Czasem zdarza się tak, że dwóch (a nawet wincy, jak było w przypadku choćby DAFuqa) TFUrców Kątętu weźmie się za jeden temat - w tym przypadku za jednego grata. I to nie ten sam model, ale ten sam egzemplarz. Ale gdy egzemplarz ten jest jedyną znaną czynną sztuką w okolicy i do tego upala go dobry znajomek, zresztą czynnie działający w graciarskiej społeczności, trudno się dziwić, że jego wehikuł będzie dość mocno oblegany.
Tak czy inaczej - red. Z. Łomnik zakończył tym sprzętem zeszły rok, ja zaś otwieram nim nowy.
Yugo Florida zostało zaprezentowane w 1987 roku. Jego nazwa miała nawiązywać do sukcesu odniesionego na rynku amerykańskim - choć biorąc pod uwagę poziom estymy, jaką do dziś cieszy się ta marka w USA, słowo "sukces" jest tutaj swego rodzaju nadużyciem semantycznym. Nie zmienia to jednak faktu, że na słonecznych Bałkanach uznano roczny wolumen sprzedaży niższy od miesięcznego wyniku popularnego pickupa oraz unieśmiertelnienie za pomocą niewybrednych dowcipów za warte świętowania osiągnięcie. Bez względu jednak na poziom splendoru marki, Florida w momencie prezentacji sprawiała naprawdę nowoczesne wrażenie. Zaprojektowany przez Giugiaro 5-drzwiowy hatchback pod względem dizajnerskim w niczym nie ustępował najpopularniejszym zachodnioeuropejskim konstrukcjom, które w większości przypadków wizualnie tkwiły jeszcze w głębokim ejtisie, podczas gdy Florida swoim wyglądem zapowiadała już kolejną dekadę. Zresztą samochody, które najmocniej przypomina, czyli Citroen ZX (ogólna sylwetka, tył) i Fiat Punto I (front), weszły do produkcji ładnych kilka lat później.
Stylistyka Floridy nie razi do dziś - ot, zwykły, 5-drzwiowy hatchback, jakich wiele. Zapewne niejeden człek na pytanie o przybliżony czas powstania Floridy wskazałby wczesne lata dziewięćdziesiąte - przynajmniej póki nie podszedłby bliżej i nie zwrócił uwagi na taki szczegół, jak... szyby w uszczelkach. Przy okazji mógłby popodziwiać jakość detali i powłoki lakierniczej porównywalną z produktami schyłkowego ZSRR.
Spasowanie blach mieści się jeszcze w granicach tolerancji osobnika posiadającego tak z -1,5 dioptrii, za to tworzywo, z którego wykonane są zderzaki czy choćby klamki zewnętrzne, robi już porażające wrażenie. To jest właśnie jakość schyłkowej komuny, gdzie nawet decydentom już nieszczególnie chciało się udawać.
To jednak nic w porównaniu z tym, co dzieje się we wnętrzu.
O ile stylistyka, swobodnie mieszcząca się normie środkowych lat 80-tych, jest zupełnie do zaakceptowania (szczególnie dlaświra konesera ejtisu - takiego, jak ja), o tyle jakość tworzyw i ich montażu... Nie, tego w sumie się nie da opisać. O ile w późnym 125p po prostu można było to skwitować pogardliwym skrzywieniem ryja (bo i na nic więcej ten motoryzacyjny kał nie zasługuje), we Floridzie tak naprawdę nie wiadomo, co powiedzieć. Połacie szarego, najtańszego, najpodlejszej jakości plastiku, skrzypiącego przy byle dotknięciu, grzechoczącego na wybojach i terkoczącego od wibracji silnika na niskich obrotach, do tego zmontowane w sposób mówiący "mam to w dupalu, Miloš, idę na plejskavicę". Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że może istnieć szpara między deską rozdzielczą a krawędzią szyby, póki nie wpadł w nią mój identyfikator parkingowy. A jednak... jakoś się to trzyma. Po 28 latach nie ma pęknięć (w przeciwieństwie do wciąż wtedy tłuczonego u nas Dużego), nic nie odpada a większość wyposażenia zdaje się działać bez większych problemów.
Do tego mamy tutaj takie smaczki, jak nader ciekawie zaprojektowany zestaw wskaźników.
Zegary są niebrzydkie a przede wszystkim czytelne, oko mentalnego ośmiolatka cieszy bogaty zestaw kontrolek, natomiast wyjątkowo smakowitą wisienką na torcie jest tutaj tzw. "checkpanel" pokazujący niedomknięte drzwi oraz... przepalone żarówki.
Tak. W postkomunistycznym wozie wyprodukowanym w 1990 roku.
Jest też parę innych dobrutek - takich, jak choćby dziwaczne (i ewidentnie wzorowane na Uno I) dźwigienki do obsługi świateł i wycieraczek, czy ergonomiczne i ładnie wkomponowane w podłokietniki wewnętrzne klamki.
Poza tym jest zaskakująco przestronnie. Zarówno z przodu jak i z tyłu miejsca jest więcej niż dość. W połączeniu z mięciutkimi, pluszowymi fotelami sprawia to, że we wnętrzu Floridy jest znacznie przyjemniej, niż może się to z początku wydawać.
No, przynajmniej póki nie siądziemy za kierownicą i nie spróbujemy wygodnie ułożyć nóg.Pedały Manipulatory nożne są przesunięte mocno w prawo w stosunku do kolumny kierownicy - może nie tak mocno, jak np. w Trabancie, ale nadal jest to wyjątkowo niewygodne. Do tego nie przewidziano jakiejkolwiek podpórki pod lewą stopę. Komfortowe miejsce na nogi jest dla słabych, Dušan, polej jeszcze rakiji.
Niestety, próby umieszczenia usztywnianego pokrowca z basem do bagażnika będą jeszcze bardziej niewygodne - i o ile mimo dyskomfortu nożnego da się jakoś umieścić swój ciałokształt za kierownicą Floridy, o tyle bas do kufra zwyczajnie nie wejdzie.
Sam bagażnik nie jest jeszcze taki zły - głęboki, rozszerzający się za nadkolami - jednak wrażenie doń basiwa praktycznie uniemożliwia bardzo wąskie wycięcie na półkę. Co gorsza, oparcie kanapy nie jest dzielone, przez co nie zmieścimy basetli do kufra chcąc przewieźć z tyłu choć jedną osobę.
Na szczęście pozostaje jeszcze... półka.
Pozostaje jeszcze kwestia tego, jak ten wynalazek jeździ. A tego też nie da się jednoznacznie opisać.
Pod maską tego egzemplarza Floridy siedzi sobie 68-konny silnik 1,3 z jednopunktowym wtryskiem. Przy delikatnym operowaniu gazem w zasadzie robi niewiele poza wprawianiem całego wnętrza w terkoczące wibracje. Jednak po przekroczeniu 2500 obr/min dość lekkie Yugo zaczyna przyspieszać, zaś powyżej 3-3,5 tys. obrotów przyspieszenie staje się całkiem żwawe a do tego zaczyna mu towarzyszyć dość przyjemny dźwięk. Do pełnego wykorzystywania zakresu obrotów nie zachęcaja jednak bardzo nieprecyzyjnie działająca dźwignia zmiany biegów oraz przede wszystkim wyjątkowo słabe hamulce, które w razie gwałtownego hamowania samochodu jadącego przed nami sprawią co najwyżej, że zaparkujemy w jego zadzie z prędkością o 10 km/h niższą, niż gdybyśmy w ogóle zignorowali ich istnienie. Sportowego charakteru nie ma również zawieszenie, ale nie uznaję tego za wadę - jego praca dobrze pasuje do pluszowatości foteli.
Niewspomagany układ kierowniczy podczas jazdy pracuje dość lekko, ale przy prędkościach manewrowych potrafi dać się we znaki. Co najgorsze, Florida zdecydowanie nie imponuje zwrotnością. Na szczęście w manewrowaniu pomaga doskonała widoczność. Generalnie jednak Yugosławem lepiej po prostu jechać niż manewrować - mimo dyskusyjnego umieszczenia pedałów będzie to o wiele przyjemniejsze.
Podsumowanie, czyli zady i walety:
Mając jakieś 10 lat, strasznie jarałem się Floridą. Raz wręcz przyśniło mi się, że kupił taką mój ojciec. Egzemplarz ze snu był ciemnoczerwony i miał... przezroczystą maskę. Minęły lata i moje myślenie o Floridzie nieco się zmieniło, ale nadal bardzo chciałem się taką przejechać. Czy konfrontacja z rzeczywistością sprawiła, że znów zapragnąłem większego modelu Yugo?
Nie. Zdecydowanie nie. Ale... nadal uważam, że to niezwykle ciekawy i zaskakująco fajny grat. I choćby dlatego warto zachować nadal istniejące egzemplarze przy życiu. Szkoda tylko, że po większość części trzeba będzie udać się na Bałkany. A i wtedy nie będzie gwarancji powodzenia.
Plusy:
Co nią wozić:
Stylistyka Floridy nie razi do dziś - ot, zwykły, 5-drzwiowy hatchback, jakich wiele. Zapewne niejeden człek na pytanie o przybliżony czas powstania Floridy wskazałby wczesne lata dziewięćdziesiąte - przynajmniej póki nie podszedłby bliżej i nie zwrócił uwagi na taki szczegół, jak... szyby w uszczelkach. Przy okazji mógłby popodziwiać jakość detali i powłoki lakierniczej porównywalną z produktami schyłkowego ZSRR.
Spasowanie blach mieści się jeszcze w granicach tolerancji osobnika posiadającego tak z -1,5 dioptrii, za to tworzywo, z którego wykonane są zderzaki czy choćby klamki zewnętrzne, robi już porażające wrażenie. To jest właśnie jakość schyłkowej komuny, gdzie nawet decydentom już nieszczególnie chciało się udawać.
To jednak nic w porównaniu z tym, co dzieje się we wnętrzu.
O ile stylistyka, swobodnie mieszcząca się normie środkowych lat 80-tych, jest zupełnie do zaakceptowania (szczególnie dla
Do tego mamy tutaj takie smaczki, jak nader ciekawie zaprojektowany zestaw wskaźników.
Zegary są niebrzydkie a przede wszystkim czytelne, oko mentalnego ośmiolatka cieszy bogaty zestaw kontrolek, natomiast wyjątkowo smakowitą wisienką na torcie jest tutaj tzw. "checkpanel" pokazujący niedomknięte drzwi oraz... przepalone żarówki.
Tak. W postkomunistycznym wozie wyprodukowanym w 1990 roku.
Jest też parę innych dobrutek - takich, jak choćby dziwaczne (i ewidentnie wzorowane na Uno I) dźwigienki do obsługi świateł i wycieraczek, czy ergonomiczne i ładnie wkomponowane w podłokietniki wewnętrzne klamki.
Poza tym jest zaskakująco przestronnie. Zarówno z przodu jak i z tyłu miejsca jest więcej niż dość. W połączeniu z mięciutkimi, pluszowymi fotelami sprawia to, że we wnętrzu Floridy jest znacznie przyjemniej, niż może się to z początku wydawać.
No, przynajmniej póki nie siądziemy za kierownicą i nie spróbujemy wygodnie ułożyć nóg.
Niestety, próby umieszczenia usztywnianego pokrowca z basem do bagażnika będą jeszcze bardziej niewygodne - i o ile mimo dyskomfortu nożnego da się jakoś umieścić swój ciałokształt za kierownicą Floridy, o tyle bas do kufra zwyczajnie nie wejdzie.
Sam bagażnik nie jest jeszcze taki zły - głęboki, rozszerzający się za nadkolami - jednak wrażenie doń basiwa praktycznie uniemożliwia bardzo wąskie wycięcie na półkę. Co gorsza, oparcie kanapy nie jest dzielone, przez co nie zmieścimy basetli do kufra chcąc przewieźć z tyłu choć jedną osobę.
Na szczęście pozostaje jeszcze... półka.
Pozostaje jeszcze kwestia tego, jak ten wynalazek jeździ. A tego też nie da się jednoznacznie opisać.
Pod maską tego egzemplarza Floridy siedzi sobie 68-konny silnik 1,3 z jednopunktowym wtryskiem. Przy delikatnym operowaniu gazem w zasadzie robi niewiele poza wprawianiem całego wnętrza w terkoczące wibracje. Jednak po przekroczeniu 2500 obr/min dość lekkie Yugo zaczyna przyspieszać, zaś powyżej 3-3,5 tys. obrotów przyspieszenie staje się całkiem żwawe a do tego zaczyna mu towarzyszyć dość przyjemny dźwięk. Do pełnego wykorzystywania zakresu obrotów nie zachęcaja jednak bardzo nieprecyzyjnie działająca dźwignia zmiany biegów oraz przede wszystkim wyjątkowo słabe hamulce, które w razie gwałtownego hamowania samochodu jadącego przed nami sprawią co najwyżej, że zaparkujemy w jego zadzie z prędkością o 10 km/h niższą, niż gdybyśmy w ogóle zignorowali ich istnienie. Sportowego charakteru nie ma również zawieszenie, ale nie uznaję tego za wadę - jego praca dobrze pasuje do pluszowatości foteli.
Niewspomagany układ kierowniczy podczas jazdy pracuje dość lekko, ale przy prędkościach manewrowych potrafi dać się we znaki. Co najgorsze, Florida zdecydowanie nie imponuje zwrotnością. Na szczęście w manewrowaniu pomaga doskonała widoczność. Generalnie jednak Yugosławem lepiej po prostu jechać niż manewrować - mimo dyskusyjnego umieszczenia pedałów będzie to o wiele przyjemniejsze.
Podsumowanie, czyli zady i walety:
Mając jakieś 10 lat, strasznie jarałem się Floridą. Raz wręcz przyśniło mi się, że kupił taką mój ojciec. Egzemplarz ze snu był ciemnoczerwony i miał... przezroczystą maskę. Minęły lata i moje myślenie o Floridzie nieco się zmieniło, ale nadal bardzo chciałem się taką przejechać. Czy konfrontacja z rzeczywistością sprawiła, że znów zapragnąłem większego modelu Yugo?
Nie. Zdecydowanie nie. Ale... nadal uważam, że to niezwykle ciekawy i zaskakująco fajny grat. I choćby dlatego warto zachować nadal istniejące egzemplarze przy życiu. Szkoda tylko, że po większość części trzeba będzie udać się na Bałkany. A i wtedy nie będzie gwarancji powodzenia.
Plusy:
- przestronne wnętrze
- świetna widoczność
- komfortowe zawieszenie
- unikatowość
Minusy:
- tragiczna jakość wykonania (która jednak w tym przypadku nie wpłynęła na trwałość)
- koszmarne plastiki we wnętrzu
- bardzo niewygodnie umieszczone pedały
- brak części
Co nią wozić:
Otwór bagażnika nie pozwala na zbyt wiele. Na szczęście zawsze jest... obrzyn. I w sumie do konstrukcji z późnych lat 80-tych będzie pasował bardzo dobrze.
Tymczasem zapraszam na filmidło.
* * * * *
Tymczasem zapraszam na filmidło.
Podziękowania dla Michała z Warszawy Inaczej za użyczenie Yugosława!
Brawo! Tego nam było trzeba. Yugo Florida - król gratów!
OdpowiedzUsuńWidziałem tylko raz, w dodatku na białoruskich numerach.
OdpowiedzUsuń