czwartek, 5 marca 2015

Basista się bawi: puszka z pilotem

Marzec powoli się rozpędza. Temperatury praktycznie nie spadają już poniżej zera, dni - co raduje mnie szczególnie - stają się coraz dłuższe, tylko czasem, tak jak przedwczoraj (i przez chwilkę dziś) sieknie z nieba jakimś wyjątkowo nieprzyjaznym dotykowo badziewiem. To zaś z kolei kieruje me myśli ku dniom, gdy nieco zimniejsza aura była cokolwiek bardziej spodziewana, konkretnie zaś ku okresowi ogólnoświątecznemu.

W Wigilię, po napchaniu trzewi strawą nieszczególnie dietetyczną, tradycyjnie w którymś momencie przyszedł czas na rozpakowanie prezentów. Wśród nich zaś znalazła się puszeczka. Ot, taka jak od napoju zawierającego równie dużo bąbelków co kalorii. Tyle, że nie blaszana, a plastikowa. Przyjrzenie się jej zaowocowało konstatacją, iż zawiera ona małe autko. A z autka wystawała antenka.


Powiedzmy sobie szczerze: mężczyźni dojrzewają do ok. 6 roku życia. Potem już tylko rosną. Dlatego po początkowej konsternacji wydałem z siebie radosny kwik, rozparcelowałem puszeczkę i wydobyłem zawartość. A była ona dokładnie tym, na co wskazywała antenka oraz skrót R/C na puszce.

Małym, zdalnie sterowanym samochodzikiem.


Zasada działania jest prosta: mamy pilota, mamy autko, mamy antenkę. Pilot zawiera bateryjki AA (mojemu pokoleniu znane również jako R6), które zasilają nie tylko samą jednostkę sterującą, ale również samochodzik. Wystarczy użyć kabelka wystającego z pilota do podłączenia samochodziku. Kilkanaście minut ładowania i można zaiwaniać.

Tak, wiem, mam ohydną podłogę
Samo autko jest podobne... No właśnie. W przeciwieństwie do rosnącej kolekcji modelików kolekcjonowanych celem przyszłej edukacji motoryzacyjnej Młodzieża, małe jeździdełko nie odwzorowuje żadnego konkretnego samochodu. Przód przypomina odrobine Infiniti, tył jest czymś w rodzaju połączenia Jaguara F-Type z Nissanem 370Z, ale tak naprawdę to po prostu pocieszna zabawka do śmigania nią po podłodze.

Tak, podłoga jest straszna
Sterowanie jest klasyczne - na pilocie są przyciski przód-tył i lewo-prawo. Jeśli zmusimy podłogowy bolid do szarży naprzód, zapalają się przednie reflektory, przy jeździe w tył zaś świeci się prawe tylne światło. Tak, tylko prawe. Większą ciekawostką jest jednak to, że samochodzik praktycznie nie jeździ prosto. Na podwoziu znajduje się mały wihajsterek do kalibracji skrętu kół. Można ustawić go tak, by autko non stop zataczało kręgi. Prawdopodobnie jest to patent zastosowany z myślą o małych, zabawkowych torach. Jednak przy ustawieniu na wprost samochodzik wciąż jedzie po łuku.

Po kilku minutach zabawy (i szukania zasięgu, który wynosi kilka metrów i potrafi zgubić się np. za nogą od stołu) małe elektryczne chochliki robią się głodne. Wystarczy wtedy na kolejnych kilka chwil podłączyć autko do pilota wystającym z tego drugiego kabelkiem - i już wkrótce można znów stresować koty i prowokować radosne ćwierkanie wyciągającego swe małe łapki Młodzieża.


Tak, przyznaję - mam sporą frajdę z tej idiotycznej zabawy. Ale podobno w życiu mężczyzny najtrudniejsze jest pierwsze 40 lat dzieciństwa, co oznacza, że jeszcze kilka lat będę miał pod górkę. A w końcu trudy trzeba sobie jakoś osłodzić.

I nie, nie byłem jedynym, którego pewien Mikołaj obdarował takim sprzętem. Mój szwagier dostał podobne jeździdełko, tylko żółte, o nieco innym kształcie.

Tyle, że on zepsuł je dzień później.

Co oznacza, że widok dwóch dorosłych facetów ścigających się małymi, zdalnie sterowanymi samochodzikami po podłodze mieszkania, został oszczędzony światu.


Mój egzemplarz, uruchamiany średnio raz w miesiącu, śmiga nadal. Zobaczymy, ile wytrzyma. I czy pierwszy upoluje go któryś z kotów, czy roześmiany Młodzież, pałający żądzą wiedzy co jest w środku.

4 komentarze:

  1. Polecam, w ramach rozwoju pasji, automatyczny transporter kotów w wersji z pilotem i wmontowanym odkurzaczem.
    Jedyny model RC, którego nie zakwestionuje żadna Wybranka, a koty teges:
    https://www.youtube.com/watch?v=mk4XB2wZqF4

    BTW: rynek zabawek używanych istnieje i ma się dobrze, a sprzęt jest w pełni NAPRAWIALNY.
    To dość niepopularne w obecnych czasach, ale przeciętna Wybranka czy Wybranek wymieni np. lewy lub prawy zespół napędowy wraz z kołem w 5-10 minut inie jest w stanie niczego pomylić. Sprzęt RC zbudowany z klocków i jeszcze robi robotę. Czego chcieć więcej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filmik z odkurzaczem znam, widziałem. A co do kwestionowania - myślisz, że kto niby był w tym przypadku Mikołajem? ;-)

      Usuń
    2. Co do modeli sterowanych radiem, mam jednak wrażenie że jak zepsuje się coś podchodzącego pod zabawkę, to z naprawą może być problem. Już na przykład z modeli śmigłowców taka Lama V4 jest w pełni naprawialna i nie ma do niej żadnego problemu z częściami

      Usuń
    3. Ooo, ja nie sondzę (sondą), żeby Twoja Wybranka miała coś przeciwko brzęczącemu RC, co to to nie. Zbyt skrupulatnie wybierasz małe vany, żeby wybrać wadliwą Wybrankę. Jednak w tzw. życiu zdecydowanie częściej widuje się melodramaty w porywach do dramatów rodzinnych od historii romantycznych przepełnionych miłością i zrozumieniem. No a przecież tego Bloga czytają setkitysiące ludzi, w tym spory % facetów, którzy nie mogą się niczym pobawić w domku. Aż mi się łza ciśnie... chyba sobie posprzątam trochę;-)

      A swoją drogą to moja NajlepszaPrzyjaciółka nigdy nie używa pilota do sprzątającej pchły, a ja owszem. Czyli różnica między kobietami i facetami istnieje.

      Usuń