środa, 13 listopada 2019

Eventualnie: Złomnik kontra FSO

Prawie 2 tygodnie minęły od ostatniego wpisu. Ale wiadomo - życie, praca, obowiązki, 28 filmów o tym zrobiłem.

Tym razem jednak filmu nie będzie. Będą za to zdjęcia. I to tylko część z tych, które zrobiłem - te zaś, które zrobiłem, obejmują niecałą połowę tego, co widziałem. A to dlatego, że całość po prostu warto zobaczyć osobiście. A wręcz należy.

Przyznaję - sam dość późno dołączyłem do grona tych, którzy mieli przyjemność zobaczyć wystawę Klasyki w FSO. Sposobność jednakowoż była nader zacna - konkretnie zaś tym razem przewodnikiem miał być pewien redaktor-influencer, człowiek przedstawiający się jako Zbigniew Łomnik. No takiej okazji to nie można było przepuścić.

Oczywiście najpierw trzeba było upolować bilety. Nie było to łatwe - tym bardziej, że ktoś z organizatorów ewidentnie nie przestawił swojej Rakiety na czas zimowy i zamiast 13:30 link do biletów pojawił się godzinę później. Gdy sprzedaż w końcu ruszyła, wszyscy rzucili się na nie jak na srajtaśmę w 1981, na skutek czego wyszły dość szybko. Udało mi się jednak znaleźć w gronie szczęściarzy, którzy je upolowali, dzięki czemu przed południem 101 rocznicy niepodległości Polski mogłem stawić się przed bramą nieszczęśliwie nam zmarłej Fabryki Szajsu Samochodów Osobowych.

Jeszcze przed wejściem do hali, gdzie zorganizowano wystawę (tudzież muzeum), działy się dość interesujące rzeczy.

Ciekawe, czy fabrycznie pociągnęli go tą srebrzanką
Po wejściu zwiedzających przywitało... coś. Wyglądało jak Moke, ale było jeszcze mniejsze i bardziej bez sensu.


W tym samym pomieszczeniu stał chyba najfajniejszy istniejący egzemplarz Warszawy - znana z jednego z numerów Classicauto M20 ściągnięta bodajże z Norwegii. Taką patynę to ja szanuję nieskończenie bardziej, niż ślubowozowy połysk.


Po tym, jak grupa została przywitana przez Pełniącego Funkcję Przewodnika red. nacz. dr rehab. Z. Łomnika i wprowadzona na teren wystawy, pierwszym, co czekało na zwiedzających, były... kolejne Warszawy.

No trudno.

Ta w przedsionku dużo lepsza
Oczywiście od razu rozpoczął się fetiwal szydery, beki i bezlitosnego znęcania się nad samochodopodobnymi wyrobami oferowanymi przez polski przemysł motoryzacyjny. I słusznie - choć niektóre z nich nawet byłbym skłonny przytulić.

Bagażnik płytszy niż w Poldku ale szeroki, biere
Za Warszawami czekały produkty, w przypadku których drugi człon nazwy FSO był nieszczególnie trafny.

Przykro mi

Ubolewam

Jakość zdjęcia przewyższa jakość pojazdu
Były też inne okołomotoryzacyjne abominacje - jedna bardziej użyteczne...


...inne mniej.


Oczywiście nie mogło zabraknąć najbardziej chyba pożytecznego wehikułu wyplutego przez słusznie nam miniony ustrój, czyli Żuka.


Rzecz jasna spora część poświęcona była najpopularniejszemu polskiemu wehikułowi, czyli Maluchowi.

Sorry, ale poprzednik Kaszlaka miał znacznie więcej uroku.

Włoskie 126, dobry rodzyn.
Niby Polski Fiat, a jednak Vanessa.



Biiis! Biiiiis!!!
Znalazło się też miejsce na to, co przyszło po Maluchu. Znanego czerwonego CC niestety zabrakło - było za to żółte.


Były też pojazdy polskich królów życia lat 70-tych.


Oczywiście znaczna część wystawy poświęcona była powolnemu, postępującemu z upływem lat upadkowi najbardziej znanego produktu FSO.

Lewo bardzo dobrze, prawo trochę mniej dobrze, ale jeszcze nie tak źle

Jak skaszanić pickupa łan oł łan.

W sumie trudno się nie zgodzić

Jedyna sensowna wersja Fiaciora po '75



Jakość by FSO '91

Nie rozumiem ale szanuję
W przejściu między Dużym a tym, co miało być jego następcą, stał mokry sen przełomu lat 70-tych i 80-tych.


W sąsiednim pomieszczeniu ustawione zostały coraz to smutniejsze odmiany czegoś, co miało być Fiatem 137 a finalnie skończyło jako Polonez. Redaktor-przewodnik barwnie opowiedział historię powstania tego Nośnika Prestiżu w wydaniu PRL, po czym jął pokazywać zgromadzonym jego kolejne coraz bardziej patologiczne iteracje.

"C" podobno było skrótem od "Comfort". Podejrzewam jednak, że rzeczywistym rozwinięciem była "Chujnia".

3d...

...i Coupe. Tak, równoległa produkcja tych wersji miała masę sensu.

Truck wczesny, siermiężny ale w miarę sensowny oraz późny, pudrowany i depresyjny

Znajduję trochę analogii. Np. z produktami przemiany materii.

Niby dobrze a jednak źle. Co nie zmienia faktu, że jest to jedyny Poldon, który nawet do mnie mówi.

Pakiet Oriciari - przyjemne z pożytecznym, czyli jak przykryć korozję dyskotekowym festynem
Na odcinek z wozami b. RWPG niestety nie starczyło czasu. A szkoda.

Borze Tucholski, jak ja bym chciał zobaczyć jej prędkościomierz w akcji.

Czy to aby nie ten egzemplarz znany z rajdów i spotów?

Ej, ale co tu robi ten szpieg zgniłego Zachodu?
Polską część ekspozycji kończyły skrajne patologie dostawcze i rolnicze. Poziom "niedasiecotańszyzmu", koszmaru jakościowego i ogólnej beznadziei osiągnął punkt krytyczny.

Każdego zwiedzającego zachęcam do dokładnego obejrzenia tyłu kabiny Nysy pick-up

Warto również przyjrzeć się jakości montażu Tarpana. No chyba, że chorujesz na serce. Wtedy odradzam.
W dalszej części można było obejrzeć sprzęty, które czasem widywało się na naszych drogach, ale częściej oglądało się je w filmach. I marzyło się o nich. Przynajmniej o niektórych.

Harrypottermobile

Mała partia trafiła kiedyś do PL. Nie wiem, czy którykolwiek z nich przetrwał.

Gombrowicz miał i uwielbiał. Ja też. Tzn. uwielbiam, bo niestety nie mam. A Bieda się nie zna.

Ubecja to jednak miała dobry gust

O, Warszawa coupe, takiej to jeszcze nie widziałem

Podobno wolny, niewygodny i beznadziejny. Ale 88 MPH pojedzie. 

Najlepsza wersja najlepszej taksówki

Kącik "wujek z USA"

Ostatni fragment wystawy, czyli samochody marzeń. Żeby marzyć wtedy w Polsce o MG trzeba było się znać na rzeczy.

Żeby marzyć o Alpine trzeba było być świrem

Marzenia o Porsche to z kolei norma zahaczająca o banał

Stylówa a'la USA i 5.4 pod maską. I taki Opel to #jarozumie

Gdyby nie silnik, byłby to jeden z moich mokrych snów. A tak mokre było zazwyczaj podłoże pod jego frontem.

Niby najszpetniejsza odmiana serii 200 ale Bowie docenił

Najszlachetniejszy pojazd wystawy

Jego daleki przodek również przezacny

Brytyjska wytworność w zderzeniu z amerykańskimi normami

Nie wiem, który model Jaguara jest moim ulubionym - XJ-C czy ten. Po prostu piękno.
Po wyjściu z zakątka marzeń trafiało się... do punktu wyjścia. I wejścia zarazem, gdyż wystawa zasadniczo zatacza koło. Jej tematyka też, gdyż o ile zaczynaliśmy od początków polskiej seryjnej motoryzacji, skończyliśmy na początkach seryjnej motoryzacji made in USA. I w zasadzie w ogóle.


Jak mogę podsumować wystawę Klasyki w FSO? Zdecydowanie jest to miejsce, które trzeba zobaczyć samemu. I choć trzeba kupić bilet na konkretny termin (lokalizacja uniemożliwia po prostu wbicie z ulicy, kupienie biletu i zwiedzanie "po swojemu"), warto po prostu zarezerwować czas i przyjechać. Ekspozycja jest bogata i bardzo ciekawa. Można tu zobaczyć zarówno ewolucję polskich powojennych zmagań z motoryzacyjną materią, jak i to, o czym marzyli czasem nasi ojcowie i dziadkowie. Owszem, brakuje tu paru kluczowych eksponatów (nie ma choćby DS-a, brakuje też  np. Saabów), ale i tak całość jest nader smakowita. A że przewodnikiem raczej nie będzie już red. Z. Łomnik? Trudno - nawet bez jego narracji (która jednakowoż sama w sobie była warta walki o bilet) jest to naprawdę świetne miejsce.

Wbijajcie. Warto.

3 komentarze:

  1. Alpine!

    Vanessa fajna, w sumie mógłbym takim w lecie poginać...

    Na tablicach Trucków napisali TALICK, można by fajnie ludzi trolować, że się jeździ Talickiem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może przy okazji wyjaśnijmy, bo w sieci pojawiają się różne głosy, czyim nieślubnym synem jest motobieda?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale ładna ta biała dwusetka. I pomyśleć że moja też tak wyglądała. Niestety tylko powyżej linii progów... ;)

    MAK

    OdpowiedzUsuń