piątek, 27 maja 2016

Śmignąwszy: Całkiem Luksuśna Kupeta

Jak wiadomo, idealnym samochodem dla basisty jest kombiak. Ewentualnie van. I jedno i drugie dysponuje przeważnie pokaźnym kufrem, który do tego można jeszcze łatwo powiększać. Hatchbackom zazwyczaj brakuje dużego bagażnika, za to dają radę pod względem uniwersalności i elastyczności kształtowania przestrzeni bagażowej, zaś z sedanami jest zazwyczaj dokładnie na odwrót. Zupełna kicha natomiast następuje w przypadku coupe - ani to pojemne, ani uniwersalne, basu nie wrzucisz, do dupy z takim układem (no chyba, że na co dzień masz coś w miarę praktycznego, a coupeta to smakowity klasyk na weekendy). Oczywiście są jednak wyjątki. Z dwoma z nich (Ford Mustang i BMW E36 coupe) miałem już okazję się kiedyś zapoznać. Na przejażdżkę trzecim pora przyszła niedawno.

Niespełna dwa tygodnie temu wybrałem się do Nadarzyna na wystawę Oldtimer Warsaw Show. Nie kryję, że do odwiedzenia tego miejsca akurat w sobotę przyciągnął mnie nie tylko sam event, ale i osobistość, którą miałem tam poznać, czyli Szczepan ze znanej i słusznie lubianej Automobilowni. Szczepan, zgodnie z moimi przewidywaniami, okazał się przesympatycznym facetem, a poza możliwością spędzenia z nim (oraz z równie pozytywnym obywatelem znanym pod nickiem Hurgot Sztancy) paru chwil wśród mniej lub bardziej smakowitych klasyków miałem okazję zrobić małą lecz miłą rundkę jego wehikułem, czyli Mercedesem CLK 280.


Druga generacja CLK, oznaczona fabrycznym kodem W209 (lub, wedle innych źródeł, C209 - nie wiem, czy Mercedes zrezygnował finalnie ze stosowania różnych liter w zależności od nadwozia) weszła do produkcji w 2002 roku. Tak, jak poprzednik, bazowała na współczesnej sobie generacji klasy C, czyli w tym przypadku modelu W203. Również tak samo, jak poprzednik, występowała jako 2-drzwiowe coupe lub kabriolet. Tym, co natomiast odróżnia drugą generację CLK od pierwszej już na pierwszy rzut oka, jest przód. Zamiast klasycznego "celownika" umieszczonego na masce mamy tu dużą gwiazdę na grillu - czyli ten element, który od premiery pierwszego, legendarnego SL-a odróżnia sportowe modele Mercedesa od "cywilnych" sedanów i kombi.

Sportowe i ciężarowe. I terenowe. 

I autobusy.

Sylwetka niemieckiego coupe jest... ładna. Po prostu ładna. Trochę brak tu dostojnych, majestatycznych niemal linii starszych modeli czy ostrych, agresywnych cięć następcy, ale patrzenie na W209 (czy tam C209) nie męczy oka. Przy bliższych oględzinach można nacieszyć zmysł wzroku całkiem smakowitymi detalami - takimi, jak choćby "diamenciki" kierunkowskazów ukryte w kloszach reflektorów.


Całkiem przyjemnie prezentuje się również wnętrze CLK - szczególnie typowo mercedesowski zestaw wskaźników z dużym, okrągłym wyświetlaczem wpisanym w prędkościomierz. Nie do końca zachwycają mnie nieszczególnie pasujące do reszty krągłe nawiewy (szczególnie te zgrupowane pośrodku deski rozdzielczej), kierownica (zdecydowanie wolę trójramienną z nowych modeli - ma nieco vintage'owy styl) oraz zestaw przełączników na lewo od kierownicy, ale generalnie można uznać to za czepialstwo. Tym bardziej, że całokształt jest bardzo solidnie wykonany a zastosowane materiały są nader przyzwoitej klasy.


Całkiem wysoką klasę prezentuje również komfort wnętrza - przynajmniej tak długo, jak siedzimy z przodu. Siedzenia są wygodne, miejsca jest dość a większość przełączników znajduje się pod ręką. Oczywiście można tu natrafić na typowo mercedesowskie idiosynkrazje, jak na przykład "nożny ręczny", czyli hamulec postojowy uruchamiany pedałem po lewej stronie a zwalniany za pomocą uchwytu w desce rozdzielczej, jednak fani marki kochają ją również za tego typu patenty. To między innymi dzięki nim wiemy, że siedzimy w Mercedesie.

Niestety, pasażerowie tylnej kanapy nie doświadczą utożsamianego z trójramienną gwiazdą luksusu a proces wsiadania i wysiadania (szczególnie jeśli jest się Leniwcem-Grubasem) nie ma za wiele wspólnego z dystyngowaną godnością. Mówiąc wprost - jest dość ciasno (przynajmniej nad głową) a wsiadanie może być w miarę bezproblemowe jedynie dla kogoś dość szczupłego i wysportowanego. A ja nie należę do żadnej z tych grup.

Ale przynajmniej widok jest całkiem przyjemny.


Pod maską Szczepanowego egzemplarza znajduje się mniejsza z dwóch benzynowych widlastych szóstek dostępnych w poliftowej wersji. W tym przypadku oznaczenie CLK 280 oznacza... silnik o pojemności 3 litrów. Nie jest to pierwszy ani ostatni raz, gdy oznaczenie nie jest zgodne z pojemnością co nie zmienia faktu, że nie za bardzo łapię sens takiego manewru - szczególnie, jeśli oznaczenie wskazuje na niższą pojemność niż w rzeczywistości. Na szczęście oznaczenie nie ujmuje sześciocylindrówce kultury pracy ani osiągów. Silnik brzmi aksamitnie, z lekką chrypką charakterystyczną dla jednostek V6, jednak chrypka ta jest bardzo delikatna, wręcz miękka. Miękko pracuje także automatyczna skrzynia. Jedynie kickdown powoduje leciutkie szarnięcie - a i ono zdaje się subtelne, niczym stłumione poduchą.

Oprócz delikatnego szarpnięcia kickdown powoduje również bardzo energiczne katapultowanie auta w przód. 231 KM i 300 Nm momentu obrotowego robią swoje. Choć i w tym przypadku odbywa się to w kulturalny, pozbawiony brutalności sposób. Tak - uczucie przyciśnięcia potylicy do zagłówka jest nader miłe, jednak nie towarzyszy temu wściekły ryk silnika czy wywołany strzałem adrenaliny ślinotok. Po prostu dobre osiągi połączone z dobrym komfortem.

Właśnie, komfort. Od lat cenię Mercedesy za ich wygodę, na którą składa się między innymi nieco kołyszące resorowanie. W CLK jednak nie znajdziemy kanapowatego charakteru - zawieszenie jest zestrojone nieco sztywniej, niż w sedanach i kombiakach Mercedesa, którymi miałem okazję jeździć. Nie oznacza to, że jest twarde - wszak to wciąż jest Mercedes, i to z tych dla dorosłych. Nawet na nierównej drodze nie ryzykujemy zamiany ważnych organów miejscami. Inżynierowie ewidentnie chcieli umożliwić kierowcy korzystanie z dobrych osiągów również na krętych drogach nie skazując go przy tym na rezygnację z całkowicie zadowalającego poziomu wygody.

A jak się okazuje, z przewozu basu też nie trzeba rezygnować - pod warunkiem, że przewozimy go w miękkim pokrowcu.


Jak napisałem na wstępie - coupe nie służą do tego, by być praktyczne. Nie znaczy to jednak, że bagażnik musi być mikroskopijny. W CLK zdecydowanie taki nie jest. 435 litrów to zupełnie niezły wynik jak na wariant nadwozia, w którym możliwość przewozu gratów jest na jednym z ostatnich miejsc branych pod uwagę. Do tego okazuje się wystarczająco szeroki, by łyknąć bas w pokrowcu w poprzek i wystarczająco głęboki, by zmieścić go na skos. Niestety, wiesła w twardym futerale bez złożenia oparcia  raczej się nie wepchnie.

Podsumowanie, czyli zady i walety:

Mercedes CLK 280 to kawał dobrego samochodu dla kogoś, kto szuka wygodnego, szybkiego coupe przeznaczonego raczej do turystyki niż do sportu. Komfortowe wnętrze (no, z przodu), dynamiczny silnik, miękko działający automat i zawieszenie stanowiące przyzwoity kompromis między wygodą a prowadzeniem mogą się podobać, tak samo, jak sympatyczne, wskazujące na dopracowaną, przemyślaną konstrukcję smaczki w rodzaju bezramkowych szyb automatycznie opuszczających się odrobinę przy otwieraniu drzwi i dociskanych w momencie ich zamknięcia. Do tego, wedle słów właściciela, zużycie paliwa utrzymuje się na rozsądnym poziomie, zaś pod względem niezawodności nie można temu autu czegokolwiek zarzucić. Czy zatem kupiłbym go, mając odpowiedni fundusz i chcąc wyposażyć się w coupetę? Otóż... nie do końca. Tak, jest to świetny samochód, ale troszkę zbyt kompromisowy. Brak tu nieprawdopodobnego luzu i lekkiej kanapowatości Mustanga czy, z drugiej strony, ostrego pazura E36 (które jednak pochodzi z wcześniejszej dekady). To wysmakowane, dopracowane auto dla kogoś, kto po prostu chce coupetę spod znaku trójramiennej gwiazdy. I choć sam nie zapałałem doń gorącym uczuciem, nie mam wątpliwości, że to naprawdę świetna konstrukcja.


Plusy:
  • dopracowanie
  • komfort (wnętrze z przodu i niezłe zawieszenie)
  • osiągi
  • solidność i niezawodność
  • zupełnie akceptowalne zużycie paliwa
Minusy:
  • bardzo niewygodne wsiadanie do tyłu i niewiele miejsca tamże
  • niewielka praktyczność mimo niezłego bagażnika (to coupe i co zrobisz jak nic nie zrobisz)
  • nieco zbyt mało wyrazisty charakter

Co nim wozić:

Jeśli chcesz używać Mercedesa CLK do przewozu basów, pamiętaj, że głowa i paczka już raczej nie wejdą. Pozostaje samo instrumentarium - a tutaj dobrze pasować będzie choćby Marleaux Consat. Pytanie tylko, czy chcesz tak drogi instrument przewozić w miękkim pokrowcu.

19 komentarzy:

  1. "nie za bardzo łapię sens takiego manewru - szczególnie, jeśli oznaczenie wskazuje na niższą pojemność niż w rzeczywistości"

    Nie wiem jak w przypadku MB, ale w BMW, które miałem, przyczyna była prosta: w 323 siedział motor dwuipółlitrowy, ale był słabszy o 20KM od poprzedniej dwuipółlitrówki. A był słabszy, bo normy czystości spalin, bo dawne 2.5 zastąpił silnik 2.8 (o identycznej mocy, ale za to przyjemniejszej charakterystyce -- 35Nm więcej i niżej robiło robotę). A teraz to już w ogóle bardzo popularny manewr i chyba wolę manierę, którą swego czasu uprawiał Fiat, który zawierał w oznaczeniu moc silnika (która zresztą też nie mówiła wszystkiego).

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę ze spotkania z Basistą, ze wspólnej przejażdżki i możliwości poczytania o swoim samochodzie w INTERNETACH!!

    Chciałem też bardzo przeprosić za okropne zabrudzenie auta, ale 300-kilometrowy dojazd z Krakowa w deszczu, a zwłaszcza odcinek intensywnych robót drogowych za Kielcami nie pozostawił mi szans na dotarcie do Warszawy czystym autem, stąd też mało estetyczny wygląd na zdjęciach.
    Zgadzam się całkowicie z opinią o CLK jako porządnym narzędziu do dwuosobowej turystyki - do tego jest wręcz wymarzony. W dalekich trasach, przy rozsądnej, ale w żadnym wypadku nie ślamazarnej jeździe, spalanie w okolicach 8 litrów nie jest żadnym problemem, a komfort i dynamika nie pozostawiają nic do życzenia.

    Zgadzam się też, że to auto głównie dla ludzi, którzy chcą mieć Mercedesa coupe - ja właśnie do nich należę :-) Prawdą jest jednak, że w tej generacji brakuje już trochę tradycyjnej mercedesowatości, którą było czuć na kilometr jeszcze w poprzedniej generacji CLK. Na pewno bliżej opiszę to kiedyś u siebie na blogu, bo to zbyt obszerny temat jak na pojedynczy komentarz.

    Byłem miło zaskoczony możliwością zmieszczenia w bagażniku basu bez składania siedzeń ani bez korzystania z worka na narty. To prawda, że coupe nie jest samochodem rodzinnym, ale szwagier - 190 cm wzrostu - nie narzeka, gdy musi jeździć z tyłu (inna sprawa, że jest młody i umiarkowanej tuszy).

    Co do niezgodności oznaczenia i pojemności: to jest dzisiaj standard wynikający z praw marketingu. Nazwa musi być ładna i sugerować tzw. prestiż - stąd "zawyżanie" oznaczeń w niższych modelach. A dlaczego tu jest odwrotnie? Pewnie z powodu dłuuuugiej tradycji mercedesowskich 280-tek, no i chęci zostawienia sobie "zapasu" na zwiększanie ej liczby w przyszłości, bo przecież każda kolejna generacja musi być "lepsza", prawda? Dzisiejsza trzylitrówka MB nosi już oznaczenie 400... (patrz model E400).

    Na koniec jeszcze raz - Basisto, dziękuję!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jakichś powodów zapomniałem odpowiedzieć na ten komentarz (zapewne zakręcenie przeokrutne). Zatem odpowiadam teraz: to ja dziękuję!

      Usuń
  3. Widzę, że Merc zrobił na tyle mocno pozytywne wrażenie, że korposrebrny nawet nie przeszkadza ;-)
    Bagażnik (a właściwie jego pojemność) mocno zaskakujący. A jak się Consat nie zmieści - Markleaux produkuje jeszcze Betrę. I Sopran Bass, ale to chyba tylko dla zdesperowanych. Do tego jakaś główka w klasie D i mała paczuszka - np. EBS NeoLine 110/112. Albo coś co niedługo najprawdopodobniej zakupię. Ale ja się nie znam :-)
    Osobiście mam negatywne doświadczenia z tymi przyciskami na kierownicy w nowszych Mercedesach - nie dość, że chodzą bardzo ciężko (w Atego wypadałoby chyba pięścią uderzyć by wywołać reakcję) to jeszcze podróżowanie po tych menu wydało mi się jakieś mocno nieintuicyjne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W nowszych to nie wiem. Mój ma 11 lat :-)

      Usuń
    2. hurgot sztancy29 maja 2016 20:33

      on nie jest właśnie koprposrebrny - to jest taki srebrnobłękitny, ładniejszy na żywo niż na zdjęciach

      Usuń
    3. Tak, to taki blady błękit. Kupując nówkę-salonówkę raczej nie wybrałbym tego koloru, ale absolutnie nie jest szpetny. I w rzeczy samej dużo lepiej wygląda na żywo.

      Betra jest cudna, kręci mnie przeokrutnie, ale nie do końca pasuje do tego modelu. Prędzej widziałbym ją w Audi 80/90 Coupe B3 (germański bas w germańskim wozidle, jawohl).

      Usuń
    4. I ja potwierdzam że kolor nie jest zły, jako że miałem okazję być przewieziony w rzeczonym rydwanie ;)
      To auto ma już 11 lat. Zestarzeliśmy się...

      Usuń
  4. W sumie więcej jest plusów niż minusów. Zastanawiam się czy nie wybrać tego modelu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, Pański koleś złomnik zbrukał dziś pamięć żołnierza wyklętego ps. *łupaszka* na swoim fanpage, proszę o jednoznacznie potępiające stanowisko wobec temu antypolonizmowu inaczej cofam lajka.
    Pozdrawiam Sebastian Patryjota
    Chwała Wielkiej Polsce!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://cdn.memestache.com/2012/9/30/42fdcdfa1f17ef09d471b8e2969534da.jpg

      Usuń
  6. CLK W209 to powrót do naprawdę fajnych stylistycznie coupe Mercedesa. Zwłaszcza w porównaniu do koślawej pierwszej generacji czy W203 Coupe. Bardzo mi się podobuje generalnie i jak trochę stanieją to może nawet rozważę.
    Bardziej niż problemów technicznych powinno się chyba bać korozji. Jak jest w tym przypadku? Ruda chrupie?
    PS. Duży plus za wnętrze w jasnej skórze i wykończenie w drewnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Korozji nigdzie nie ma ani śladu, nawet w najbardziej newralgizcznych miejscach. Lakierowany jest jeden błotnik i to niecały niecały (lewy tył, cieniowanie widać wyraźnie pod światło). Napisz do mnie proszę przez formę kontaktową na automobilownia.pl, to przyślę Ci więcej zdjęć.

      Usuń
  7. Jareczku, nożny "ręczny" spuszczany ręcznie to wyznacznik nie tylko merc sedesa, ale i np. citroena DS. Oczywiście z tych prawdziwych DSów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A także np. Lexusa GS 300.

      Usuń
    2. Generalnie ten hamulec w pedale to bardzo praktyczne rozwiązanie.
      No, chyba że chcemy latać na ręcznym...

      Usuń
    3. Nie ucz ojca dzieci robić - ten gość ma DS w logo bloga, to poważna sprawa!

      Usuń