Znaczy po wszystkim było już w późny niedzielny wieczór. Przez długie miesiące przygotowywaliśmy się do zamojskiego wykonu, poświęcając czas i energię, niedosypiając i tarmosząc swe wystarczająco już napięte nerwy. Momentami naprawdę mieliśmy już dość.
Ale warto było. Bardzo było warto.
Wyjście na scenę ze świadomością, że z tyłu czai się prawdziwa orkiestra z prawdziwym dyrygentem, słyszenie ich wszystkich w słuchawkach (tak przy okazji - dobre gatunkowo i ustawiane przez ogarniętego człowieka odsłuchy douszne to świetna sprawa) i widok trzytysięcznej publiki zgromadzonej na zamojskim rynku... to jest COŚ. Do tego ta świadomość, że to jest właśnie chwila, na którą tak ciężko się pracowało... Aż szkoda, że jest już za nami.
Nie ma co się rozwodzić... Jedyne, co mogę dodać, to to, że mam nadzieję, że uda się jeszcze raz. Albo i nie raz.
A tymczasem kilka zdjęć. Z prób w siedzibie zamojskiej orkiestry...
...i z chwili rozpoczęcia koncertu...
Tak. Chcę jeszcze zagrać na takiej scenie.
Więcej zdjęć jest dostępnych w necie, wkrótce też na http://www.nightridersymphony.pl/ - kto chce, niech szuka, zagląda... Ja tymczasem wracam do codzienności.
Gratuluję!
OdpowiedzUsuńJestem co prawda niekompatybilny z tematami w stylu rock-opera/skórzane spodnie/motory ;-)
ALE!!
Oglądałem relację na YT z lokalnej telewizji i muszę powiedzieć że dźwiękowcowi(-com?) należy się flacha! Poziom produkcji przywraca na dzieję, że w tym kraju są ogarnięci ludzie nad konsoletami. I to mimo, że dźwięk był nagrywany metodami "telewizyjnymi".
Jeszcze raz gratulacje!
No cóż, gratulacje należą się zatem Jankowi - naszemu człowiekowi, którego od lat wozimy ze sobą w podręcznym bagażu na takie okazje ;-) Przekażę już dziś!
UsuńUPS!
Usuńjeszcze nie do końca jestem sobą; oczywiście gratulacje były dla Ciebie ;-) Jakże nie mógłbym pomiodzić!
Ależ podziękowawszy :-)
Usuń