Nie jestem fanem nowych samochodów. Zazwyczaj są przesadnie sztywne (no bo przecież aktywne życie, sportowe doznania, adrenalina - a pod maską 1,2), we wnętrzu zamiast normalnych przycisków i pokręteł mają przytroczony na środku deski rozdzielczej chiński tablet (no bo przecież wiadomo, że odrywanie wzroku od drogi podczas jazdy po to, by przekopać się przez menu celem zmiany stacji radiowej lub temperatury nawiewu to szczyt ergonomii i bezpieczeństwa) a do tego, jeśli nie mają (oczywiście płatnej extra) kamerki z tyłu, cofanie nimi przypomina loterię "w co - lub kogo - trafisz dzisiaj". Zamiast widoczności, ergonomii i komfortu mamy za to Mnóstwo Prestiżu. To, że samochody te zazwyczaj jeżdżą w sposób, który - gdyby nie różnice stylistyczne (czyli większy lub mniejszy tablet w środku) i znaczek na kierownicy - uniemożliwia rozróżnienie ich od siebie, nie jest istotne. Sąsiad musi zostać oślepiony premiumem tak, by z zazdrości pękła mu żyłka pierdząca. I w tym zalewie premiumu i splendiżu samochody na wskroś zwyczajne stają się niemalże powiewem świeżości. Tak jest choćby w przypadku Dacii. I z takich też samochodów od dłuższego czasu znany jest Fiat - a niemalże uosobieniem tej "filozofii normalności" jest zaprezentowane w 2015 roku Tipo.
Nazwa "Tipo" była dobrze znana już wcześniej - nosił ją fiatowski hatchback, który otrzymał tytuł Samochodu Roku 1989 (nie jestem zresztą przekonany, czy całkiem słusznie). Został on następnie zastąpiony przez duet Bravo/Brava, którego następcą zostało nieco "niemiecko" prezentujące się Stilo, które następnie ustąpiło miejsca drugiej generacji Bravo, które z kolei zostało zastąpione... no właśnie przez Tipo - i w ten sposób historia niejako zatoczyła koło. Niejako, gdyż nowe Tipo zostało najpierw zaprezentowane jako sedan. Dość zaskakujące posunięcie, szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę nikłą popularność tego typu nadwozia w większości krajów Europy. W Turcji jednak, gdzie wytwarzane jest 4-drzwiowe Tipo, sedany wciąż cieszą się dużym uznaniem grzybów nabywców. Wiadomix - styl, klasa i, prawdaż, prestiż. Prestiż musi być. Inna rzecz, że na tamtejszym rynku Tipo w sedanie tak naprawdę zastąpiło... Lineę.
Mimo zmiany trendów, Tipo z kufrem przyjęło się i u nas - zagustowali w nim głównie działkowcy taksówkarze i ich znienawidzeni konkurenci z firmy na U. Na pewno pomogła w tym zgrabna, choć mocno konserwatywna linia nadwozia - w przeciwieństwie do większości przedstawicieli segmentu C, nowy Fiat od początku był zaprojektowany jako sedan, dzięki czemu uniknięto koszmaru w stylu Thalii czy Hondy City.
Wiadomo jednak, że w tym segmencie w Europie od dawna rządzi hatchback. Trudno się dziwić - mniejsze rozmiary ułatwiają manewrowanie w mieście, zaś bagażnik, choć nie tak pojemny, jak w wersji z "plecakiem", jest dużo łatwiejszy do powiększenia. I taką właśnie, 5-drzwiową wersją miałem okazję bujnąć się pewnego wczesnowiosennego popołudnia.
Już z wyglądu Tipo zdradza swoją zwyczajną naturę. Nie jest ani brzydkie, ani też szczególnie zachwycające - ot, zwykły kompakcik z dość przyjemnie zaprojektowanym przodem. Nie ma w sobie ani lekkości praprzodka, z którym dzieli nazwę, ani włoskiego polotu bezpośredniego poprzednika (który, nota bene, był zdecydowanie jednym z najładniejszych przedstawicieli swego segmentu w tym wieku). Jest... normalny.
Normalnie jest też w środku. I w dużej mierze jest to zaleta.
Tak - wnętrze współczesnego auta BEZ TABLETU. Bez debilnego ekranu służącego do rozpaczliwego smyrania podczas zjeżdżania z drogi (swoją drogą, chyba dlatego tak popularne są teraz szarpiący kierownicą "asystenci pasa"), bez tabletu przytroczonego na pałę do deski. Zwykłe przyciski i pokrętła. BORZE TUCHOLSKI, JAK JA TO POWAŻAM.
Mniej niestety da się poważać tworzywa zastosowane do wykończenia wnętrza. O ile deska rozdzielcza jeszcze ujdzie pod tym względem, o tyle boczki drzwi zalatują już poważniejszym wstydem.
Wstydzić się nie trzeba za to foteli i pozycji za kierownicą. Bez większego problemu udało mi się wszystko ustawić tak, by było mi wygodnie. Fotele są przyzwoite a miejsca wystarczy chyba dla każdego.
Nieco mniej miejsca - przynajmniej na głowę - jest na tylnej kanapie, ale i tu absolutnie nie jest źle. Przestrzeń na nogi jest całkowicie wystarczająca, do tego sama kanapa zapewnia zupełnie sensowny komfort.
Niestety, bagażnika nie jestem już w stanie pochwalić.
Nie jest może jakoś szczególnie mikry - niestety, jego całkowite zabudowanie po bokach drastycznie ogranicza jego szerokość, przez co Tipo w hatchbacku zasadniczo odpada jako basowów. Co prawda obrzyn zapewne tu wejdzie (niestety nie wziąłem go ze sobą, co chyba było błędem), jednak aby przewieźć standardowe basiwo z główką należałoby złożyć część tylnego oparcia. Duży minus.
Trudno natomiast opisać, jak jeździ Tipiak. Nie wszak jest łatwo ująć w słowa... brak wrażeń.
Zacznijmy od dynamiki - a w zasadzie od jej braku.
Pod maską Tipo siedział najpopularniejszy chyba w tym modelu 95-konny silnik 1,4. I niestety nie ma w nim nic z włoskiego charakteru, znanego ze starszych modeli Fiata - choćby z pierwszego Punto. Tam nawet podstawowe, dość dychawiczne jednostki swoim brzmieniem i reakcją na gaz sprawiały, że włoskie auta zdawały się znacznie bardziej dynamiczne, niż w rzeczywistości. Tu zaś... no nie. Silnik owszem, należy wysoko kręcić. Niestety, niewiele z tego kręcenia wynika. Ani rzeczywistych osiągów, ani choćby ich ułudy, o jakimkolwiek ciekawym dźwięku nie mówiąc. Szkoda.
Dużym plusem jest za to praca zawieszenia. Nie lubię przesadnie twardych aut, w których nastawy zostały podporządkowane nurburgringowym onanistom. Tu na szczęście nie ma tego za grosz. Zawieszenie jest dość miękkie, choć nie przesadnie. W połączeniu z obszernymi, komfortowymi fotelami czyni to z Tipiaka naprawdę wygodne toczydło.
Sporo dobrego można powiedzieć też o zwrotności kompaktowego Fiata. Manewrowanie nim na ciasnych parkingach to pestka. A w zasadzie byłoby, gdyby nie dość nędzna widoczność przez niską tylną szybę. Niestety - ta przypadłość większości nowych samochodów nie ominęła też Tipo w hatchbacku. A kamery cofania tu nie ma - przynajmniej w tej wersji.
Podsumowanie, czyli zady i walety:
Fiat Tipo w hatchbacku, szczególnie z podstawowym, 95-konnym silnikiem, to... po prostu zwykły samochód. Jeżeli nie interesujesz się motoryzacją, nie zależy ci na osiągach, za to lubisz prostotę i komfort, będzie bardzo dobrym wyborem. Jeżeli jednak wozisz bas i chcesz czasem pojechać w trasę, dużo lepszym wyborem będzie kombi z 120-konnym T-jetem. Zostaje jeszcze sedan, do którego kufra, jak podejrzewam, basiwo też powinno bez problemu się zmieścić. On jednak jest najlepszym wyborem dla taksówkarza.
Lub grzyba po prostu zwyczajnego człowieka.
Plusy:
- wygodne fotele
- komfortowe zawieszenie
- prostota obsługi
- zwrotność
- niewygórowane ceny
Minusy:
- bagażnik w hatchbacku
- mizerne osiągi wolnossącego benzyniaka 1,4
- marna widoczność do tyłu
- brak charakteru
Co nim wozić:
W bagażniku hatchbacka zmieści się co najwyżej obrzyn, który zresztą nieszczególnie tam pasuje. Dużo lepszym wyborem będzie kombi czy nawet sedan, którym można wozić coś równie prostego i bezpretensjonalnego, jak Tipo - na przykład Sire'a lub któryś z obecnych modeli Corta.
Zapraszam jeszcze na filmidło. Zresztą to najkrótszy z dotychczasowych audiowizualnych testów - wszak co można ciekawego powiedzieć o tak zwyczajnym samochodzie?
Basista, radzę Ci nie zamieniać swoich Volviaczy na tego Fiata albo na coś innego. Nawet na Cytryny, bo Twoje Volva są najlepsze i najbardziej praktyczne. :)
OdpowiedzUsuńNie zamierzam! A najlepszy i najpraktyczniejszy jest Skanssen - DAFuq jest wesołym sprzętem na sezon, i od niego praktyczności nie wymagam :-) Jeśli przyjdzie pora wymienić Skanssena, będę po prostu szukał innego, zadbanego egzamplarza.
UsuńA Tipo? PLAŻO PROSZĘ. Tam nawet bas do bagażnika nie wchodzi, więc o czym my tu mówimy.
Szkoda, że jest coraz mniej aut, do których zmieści się bas. Zazwyczaj kombi i vany są najlepsze(szczególnie kanciaki), a sedany bezużyteczne. A gdybym miał kupić jakieś tanie auto, to kupiłbym raczej Fiata Tipo. To jest nawet ładne auto. :)
UsuńTak naprawdę to jest DAS AUTO w pełnym znaczeniu tego marketingowego hasła. Zero emocji, jak w pralce czy lodówce. Ale dla większości ludzi taki samochód jest tym czego realnie potrzebują. Jak dla mnie jakość wnętrza jest... Adekwatna do ceny (czytaj: podobnie niska). Ale to auto jest jak najbardziej fair: proste, tanie (jak na nowe auto!), zwyczajne, niebrzydkie ani niepiękne. Szkoda, że podobnych samochodów produkuje się mało, bo zyskowność i prestiż-premium.
OdpowiedzUsuń