piątek, 20 czerwca 2014

Gęba i paluchy: pożegnanie z Riderami

Niedawno (przy okazji ogłoszenia, że Henryk jest do łyknięcia, a jest, zapraszam) wspomniałem, że rozstałem się z zespołem, w którym spędziłem prawie 9 lat. 

Zespołem tym był Night Rider

Tak, było mi żal. Nadal jest - wszak łączy mnie z Riderami mnóstwo dobrych wspomnień. Nagranie bardzo udanej płyty, sporo świetnych koncertów, do tego cały rozdział pt. Night Rider Symphony na który składał się m. in. wyjazd do Chicago w 2008 roku i naprawdę srogi koncert z zamojską orkiestrą we wrześniu 2013 - to wszystko spowodowało, że wahałem się długo i po 15 razy rozważałem każde za i przeciw. Niestety, w ogólnym rozrachunku argumenty za odejściem przeważyły. Skrótowo rzecz ujmując - moving on.

Riderzy jednak w jakiś tam sposób pozostają częścią mojego życia, tak samo, jak dźwięki, które grając z nimi wydobyłem ze swych basów. A wśród nich były choćby te:


Tak, wiem - ten klip wrzucałem już w pierwszym moim wpisie. Prawie 2 lata temu. Jednak to właśnie chyba "Do końca" jest najbardziej reprezentatywnym numerem Riderów. I właśnie ten - w ramach pożegnania z zespołem, z którym wiąże się tak dużo wspomnień i doświadczeń - postanowiłem wziąć na warsztat. A w zasadzie nie tyle na warsztat, co po prostu siąść sobie i go sieknąć.

Nie sieknąłem go idealnie - wszak nie grałem go od 16 maja a nagrywanie jak zawsze było niejako w biegu, w związku z czym mamy do czynienia z nierównym wejściem na początku (nie było nabicia) i wywrotką w pierwszej zwrotce  - ale jest. Zagrałem go na tym samym basie, na którym był nagrywany w studiu. I tymi samymi palcami.

Mesdames et messieurs, oto basista grający to, co sam kiedyś nagrał (plus gościnny udział Kluski, w szczególności jej ogona):



A, no i jeszcze jedno: Night Rider działa dalej. Panowie poszukują basisty. Jak ktoś lubi taką muzę i ma trochę doświadczenia - niechaj się zgłasza. Warto. Wymagany jest własny sprzęt (w tym progowa piątka i fretless o dowolnej ilości strun), w miarę sensowne umiejętności oraz chęć do pracy.

Mam nadzieję, że następca znajdzie się jak najszybciej - Night Rider to dobry zespół, który może jeszcze sporo ugrać. Trzymam kciuki.

* * *

Tymczasem za chwilę ruszam w małą trasę świeżo odebranym Dusterem, którego wygrałem na weekend (z pełnym bakiem, biatches!), jutro zaś rajd Złomnika. A jeszcze jeden mix czeka w kolejce. Będzie o czym pisać.

Pozostańcie nastrojeni i zegarek ten kosmos, że zacytuję klasyka.

3 komentarze:

  1. Jak night rider to dla mnie tylko Kavinsky ;) taką elektro muzykę ja preferuję.

    https://www.youtube.com/watch?v=MV_3Dpw-BRY

    raczej nie do Disastera ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. Ależ ten Alembic!
    2. Coś się kończy, coś zaczyna...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to dobrze, że są linie melodyczne, przy których basista może dać odpocząć lewej ręce... :)

    OdpowiedzUsuń