wtorek, 24 września 2013

Spacerkiem i rowerkiem (i nie tylko): Mix Wolsko-Bemowski (+ E-Rally po Jelonkach)


Dzień dobry się ze wszystkimi niniejszym.

Jak już wspomniałem na fąpażu, Wybranka wyposażyła nas w Aparat. Wróciłem ci ja sobie wczoraj do domu, patrzę, a tam Canon EOS 1100D. Co prawda 1100 to niewielka pojemność jak na diesla, ale i tak jest fajnie. Od teraz relacje i testy będą wreszcie opatrzone przyzwoitymi jakościowo zdjęciami - z wyjątkiem najbliższego "Śmignąwszy" (mam już w zanadrzu, będzie niedługo) i miksów (materiałów nazbierało się już dawno). Ale sobotnia eventualność będzie już strzelana nowym Canonem.

Tymczasem przechodzimy do tzw. adremu, czyli meritum jądra tematu. Miksu, znaczy.

Jest w środkowo-zachodniej części Warszawy dzielnica Wolą zwana, zaś jeszcze trochę na zachód od niej leży sobie spokojnie Bemowo. I jeśli chodzi o żelazo, dzieje się tam naprawdę dużo...

Zacznijmy od tego, że pracuję właśnie na Woli - a konkretnie w jej industrialno-pekapowskiej południowej części. Idzie sobie człowiek do roboty, a tam...

Ktoś przyjechał prestiżowym Paskiem w Tede... nie, czekaj

Ta abominacja już się kiedyś u mnie pojawiła. Co to jest ja nawet nie

Można też wyjść zimą z roboty, jest już ciemno, a tu Daihatsu Cuore. Because why the fuck not.

Albo można też wyjść wiosną, jest jeszcze jasno, a tu Lincoln Mark LT. Because fuck fuel economy.

Można iść sobie na przystanek (skromne 2 km) a tu Alfa 164 na czarnej blaszce pilnuje terenu

Albo Corolka E7 z Hipstajmer Warsaw po prostu sobie moknie w deszczu

Można też odwiedzić Czcigodną Staruszkę w pracy (w innej części Woly), po czym wybrać się na spacer po okolicy, a tam...
BX we wszystko mówiącej wersji Classic Special

I LT-ek na emeryturze

Ten egzemplarz był już na Złomniku

Szansa, że jest w jednych rękach on nowości, jest niezerowa

Prokurator przyjeżdża 17 Polonezami, straż - Żukiem. Jednym.

Trochę dalej stoi jego przytulny, wyposażony w firanki braciszek. Ciekawe, czy w środku jest meblościanka

Są też Fordy. Niektóre na 100% jeżdżą...

Inne raczej nie bardzo

Polski rynek obfituje w małe jeździdełka, i dlatego ktoś kupił sobie Alto, którego nigdy u nas nie oferowano. W automacie. Suzuki AltoMatic, HE HE HE, przepraszam, musiałem

Ten też miał automat. I fele od najbiedniejszego Golfa. Brakowało tylko plakietki 1.6 D

Nader klimatyczna scenka rodzajowa; tego C25 zresztą widziałem niedawno po raz drugi, niedaleko mojej pracy - znaczy jeździ. I dobrze

Przyjechał z bazaru po sprzedaży zapasu cebuli i tak został

Ależ to był szpan 25 lat temu.

Ależ to nie był szpan nigdy. Co nie zmienia faktu, że to zupełnie rzetelne toczydło do taniego śmigania na co dzień

Ależ to było głupie nadwozie - hatchback/liftback o linii sedana. Sztywność level 0
Przejeżdżamy na Bemowo. A tam...

Obiekt chroniony pod postacią budy od Renault 4. Pewnie szykują dla papieża

BAAALDWIIIN!!!

Trabi - tak samo, jak Quatrelka - za płotem. Tylko bez ochrony. Widać papież go nie chciał

Trabant bez krat, za to w kombiaczu

Ducato bezprogowe

Karrol, znasz egzemplarz? (nie do Ciebie, Ascot)

Zapewne nadal można kupić z niego ziemniory

A i ten pewnie niejedną tonę kapusty przetaszczył
Kilka moich wolsko-bemowskich fot (oraz ze dwie grochowskie) znalazło się w dzisiejszym miksie na Złomniku (w związku z czym nie ma ich tu) - jak ktoś chce niech poszuka. Serdecznie polecam, cały miks jest nader srogi (SĄ TAM GS-y, PRÓBOWANO MNIE NIMI ZABIĆ NA ŚLINOTOCZNE ZAPALENIE MUZGÓ).

A teraz obiecywany w tytule bonusik. Dziś z tzw. powodów niezależnych został przerwany (szkoda - mieliśmy z Wybranką sporą szansę na dobrą punktację) kolejny etap stadobaranowego E-Rally, tym razem prowadzący po Jelonkach. Zaś Jelonki to też Bemowo, zasadniczo. A znaleźć tam można było dużo. And I mean DUŻO. Z czego większość nie była nawet punktami rajdu...

Ten piękny Nissan Vanette na ten dany przykład nie był

Ten idealny, przepiękny, ślinotoczny BX też nie

Ani ten ZX, choć ewidentnie ma status nieruchomości

W ogóle na ul. Krzywoń, którą zwiedziliśmy z 8 razy, nie wiedząc, o co biega temu itinereru (i na której spotkaliśmy inną załogę, która też nie ogarniała), dzieją się rzeczy.

Na przykład TO.

Tak, to jest dokładnie to, co się wydaje, że jest. Ktoś zostawił sobie Nissana 300ZX na zgnicie. Dodam, że to też nie był punkt rajdu

Stojąca nieopodal śliczna Ścierra też nie

Za to Ursusik - jak najbardziej. Acz wbrew opisowi nie był przekrzywiony

Zagłębie Czarnej Blachy

Demon Prędkości

Tego przecudnego Vanette oglądałem z 8 razy, krążąc po Puszczy Solskiej...

...tak samo jak tę Marbellę (bo to Seat raczej a nie Pandziocha?)...

...i Malczana.

A to kolejny punkt rajdu. I chyba mój ulubiony. Kącik francuski z przepiękną Xantią-karetką w roli głównej. Miała tylne lampy od ZX-a kombi...

...o, takiego.

W ogóle mnóstwo tam ZX-ów, wszystkie czerwone. Ten z kolei zmylił mnie i Wybrankę przy pytaniu o buszującego w trawie (a to nie był on - na szczęście zarośnięty Maluch został odnaleziony).

Nieopodal Hiszpanie udawali Niemca, co było dziwne, gdyż zazwyczaj udaje się Greka

Ten chyba niczego nie udaje

Ten też nie - choć z daleka może udawać jeżdżącego

I praktycznie sama końcówka rajdu. Za płotem na polanie stał samotny Żuk (ostatnie pytanie)...
...i to tyle, jeśli chodzi o Wolę i Bemowo z Jelonkami. Następny miks za czas pewien.

Orezerwuar.

poniedziałek, 16 września 2013

Śmignąwszy: Pełzacze dwa

Dzień dobry.

Zgodnie z zapowiadanym powrotem do codzienności wracam również do zwyczaju odwiedzenia raz na pewien czas jakiegoś salonu celem karnięcia się którąś z oferowanych nówek salonówek. Bardzo dobrym pretekstem dla takiej wycieczki są dni otwarte związane z prezentacją nowego modelu - a takie dni w ostatni weekend urządzał Peugeot.

Jak wiadomo, ostatnimi czasy najdynamiczniej rozwijającym się segmentem rynku samochodowego, radośnie wymyślonym przez marketoidy i skutecznie wciśniętym w gardła gładziutko łykających korpobełkot tzw. młodych profesjonalistów, są tzw. krosołwery. Szczególnie miejskie. Krosołwer taki charakteryzuje się tym, że na bazie dostępnych mechanizmów produkowanego już niewielkiego auta robi się samochód wyższy, agresywniej stylizowany, zazwyczaj obwieszony dizajnerskimi świecidełkami i rozpaczliwie udający terenówkę, którą nie jest i nigdy nie będzie. Napęd na 4 koła często nie jest dostępny nawet w opcji, wynalazek reklamowany jest jako "pogromca miejskiej dżungli" czy inne tego typu idiotyzmy i włala - można skasować śliniących się klientów na kwotę o połowę wyższą od udzielającego krosołwerowi większości podzespołów uczciwego miejskiego hatchbacka. Czasami auto okazuje się bardzo udane i rzetelne (np. Suzuki SX4, będące zresztą osobnym modelem, nie powiązanym zbyt mocno ze Swiftem), ale zazwyczaj otrzymujemy potworki w stylu Nissana Joke, przepraszam, Puke, na które zostaje wykreowana moda i dlatego idą jak świeże bułeczki, choć nie oferują więcej niż dużo tańsze zwykłe samochody segmentu B, na których bazują. Tak też powstało oparte na nowym Clio Renault Captur i wynalazek, którego dosiadłem w sobotę, czyli Peugeot 2008.


Musze przynnać jedno: 2008 jest ładny. Udane proporcje, brak przesady w przetłoczeniach - wszystko to sprawia, że całość wygląda o niebo lepiej od Sad Joke'a. Wrażenie nieco psuje jedynie bezsensowna chromowana listwa nad tylnymi drzwiami - skoro zdecydowali się na podwyższenie tylnej części dachu (i bardzo dobrze!), można było podwyższyć i szyby. Ale do tego potrzebna jest odwaga - taką, jaką wykazali się np. projektanci Skody Roomster, którą uwielbiam, co zresztą podkreślam przy każdej okazji. Generalnie - na 2008 patrzy się całkiem przyjemnie. Ale jak się nim jeździ?

Otóż... w zasadzie jak normalnym samochodem.

Miałem już okazję przejechać się "zwykłym" 208, więc dość specyficzny projekt deski rozdzielczej (na zegary spogląda się nad malutką kierownicą) nie był dla mnie nowością. Nie była także nowością dość wysoka pozycja za kierownicą, do której przyzwyczaiłem się jeżdżąc Zuzią. Zdziwiony byłem za to zaskakująco małą przestrzenią nad głową, ograniczoną przez opcjonalne okno dachowe. Osoba wyższa ode mnie (a jestem średniego wzrostu) szorowałaby sklepieniem czaszki po kancie podsufitki, w miejscu wycięcia na okno... Samo prowadzenie jednak było całkiem przyjemne. Wyposażony w silnik 1.6 VTi crossover Peugeota wystarczająco sprawnie przyspiesza, do tego dobrze trzyma się drogi, zaś siła wspomagania kierownicy jest dobrze dobrana. Widoczność we wszystkie strony jest - jak na współczesny samochód - zupełnie niezła, wspomagana zresztą przez czujniki parkowania, w które wyposażony był "mój" egzemplarz. Trudno mi ocenić nastawy zawieszenia, gdyż miałem okazję jechać tylko po równej, gładkiej nawierzchni (nowy odcinek między Konotopą a ul. Wirażową - nawet nie zorientowałem się, że już go otworzyli...), ale komfort zdawał się być zupełnie w porządku.

W porządku zdawały się też być możliwości przewozowe - co prawda bas w usztywnianym, piankowym pokrowcu nie wchodził do bagażnika (co nie było zaskoczeniem biorąc pod uwagę rozmiary auta), ale po złożeniu siedzeń uzyskujemy sporą przestrzeń z płaską powierzchnią ułatwiającą załadunek. Podejrzewam, że wlazłby cały mój sprzęt i jeszcze zostałoby trochę miejsca. Przyjemne wrażenie sprawiały także materiały użyte we wnętrzu. Generalnie byłem już niemalże skłonny odszczekać to, co wcześniej mówiłem na temat miejskich krosołwerów...

...i wtedy zerknąłem na cenę.

Ponad 80 tysięcy. PONAD OSIEMDZIESIĄT. Tak, to była wersja na tzw. pełnym tłuszczu (przy czym kapiący na głowę tłuszcz pod postacią okna dachowego skutecznie zmniejszał przestrzeń na mózgoczaszkę). Tak, tę wersję (Allure) z benzynowym 1,6 można mieć bez dodatkowych opcji za ok. 10 tysięcy mniej. Tak, podstawowa wersja  Access 1,2 82 KM jest znacznie tańsza - 54 500 zł - ale to i tak za dużo jak na samochód tej klasy. Dużo za dużo.

Podsumowując, czyli zady i walety:

Peugeot 2008 to sympatyczne, nieźle jeżdżące, dość praktyczne autko, którym w razie potrzeby da się przewieźć sprzęt, do tego ładnie się prezentujące i dysponujące przyjemnym wnętrzem. Jednak cena czyni z niego gadżet dla naiwniaków w garniturkach, łykających bez pytania marketingowy bełkot. Chcesz mieć ładny, niewielki, zwinny samochód do miasta? Kup zwykłą 208 - jeździłem, bardzo fajna (niestety było to zanim odpaliłem blogasa i nie zrobiłem żadnych zdjęć, więc relacji nie budziet). Masz kasę wystarczającą na zakup 2008 i chcesz coś pojemniejszego od hatchbacka segmentu B? Za te pieniądze możesz mieć już uczciwego kompakta. A za kwotę wystarczającą na topowe 2008 - srogo wyposażone kombi, którym przewieziesz znacznie więcej. Ale nie będzie wyglądać tak prestiżowo na parkingu pod korpo.

Plusy:

* niezła praktyczność
* przyjemne właściwości jezdne i dynamika
* ładne wnętrze
* miła dla oka linia

Minusy:

* CENA
* mało miejsca na głowę w wersji z oknem dachowym

Co nim wozić:

Nie znam odpowiednio dizajnerskich basów. Zresztą korporobociki raczej nie woziłyby nim instrumentów, tym bardziej, że z rzadka słuchają muzyki, w której jest żywa gitara basowa...

Rozczarowany relacją ceny do jakości 2008 (w sumie czego się spodziewałem, to w końcu KROSOŁWER) stwierdziłem, że mam ochotę śmignąć jeszcze czymś. Dla odmiany - czymś zwyczajnym, do bólu prostym, tradycyjnym i przede wszystkim niedrogim. A wszystkie te przymiotniki celnie charakteryzują budżetowego peugeotowskiego kompaktowego sedana - model 301.



Na pierwszy rzut oka Peugeot 301 nie wyróżnia się niczym. Na drugi też. Zwykły nieduży sedan, idealny dla działkowicza lubiącego kapelusze. Ale teraz wszystko musi mieć atrakcyjną marketingowo nazwę - kompaktowy sedan brzmi tak sobie a przede wszystkim tak sobie się kojarzy, dlatego wymyśliłem nowe, chwytliwe określenie dla tego segmentu: SCV. Senior Citizen Vehicle. Z przyjemnością udostępnię tę nową nazwę zainteresowanej firmie - rzecz jasna za odpowiednią opłatą.

Wnętrze też jest zwyczajne. Bardzo tradycyjnie prezentująca się deska rozdzielcza, proste, przejrzyste wskaźniki, tam, gdzie 2008 (w wyższych wersjach) ma ekran dotykowy, tam 301 ma trzy zwykłe pokrętła... Całość ma szanse spodobać się kierowcom o konserwatywnym guście. Niestety, w parze z prostą obsługą wynikającą częściowo z nieskomplikowanej stylistyki idą tanie materiały użyte do wykończenia wnętrza. Mam wrażenie, że choćby boczki drzwi w Madzi prezentują się lepiej - nie mówiąc już o Chaimku, który w porównaniu z 301 był wykończony luksusowo. Nie da się ukryć - do spółki z bliźniaczym Citroenem C-Elyssee sedan Peugeota to niedrogi samochód mający stanowić konkurencję głównie dla Dacii Logan... i aut używanych. I to widać.

Na szczęście nie samym wykończeniem wnętrza czy stylistyka się jeździ. Ważniejsze są m.in. przestrzeń w środku, bagażnik i praktyczność. Te dwie ostatnie cechy dla gościa, który musi regularnie taszczyć sporo sprzętu, są wręcz priorytetowe. A tu... jest nieźle. Co prawda jedyna dostępną wersją nadwoziową jest sedan, czyli odmiana najsłabsza pod względem możliwości aranżacji przestrzeni bagażowej, ale sam bagażnik jest dość imponujący. Bas w piankowym pokrowcu wchodzi bez problemu. Podejrzewam, że w sztywnym futerale też by wlazł. Zresztą oparcie kanapy jest dzielone i składane - w przypadku dużej paczki niewiele to pomoże (sedan...) ale jeśli mamy kilka basów i np. nieduże combo lub samą głowę, może bardzo ułatwić zalogowanie sprzętu. I może nawet zmieści się jeden pasażer z tyłu.



Praktyczność jednak nie na wiele się zda, jeżeli samochód nie ruszy z miejsca. Odpaliłem więc silnik i ruszyłem.

Silnik, który przyszło mi odpalić, to stosunkowo nowa jednostka, niedawno zaprezentowana przez PSA. 3 cylindry, 1,2 litra pojemności i 72 KM to, wydawać by się mogło, gwarancja mizernych osiągów w samochodzie tej wielkości. Jednak... nie do końca. Szału nie było, ale dramatu też nie - trzeba było jedynie pamiętać, że zabawnie brzmiącą trzycylindrówkę należy kręcić nieco wyżej, niż silniki wyposażone w jeden cylinder więcej. Specyfika pracy tego silnika wymagała też przyzwyczajenia przy ruszaniu - niestety nie nabrałem go prawie do końca jazdy i spod świateł zdarzało mi się wystartować z dość żenującym "kangurkiem", co w 4-cylindrowym 2008 nie miało miejsca... Jednak, gdy już się ruszyło, nie było źle. Należy przy tym pamiętać, że samochód był obciążony tylko mną, pracownikiem salonu i basem w bagażniku. Gdyby na pokładzie znajdował się cały sprzęt lub wakacyjny ekwipunek, mogło by być gorzej - wyprzedzania w takich warunkach praktycznie sobie nie wyobrażam...

Na szczęście 301 jest dostępny również z benzynowym 1,6 (tym samym, który siedział pod maską testowego 2008) i dieslem o tej samej pojemności. Gdybym miał wybierać, brałbym większą benzynę. Niestety, wersji nadwoziowej nie mógłbym wybrać - i to chyba przesądza sprawę. Klienci poszukujący taniego, praktycznego kombi są skazani w zasadzie tylko na Dacię... i samochody używane. Ale czy to źle?

Podsumowując, czyli zady i walety:

Plusy:

* cena
* bagażnik
* niezły komfort
* prosta konstrukcja dobrze wróży w kwestii trwałości i przyszłych kosztów eksploatacji

Minusy:

* dostępny jedynie sedan
* trochę za słaby silnik 1,2 (i wymagająca wyczucia przy ruszaniu specyfika trzycylindrówki)
* "biedne" wnętrze

Co nim wozić:


Prosty, dość konserwatywny w formie samochód - to i prosty, konserwatywny bas: Fender Precision w bagażniku "trzystajedynki" poczuje się jak znalazł. Tylko nie próbuj wozić tam Henryka 8x8 czy lodówki Ampega . Nie wejdzie, nawet po złożeniu siedzeń. W końcu to sedan.

piątek, 13 września 2013

Piątkotrzynaste impresje postwykonawcze

No i po wszystkim.

Znaczy po wszystkim było już w późny niedzielny wieczór. Przez długie miesiące przygotowywaliśmy się do zamojskiego wykonu, poświęcając czas i energię, niedosypiając i tarmosząc swe wystarczająco już napięte nerwy. Momentami naprawdę mieliśmy już dość.

Ale warto było. Bardzo było warto.

Wyjście na scenę ze świadomością, że z tyłu czai się prawdziwa orkiestra z prawdziwym dyrygentem, słyszenie ich wszystkich w słuchawkach (tak przy okazji - dobre gatunkowo i ustawiane przez ogarniętego człowieka odsłuchy douszne to świetna sprawa) i widok trzytysięcznej publiki zgromadzonej na zamojskim rynku... to jest COŚ. Do tego ta świadomość, że to jest właśnie chwila, na którą tak ciężko się pracowało... Aż szkoda, że jest już za nami.

Nie ma co się rozwodzić... Jedyne, co mogę dodać, to to, że mam nadzieję, że uda się jeszcze raz. Albo i nie raz.

A tymczasem kilka zdjęć. Z prób w siedzibie zamojskiej orkiestry...





...i z chwili rozpoczęcia koncertu...




Tak. Chcę jeszcze zagrać na takiej scenie.

Więcej zdjęć jest dostępnych w necie, wkrótce też na http://www.nightridersymphony.pl/ - kto chce, niech szuka, zagląda... Ja tymczasem wracam do codzienności.

środa, 4 września 2013

Spacerkiem i rowerkiem: Minimix Ochoczo Włochaty

Dobry wieczór.

W pierwszych słowach chciałbym przypomnieć, że JUŻ W NIEDZIELĘ BĘDZIE SROGI WYKON W ZAMOŚCIU.

W drugich zaś (i pozostałych) przechodzimy do dzisiejszego dania głównego: mix niewielki acz dość treściwy. Nikt nie powinien iść spać głodny (może poza Baldwinem, bo nie będzie Skody).

Otóż niezorientowanym trzeba wiedzieć, iż jest na zachodzie Warszawy dzielnica Ochotą zwana, za nią zaś dalej na zachód leżą (rosną?) sobie Włochy. Niestety nie mają nic wspólnego ze słoneczną Italią - są raczej smutne niczym Małkinia w listopadzie. No, poza Okęciem, będącym tychże Włoch (Włochów?) częścią, gdyż zawiera ono lotnisko i można popatrzeć na startujące tudzież latające samoloty, co jest miłe. Szczególnie jeśli jest kwiecień i zląduje Jumbolek. Albo - w dowolny miesiąc - z dużym ładunkiem zawita Rusłan. Na Mriję niestety miejsca na Okęciu nie ma, ale też jest fajnie.

Ale nie o tym. Przejdźmy tedy do rzeczy.

Moja droga rowerowa do pracy prowadzi przez jedną z głównych ulic Ochoty. A tam mieszka TO.

Jest dla mnie niesamowite, że ktoś stwierdził, że Escort z wczesnych lat 80. zajebiście nadaje się na klasyka. No i dba sobie o niego. I sobie nim jeździ.

A latem obuwa go w kółka z XR3i, mimo, że absolutnie nie jest to ta wersja. I generalnie Escort jest w stanie "funkielnówka"

Skręciwszy w jedną z bocznych ulic spotkamy Micrę K10

I piękną Zastavę na idiotycznych alusach

I Żuka w futrzane pasy

LOLWUT
Z pracy można też wracać spacerem. I wtedy spotka się takie coś.

Albo wyględnego Garbuska na czarnej blaszce

Albo Seata Ibizę 1. generacji. Chęć jeżdżenia Ibizą 1. generacji jest chyba dziwniejsza od chęci jeżdżenia ejtisowym Escortem.

Można też jechać sobie samochodem i na światłach złapać takie coś. To fabrycznie tłukli, czy przeróbka a'la C&G?...

A to już jest legenda Ochoty. Był na Złomniku minimium 3 razy, ale jest tak genialny, że musi się tu znaleźć. Upala go starsza pani. I nie chce nawet słyszeć o sprzedaży.
Pora udać się w kierunku Włoch (Włochów), gdzie nie bywam za często, gdyż generalnie nie mam po co (raczej nikt - poza mieszkańcami - chyba nie ma), ale zdarzyło się to i owo ustrzelić...

...choćby kwitnącą na Łopuszańskiej Kię Bestę

Van of the Year 2007 b.c.

Mów mi WUJu

BORK!

Na dobranoc wracamy na Łopuszańską, gdzie wesoło gnije sobie Poldek Cargo z sanitarnego demobilu w towarzystwie kilku starszych Passatów. Wszystkie na sprzedaż. Niebite, igła, lalka, od dziadka...
I to tyle na dziś. Wzywa mnie pakowanie na wyjazd do Zamościa, w związku z którym to wyjazdem odezwę się dopiero po powrocie. Bądźcie grzeczni.

I trzymajcie kciuki w niedzielę...

niedziela, 1 września 2013

Bezczelna autopromocja: SYMFONICZNY WYKON ZAMOJSKI

No i wrzesień. No i deszcz od razu. I zimno, i smutek, i halucynacje z niedożywienia.

Dzień dobry, znaczy.

Jakiś czas temu udało się wydać z zespołem Night Rider Symphony (będącym niejako odgałęzieniem tudzież siostrzaną formacją Night Ridera, co posiadacze mózgów, którzy zgłębili tajniki podstaw używania tego narządu, powinni odgadnąć po kilku chwilach przetwarzania danych) debiutancką płytę zawierającą zbiór utworów muzyki klasycznej w rockowych aranżacjach. I to z tekstami, fachowo zaśpiewanymi przez dwoje wokalistów. Tak, dwoje - pan i pani, znaczy. Jeszcze wcześniej z owym materiałem wybraliśmy się dość daleko - konkretnie do Chicagówka, gdzie został sieknięty prapremierowy nasz wykon. Zresztą powstanie projektu było mocno związane z tym właśnie wyjazdem, ale to temat na osobną opowieść. Tak czy owak - niestety, ze względu na rozmach przedsięwzięcia i środki do tego konieczne, nie udało się zorganizować kolejnego koncertu. Aż do teraz.


Panie i Panowie. Ladies and Gentlemen. Mesdames et Messieurs. Obywatele, Obywatelki, pozostałe elementy.

Ósmego września na malowniczym rynku w centrum Zamościa zagości zespół Night Rider Symphony, aby z towarzyszeniem zamojskiej Orkiestry Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego zrobić wszystkim zgromadzonym dobrze w uszy za pomocą zacnych dźwięków. Będzie pięknie. Będzie srogo. Będzie radość.

TO JUŻ ZA TYDZIEŃ.

Przybywajcie.

Tak - NRS znaczy Night Rider Symphony