Jasne - oficjalne otwarcie dopiero w przyszłym miesiącu, ale na fejsie pojawiają się zapowiedzi kolejnych gratorajdów. Dopiero co zakończyła się zimowa liga KiP, a tu z kolejną imprezą wyskoczyła ekipa (o ile tak możemy nazwać jedną osobę wspomaganą czasem przez kilku zmieniających się asystentów) Warszawy Inaczej. A skoro Warszawa Inaczej, oznacza to, że rajd będzie jak moje miksy - czyli wycieczka po jednej dzielnicy, którą tym razem była Ochota. Tak to lubię.
Tym razem do końca nie było wiadomo, czy w ogóle wezmę udział - Obywatelka Pilotka akurat miała (a w zasadzie nadal ma) pracujący weekend, do tego kwestia zdeponowania Młodzieża... Najpierw był plan jechać z pilotem, który odpowiedział na mój wstępny apel, później - właśnie ze względu na Młodzieża (oraz kwestie logistyczne związane z jego odwożeniem do mej Czcigodnej i gnaniem z powrotem na start) - w ogóle myślałem o rezygnacji, finalnie jednak stanęło na czymś, czego nie robiłem od bardzo dawna, czyli na pilotowaniu. A Młodzież został zabrany w trasę - co zresztą bardzo mu się opłaciło.
Zgłoszona załoga - Marek i ja - była już raz przetestowana w boju, i to z niezłym sukcesem. Tym razem nastąpiła zamiana miejsc - Marek powoził (co zresztą robi na większości rajdów), ja zaś zająłem się pilotowaniem. Czyli zasadniczo wszedłem w rolę jego psa Rocketa - choć Rocket zazwyczaj siedzi z tyłu, ja zaś zasiadłem na prawym fotelu Fiesty ST.
Tym razem biuro rajdu było otwarte jedynie przez 20 minut - w sumie miało to sens ze względu na niewielką liczbę załóg.
To w kubełku na masce to gaźnik. Tak, to robi sens. |
Organizator i jego nowy nabytek - przepiękny Talbot Arizona - byli już na miejscu |
Z jednej strony Lew był godnie reprezentowany, z drugiej - te modele nie miały być Talbotami |
Wincy francuskiej elegącji |
O, i taki zestaw to ja bardzo. Tylko Xantię wypadałoby polakierować, tak z gołą blachą to niezdrowo |
Mrug mrug |
Nie do końca Saab i nie do końca Volvo |
Odprawa rozpoczęła się jakieś 10 minut po naszym przyjeździe.
Jak zawsze - pozostało ustawić się w kolejce do wyjazdu i wyruszyć na trasę.
Tym razem rajd miał dość nietypową formułę. Nie było pytań z trasy, zadaniem było natomiast wyłowienie wszystkich gratów ze zdjęć. Dodatkowo należało wpisywać w kartę drogową wszystkie mijane ograniczenia prędkości oraz literę T za każdym razem, gdy wjeżdżało się na trylinkę. Proste, prawda?
No nnnnie.
Bardzo szybko okazało się, że gęstość itinereru, szczególnie na choinkach, w połączeniu z koniecznością wypatrywania obiektów ze zdjęć, wpisywania ograniczeń, pamiętania o zaznaczaniu przejazdów przez trylinkę i zabawiania Młodzieża, przerosła moje zdolności percepcji. A już na pewno umiejętność multitaskingu, która w moim przypadku jest ujemna.
Pozostało cieszyć się fajną, ciekawą trasą przecinającą praktycznie całą Ochotę od południa na północ.
W końcu, ze spóźnieniem wynoszącym całą minutę, wpadliśmy na metę.
No nie wyostrzyło się |
Pozostało jeszcze tylko jedno zadanie - przejechanie takiego odcinka, by... koła zrobiły dokładnie jeden obrót.
No nie udało się. Zrobiliśmy dwa.
Na mecie było kilka załóg, kilka zdążyło już odjechać. Pozostało zaczekać na kilka ostatnich ekip - no i na wyniki.
- EEE! PANIE! |
W końcu wjechały trofea.
Tak, jak podejrzewałem, nie mieliśmy na co liczyć. Pierwsze trzy miejsca zajęły regularnie punktujące załogi, zaś my, jak się później okazało, wylądowaliśmy na szóstym, ale... od końca. A jeśli nie liczyć załóg, które nie dojechały, na czwartym.
Tak - nie pilotowałem od bardzo dawna. Nie sądziłem jednak, że jestem w tym aż tak beznadziejny. No cóż, nauczka na przyszłość. Ewidentnie lepiej sprawdzam się w roli fizycznego. Nie zmienia to faktu, że sam rajd był zdecydowanie sympatyczny, a do tego pokazał mi, jak bardzo graciarsko niezeksplorowaną dzielnicą jest dla mnie Ochota. Chyba już wiem, gdzie w najbliższym czasie wybiorę się na polowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz