piątek, 18 stycznia 2013

Kryzys wieku średniego

Howdy.

I tak upłynął kolejny rok. Co prawda nie na niniejszym sŁiTaŚśŚnYm bLoGaSsSkOo gdyż albowiem tworzę go niecałe pół roku, ale w życiu. Jak to mówią - kolejny kroczek do emerytury i nieuniknionej demencji starczej.

Niektórzy z tego powodu kupują karnet na siłownię/basen/solarium/do agencji towarzyskiej "Figlarny pasztecik", inni sprawiają sobie Porsche, jeszcze inni - nową kobietę. Ja zrobiłem mały lifting bloga - nieco zmieniłem layout i wrzuciłem inne tło. Poza tym nie zrobiłem nic, bo i po co. Jestem zajebisty taki, jaki jestem, moja Wybranka też. Natomiast są tacy, którzy stwierdzają, że skoro nie mogą sobie pozwolić na inny samochód, to zmodyfikują ten, co mają. Może się sąsiad nie połapie.

Przykład 1: SsangYong X3


Nie wiem, co ma w głowie gość, który idzie do salonu gdzie kupuje za kilkadziesiąt tysięcy (lub więcej) złotych polskich nowego SsangYonga. To, co nosi pod czaszką człek, który tegoż SsangYonga przebiera następnie za BMW (które mógłby kupić za zbliżoną kwotę - używane, ale mógłby trafić na niezły egzemplarz), też jest dla mnie tajemnicą. I niech tak lepiej zostanie.

Tak czy inaczej - finalne dzieło ocieka prestiżem jak kabanos koniem. Woziłbym nim Corta z napisem Lakland lub Sandberg na główce. I chińskiego Ampega z tabliczką Made in USA.

Przykład 2: Almera CRX


Honda CRX II generacji to klasyk (jak to pisze tow. Złomnik - jaktajmer) pełną gębą. Albo wydechem. Te, które nie zostały owinięte wokół latarni ani wprasowane pod ciężarówki (czyli nieliczne, obdarzone niezwykłym fartem egzemplarze) osiągają coraz wyższe ceny. Trudno się dziwić - lekka a do tego niezawodna konstrukcja, mocne, wysokoobrotowe silniki, sportowe dziedzictwo Hondy... Nie potrafię zatem wykoncypować, co mogło kierować człowiekiem, który do małego, dość ostrego i coraz rzadszego japońskiego coupe, jednego z dowodów na to, że frajda z prowadzenia nie musi kosztować tyle co Belgia, przetransplantował pysk z takiej antytezy motoryzacyjnej ekscytacji jak Nissan Almera. To tak, jakby młody, wysportowany, mający do tej pory bezbłędną stylówę gość stwierdził, że zapuszcza wąsy (nie będąc przy tym Tonym Levinem ani Frankiem Zappą, gdyż im wolno) po czym zaczął nosić swetry po Kononowiczu. Owa abominacja parkuje sobie nieopodal mojej pracy, co oznacza, że widzę ją codziennie. To jeden z niewielu momentów, gdy błogosławię zimę i maskujące zdolności śniegu...

Woziłbym nią starą Arię lub Daiona z logiem Ibaneza BTB. Ależ byłby lans.

Dołożę starań, by kolejny wpis miał choćby złudzenie sensu. Tymczasem dobranoc się z państwem.

1 komentarz:

  1. O mujbosze...

    Ta Almerohonda to jakaś herezja. Nóż w kieszeni się otwiera.

    For God's sake - WHY? It burns my eyes...


    https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRV8oHfbMj0vFzBlL1p4gYxE1n6D7iR7LGExT90pZoBntLLX-8V

    Zdecydowanie bardziej wolę klasyczną elegancję.

    OdpowiedzUsuń