Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mick Karn. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mick Karn. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 4 stycznia 2015

Gęba i paluchy: Swing

Początek roku 2011 był smutnym momentem dla świata muzyki. Dokładnie cztery lata temu, 4 stycznia, ten oto łez padół opuścił niesamowity muzyk, przede wszystkim niezwykły basista, Mick Karn.

O Micku pisałem już półtora roku temu, poza tym już dwa razy wrzucałem covery linii basu, które stworzył i zagrał jako członek Japan - pierwszego najbardziej znanego z jego zespołów. Dziś, w rocznicę jego przedwczesnej śmierci, też sobie nie odmówię.

Płyta "Gentlemen Take Polaroids" - przedostatni studyjny album Japan, wydany w 1980 roku - utrwaliła pozycję zespołu i jego styl, zapoczątkowany na przełomowym dla grupy krążku "Quiet Life". Jednym z singli promujących płytę był bujający (zgodnie z tytułem) numer "Swing", który zresztą stał się jednym z największych przebojów Japan. Oczywiście, jak w prawie każdym kawałku "japończyków", ogromną rolę grał tu bas. Typowo dla Micka nieoczywista linia zwracała uwagę m.in. gwałtownymi glissami na strunie D - z F# o oktawę w górę. Zwracało uwagę także brzmienie - najwcześniejszy znany soundomierz Micka, Travis Bean z aluminiowym gryfem i flatami. Jak w wielu innych kawałkach Japan, Karn wystąpił także w roli saksofonisty.

Posłuchajcie.


Właśnie "Swing" postanowiłem tym razem wziąć na warsztat. Linia okazała się niezbyt trudna technicznie, ale jej nieoczywistość spowodowała, że momentami musiałem posiłkować się pomocą naukową, którą zapewnił jak zawsze niezawodny Rick Derochea. Na szczęście udało się, czego rezultat znajduje się poniżej.

Komentarze z offu wyartykułował Młodzież siedzący na kolanach Kamerzystki.

Enjoy.




Do następnego.

czwartek, 24 lipca 2014

Gęba i paluchy: Chiny na urodziny

Dziędobry.

Zapowiadałem niedawno intensyfikacje wrzucania mych basowych fałszy, potknięć i nierówności. Pora spełnić groźbę.

Równy rok temu zapodałem wpis który miał zapoczątkować nowy cykl pt. "Dzionek wspomnionek". Jak widać na załączonym obrazku, cykl jakoś się z tego nie zrobił - innych wspomnień póki co nie było, choć zdecydowanie jest kilka postaci z basowego panteonu, którym niestety kontrakt zdążył wygasnąć a które na wspomnienie zdecydowanie zasługują. Ale jakoś nie udało mi się usiąść do kolejnego odcinka - może dlatego, że żaden ze śp. basistów nie zainspirował mnie tak, jak Mick Karn.

Człowiek, który dziś skończyłby 56 lat.

Uczciłem jego pamięć rok temu wrzucając wpis jemu poświęcony - dziś zrobię to manualnie oraz dźwiękowo. Zresztą już po raz drugi - wszak cykl "Gęba i paluchy" zapoczątkowałem inną linią stworzoną przez nieodżałowanego Cypryjczyka. Teraz pora na kolejną.

Ostatnia studyjna płyta Japan - "Tin Drum" - zawierała jeden z najbardziej znanych numerów tego zespołu, "Visions of China". I jak zawsze linia basu sprokurowana przez Micka Karna bezlitośnie gniecie mosznę. Brzmienie Wala też powala (przepraszam, nie mogłem się powstrzymać).

W oryginale brzmiało to tak:



Pozostało zatem chwycić fretlessa w łapy, odpalić chorusa, podpiąć całość pod mój przerażająco badziewny piecyk i uskutecznić wykon.

Mick - to dla Ciebie.


Wszystkiego najlepszego dzisiejszym jubilatom - ja na "mojego" nadal czekam. A będzie lada chwila. I w swoim czasie na pewno zaznajomię go z twórczością Micka Karna.

sobota, 18 stycznia 2014

Gęba i paluchy: Art of Parties

No i minął kolejny rok mojego żywota.

Nie będę się chwalił ile dziś mi stuknęło - powiem tylko tyle: jestem szacownym panem w średnim wieku. Czuję się staro.

I nadal zachowuję się jak upośledzony nastolatek.

Tak czy inaczej - z okazji mojego postarzenia się przedstawiam nowy cykl, w którym będziecie mogli oglądać moją starczą paszczę i paluchy oraz posłuchać mego krzywego grania. Czasem będę brał na tapetę numery, które są według mnie tego warte, czasem po prostu będę przedstawiał basy jako spóźniony ficzer dodatkowy do już zamieszczonych wpisów.

Na pierwszy ogień - jeden z mych ulubionych numerów jednego z mych ulubionych zespołów: "Art of Parties" Japan.

Oto oryginał w mojej ulubionej wersji koncertowej:


Mick Karn, o którym już niegdyś pisałem, to jeden z moich absolutnych basowych idoli. Czarodziej fretlessa, człowiek o nieprawdopodobnej, unikalnej kreatywności, wielka indywidualność. Dokładnie dwa tygodnie temu (4 stycznia) minęła 3 rocznica jego przedwczesnej śmierci. Dlatego też zdecydowałem zacząć od jednej z jego natychmiastowo rozpoznawalnych linii. 

I tak, wiem, że nie zagrałem tego idealnie. Powiem więcej - moje wykonanie jest, oględnie mówiąc, dość odległe od oryginału. M.in. brakuje kilku dźwięków (za każdym razem jest to pierwszy dźwięk frazy) w miejscu, gdzie nie byłem pewien, gdzie zaczyna się bridge bez basu. Zresztą nadal nie jestem pewien.

Ale nie jestem Mickiem Karnem.

Panie, Panowie i cała reszto - oto zatem ja i mój bezprogowy Ibanez Roadstar II. Japan, Mick Karn, "Art of Parties".




Do najbiliższego.

środa, 24 lipca 2013

Dzionek wspomnionek: Mick Karn (1958-2011)

Tego jeszcze tutaj nie było. Ale będzie pojawiać się raz na pewien czas. W tym cyklu będziemy ronić okazjonalną łezkę nad niezapomnianymi basistami, którym przedwcześnie wygasł kontrakt.

Na pierwszy ogień - absolutnie unikalny fretlessowiec, jeden z mistrzów grania nieoczywistego, legenda lat 80. (i nie tylko) - nieodżałowany Mick Karn.


Mick Karn urodził się jako Andonis Michaelides w Nikozji na Cyprze dokładnie 55 lat temu - 24 lipca 1958. W 1961 roku jego rodzina przeprowadziła się do Londynu, gdzie pozostał przez większość życia. Młodzieńcem będąc, najpierw dorwał się do fagotu, który opanował samodzielnie w całkiem niezłym stopniu. Niestety - albo właśnie stety - fagot został mu zawinięty przez nieznanych sprawców, wskutek czego Mick kupił sobie za grzmiącą kwotę 5 funtów swój pierwszy bas. I przy tym instrumencie już został, choć zdarzało mu się też dość często chwycić z przyzwoitym efektem za jakiś dęciak - zazwyczaj klarnet lub saksofon.

W wieku 16 lat Mick ze szkolnymi kolegami - braćmi Davidem i Stevem Batt (z których pierwszy jest lepiej znany pod nazwiskiem Sylvian, zaś drugi jako Jansen) oraz Richardem Barbierim - założył zespół, który wkrótce przyjął nazwę Japan. Z początku "japończycy" grali coś w rodzaju glam-rocka (co słychać doskonale na ich pierwszej płycie - "Adolescent Sex") i nawet odnosili pewne sukcesy, ale prawdziwy strzał nastąpił z chwilą wydania singla "Life In Tokio", który zwiastował zwrot w stronę bardziej elektronicznych, nowofalowych brzmień (wielu powiedziałoby, że wręcz noworomantycznych, jednak sam zespół odżegnywał się od takich - nieuniknionych skądinąd - porównań). Później już się potoczyło - płyty "Quiet Life" i "Gentlemen Take Polaroids" pokazały nowe, dojrzalsze i bardziej ugruntowane w nowej stylistyce oblicze grupy, zaś szczytowym osiągnięciem był album "Tin Drum". Niestety, okazał się on ostatnim studyjnym wydawnictwem zespołu... Napięcia w Japan - głównie między Karnem a Sylvianem - rosły i grupa rozpadła się tuż przed wydaniem genialnej koncertówki "Oil on Canvas"...

W międzyczasie Mick ukształtował swój unikalny, momentalnie rozpoznawalny styl gry na basie. Bardzo wcześnie zorientował się, że progi w zasadzie mu przeszkadzają... więc pozbył się ich ze swego instrumentu. Potem przyszedł czas Travisa Beana z aluminiowym gryfem (na tym basie nagrał większość płyt z Japan) a następnie - ok. 1980 roku - odkrył rewelacyjne basy dość młodej podówczas firmy Wal, przy których to basach został do samego końca.


Quiet Life - Mick i jego Travis Bean


Gentlemen Take Polaroids - znów Mick i Travis Bean, tym razem rok później (1980);
tutaj Mick pojawia się też na chwilę z klarnetem...

Koncertowa wersja Methods of Dance - Mick i jego Wal


Z tej samej genialnej koncertówki - Swing


Już za czasów grania z Japan Mick Karn został przez wielu uznany za jednego z najlepszych basistów młodej generacji - był innowacyjny, rozpoznawalny, a fretless w jego rękach odzywał się w sposób nie do pomylenia z czymkolwiek i kimkolwiek innym. Niestety - po rozpadzie Japan jego kariera nie potoczyła się tak, jak sugerowałby to jego talent...

Mick nagrał kilka solowych płyt, z których niestety żadna nie cieszyła się jakąś szczególną popularnością, brał udział w kilku ciekawych projektach, z których najważniejsze to m.in. współpraca z Midge'em Ure w utworze "After A Fashion" czy współtworzony z Peterem Murphym (ex-Bauhaus) zespół Dali's Car, ale nic nie przyniosło mu takiej sławy jak udział w Japan. Karn próbował również z powodzeniem sił jako muzyk sesyjny - wziął choćby udział w nagraniu płyty "Dance" niejakiego Gary'ego Numana i zagrał u boku bogini Kate Bush na corocznym koncercie Prince's Trust w 1982 roku.


Genialna wersja genialnego numeru, w genialnym składzie (plus Kaśka starająca się nie dopuścić by cosik wyfrunęło na wierzch)

Uwaga, trudne w odbiorze


Tak upłynęły Mickowi lata 80. Potem przyszły lata 90., które rozpoczęły się od... zejścia się byłych członków (hy hy hyyyy... przepraszam) Japan, z wyjątkiem gitarzysty Roba Deana. Tym razem jednak pod inną nazwą - Rain Tree Crow - na którą naciskał David Sylvian. Naciskał zresztą na różne inne rzeczy, co sprawiło, że pozostali panowie (w tym Mick) nie czuli się pełnoprawnymi członkami zespołu tylko sidemanami, wskutek czego współpraca okazała się być krótkotrwała i zaowocowała tylko jedną płytą. Na szczęście instrumentaliści po kolejnym rozstaniu z Sylvianem stwierdzili, że fajnie im się jednak gra razem i stworzyli projekt o nazwie JBK (Jansen Barbieri Karn), grający muzykę głównie instrumentalną (w nielicznych utworach uwzględniających paszczę przy mikrofonie stawał Mick). A była to muzyka niezwykle atmosferyczna...


W późniejszych latach Mick współpracował z wieloma artystami, były to jednak zazwyczaj jednorazowe projekty. W 2004 roku przeniósł się z żoną i synem tam, skąd pochodził, czyli na Cypr, gdzie rozpoczą pracę nad swą autobiografią. Książka nosiła tytuł "Japan and Self Existence" i została wydana w 2009 roku. Niestety - nie jest dostępna na Kindle'a a wersja papierowa kosztuje absurdalne pieniądze...

Niedługo później Peter Murphy ogłosił, że Dali's Car wznawia działalność. Wspólnie z Karnem nagrali kilka utworów na nową płytę, niestety praca została przerwana, gdy w czerwcu 2010 roku okazało się, że Mick cierpi na raka. Jego dawni współpracownicy zebrali się do kupy i robiąc to, co potrafili najlepiej - grając - zebrali kasę na to by ściągnąć basistę z powrotem do Londynu i pomóc w jego leczeniu. Niewiele to jednak pomogło - Mick Karn zmarł w Londynie 4 stycznia 2011 roku...

Mick Karn - multiinstrumentalista (choć głównie basista), kompozytor, rzeźbiarz - odcisnął trwałe piętno w świecie muzyki i nie tylko. To, jak żywa jest pamięć o nim, zobrazować może choćby internetowy projekt poświęcony mu, czyli Team Mick Karn. Projekt zaowocował pospolitym ruszeniem pod nazwą Mick Karn's Birthday Download Day zorganizowanym w celu zebrania funduszy dla rodziny Micka poprzez zakup jego płyt online i płatne ściąganie jego muzyki na stronie  Burning Shed. W inicjatywę zaangażował się m.in. Peter Murphy... Warto wziąć w tym udział. Bardzo warto.

Tymczasem pozostaje nam wspomnieć niezwykłą postać, jaką był Mick Karn.