołecznego. A wiadomo, że wracając z dalekich krajów najczęściej lądujemy na Okęciu. A tam od października bywam w zasadzie w każdy dzień powszedni.

No, nie na lotnisku co prawda, ale nieopodal.

Pociąga to za sobą w zasadzie jedno: zwiedzanie okolicy. A ta jest dość ciekawa. Nie ma tam może zbyt dużo durnego żelaza, ale jak już jakieś się trafi, jest zazwyczaj dość smakowite. Inna rzecz, że ze względu na wciąż jeszcze dość szybko zapadający zmrok nie zdążyłem solidnie spenetrować wszystkich zakamarków.

Tak czy owak - lądujemy. I już na samym lotnisku dostajemy w pysk.

Ciekawe, skąd wziął się symbol R20. Była na takie duże, walcowate baterie czy jak?

Nieopodal lotniska znajduje się spory teren, na którym był start Nitów 2014. I nawet bez tego dzieje się tam sporo.

Na przykład można porównać amerykańską motoryzację a.d. '65 i a.d. '90

Postawić przy nim Rivierę '66 - to byłoby porównanie. 

Atutaj się ukryłeś.

O, same Szwedy #pozdrodlakumatych

Za ogrodzeniem jest parking, gdzie zostawiają wehikuły moi współpracownicy. I trzeba przyznać, że wielu z nich ma niezły gust.

Chyba przetrwało ich więcej, niż standardowych Golfów I

Wracając do tematu Szwedów...

NO RACZEJ.

W sumie nawet też.

Ooo, zdecydowanie przymierzyłbym bas w futerale. I jestem dziwnie spokojny, że wszedłby.

Na okolicznych osiedlach dominuje grzybnia

Choć wrastającego absurdu też nie brak

Acz mimo wszystko dominują grzyby.

Jakiś nudny, nijaki sedan, podobny dokładnie do niczego

No bo to to wiadomo

Musi koneser

CYTRYN & GUMIAK ZAPRASZAJO

Jeden warczy, drugi trąbi a Mazda 121. Czy jakoś tak.
Jeszcze nie zdecydowałem, w którą stronę udamy się następnym razem. Ale bez względu na to, jaki kierunek obierzemy, mogę obiecać jedno: będzie rdzawo.

Do następnego.