czwartek, 27 listopada 2014

Śmignąwszy: z dala od szosy

Zdarza się czasem, że basista chce zjechać z utartego szlaku. Może potrzebuje pojechać na skróty, może lokal, w którym przyszło uskuteczniać wykon, znajduje się w górach, a jedyna droga, która doń prowadzi, ma 50 kategorię odśnieżania (jak chwycisz za szuflę i sobie odśnieżysz to będzie odśnieżona), może wyprowadził się do chatki w lesie (co akurat bym chciał), a może po prostu chce się pobawić. Jakikolwiek byłby powód zjazdu w teren - potrzebny jest do tego odpowiedni sprzęt. I nie, nie wystarczy tutaj SUV, choć np. takim Dusterem rzeczywiście da się wjechać dalej, niż zwykłą, nisko zawieszoną osobówką. Gdy ukształtowanie terenu robi się nieco ciekawsze niż gruntowa ścieżka, dwa łagodne wzniesienia i średniej głębokości kałuża, często okazuje się, że potrzebny jest prawdziwy samochód terenowy.


fot. Paweł W.

Gdy pewien mój kolega zarzucił temat śmignięcia sobie Land Cruiserem, byłem bardzo zaciekawiony - nigdy wcześniej nie prowadziłem niczego osadzonego na ramie i posiadającego reduktor. Byłem jednak przekonany, że chodzi o zwykłe pobujanie się po drodze, ewentualnie zjazd na jakąś gruntówkę. Byłem również gotów przysiąc, że karniemy się którymś z nowszych modeli - najwyżej kilkunastoletnim. Mimo to otrzymawszy sygnał, że przejażdżka już w najbliższą niedzielę, byłem tak zwarty, że zmieściłem obie nogi w jedną nogawkę, i tak gotowy, że wyszedłem z domu zanim założyłem drugą. Po drodze jednak dowiedziałem się, że obiektem będzie LC J70, czyli rama, reduktor i dwa sztywne mosty, wszystko zamknięte w jednym, najprawdziwszym, 28-letnim, terenowym youngtimerze. I tenże youngtimer będzie targany po lesie.

Mój ślinotok hojnie zwilżył tapicerkę należącej do kolegi Fabii. I obawiam się, że nie był to jedynie ślinotok.


fot. Paweł W.

Po przybyciu na miejsce przywitał nas właściciel i jego przeurocze białe psisko. Był to pies z gatunku obronnych, przy czym obrona domostwa zapewne polegałaby na zalizaniu napastnika na śmierć.

Jednak najbardziej interesowało mnie to, co stało w głębi podwórza: zaprawiona w bojach Toyota Land Cruiser J70, krótka wersja. Legenda wszelkich zbrojnych konfliktów w Afryce, do dziś biorąca udział w akcjach i odmawiająca klęknięcia przy robocie, nawet w najcięższych warunkach.

Niestety nie udało mi się zdobyć dokładnych informacji dotyczących wersji silnikowej - wiem jedynie, że pod maską siedziała gaźnikowa (tak! rama, sztywne mosty, reduktor i GAŹNIK!!!) benzynówka zasilana pysznym gaziorkiem prosto z butli zajmującej 2/3 bagażnika. Podejrzewam, że jest to rzędowa szóstka serii F o pojemności 3,9 litra i konstrukcji pamiętającej jeszcze lata pięćdziesiąte - wedle podpowiedzi Demona Siedemdziesiątegopiątego - popularna jednostka o ciągnikowej pojemności dwa czterysta.



Właśnie, butla LPG w bagażniku.

Gdyby nie ona, LC J70, nawet w krótkiej wersji, nadawałby się całkiem nieźle do przewozu sprzętu basowego. Instrument nawet w sztywnej "trumnie" wszedłby w poprzek bez problemów. A tak - pozostaje próbować wstawić basiwa na sztorc (powinny wejść do wysokiej budy) lub złożyć niedzielone oparcie tylnej kanapy. Ewentualnie kłaść instrumentarium na niej.

Kabina idealnie wręcz pasuje do charakteru Land Cruisera: do bólu utylitarne, wręcz toporne, a jednocześnie zrobione tak, by wytrzymało tyle, ile reszta samochodu: wieczność. W dowolnych warunkach. Jest tu wszystko, co być powinno: poza "oczywistym" instrumentarium, przełącznikami i całą resztą mamy tutaj dźwignię przełączania napędu (tak, przednia oś oraz reduktor są dołączane ręcznie) i bardzo przydatną w każdej terenówce... poziomicę pokazującą nachylenie wzdłużne i poprzeczne pojazdu. Jak się później okazało, trochę za rzadko na nią zerkaliśmy... Ale o tem potem.


Pozycja za kierownicą jest zaskakująco wygodna. Można by było spędzić tu długie godziny i nie odczuwać większego zmęczenia. Do tego duże odstępy między pedałami sprawiają, że nawet obdarzony gargantuicznymi płetwami kierowca nie wciśnie sprzęgła zamiast hamulca, co może się zdarzyć w niektórych osobówkach. Jedynym felerem był całkowity brak jakiegokolwiek podparcia dla lewej nogi. Być może producent wyszedł z założenia, że w naturalnym środowisku LC noga kierowcy będzie cały czas lewitowała nad sprzęgłem (nie dopuszczam do siebie myśli, że Japończycy mogli to po prostu olać), jednak w przypadku zjazdu na asfalt może to być sporą niewygodą.

Jednak to nie asfalt jest miejscem, gdzie Land Cruiser ujawnia swoje liczne talenta.


 Dwie sztywne osie, z czego napęd stale przekazywany jest na tył zaś dołączenie przodu odbywa się ręcznie po zatrzymaniu auta, powodują, że na równej drodze zachowanie jest... no, powiedzmy, że takie sobie. LC zdaje się dawać znać swemu kierowcy, że nie przepada za miejscami, gdzie inni automobiliści licytują się, kto bardziej ocieka prestiżem. Do tego przełożenie układu kierowniczego sprawia, że zarówno ciasny skręt jak i powrót do prostej wymagają bardzo energicznego kręcenia kierownicą.

Za to na dziurach i wądołach zaczyna się offroadowa poezja.

Toyota Land Cruiser nie bez powodu jest legendą. Ten samochód w terenie potrafi prawie wszystko. Po włączeniu reduktora prawie żaden podjazd nie jest straszny, zaś zwykła leśna dróżka nie wymaga nawet zapięcia napędu na 4 koła. Wciskasz gaz i jedziesz. Zawieszenie jest dość sztywne, ale nieprzesadnie - wyboje, gałęzie i zagłębienia wybierane są sprawnie, co mniejsze z nich zostają niemalże spłaszczone. Zarówno prowadzenie jak i bycie pasażerem sprawnie powożonego Land Cruisera to czysta frajda.

Jak już wspomniałem, to auto potrafi prawie wszystko. Prawie.

Samica Land Cruisera szukuje się do karmienia młodych

Zabawy w terenie, równie mocno, co szybka jazda porównym (jeśli nie bardziej), wymagają pełnego skupienia. Cały czas. A i wtedy niespodziewana akcja na leśnej dróżce potrafi sprawić, że najmniejszy błąd oznacza zmianę położenia. Tak o jakieś 90 stopni.

W pionie.

Żeby położyć kres ewentualnym pytaniom - nie, nikomu nic się nie stało, nawet draśnięcia. Nie, nie ja wtedy prowadziłem. Nie, nie wiem ile będzie kosztowała naprawa (dowiem się na dniach). I nie, nie udało się Cruisera postawić na koła samodzielnie. Za ciężka buda, za głęboki rów. Trzeba było czekać na traktor. Jednak wiem, że mechanicznie Toyocie nie stało się nic. Bok zostanie wyklepany i Land Cruiser pojedzie dalej, jak gdyby nigdy nic.

W końcu od tego jest.

fot. Paweł W.

Podsumowanie, czyli zady i walety:

Toyota Land Cruiser, szczególnie we wcześniejszych swych wcieleniach, to twarda terenówka przeznaczona raczej dla twardych zawodników. Trzeba wiedzieć, jak się nią posługiwać - w zamian jednak odwzajemnia się niesamowitą frajdą i możliwością wjechania tam, gdzie loftowo-muliinterfejsowy SUV premium polegnie z kretesem, prawdopodobnie tracąc przy tym gwarancję. Pamiętaj tylko, by cały czas uważać, aby przypadkiem nie zaliczyć burty.


Plusy:

* solidność granicząca z niezniszczalnością
* fantastyczne zdolności terenowe
* całkiem wygodna kabina
* charakter

Minusy:

* dość ograniczona praktyczność przewozowa
* prawdopodobnie koszta eksploatacji (paliwo, opony itd.)
* wywrotność ;-)

Co nią wozić:

Coś równie prostego i skutecznego, co ona. Precel będzie jak znalazł. Najlepiej japoński. Np. mój Fernandes.

19 komentarzy:

  1. I to mi się podoba. Podnieść, wyklepać, jeździć dalej. Period. Jakby leżał na dachu, pewnie dałoby się zastosować podobną procedurę.
    PS. Całe szczęście, że nic się nikomu nie stało. Cóż takiego wyrabialiście, że LC padł i stwierdził, pier...lę, nie jadę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dachu to nie. Z racji, że na dole rama, góra jest dość wiotka. Lepiej nie stawiać na głowie, zwłaszcza będąc wewnątrz...

      Usuń
    2. Oj, owszem. Człowiek po takiej akrobacji często staje się mało, że tak powiem, ruchawy. A i niejednokrotnie estetyka szwankuje.

      Usuń
  2. O żesz, ale zazdroszczę! Moja ulubiona generacja Land Cruisera! Ależ bym tym robił rewolucję w jakiejś bananowej republice!

    Tylko ten kolor felg straszliwy.

    Swoją drogą dobry wpis - w większości testów motoryzacyjnych nie ma zdjęcia podwozia opisywanego auta, a tutaj... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i to jest porządny test. Życzyłbym sobie, żeby testujący np. nowe X5 też wywracali je na bok sprawdzając jego rezerwy podwoziowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to by mi się podobało. A jeszcze lepiej X6. Od razu na dach. Albo jeszcze lepiej do zgniatarki. O, taki test to bym obejrzał na żywca. A najchętniej uczestniczyłbym, uruchamiając zgniatarkę.

      Usuń
  4. Nie jeździmy po wałach P.powodziowych

    OdpowiedzUsuń
  5. Noo pięękna! I nic jej nie będzie. Tak samo fiknąłem Dyskoteką i do wymiany była tylko szybka pasażerki, bo ją wygniotło lusterko. Lusterko nie pękło i robi do dziś. Postawiwszy na koła popukałem gumowym młotkiem tylko błotniczek, ale malutko. Tylko Buźka (czyli damski pies, który zawsze jeździ ze mną wszędzie) się lekko zdziwiła, że nie wychodzimy bokiem, tylko górą. Nowszych modeli to się nie da za bardzo położyć w ten sposób, bo od razu kulają się na dach.

    A i jeszcze to: "kierowca nie wciśnie sprzęgła zamiast hamulca". No to jest prawda, ale odwrotnie zdarza się nader często. Raz jadąc do Rumunii Defenderem (cholera to był 2002 r.), koleżanka zmienniczka kierowniczka zahamowała nas tak na serpentynach w Słowacji. Oczywiście na łuku, bo na serpentynach są tylko łuki, przy zjeździe w dół... na szczęście występowala akurat przyczepność i pojazd stanął jak wryty, ale gdyby był szuterek, to skończyłbym pod postacią pomnika ofiar gór, gdzieś w Karpatach. A te szerokie pedalstwo jest po to, żeby w kaloszach ognojonych i innych tego typu walonach, skorupach i w rakach też dało się jechać. Podczas wycieczki pozadrogowej nie możesz zdejmować nogi ze sprzęgła, bo nie zdążysz jej umieścić tam spowrotem. I jak ona jest na pedale, to już druga noga też wie gdzie hamulec. Miłego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
  6. Leniwcu, a spróbuj wywalić ten moduł kodu dostępu potwierdzający, że komentator nie jest cyborgiem. Na urz. mobilnych go nie widać i wtedy pewnie jest się uznawanym za terminatora, a komenty lecą do pieca. Taki mam przebłysk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie mam niczego takiego ustawionego. A nawet jeśli - potrzebuję pomocy, gdzie szukać. Jestem komputerowo-informatycznym anal-fabetą.

      Usuń
  7. (Krew mnie zaraz zaleje, bo ten komentarz piszę już trzeci raz!!! Za pierwszym razem pisałem z uśmiechem) To tylko krótko:
    - Oficjalnie zazdraszczam i zapytowywuję, czy bakcyl już połknięty?
    - Nie liczyłbym na 3,9 - w europejskich Bushtaxi, a szczególnie najkrótszych (czyli J71) najpopularniejszy był 2,4. Przez tak zwaną chwilę, na niektórych rynkach (ze względów podatkowych) był tam nawet tak śmieszny silnik jak 1,8 albo 2,0 (cały czas mowa o benzynach!). Ale nie ma co się śmiać, nawet LR Discovery też miało "dumny" epizod z silnikiem 2,0B :-)
    A! fachowcy od LC potrafią rozpoznać wersję silnikową po "ryjku" i przednim zawieszeniu...

    OdpowiedzUsuń
  8. Końcówka made my day! Dawno tak nieoczekiwanego zakończenia testu nie widziałem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko dla Czytelników. Nawet wywalenie się w Land Cruiserze. Choć to nie ja tego dokonałem, tak po prawdzie.

      Usuń
  9. Mocne zakończenie - tośta się grubo pobawili. Jeździłbym nawet taką pogiętą, pojechałbym nawet do samiuśkiego Senegalu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Śliczności :)
    I to jest zaleta kanciastej stylistyki lat minionych; współcześnie wszystko takie obłe i zwężające się ku górze, że zamiast Toyoty Karmiącej mielibyście bezbronnego żółwia... A i poobijalibyście się zapewne bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdyż ponieważ przegrzebawszy niedawno odmęty pamięci własnej i telefonicznej, wyszperawszy to, czyli naklejkę przestrzegającą, ośmielam się dorzucić do wpisu celem humorystycznym. Jest to naklejka z wnętrza tegoż właśnie konkretnego egzemplarza Toyki. ;)
    http://s2.ifotos.pl/img/Toyka-sti_wrhqqnp.jpg

    OdpowiedzUsuń
  12. BTW Kierownica to mały rarytas - Italvolanti Formel (albo Admiral, żaden ze mnie spec). Stary, porządny kawał włoskiego metalu, obszyty bardzo fajną skórą, acz niedostatecznie wytrzymałą ;)

    OdpowiedzUsuń