czwartek, 2 sierpnia 2018

Eventualnie: stary, ale może

Czasem człowieka coś weźmie. A to zrobiłby coś nowego, a to zrobiłby coś inaczej niż zwykle - najlepiej coś ciekawego. Na przykład, zamiast wziąć udział w rajdzie, zauczestniczyłby sobie w jego organizacji. I taki właśnie chory pomysł zrodził się w mej kudłatej głowie. Tym, że tak powiem, chorszy, że mój ujemny skill organizacyjny znany jest już chyba w sąsiednich galaktykach. Ale wiadomo - splendiż, hajs i groupies poznanie tematyki od kuchni potrafią skutecznie kusić. Dlatego gdy zgłosili się do mnie z ciekawą propozycją panowie z popularnych fejsowych fąpaży Miks Wielokołowy i Warszawa Inaczej nie potrafiłem zachować się rozsądnie i powiedzieć "eeee, niebałdzo".

Wkrótce został ustalony rejon rajdowania oraz miejsce startu i mety (przy czym to ostatnie w międzyczasie się zmieniło) i przystąpiliśmy do wstępnego ustalania trasy.

Emitujemy NOx-y i zawłaszczamy przestrzeń

Po drodze można było zresztą trafić na znajome widoczki.

Kiedyś robiłem vlepki z krzyżem Ankh i podpisem "Pierwsze wzmianki o hatifnatach pojawiły się już w starożytnym Egipcie"
Mi przypadło w udziale opracowanie pierwszej części trasy - z Siekierek do Powsina. I choć te rejony (szczególnie okolice Siekierek) były już mocno wyeksploatowane we wcześniejszych rajdach (samo miejsce startu było wcześniej wykorzystywane w tym celu przynajmniej dwukrotnie), dało znaleźć kilka ciekawych miejsc i wrostów.

Co tu stwarza zagrożenie?



Zwierzę, które już nie może

Wołga hodowana w szklarni została zlokalizowana już podczas wstępnego przejazdu
Oczywiście trasę należało wciąż cyzelować, udoskonalać i usuwać niejasności. Dlatego próbne przejazdy odbywały się co weekend.


Kolejny badylarz uprawiający żelazo


W końcu przyszła pora na tzw. zerówkę z nieznającą trasy Obywatelką Pilotką na prawym fotelu.



Po zerowym objeździe pozostało jeszcze kilka rzeczy do ogarnięcia. Choćby wycieczka w dość dziwne rejony Bemowa celem odpalenia pożarniczego Lublina i zatargania go na punkt OSP Zamienie.

Obawialiśmy się trochę, że akumulator będzie za mały, ale okazało się, że Lublin miał pod maską... benzyniaka

It's alive!


Na sam koniec pozostało późnonocne rozwieszanie tablic po drzewach i słupach.


W końcu nadszedł dzień rajdu. Nieprzytomni (położyłem się przed 2, Michał R. jeszcze później) ale dość podekscytowani (przynajmniej ja) stawiliśmy się na starcie aby powitać załogi i odprawić je na trasę.

Naklejki oczywiście były już gotowe.

VOLVOCEPCJA
My w zasadzie też.


Gdy dotarliśmy z Obywatelką Pilotką na miejsce część załóg już była, ale uczestnicy wciąż się zjeżdżali.








Przed 9 rozpoczęła się odprawa.


Tetris czyli kolejny wariacki pomysł na urozmaicenie trasy
Niedługo później załogi jęły ruszać w trasę.
























Po odprawieniu ostatniej załogi ruszyliśmy pomaóc w dwóch miejscach zaplanowanych na długo przed naszym własnym pekapem, zahaczając po drodze o jeden działający już punkt. Ten, którego nikt zresztą nie wyzerował.



Niestety nie dotarł na metę samodzielnie
Pierwszym naszym zadaniem było obklejenie Mercedesa zadaniami nawierzchniowymi.



Kolejnym - pomoc przy ogarnięciu załóg na próbie sprawnościowej.

Sama próba już była przygotowana.


Mobilna pomoc rajdowa
Nikt jednak nie przyjeżdżał. Niestety, okazało się również, że Renault 9, które miało być pojazdem wspomagającym oraz ozdobą punktu "Ustrzel Renault", zaliczyło zgon stacyjki. Wybitnie poirytowało to jednego z Głównych Organizatorów, będącego jednocześnie jego właścicielem, który w te pędy udał się sprawdzić, czy temat jest do ogarnięcia.


Niestety, nie był.

Tymczasem drugi Główny Organizator podjął się sprawdzenia, czy formuła próby sprawnościowej ma sens.




No i tu pojawił się kłopot: piłka, którą w zamyśle należało wbić do składającej się z dwóch pachołków bramki, zamiast odbijać się od przedniego zderzaka, wykazywała tendencje do wciskania się podeń. Jako, że równie dobrze mogła być to kwestia ukształtowania zderzaka, zawstydzone Punto schowało się za przeznaczony nań pojemnik.

Wszystko na swoim miejscu
Skanssen tymczasem schował się za Poldkiem.


Zadanie "Ustrzel Renault" wisiało sobie spokojnie na drzewku.


Załogi wciąż nie przybywały. Dotarła do nas za to informacja, że jedna z załóg dość skutecznie zakopała się na trasie. Jak się później okazało, tak naprawdę obok trasy.

Pozostało jeno w bezsilności kopnąć niczego niewinną piłkę.


Wreszcie pojawiła się pierwsza załoga.



...i wtedy lunęło.


Ulewa trwała kilka dłuższych chwil. W jej trakcie nadjechało kilka załóg, które ustawiły się grzecznie w kolejce. Obywatelka Pilotka wpadła na pomysł, by przenieść renówkowe rzutki na metę, zaś próbę sprawnościową przeprowadzić zgodnie z planem, by nie przedłużać niepotrzebnie imprezy.

Na szczęście deszcz w końcu zaczął ustępować.






Po przejazdach kilku załóg (z których jedna skutecznie rozprawiła się z piłką) otrzymaliśmy polecenie udania się na nasz pekap, co też niezwłocznie uczyniliśmy.


1. Bogdan, 2. Roman, 3. Florian, 4. Leon

1-c, 2-e, 3-f, 4-a, 5-d, 6-b

Miś Bernard był gotów
Sprawne oklejenie Skanssena okazało się słuszną opcją, gdyż wkrótce jęły nadjeżdżać załogi.




Niestety, po kilkunastu minutach okazało się, że zamknięta na głucho brama, za którą znajdowało się zasadniczo nic, jednak jest dość popularnym portalem prowadzącym w jakieś tajemnicze miejsce. W związku z tym Skanssena trzeba było przestawić na drugą stronę ulicy.










Po potwierdzeniu z Głównymi Organizatorami, że więcej załóg nie pojawi się na naszym checkpoincie, udaliśmy się na metę.







Uczestnicy relaksowali się po kilku godzinach jeżdżenia, zaś organizatorzy podliczali wyniki.


W końcu przyszła pora na ogłoszenie zwycięzców oraz wręczenie jednej nagrody specjalnej za krzewienie miłości do prawdziwej motoryzacji. Miś Bernard trafił w dobre ręce.


W dobre - a na pewno zasłużone - ręce trafiły też pozostałe nagrody.



Wrażenia? Matko Bosko Kochano... Z naszej trójki zrobiłem zdecydowanie najmniej - wstępnie opracowałem trasę pierwszego fragmentu trasy, i to bez tworzenia itinerera, znalazłem trochę punktów do zdjęć i pytań, wymyśliłem, graficznie opracowałem i wspólnie z Obywatelką Pilotką obstawiłem checkpoint, do tego uczestniczyłem w przejazdach próbnych i nocnym, przedrajdowym dopinaniu szczegółów. Wydaje się, że to dużo, ale Michał z Warszawy Inaczej i Piotrek z Miksu Wielokołowego mieli nieporównywalnie więcej roboty. Na szczęście w dniu rajdu bardzo pomogły nam nasze Ukochane. Dlatego każdego, kto utyskuje na konieczność zapłaty wpisowego lub jego wysokość, słowem obelżywem wysyłam niniejszym na drzewo. To ogromny wysiłek - szczególnie jeśli jest się człowiekiem normalnie pracującym lub choćby studiującym. Tym większy mam szacun do ludzi, którzy ogarnęli już w życiu srylion rajdów. Szapo ba, tak trzymać, nie przestawajcie.

A czy pomógłbym jeszcze raz w takim przedsięwzięciu? Jak najbardziej - to co prawda trudne, ale cholernie satysfakcjonujące zadanie. Tyle, że... nie za szybko. Teraz pora pojechać w kilku rajdach.

Filmik zapewne będzie. Ale też nie za szybko - na moim aktualnym kompie nie chodzi żaden sensowny program do edycji video, poza tym po kilku nocach pisania z radością bym się wreszcie trochę wyspał. Cierpliwości.

8 komentarzy:

  1. Boższe ile zdjęciw - czy Ty boga nie znasz!? No dobra wiem, że nie znasz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jakoś nigdy mi się nie przedstawił ;-)

      A zdjęciw jest jeszcze wincy, musiałem selekcję robić. I filmidło będzie. Kiedyś. Chyba. Mam nadzieję.

      Usuń
    2. Zdjęcie na którym robicie zdjęcie i na nim jesteście, a nie jest to "samojebka", jest takie "incepcyjne".

      Usuń
  2. GDZIE JEST TEST LEXUSA IS200! BASISTA, ODDAWAJ NASZE PINIENDZE! XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Czarny Ford Mustang na żółtych blachach wygląda ładnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Chyba tak. Wiem tylko, że przy każdej zmianie biegu pogwizdywała wesoło z blowoffa.

      Usuń