niedziela, 18 marca 2018

Eventualnie: PoWoli

Wiosna już była w ogródku, już witała się z gąską, a tu nagle ścisnęło, zmroziło, sypnęło jakimś białym cholerstwem i tyle było w temacie nadziei na ocieplenie i listki na drzewach. Tym samym wszystkim, dla których odmarzający nos, przeziębienie i konieczność wciskania się przy każdym wyjściu w srylion warstw odzieży są atrakcjami równie ciekawymi, co leczenie kanałowe, pozostało udanie się po kolejną porcję prozaku.

W takich to zachwycających okolicznościach przyrody odbył się kolejny już rajd z cyklu "Szczękające Uzębienie i Przemoknięty But 2018". Na szczęście jednak, tak samo, jak wcześniejsze zimowe imprezy, miał on do zaoferowania znacznie więcej, niż tylko przeziębienie. Był to już drugi rajd z cyklu Warszawa Inaczej - niestety na pierwszy, zatytułowany "Włochowska Robota", nie dałem rady się załapać, w związku z czym tym bardziej chciałem pojechać w kolejnym. I tym razem, na szczęście, udało się.

Najsłuszniejsza ze Wszystkich Marek ewidentnie staje się najpopularniejszą wśród organizatorów rajdów

Pierwsza czynność po przybyciu - przygotowanie wszelakich pomocy i innych utensyliów

O, Virgo 15"? Myślałem, że występowały tylko jako czternastki

Sedany chyba wracają do łask

Od lewej: dobrze, dobrze, nieszczególnie

Tym razem otrzymaliśmy najlepszy możliwy numer startowy

Radość na twarzy głównodowodzącego sugerowała jasno, że łatwo nie będzie

Dość ostrożny entuzjazm na twarzach uczestników zdradzał, że doskonale zdawali sobie z tego sprawę

Itinerer tylko pozornie nosił znamiona względnej normalności

Widoczki, jakich należało wypatrywać, rozwiewały jednak wszelkie złudzenia
 Zabawa zapowiadała się dość hardkorowo. Nie dość, że trasa zawierała dwa plany, czyli elementy absolutnie nieogarnialne dla człowieka o ludzkim IQ, to jeszcze dodatkowo prawidłowe przejechanie pierwszego z nich zależało od znalezienia i wpisania w kartę odpowiednich obiektów ze zdjęć widniejących na osobnej kartce. Kolejność ich pojawiania się na trasie miała stanowić o kolejności przejazdu punktów na planie. Słowem - koszmar.

Na szczęście planem miała zająć się moja Obywatelka Pilotka - osoba o IQ zdecydowanie nadludzkim - zaś w kwestii zdjęć przyszedł w sukurs człowiek-legenda, weteran warszawskich rajdów i przede wszystkim wolski tubylec, doskonale znający okoliczne zakamarki, czyli Paweł S.

Paweł miał jechać jako połowa odrębnej załogi, ale pech chciał, że wykruszyły mu się jednocześnie wehikuł i pilot. Jego niefart stał się jednak naszym szczęściem, gdy zasiadł z tyłu Skanssena.

Tymczasem kolejne załogi mniej lub bardziej żwawo szykowały się do startu.




Czołem, załogo!
 Przyszła tedy pora ruszyć w trasę.

Pierwszym z dwóch bezobsługowych checkpointów był Najpopularniejszy Pojazd Rajdowy tego sezonu

Nie miałem pewności tylko co do AX-a

Dwuelementowa kolekcja Chevroletów oczywiście była pytaniem z trasy

"Ulubione" również
 Szło nam zupełnie nieźle, aż do momentu, gdy nieprawidłowo skręcająca w lewo ciężarówka zasłoniła znak nakazu jazdy prosto, a ja... podążyłem za nią. Straciliśmy sporo czasu, a jak się później okazało, również czujności.

Na szczęście po powrocie na właściwą trasę udało nam się nie zbaczać już z niej zbyt daleko, zaś pytania z karty (poza jednym, nader podchwytliwym, o modele samochodów z szyb warsztatu) okazały się niezbyt trudne do znalezienia.


Jak się jednak okazało, nasze zagubienie w połowie pierwszego etapu sprawiło, że na metę dotarliśmy jako ostatni. Do tego, zamiast spokojnie oddać kartę, trzeba było jeszcze pokonać drugi plan, do którego instrukcje widniały na ostatnim już punkcie.

Sympatyczna, futrzasta obsługa pilnowała dyskretnie, czy nie omijamy pekapu


Zadanie, które należało rozwiązać, by prawidłowo ułożyć trasę przejazdu drugiego planu, było naprawdę srogim dowcipem. Otóż na kartce widniały zdjęcia z pierwszego checkpointu, czyli Volva 245, tyle, że w innej kolejności. Zadanie polegało na tym, by przypomnieć sobie, jak były uszeregowane na pierwszej kartce. 

Czy muszę dodawać, że oczywiście miałem zdjęcie z piewszego pekapu?

Jednak nie był to jeszcze koniec zabawy. Zdając kartę drogową dowiedzieliśmy się, że czeka nas jeszcze jedna próba: parkowanie precyzyjne. Zadanie polegało na tym, by tak stanąć między pachołkami, by ich odległość od przedniej i tylnej osi była taka sama. Mój wynik - odchylenie o 4,5 cm. Jeden z lepszych, ale nie najlepszy.

Pozostało już tylko zaparkować i czekać na wyniki.

Błogosławiony między Cegłami

Klimaty nordyckie z holenderskim, ziołowym posmakiem

Bas w miękkim pokrowcu miałby szansę wejść

Znamy, lubimy

Kącik teutoński

Trofea już czekały

Pieseł też czekał
 Niestety, okazało się, że przed pierwszym planem przeoczyliśmy jedno ze zdjęć, co wpłynęło na sposób jego przejazdu, tym samym pogrzebując szanse na miejsce w czołówce. Jednak, głównie dzięki Pawłowi i jego wąsom znajomości terenu, był to jedyny punkt, którego nie udało nam się zlokalizować.

Tymczasem przyszła pora na ogłoszenie wyników.

Organizatorzy ogłaszają

Wyróżnieni się radują

Zwycięzcy z jakichś powodów wyrażają równocześnie radość i niesmak

Metę opuszczać zaczęły zarówno klasyki...

...jak i te przyszłe

Dostawca kiełbasek zamknął podwoje
 Przyszła zatem pora i na nas.

Czy rajd był udany? Jak najbardziej - ogrom pracy włożonej w ułożenie trasy i zadań był bardzo widoczny. Sama trasa okazała się nader malownicza (na swój wolski, postindustrialny sposób), a pomysły - zdecydowanie niebanalne. Niestety, poziom trudności i złośliwość niektórych pomysłów mogły odstraszać niektórych mniej doświadczonych zawodników. Niewątpliwie odstraszała też temperatura - być może to z jej powodu na starcie pojawiło się tylko kilkanaście załóg. A może po prostu niedoszli uczestnicy domyślili się co ich czeka?

Tak czy inaczej - kolejny rajd zaliczony, kolejne doświadczenie zdobyte. I mimo znienawidzonego przeze mnie planu, dodatkowo utrudnionego przez wredne pomysły organizatorów, wiem, że warto wybierać się na eventy Warszawy Inaczej. Choćby nawet tylko w celach krajoznawczych.

Jedno jest pewne - po trasie wiodącej na zmianę przez wąskie, błotniste uliczki i okrutnie zasolone arterie oraz po dyskretnych boczurach na Ordona Skanssen zasłużył na solidną kąpiel. Okłady z błota i soli są dla niego równie nieprzyjemne, co dla mnie przemakające w śniegu buty.


Oby na następny rajd przyszła już wiosna. Cudowna aura zeszłorocznego Rembertowskiego pozwala mieć pewną nadzieję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz