niedziela, 7 lipca 2013

Eventualnie: Lemingi w Słoikach

Jak zapewne wielu z Was wie, jestem fanem Złomnika. Stronkę uważam za wybitną, poglądy Autora - za ze wszech miar słuszne (no, może w paru momentach rozjeżdżamy się w kwestii upodobań motoryzacyjnych a także kulinarnych - jak do ciężkiego dzwońca można nie lubić żółtego sera czy cynamonu???) a prezentowane w ramach miksów, bitw złomów czy fur na (wpisz dzień tygodnia) wywołują we mnie ślinotok połączony z niepokojącymi sygnałami wskazującymi na skłonności do priapizmu.

Notlauf, czyli Ojciec Dyrektor całego zamieszania, raz na pewien czas organizuje (często do spółki ze Stadem Baranów) rajdy po Warszawie i okolicach. Nie są to jednakowoż rajdy typu but, mielenie gumy i zganianie babć z przejść tylko "masz tu itinerer, wypełnij zadania i spróbuj się nie zgubić". Dwa razy (Rajd po Ursynowie im. Stefana Karwowskiego oraz Festiwal Nitów i Korozji 2012) przybyłem jako obserwator, ale wiedziałem, że w końcu warto będzie wziąć jakiś tam bardziej czynny udział. Dlatego, gdy został wyznaczony termin kolejnego eventu, wiedziałem, że muszę. Choćbym sczezł. I gdy termin został przesunięty co spowodowało pewien konflikt terminowy, zacisnąłem zęby i stwierdziłem, że nie chcę czekać kolejnego roku. Pojechać trza.

Wcześniej jednak udało mi się nakłonić Wybrankę na wzięcie udziału w charakterze pilota. Nie żebym musiał się jakość szczególnie natrudzić przekonując ją... Kilka dni po podrzuceniu tematu (i zgłoszeniu się na rajd) Wybranka przyniosła plik wydrukowanych itinererów z poprzednich rajdów i kazała mi wybrać jeden celem weekendowego pojechania w ramach ćwiczeń. Wybrałem, pojechaliśmy, i okazało się, że Wybranka może wpisać sobie czytanie itinererów strzałkowych w CV. A tak a propos - zachęcam do śmignięcia sobie trasą Rajdu po Skarpie sprzed dwóch lat. Jestem gotów się założyć, że większość z Was nie zdawała sobie sprawy z istnienia takich miejsc w naszej pięknej Stolycy...

Tak czy inaczej - nadejszła wiekopomna chwiła, gdy należało stawić się na starcie. Co też uczyniliśmy. W chwilę później byliśmy już wyposażeni w numer startowy do przyklejenia na szybie, naklejkę rajdu i klasyczną oranżadę w temperaturze zupy, którą należało obalić na trasie...


Z takim oto numerem ruszaliśmy w trasę...
...a taka oto naklejka zagościła na tylnej klapie Madzi
Najpiękniejszy pilot całego rajdu. I do tego bardzo skuteczny.

Oczywiście na rajd zjechało się sporo pięknego żelaza...









Idealny na taką pogodę


Podobno czteronapędowe
BIS! BIIIS!
Nie wiem, czy brał udział, ale był fajny 

Udział brały również stylowe jednoślady
Niektórzy musieli skorzystać z kabelków
Przepiękny tlenek żelaza
Gdy odpowiednia ilość ludności zgromadziła się na parkingu przy Klimczaka rozpoczęła się odprawa:

Organizatorzy patrzą groźnie
Fotografowie fotografują...
...i są zadowoleni ze swej pracy 
Notlauf przemawia...
...ludność słucha.
W końcu przyszedł moment startu. Zgodnie z sugestią, by ustawiać się doń w kolejności numerów startowych, towarzystwo wsiadło w swe bolidy i zaczęło czynić zamieszanie z zawracaniem, cofaniem i unikaniem poobcierania rydwanów swych rywali.


PRZYPADEK? NIE SĄDZĘ

W końcu, po jakiejś godzinie przetasowań i ogólnego zamieszania, jeden za drugim, towarzystwo wytrabanciło się z parkingu (przy okazji chciałbym wyrazić swoje rozczarowanie brakiem choćby jednego Trabanta - czy w ogóle jakiegokolwiek dwusuwa, nie licząc ślicznych Komarów i motorynki).

Pierwszy etap rajdu przebiegał sobie wesoło po terenie tzw. Lemingradu, czyli nowego Wilanowa. Borze liściasty i Jeżu kolczasty, jak tam brzydko... Poza pilnowaniem nieoczywistego pierwszeństwa i wypatrywaniem gnijącego żelaza (a gniło niestety niewiele) należało liczyć progi zwalniające. Nie tylko zresztą na ponurym, nijakim osiedlu, zamieszkanym głównie przez pobrzękujące w weekendy słoikami korporzołnierzyki, ale także na Zawadach, przez które prowadził drugi etap rajdu. Przed wjazdem nań trzeba było zaliczyć dość wredny checkpoint...



...na którym należało skosztować chipsów i odpowiedzieć, które są z Biedronki, które z Lidla, a które z Tesco. Problem w tym, że nie za bardzo mam skalę porównawczą a do tego nie lubię paprykowych...

Nic to, trzeba jechać dalej, liczyć progi, szukać ulicy zawierającej graty (jak się później okazało, była to ulica malownicza Gratyny), wyszukiwać punkty krajobrazowe i zaliczać kolejne checkpointy.



Tu należało odpowiedzieć, jakiej marki jest dźwig. Mnie bardziej interesowała przepiękna ciężarówka Mercedesa
Innym zadaniem (checkpoint Forza Italia) było przyporządkowanie nazw do makaronów. Wybranka , jako nasz domowy Główny Kluchowy, miała pole do popisu. Latający Potwór Spaghetti byłby dumny.

Po nieco ponad dwóch godzinach wytężonej uwagi dotarliśmy na metę.

"Karta jest? Buteleczka jest?"
Wypełnianie karty drogowej
Punkt zdawczy butelek. Oranżada była naprawdę dobra.
Coraz gęściej zapełniony parking pod urzędem dzielnicy

Ktoś jeszcze ma biblijne skojarzenia?

Duży Fiat stoi, maska otwarta, nihil novi sub sole

Wymiana wrażeń, składanie uszanowania zacnej korozji
El Camino x2

Tu by weszło sporo sprzętu. Ale wolałbym nie wozić go tak na wierzchu

Kącik fiatowski

...i mała, zaaranżowana naprędce sesyjka
I wtedy właśnie nadjechała nagroda główna.



Dumny, ociekający wintydżem mokry sen hipsterii: przepiękny rower Uniwersal. A zdobyła go ta sama załoga, której w udziale przypadła nagroda w konkursie elegancji. Ladies and gentlemen, we have a winner:

Notlauf wręcza, zwycięzca się raduje
My z Wybranką - zgodnie z przewidywaniami - nie zabezpieczyliśmy żadnej nagrody, choć przyznaję, że troszkę ostrzyliśmy sobie uzębienie na myszkę w kształcie Fiata 500... Ale i tak było srogo. A najzabawniejsze jest to, że zwycięska załoga w ilości sztuk trzech musiała załadować wywalczony rower do pięknej, dwudrzwiowej Corolli i ruszyć z powrotem na Śląsk...

Oczywiście chyba nie bylibyśmy w Polsce, gdyby nie obyło się bez przynajmniej jednego incydentu. Otóż trasa prowadziła m.in. przez drogę wewnętrzną, gdzie mieściło się zgrupowanie ślicznych, prestiżowych domków o lekko cebulowym aromacie. Nie było widać, czy dróżka kończy się ślepo, czy dalej jest zaznaczony w itinererze lewoskręt. Zatrzymaliśmy się, celem spytania tubylców (pani i klasycznie wąsaty pan, oboje w rozmiarze XXXL, stojący obok Vectry C, oczywiście srebrnej), czy dalej jest cokolwiek. W ramach odpowiedzi otrzymaliśmy informację, że oni już dzwonią po policję, że to prywatna droga i co to w ogóle ma znaczyć, żeby jakieś stare złomy zakłócały ich kontemplację prestiżu i trawienie bigosu... 17 PROKURATORÓW JUŻ JEDZIE POLONEZEM

Tak czy owak - już mam ochotę na kolejny rajd. Pozostaje czekać na następne Nity i Korozję.

29 komentarzy:

  1. było miodnie, a na następny rajd poproszę o asystenta do żonglowania kartkami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff! ile ślicznego żelaza! Niebieska Mazda moim zdaniem na MissElegancji.
    Ta butelka dla zwycięzcy(ów) to z olejem na dolewki czy kolejna porcja oranżady?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niebieska 323 to - o ile pamiętam - powóz Brazera. Ja z kolei obstawiałem brązowego Crowna (rama! rdza! RWD!) ale ekipa z pomarańczowej Corolki (w tym Ulv) zgarnęła wszystko. Butla zawierała olej. A ja bym się jeszcze napił oranżady, tylko w temperaturze nieco bardziej oddalonej od punktu wrzenia...

      Usuń
  3. " co to w ogóle ma znaczyć, żeby jakieś stare złomy zakłócały ich kontemplację prestiżu i trawienie bigosu... 17 PROKURATORÓW JUŻ JEDZIE POLONEZEM"

    Aaaaaaaaaaaaaaaa :-)

    You made my day!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co napisał Notlauf, wynika, że Państwo Cebulakowie zablokowali drogę (prawdopodobnie już po naszym - Wybranki i moim - przejeździe). W każdym razie wszystko wskazuje, że to właśnie oni...

      Usuń
  4. "Pierwszy etap rajdu przebiegał sobie wesoło po terenie tzw. Lemingradu, czyli nowego Wilanowa. Borze liściasty i Jeżu kolczasty, jak tam brzydko... "

    Nowy Wilanów jest urokliwy, choć zabudowa zdecydowanie zbyt gęsta. Dużo lepsze to niż jakieś smutne wole "rzoliborze" czy inne szare i depresyjne okolice ;-)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JO CIE PROSZA.

      Loftowe i multiinterfejsowe bloki dla korporobocików, szarość na szarości, a nad wszystkim góruje osadzony na betonowych nogach korek analny Świątyni Opaczności. Wybudowanej zresztą za naszą - podatników - kasę.

      Urokliwy to jest mój kawałek Mokotowa, Żoliborz wojskowy i dziennikarski (po dwóch stronach placu Wilsona - stara, przedwojenna zabudowa, mnóstwo zieleni...) czy Boernerowo z jego drewnianymi domkami i lasem nieopodal. RZEKŁĘ.

      Usuń
    2. A szanowny Pan ma jakiś uraz do korporacji ? :) Pewnie, zamieszkujący tam ludzie to inna kwestia, ale architektura niektórych budynków jest ciekawa. Szary to on na pewno nie jest.

      Niestety okoliczności, w których powstał to inna sprawa...

      Lubię moją stolicę, ale tylko Mokotów (rodzinne strony), Wilanów, Ursynów, Powiśle i ewentualnie Saska, reszta smuty i depresja. Ilekroć zapuszczam się gdzieś na Żoliborz czy inne takie dzielnice to słońce się chowa, deszcz zaczyna padać i w ogóle dramat. Ulice dziurawe, ludzie smutni i wszędzie szaro. FUKK

      Usuń
    3. [rant]

      Tak, mam uraz - choć sam nazwałbym to efektami obserwacji. Chwilę sam pracowałem (akurat w mało inwazyjnej i na mało inwazyjnym stanowisku ale już jakiś delikatny dzwonek alarmowy się uruchomił). Poznałem też takich prawdziwych korpożołnierzyków - urodzonych w krawacie, mówiących takim językiem, jaki Notlauf niejednokrotnie przytaczał u siebie na Złomniku, szczerze i gorąco wierzących w "misję firmy" i "kulturę korporacyjną" (podczas, gdy misją każdej - KAŻDEJ - firmy jest zarabianie pieniędzy i absolutnie nic w tym złego, tylko dorabianie ubranej w idiotyczną nowomowę ideologii jest dla mnie czymś odrażającym... a co do kultury korporacyjnej, to coś takiego nie istnieje; jest albo kultura, albo korporacyjna), gardzący ludźmi, którzy wybrali inną drogę. I wierz mi, trochę ich jest... No i - last but not least - jestem świadkiem efektów pracy w takim miejscu (bank to też korpo) na funkcjonowanie normalnej, wrażliwej (NIE nadwrażliwej) osoby. Jeśli nie masz mentalności żołnierza, praca w takim miejscu Cię wyniszczy. Dlaczego żołnierza? Korpo to armia - masz ślepo wypełniać rozkazy, walczyć, zabijać i ginąć bez mrugnięcia okiem, a żeby wspiąć się wysoko i osiągnąć prawdziwy sukces musisz być bezwzględny. Najlepiej wiedzie się tam... psychopatom (poczytaj: http://www.academia.pan.pl/dokonania.php?id=602). Tak w każdym razie wygląda to, co widziałem (i widzę). Z drugiej strony - wiem, jaką wylęgarnią patologii potrafią być również małe firemki typu Usługi Murarskie i Budowlane Cebula Zdzisław, a i na państwówce nie jest tak wesoło, jak twierdzą zwolennicy "wywalania urzędasów" (moja była pracowała w sądzie - łamanie prawa pracy było drastyczne). Dlatego jestem gorącym zwolennikiem... zakładania własnych firm. Sam mam działalność i choć de facto współpracuję z jedną firmą (bardzo fajną, średniej wielkości) to bardzo mi taka forma zarobkowania odpowiada. Niestety, nasze prawo nie sprzyja prowadzeniu jakiegokolwiek biznesu, przynajmniej takiego naprawdę prężnego i dochodowego (bo póki jesteś - jak ja - malutki i się nie wychylasz, jest ok), ale to temat na osobną, jeszcze dłuższą i równie jadowitą opowieść...

      [/rant]

      A co do dzielnic - wybierz się na Boernerowo czy Groty (część staregio Bemowa, nieopodal WAT-u), pospaceruj sobie uliczkami starych Bielan (Płatnicza!!!) i wtedy pogadamy. Jasne, blokowiska na Żoliborzu (Marymont itd.), Chomiczówka i kilka innych miejsc to smutek w kopalni cynku, ale przynajmniej niedaleko stamtąd masz sympatyczne, zielone miejsca, podczas, gdy na tym nowym Wilanowie zieleni po prostu brak. Betonowa (choć atrakcyjniej niż w latach 70. stylizowana) pustynia z akcentami z kostki Bauma. Podobnie jest na Marinie - nie wiem, za co ludzie płacą tam tak ciężkie pieniądze. Jest skrajnie nieciekawa.

      W kwestii Mokotowa (moja dzielnica w końcu), Ursynowa (ma sporo urokliwych zakątków) i Saskiej Kępy się zgadzam. Zawsze lubiłem te okolice. Ale ten nowy Wilanów... Tam nie ma NIC. Udające prestiż homogeniczne osiedle, gdzie każde miejsce wygląda tak samo. I ta zafajdana świątynia, którą najlepiej byłoby wysadzić a pogorzelisko zaorać...

      Usuń
  5. państwo od bigosu i 17 prokuratorów to jedno... ale był jeszcze przemiły pan, który zastawił drogę kosiarką wraz z podpiętym kablem :D na szczęście przyjechał El Camino, którego fason stulił twarz przemiłego pana, a konstrukcja pozwalała spokojnie rozjechać blokadę więc przemiłemu panu mina trochę zrzedła, a my naszym bolidem czmychnęliśmy tuż za Chevym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że El Camino i Pajero mają podobne działanie w takich przypadkach :D

      Usuń
    2. O, kosiarki nie miałem okazji obejrzeć. Czuję, że coś mnie ominęło...

      Usuń
  6. Zdjęcie pod ukrytym tytułem "Dawid i Goliat" do mnie przemawia - nie zdawałem sobie sprawy, że to może aż tak wyglądać ;) Szeryf blokujący przejazd kosiarką się go chyba wystraszył i zabrał swój sprzęt z drogi. Ciekawe, że przejeżdżające auta przeszkadzały mu w koszeniu szczypiorku z cebuli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ogóle bardzo lubię takie zestawienia. Gdy jeszcze żywiłem się mrzonkami, że uciułam na profi aparat i będę fotografę, dużo wrzucałem na Devianarta - to chyba moje ulubione zdjęcie o tematyce motoryzacyjnej:
      http://basstard79.deviantart.com/art/Will-You-Protect-Me-147045132

      Usuń
    2. Wygląda wypisz wymaluj jak u mojego cytrynomechanika, ale on jeszcze w 2009 raczej tam nie urzędował.

      Usuń
    3. To było ustrzelone u Vorbrodta na Jubilerskiej.

      Usuń
    4. No to blisko, bo mój jest na Łysakowskiej i z Vorbrodtem współpracuje. Ciekawe te cytrynomechanickie skłonności do RR. Rybencjusz

      Usuń
    5. Wytłumaczenie jest proste: zawieszenie. RR stosował hydropneumatykę na citroenowskim patencie. Co ciekawe, panowie na Jubilerskiej robią także Rovery (i pochodne) z zawieszeniem Hydrolastic.

      Usuń
    6. miniaczek ładniejszy z przodu (żółciutki grill) :)

      Usuń
    7. Wiem, widziałem :-) Acz jednak wolę klasyczny chromik.

      Usuń
  7. O no proszę, tyle było wydarzeń że nie skojarzyłem białej Madzi, która groziła mi kiedyś atakiem na stan posiadania wozowego :) Rybencjusz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jakżesz to? Czyżbym popełnił onegdaj jakieś drogowe fłagra???

      Usuń
    2. A kto mnie chciał napaść, zrabować krokodyla, cytryna i jeszcze zbeszcześcić zastawę? tęż ci ją, któranż to oranżowa występowała na tymż rajdzie? ;)

      Usuń
    3. Anoracja! (prawie jak anoreksja)

      OPODATKOWANYM WAŚĆ BĘDZIESZ

      Usuń
  8. Fajna ta Łajdaczka 2106, tylko ktoś niepotrzebnie na siłę upodobnia do 2103.

    OdpowiedzUsuń
  9. A i zapomniałem rozpłynąć się nad Pralką I - wygląda na nawet nie zgnitą. Ja swoją 3kę niestety musiałem ostatnio sprzedać:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Honda Prelude:) Tak mówią na nią pojeby mojego pokroju.

      Usuń
    2. Aaa, też myślałem w tym kierunku, ale nie byłem pewien. No owszem, cudeńko, mimo czerstwego koloru. A wnętrze gniecie mosznę zajebistością.

      Usuń