Czasem można dobrze się bawić nawet nie będąc oficjalnie czynnym uczestnikiem danego eventu. Tak też stało się w ostatnią niedzielę na imprezie o pięknej nazwie Klasyczny Koneser.
Jak sama nazwa wskazuje, evencik odbywał się na terenie dobrze znanego na Pradze Konesera i obejmował zlot zacnych klasyków i współorganizowany przez jak zawsze solidną ekipę Stada Baranów rajd. I właśnie na tenże rajd... nie udało mi się załapać. Powód był prosty - Obywatelka Pilotka, przytłoczona innymi obowiązkami, stwierdziła, że tym razem nie da rady mnie popilotować. Jak nie to trudno, co robić. Nie znaczyło to jednak, że zupełnie odpuszczę imprezę - wszak można po prostu się przejść, a przy okazji spróbować załapać się do jakiejś załogi.
Jak pomyślałem, tak też uczyniłem, i w niedzielne południe, zostawiwszy Młodzieża pod opiekuńczymi skrzydłami mieszkającej niedaleko Czcigodnej (która zresztą, po 2 tygodniach niewidzenia wnuka, z radością go powitała), udałem się na ul. Ząbkowską, gdzie na - jak to się teraz mawia - zrewitalizowanym terenie dawnej fabryki wódek impreza rozkręcała się już na dobre.
Gdy dotarłem na miejsce, trwała już odprawa.
Pierwsze załogi już szykowały się do startu.
Pozostało jedynie zakręcić się za jakąś gościnną załogą, która, przyjęłaby mnie w charakterze bagażu.
I udało się - znani z licznych rajdów Michał i Aga zgodzili się zabrać mnie na tylną kanapę swojego przepięknego Citroena GSA.
Pierwsza część rajdu prowadziła po starej Pradze.
Następnie itinerer wiódł na Kamionek i Grochów, gdzie - na przestrzeni ok. kilometra - robiło się gęsto od checkpointów.
Grochowski odcinek okazał się szczególnie ciekawy - okazało się, że Warszawa wciąż ma kilka słabiej zeksplorowanych miejsc. Choć, rzecz jasna, trafiały się i znane już widoki.
Tuż przed metą pożegnałem się z Agą i Michałem i podążyłem do Czcigodnej celem dopełnienia obowiązków ojcowskich, oni zaś pocisnęli z powrotem do Konesera, gdzie odbywała się dalsza część eventu.
Rajd okazał się krótki i, rzekłbym, relaksujący - acz trudno dobrze ocenić jego trudność siedząc na tylnej, bardzo komfortowej kanapie i wspomagając załogę jeno czytaniem pytań i drobnymi podpowiedziami na punktach kontrolnych. Dość jednak rzec, że całą trasę udało się przejechać w niecałe dwie godziny.
Impreza jednakowoż nadal trwała, korzystając zatem z ładnej pogody postanowiłem podjąć kolejną próbę zainteresowania Młodzieża szlachetną zabytkową motoryzacją i ponownie podążyłem do Konesera - tym razem w towarzystwie mego spadkobiercy.
A tam czekała na nas masa blaszanego piękna.
Niestety - Młodzieża niezbyt zainteresowały przecudne graty. Na szczęście znalazło się jednak również coś dla niego - w jednej z alejek czekała masa atrakcji dla dzieciaków - malowanie fizjonomii, balony, wata cukrowa i teatrzyk.
Tymczasem na scenie, gdzie wcześniej odbyła się odprawa a później miały być ogłaszane wyniki, grała muzyka.
Uczestnicy natomiast powoli zbierali się do wymarszu.
Trochę szkoda, że Młodzież nadal nie złapał graciarskiego bakcyla. Ja sam w jego wieku byłem już niewąskim świrem, który wycierał nosem szyby wszystkich dość licznie podówczas gnijących Syrenek, zaś zardzewiały Garbus jawił mi się jako szczyt piękna.
Ale najważniejsze, że i on mógł tego dnia coś skonesować.
Młodym się nie martw. I tak załapie coś z konesenowania staroci :)
OdpowiedzUsuńa Młody nie ma włosów do ramion??
OdpowiedzUsuńAleż fajny ten Samurai w blaszance :D
OdpowiedzUsuń@truten23.