poniedziałek, 15 grudnia 2014

Śmignąwszy: ostatni prawdziwy Jeep


Dość niedawno miałem okazję bujnąć się radośnie jedną z czterokołowych legend, ikon amerykańskiej (i nie tylko) motoryzacji, symbolem znanym praktycznie na całym świecie. Minęło trochę czasu i znów nadarzyła się okazja, by choć przez chwilę zasiąść za sterami jednego z najlepiej rozpoznawalnych samochodów made in USA. Też we współczesnym ale wciąż pełnym charakteru wydaniu. Tyle, że charakter ów był zupełnie inny.


Marka Jeep jest w tzw. zachodnim świecie chyba pierwszym skojarzeniem, które przychodzi na myśl w odpowiedzi na zwrot "samochód terenowy". Wrangler natomiast nosicielem największej części DNA legendarnej już marki. Już na pierwszy rzut oka widać w jego sylwetce nawiązania do legendarnego Willysa, który odegrał znaczną rolę podczas II wojny światowej. Oczywiście od dawna nie jest to już spartańska terenówka służąca wyłącznie do transportu żołnierzy ze sprzętem w trudnym terenie, jednak wciąż pozostaje przedstawicielem z roku na rok kurczącego się segmentu prawdziwych off-roaderów. Rama, sztywny most z tyłu, reduktor - wszystko to pozwala wierzyć, że zjazd z utwardzonej drogi nie skończy się widowiskowym upokorzeniem.

Terenowe przeznaczenie (oraz amerykański rodowód) zdradza także wnętrze. A konkretnie jakość materiałów użytych do jego wykończenia.


Opisując Mustanga zwróciłem uwagę na jakość plastików z których wykonano deskę rozdzielczą i boczki drzwi. A w zasadzie jej brak.

Tu jest gorzej.

Używając zwrotu "recyclingowane kubki po jogurcie" obraziłbym zarówno kubki, jak i jogurt. Tworzywo otaczające kierowcę i pasażerów sprawia wrażenie odrzutu z fabryki ZAZ, gdzie zadecydowano, że jest zbyt kiepskie by użyć go w Tavrii. Paradoksalnie ma to jednak swój sens. Wrangler jest przecież terenówką, i choć mamy tu automatyczną skrzynię, klimatyzację i parę innych jazdoumilaczy, musi przede wszystkim spełniać swoją funkcję, którą jest tytłanie się w błocie, piachu i paru innych rodzajach nawierzchni, na myśl o których kierowcy multiinterfejsowych SUV-ów premium dostają jednocześnie zawału i rozwolnienia. A wiadomo, że jeżdżąc po rozmaitego rodzaju wądołach, bardzo łatwo o upapranie wnętrza. Takie zaś plastiki po prostu bardzo łatwo się myje. Poza tym, co wcale nie jest oczywistością w amerykańskich konstrukcjach, sprawiają wrażenie solidnie zmontowanych.

Generalnie cały Wrangler sprawia wrażenie solidnego sprzętu. I do tego bardzo użytecznego.

Weźmy tu pod uwagę choćby bagażnik. Niestety nie miałem ze sobą basu, podstawowy i najważniejszy test nie został zatem przeprowadzony. Podejrzewam jednak, że usztywniany, piankowy pokrowiec bez problemu wejdzie w poprzek, zaś twarda "trumna" da się wcisnąć po skosie. Co prawda dane katalogowe 4-drzwiowego Wranglera Unlimited mówią o pojemności do linii okien wynoszącej niecałe 500 l, jednak jego wielkość i kształt nastrajają optymistycznie. Do tego można go oczywiście powiększać.

Powiększyć można także przestrzeń nad głowami. I to praktycznie do nieskończoności. Wykonane z tworzywa panele dachowe są zdejmowane, co czyni z Wranglera jedyny chyba obecnie produkowany terenowy kabriolet. Niestety, nie dane mi było tego przetestować, gdyż teścik odbywał się w temperaturze znajdującej się po ten złej stronie zera. Do tego - w przeciwieństwie do Land Cruisera (już naprawionego), którym śmigałem jedynie po jego naturalnym habitacie, czyli dziurach i wądołach - niestety nie zjechałem Jeepem z szosy. Ale i tak było sympatycznie.


Testowany Wrangler miał pod maską 200-konnego, 4-cylindrowego diesla o dużej jak na czwórkę pojemności 2,8 litra. Sprzężony z dość leniwie ale płynnie działającym 5-biegowym automatem zupełnie sprawnie napędzał prawie dwutonowego kloca o aerodynamice bloku z wielkiej płyty. Jasne, osiągi nie są najważniejszą cechą samochodu, który z założenia powinien większość życia spędzać wśród górskich kozic, jednak w ruchu miejskim Jeep radzi sobie nader przyzwoicie. Zwrotność okazuje się znacznie lepsza niż sugerują to wymagające pewnego przyzwyczajenia rozmiary samochodu, komfort resorowania można określić jako "wystarczający", siedzenia są dość twarde ale całkiem wygodne. Do tego cieszą oko drobne smaczki, pomagające zapomnieć o badziewności materiałów użytych we wnętrzu: nad lusterkiem znajduje się ikonka przedstawiająca charakterystyczny jeepowski pysk, zaś w prawym dolnym rogu szyby naniesiono miniaturowy rysunek Wranglera. Niesamowicie sympatyczne akcenty. Mniej sympatyczny za to był brak jakiegokolwiek podparcia pod lewą nogę. Ten sam problem występował w Land Cruiserze. Czyżby była to wspólna cecha terenówek?

Podsumowanie, czyli zady i walety:

Jeep Wrangler Unlimited to niezwykle charakterny samochód. Prawdziwa, nie kryjąca swego przeznaczenia, solidna terenówka, z którą jednak bez bólu można żyć na co dzień. Tak, w podstawowej wersji kosztuje ponad 150 tysięcy, jednak za tę kwotę otrzymujemy kawał kompetentnego żelaza, które zawiezie nas (ze sporą ilością bagażu) w przyzwoitych warunkach tam, gdzie chcemy, czy to będzie chatka w górach czy bunkier w głębi lasu (pod warunkiem, że nie będzie tam zbyt ciasno na taką kolubrynę). Do tego zrobi to w sposób, który sprawi, że większość drogi będziemy się uśmiechać. I - tak, jak w Mustangu - jakość plastików nie będzie miała znaczenia.

Plusy:

* solidna budowa
* prawdziwie terenowy charakter
* dużo miejsca w środku - także na bagaż
* fajność

Minusy:

* cena
* jakość tworzyw we wnętrzu (niby usprawiedliwiona, jednak za taką cenę można chcieć więcej)
* brak podparcia pod lewą stopę
* bardzo leniwie, powoli działająca automatyczna skrzynia

Co nim wozić:

Do charakteru Jeepa najlepiej pasuje coś równie prostego i bezpośredniego, co on sam: stary amerykański Precel lub np. Gibson Ripper. I lampowy Ampeg. Ale tego ostatniego nie radzę brać na harce w terenie.

8 komentarzy:

  1. Ciekawy sprzęt, jednak to nie to co kiedyś; tym bardziej, że to 'unlimited' - jakoś daje po oczach nienaturalna długość. A że bardziej praktyczny. Skoro zabrakło zdjęcia bagażnika, muszę dopisać do listy "pomacać w salonie". Wielki plus dla Jeepa za normalny ręczny.
    Zaraz, on ma niezależny zawias na przodzie?
    Co takie słabe zdjęcie nr.3?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Pomacaj, warto.
      2. Ma.
      3. Nie umiem robić dobrych zdjęć po ciemku, szczególnie w biegu i gdy nie mam ze sobą statywu.

      Usuń
  2. Bardzo rzeczywiście obiecująco ten Generał Przeznaczenie wygląda z zewnątrz i ze środka, ale byłeś zbyt leniwiec, żeby zajrzeć do nadkoli. W nich to tkwi moja Generał Obawa przed tym sprzętem, a mianowicie sprężynki jakie w nim występują są dość mocno osobowe, tj. krótkie i liche. Z pewnością można poddać toto liftowi i zakupić inny zawias, lecz te fabryczne to nie wróżą tak zwanego wykrzyżu osi. Szczególnie przy tej długości sprzętu i niezależności przodu. To wzystko wymusza raczej zastosowanie elektrycznonicznych wspomagaczohamowaczy poszczególnych kółek, lub po prostu kosztownych blokad. Inaczej kółka fikać będą w powietrzu i wyrywać półosie. W połączeniu z oponkami, które widać na obrazkach to nic dziwnego, że nie opuściliście asfaltu, a może całe szczęście (bo wywalić ten plastik do rowu to dopiero byłaby ekologia), a może trochę przesadzam. Ale tylko trochę. Bez wątpienia taka konstrukcja będzie chciała ładnie wyciągnąć przyczepę z jachtem z wody na tym reduktorze, będzie ładnie szusować po śniegu, ale w Bieszczadach radę da sobie lepiej ta naprawiona sztuka Tojki. Te wszelkie wspomagacze = czujniki = elektronika = nie chce wilgoci i zimna = potrzebuje elektrowni prądu = jest nienaprawialne w potrzebie, a jedynie w serwisie. Stawiam więc, że jest to Jeep, który jeszcze wygląda jak prawdziwy, ale jest mocno technicznie poSUWnięty. Puki nowy, będzie sprawiał zadowolenie, a potem pewne rzeczy są już nieopanowywalne. Co nie zmiania faktu, że to chyba najładniejszy samochód sprzedawany obecnie. Trudno się doczepić do jego ĄĘpluła.

    Jakie wymiary, jeśli można spytać, posiada sztywny futerał do instrumentumu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obywatelu Andziass! Twoje widzenie samochodów terenowych jest wypaczone poprzez właścicielstwo produktu z Solihull! Twierdzenie moje podpieram faktem, że ten produkt amerykańskiej myśli technicznej wyposażony jest w najprostszy z możliwych napęd na 4 koła - dołączany na sztywno bez dyferencjału, co OCZYWIŚCIE jest podstawową wadą dyskwalifikującą go do ciągnięcia przysłowiowego jachtu na suchym.
      Wymiary sztywnego futerału to zwykle około: 125 x 38 x 10 cm. Przynajmniej mój tak ma.

      Usuń
  3. Wywracalbym :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podparcie jest w każdym sklepie z klamotami do Jeepa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Że też do tej pory nikt... Pardą, gdzie JK ma niby to niezależne zawieszenie, hę?
    https://www.google.pl/search?q=jeep+jk+suspension&client=ms-android-orange-pl&prmd=ivsn&tbm=isch&tbo=u&source=univ&fir=89QLJAM6dymN4M%253A%252Cl9dRsvLslnij8M%252C_%253BPB4W-DIRlYSMcM%253A%252CmZFDF4R_-umlEM%252C_%253BfYJ9BA6GuUW2RM%253A%252CqO6ZTIZ-9mlAtM%252C_%253B_x_kFwg6mRKLIM%253A%252CXrDu2Eb9QJC3BM%252C_%253BkD7Vdgiudrc6UM%253A%252CMhklb-LkLAvYmM%252C_%253BD-fXHfAnujuT5M%253A%252CI5EMc-9SEErR-M%252C_%253BjLHZiq9RfUiGIM%253A%252CmI-rdRtIme6wXM%252C_%253BRpXwDWHcxTwTeM%253A%252C0LKieJYVjXBorM%252C_%253B9jHA0y-nyNjQnM%253A%252C4PERCE_KvYQCtM%252C_%253Bpgh19GBrDwS9kM%253A%252Cukf3yBzyWZUJ6M%252C_&usg=__bQuPa3N0fGhPQSRz2YzRq1uR4Xs%3D&sa=X&ved=0ahUKEwjP8KjrouLNAhXGFJoKHRQfCfkQ7AkIGg&biw=360&bih=560#imgrc=D-fXHfAnujuT5M%3A

    OdpowiedzUsuń
  6. http://bass-driver.blogspot.com/2014/12/smignawszy-ostatni-prawdziwy-jeep.html

    OdpowiedzUsuń