niedziela, 15 marca 2015

Śmignąwszy: Sprinter

To był smutny tydzień. W czwartek Kosiarz osobiście (OSOBIŚCIE) pofatygował się po Terry'ego Pratchetta, zabierając nam jeden z najcenniejszych mózgów jakie funkcjonowały w naszym uniwersum, dziś natomiast po kilkuletnich zmaganiach ze stwardnieniem zanikowym bocznym wymeldował się Mike Porcaro, znany głównie jako basista Toto. Obaj panowie zbyt krótko zaszczycali planetę Ziemię swą obecnością (Sir Terry przeżył jedynie 66 lat, zaś Mike Porcaro nie dożył nawet sześćdziesiątki, do której zabrakło mu dwóch miesięcy). Ale dobrze, że na niej byli. Choć wielu z nas wolałoby, aby zostali jednak dłużej.

Wróćmy jednak na nasze podwórko.

Pod koniec ostatniego lata miałem okazję zrobić małą traskę przedstawicielem segmentu, z którym nie miałem wcześniej styczności jako kierowca - noszącym dostawcze geny 9-osobowym Oplem Vivaro. Okazał się jeździdłem zaskakująco łatwym i przyjaznym w prowadzeniu - ot, osobówka, tylko szersza i sporo wyższa. Przyzwyczajanie się do wymiarów i nieco innego spojrzenia na drogę zajęło może z 5 minut. Tym bardziej ciekaw byłem, ile zajmie mi ogarnięcie sporej, dużo bardziej typowo roboczej kobyły, jaką jest Mercedes Sprinter pierwszej generacji.

I dziś wreszcie miałem okazję.


Poprzednik Sprintera - Mercedes T1, zwany Kaczką ze względu na swój charakterystyczny dziób - od paru lat jest gatunkiem ginącym. Owszem, widuje się jeszcze gdzieniegdzie jeżdżące egzemplarze, ale większość została już dawno zakatowana bezlitośnie przez ekipy budowlane i rolników wożących ziemniaki i cebulę na targ. Zresztą była to konstrukcja bardzo ceniona ze względu na swą solidność oraz ułatwiającą naprawy prostotę konstrukcji. Niestety, Sprinter, który zajął miejsce Kaczki, mimo początkowego zachłyśnięcia się ogromnym skokiem w kwestii komfortu pracy kierowcy, aż takiej renomy nie zdobył. Powód? Rdza. Sprintery pierwszej generacji są potwornie wręcz chrupane. Był to zresztą problem wszystkich Mercedesów zaprezentowanych w latach 90. Powtarzający od lat, że bez gwiazdy nie ma jazdy hodowcy wąsów i miłośnicy sweterków z kolekcji Kononowicz Stajl ze łzami w oczach patrzyli, jak ruda bestia pałaszuje ich wymarzone Okulary W210, zaś odgłos rdzawych ząbków wbijających się w porażające beznadzieją Vito budził nocami zrozpaczonych właścicieli. Pierwszy Sprinter nie był wiele lepszy. Tak naprawdę w ogóle nie był lepszy. Natomiast lepsze - w każdym razie od ówczesnej konkurencji - było miejsce pracy kierowcy.


Dziś może nie robi to już wrażenia (a jeśli robi, to raczej słabe), ale w 1994 tak wykończona kabina dostawczaka to było coś. Brak gołej blachy, całkiem wygodne siedzenia w klasycznym dla tej klasy 3-osobowym układzie, sporo umilających jazdę opcji wyposażenia - to wszystko wpłynęło przynajmniej w jakimś stopniu na to, że Sprinter zdobył tytuł Van of the Year 1995. Podejrzewam, że jurorzy mieli frajdę z patrzenia na klasyczne, typowo mercedesowskie wskaźniki na tablicy rozdzielczej.

Inna rzecz, że trzeba na nie patrzeć z wysoka.


Pozycja za kierownicą Sprintera jest niemalże "ciężarowa". Kierownica jest umieszczona pod dużym skosem, przez co ręce przy skręcaniu chodzą nie "góra-dół", jak w osobówce (tak, to spore uproszczenie), tylko raczej "przód-tył". Mimo tego można się łatwo przyzwyczaić, tak samo, jak do ciężko chodzących pedałów czy długiej, mocno drżącej dźwigni zmiany biegów, wyglądającej do tego niczym organ dużych rozmiarów zwierzęcia. Trzeba przyznać, że budzi to pewien dyskomfort psychiczny - masz łapać za plastikowy odlew znajdującego się w pełnym wyprężu słoniowego wawrzona i majdrować nim. Najgorsze jest zaś, że wzmiankowany penisoidalny drąg na niskich obrotach wibruje z wyraźnym entuzjazmem. Musiałem powtarzać sobie w myślach, że jest to jeno kawał tworzywa. A i tak po kilkunastominutowej przejażdżce czym prędzej pobiegłem umyć ręce.

Nie musiałem za to obmywać czoła, gdyż sprawnie działające wspomaganie o dobrze dobranej sile oraz typowa dla Mercedesów zwrotność sprawiły, że manewrowanie nie wyciska z kierowcy potów - ani siódmych, ani nawet trzecich. Do tego świetne, ogromne lusterka bezbłędnie pokazuje, gdzie kończy się kolubryna. Dzięki temu dla w miarę wprawnego kierowcy manewrowanie na żyletki nie powinno być szczególnym problemem, samo cofanie zaś jest czynnością lekką, łatwą i przyjemną.

Lekko, łatwo ani przyjemnie nie jest za to silnikowi. Wolnossący diesel o pojemności 2,3 l generuje skromne 79 KM. Wprawianie w ruch pojazdu o masie i powierzchni czołowej domku letniskowego jest dla niego ciężkim zadaniem. Przyspieszenie poza króciutkim pierwszym biegiem liczone jest w erach geologicznych - Sprinter z podstawowym silnikiem, wystartowawszy w prekambrze powinien osiągnąć ok. 100 km/h mniej więcej w tym roku. Tyle, że rozpędzanie go do takiej prędkości mija się z celem - pracujący blisko kresu sił diesel żłopie podówczas absurdalne dość ilości paliwa. Optymalną prędkością przelotową podwyższonego Sprintera 208D jest ok. 90 km/h.

Pewnie również ze względu na słabowity silnik ładowność tej wersji ograniczono do 900 kg - a szkoda, gdyż ogromna przestrzeń ładunkowa bez problemu przyjęłaby towar sporo cięższy. Inna rzecz, że oprócz silnika, który mógłby odmówić podówczas podjechania pod łagodne nawet wzniesienie, zaprotestować mogłyby też resory - a wątpię, czy powstawała wersja na polskie warunki, gdzie do furgonu o ładowności niecałej tony Cytryn z Gumiakiem wrzucają półtorej.

Mimo kilku wad, Sprinterem jeździ się zaskakująco przyjaźnie. Po paru kilometrach za jego kierownicą doszedłem do wniosku, że mógłbym bez większego bólu jeździć czymś takim zarobkowo. Tyle, że gdy wsiadłem do Madzi i ruszyłem do domu, zdała mi się niesamowicie szybka. I zaskakująco wygodna. Tylko przez kilka chwil miałem wrażenie szorowania zadem po asfalcie.



Podsumowanie, czyli zady i walety:

Przyznaję bez bicia - w temacie dostawczaków jestem całkowitym lajkonikiem, a wręcz dylematem. Czy jakoś tak. Mimo to udało mi się oswoić Sprintera - a to dzięki temu, że oswaja się go łatwo. Trzeba pamiętać o rozmiarach oraz nędzy w kwestii dostępnej mocy, odpowiednio używać lusterek, przy ciasnych skrętach brać poprawkę na spory rozstaw osi - i to w zasadzie wszystko. Mercedes Sprinter pierwszej generacji jest łatwym i przyjaznym w użyciu narzędziem pracy - a do tego pod względem mechanicznym to kawał przyzwoitego żelaza. Żeby jeszcze nie ta rdza...

Plusy:

* łatwość opanowania przez kierowcę bez doświadczenia w prowadzeniu takich aut
* mechaniczna solidność
* wygodna kabina
* widoczność
* zwrotność

Minusy:

* rdza
* słaby silnik
* niezbyt wygodna pozycja za kierownicą
* dźwignia zmiany biegów może przerażać ludzi o chorej wyobraźni

Co nim wozić:

Calutki sprzęt. Wejdzie spokojnie. Inna rzecz, że jeśli zespół liczy więcej niż 3 osoby i nie wozi ze sobą własnych, ogromnych przodów i konsolety, lepszym wyborem będzie Sprinter z dwoma rzędami siedzeń. A jeśli jesteście triem - wystarczy wersja krótka, z niskim dachem, która do tego mniej spali.

Tylko szukajcie mocniejszej wersji z silnikiem OM 602. No chyba, że możecie na podróż przeznaczyć cały dzień.

22 komentarze:

  1. Tego się nie spodziewałem. A, że jestem fanem aut spod jasnej gwiazdy to bardzo chętnie przeczytał był żem.
    Kaczki może giną - ale w Warszawie. We Wrocławiu śmiga tego w najlepsze jeszcze całkiem sporo. Chyba każdy szanujący się warzywniak na jednego na stanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze, niech jeżdżą.

      Usuń
    2. W Krakówku jest ich zatrzęsienie w formie busów przyjeżdżających z satelickich, a nawet dalszych miasteczek i wsi (tak do 80 km nawet). Tylko że to już są głównie wersje prawie autobusowe, na bliźniakach. Tych mniejszych, serii 200 i 300, takich jak mój wujek używał 20 lat temu do wożenia bananów z Wiednia oraz ciuchów z Tuszyna, faktycznie już nie ma.

      P.S. 207-mka wuja miała 2,4-litrówkę z Beczki. 65 KM i 4 biegi. Przy 70 km/h robiło się nieznośnie głośno, przy 90 trzeba było mieć stopery w uszach.

      Usuń
    3. Znajomy miał taką. Jeździł nim jak osobówką wszędzie, bo 207-ka paliła mu mniej, niż jego piękny, już podówczas wiekowy CX Pallas.I to ropy.

      Usuń
  2. Jeżeli po kontakcie z dźwignią biegów, z racji na jej falliczny kształt, musiałeś umyć ręce, to albo na poważnie masz problem o podłożu seksualnym, albo (jak obstawiam) odrobinę Ci się przegięło ze środkami stylistycznymi... taki wiejski tuning słowa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie, gdybyś musiał targać za januszka jakieś wielkie zwierzę, słonia na ten dany przykład, też miałbyś podświadomy prikaz dokonania higieny manualnej! A wiejski tuning zawsze na propsie - również werbalny. Wszak nie na darmo dzierżę nieoficjalny tytuł człowieka-suchara.

      Usuń
    2. Chciałbym trzaskać takimi "sucharami" jak Ty. Z tym lewarkiem to faktycznie odrobinę po bandzie, alegeneralnie u Ciebie jest najlepszy język w cvałej moto-blogosferze.

      Usuń
    3. Jestem zaszczycony, acz za mistrza wciąż uważam Tymona. Pod względem języka polecam również Benzynoseksualnego - zresztą gość ma zbliżone poczucie humoru do mnie ;-)

      A że po bandzie - czasem człowiek musi, inaczej się udusi, że zacytuję klasyka. Przynajmniej być może ktoś poczuł się oburzony, ktoś inny wręcz urażony, a mnie to zawsze bardzo cieszy.

      Usuń
  3. No ładnie, ładnie! Dostawczak - to (uwaga!) z automatu będę się mądrzyć ;-)
    - WSZYSTKIE Sprintery i LT gniją jak 'gupie', te nowe też. Chyba nawet u siebie wrzucałem 3 latka.
    - wersja "w papierach 1 tona, ładujemy trzy" ma w oznaczeniu na początku '4' i bliźniaki na tyle. Ewentualnie '3' i ładujemy 1,5T. "Ale to temat na zupełnie inny wpis".
    - widzę, że za kierownicą albo siedziała osoba jeżdżąca "za dużo" osobówkami i nieogarniająca ustawienia dostawczego siedzenia (tutaj Isringhausera), albo o wzroście poniżej 140cm ;-)
    - i już zupełnie subiektywnie - nie uważam, że z tymi lusterkami jest aż tak znakomicie. Ot - poprawnie jak na gabaryt, ale przydałyby się dokładki szerokokątne.
    Miałem coś jeszcze dopisać coś o tej biegałce, ale już sobie daruję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, na Twój komentarz jako osoby, która umi w dostawczaki, czekałem najbardziej.

      Co do osoby jeżdżącej "za dużo" osobówkami - przez ostatnie 2 lata (około) użytkował go człowiek, który generalnie potrafi pojechać wszystkim. Niestety sam tego siedzenia nie ogarniam zupełnie - miałem niewiele czasu (deadline powrotu celem wyspacerowania Młodzieża gonił) więc jeno cofnąłem odrobinę. Domyślam się, że możliwości ustawienia jest dużo więcej.

      Usuń
    2. Uprzejmie dziękuję za porcję wazeliny ;-)
      Jak dla mnie siedzenie jest po prostu dziwnie ustawione - tylna część niżej niż przednia, a całe siedzisko dość nisko.
      Blisko zawiasu masz dwie wajchy, służące do regulacji tzw. kołyski - ustawienia wysokości przedniej i tylnej części siedziska. Ten model jest dość prosty, w dużych (tzn. ciężarówkach), z pneumatyczną regulacją i pamięcią jest ciekawiej.
      P.S. cholera, ciągnie mnie za kierownicę czegoś większego!

      Usuń
  4. Zazdroszczę możliwości sprawwdzenia "jak sie czujo Cytryn z Gumiakiem za kierownico!"

    OdpowiedzUsuń
  5. Qro ma rację. Dolny Śląsk to mekkaczka, czyli mekka kacząt. Ostatnio kręciłem się po okolicach Silver Mountain, Neurode i Glatzu i kaczka była zdecydowanie najczęściej spotykanym pojazdem. A jakież one były każda inna i jakie kolorowe! Sprintery zapewne już na Dolnym Śląsku wszystkie zeżarły opary siary, a kaczki jeżdżą i bedą. Swoją drogą jestem ciekaw co Kaczy na to wszystko.

    Teraz z drugiej strony. Mój kolega Bartosz wylizingował Sprintera około 10-12 lat temu i woził nim tapety z Węgier non stop. Nie pamiętam jaki tam był motur, ale toto szło 140 km/h bez zająknięcia z tymi tapetami, więc musi, że to był 2.9.

    Z trzeciej strony to masakryczna szkoda, że one raczą tak rudzieć. A to dlatego, że taki jeżdżący barakowóz to idealna baza do budowy całorocznego campera, który nadal pozostając w papierach dostawczakiem, może stacjonować w miejscach, w których normalne campery nie mogą za bardzo. Sprinter jest tak wysoki sam z siebie, że da się zaaplikować kabinkę prysznicową i toaletę z zewnętrzną obsługą... rozmarzyłem się znów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na temat tego 2,9 TD to była dyskusja w Bundestagu. Pojazdy do 3,5 tony śmigają po Autobahnach bez ograniczeń szybkości, bo nikt nie przewidział był, że ktoś zrobi prawie ciężarówkę zdolną pojechać 170. Finalnie zrobili chyba 130 km/h dla pojazdów pomiędzy 2,8-3,5 tony, ale głowy nie dam, bo nigdy nie byłem żywotnie zainteresowany tematem.

      Usuń
    2. Borze, jak ja bym chciał niezardzewiałego Okulara z tym silnikiem. Tak, serio. Najlepiej kombi. Ale wiem, że tak se ne da - W210 posiadające podłogę i progi to mniej więcej podobny poziom realizmu, co obietnice polityków.

      Usuń
    3. - oj tam, z tym 2,9 - widziałem taki jeden z dziurką w bloku, przez którą można było sobie pooglądać korbę :-) Ale sqrczybyk w tym stanie dał dojechać na najbliższy parking! (jakieś 2 km!). Inna rzecz, że późniejsze 2,7 to już nie to.
      - znany jest mi jeden egzemplarz latający w firmie, która swoje wyroby/usługi sprzedaje ukrywając, że to "Made In Poland", przez co Sprinter lata po połowie Europy. Zmieniają się tylko kierowcy, a silnik był gaszony (AUTENTYCZNIE!( wyłącznie podczas za/wyładunku i tankowania. Skończył w jakimś rowie w środkowej Szwecji.
      - inny egzemplarz latał w kurierce, i stanowił dowód na to, że jednak Mercedesy się psują. Możesz mi wierzyć lub nie, ale z tego samochodu odpadło wszystko co tylko mogło odpaść, i zepsuło wszystko co tylko mogło. A i tak jeździł, katowany dzień w dzień. Skończył jako dawca części tylko dlatego, że kurier wziął zakupił po okazyjnej cenie coś innego.
      - Sprinter wewnątrz wcale taki wysoki nie jest sam z siebie - przeca to tylny napęd, to podłoga od razu jakieś 30cm w górę idzie! Tak, aż muszę napisać, że taki Master w wysokości H2 ma ponad 180cm wysokości wewnątrz! W przypadku Sprintera jest gotowe rozwiązanie - James Cook ;-)
      - Z tym niemieckim 2,8T DMC to naprawde przegięcie, nie wiem po cholerę oni to wymyślili. Chyba, tak jak i w Polsce żeby ich odpowiednik ITD - BundesAutobahnGestapo, miało co robić jak dużych nie ma...

      Usuń
    4. Leniwcze, ja MIAŁEM niezardzewiałego okulara 2,9 TD, w Classicu i automacie, po Niemcu rolniku, rocznik 1933. Osobiście od niego kupowane, nie przez Turka.

      Całkowicie zdrowy był - dopóki nie zaczął gnić, co jednak nastąpiło dopiero po trzeciej zimie.

      Będzie w swoim czasie wpis.

      Usuń
  6. Bardzo ciekawy artykuł, środek- szczególnie tapicerka woła o małą odnowę i regenerację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest wół roboczy, estetyka jest w nim co najwyżej drugorzędna.

      Usuń
  7. Przypomniała mi się moja własna przygoda z podobnej wielkości pudłem.

    Dawno, dawno temu (1997 chyba) nie było komu pojechać po zakupione do firmy komputery ADAX, był za to wolny srebrny Citroen C25. Postanowiłem pojechać sam, choć miałem niezłego pietra, bo duże toto i lusterko wewnętrzne bezużyteczne, a ja w nie zerkam notorycznie... Po paru minutach napięcie opadło, prowadził się znakomicie, z wysokości widać wszystko, co może zagrażać z produ, lusterka boczne pokazywały wszystko od ziemi do nieba i na boki, tak że nawet pod magazynem firmy JTT (której wówczas jeszcze skarbówka nie udupiła) odważyłem się wjechać tyłem w wąską alejkę między słupkami :) Bardzo byłem z siebie dumny.

    Nie dziwię się więc, że i Ty szybko okiełznałeś podobną puszkę.
    Fallicznych skojarzeń nie miałem, tam chyba była po prostu rułka z gałką. A ten faktycznie ma wajchę penisoidalną, nie wiem co kierowało projektantem... Może się naoglądał National Geographic za dużo i kompleksy się odezwały ;) W każdym razie też bym mył rękę, a nawet obie, co akurat jest u mnie obsesyjno-kompulsywnym zachowaniem enyłej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile pamiętam, C25 miał wajchę przy kierze. Uwielbiam.

      Usuń