czwartek, 6 lipca 2017

Długodystans: 2 lata ze Skanssenem

Tak, to już dwa lata.

Z jednej strony już - no bo rany boskie, kiedy to zleciało - z drugiej strony... dopiero. Owszem, dopiero - bo mam wrażenie, jakbym jeździł Skanssenem od zawsze.


Tak - zżyłem się z tym autem.

Zwiedziliśmy razem już spory kawałek Polski, zrobiliśmy 3 przeprowadzki (w tym jedną międzymiastową), wzięliśmy udział w kilku rajdach (zajmując w jednym z nich 3 miejsce), regularnie woziłem nim (i nadal wożę) sprzęt na grania i nagrania, a nawet zdażyło mi się wykorzystać jego przepastny bagażnik do zdrzemnięcia się po jednym z wykonów. Do tego Skanssen został bohaterem nader zacnego wpisu na Automobilowni, co niewątpliwie przyczyniło się do zarobienia kolejnych punktów tłustego fejmu.

Zdecydowanie dobrze nam ze sobą.


Czy coś się zatem zmieniło?

I tak i nie.

Nie - bo tak samo, jak wcześniej, Skanssen dzielnie wozi mnie i moich pasażerów na wykony (tyle, że ostatnio jest ich sporo mniej, niestety), próby i wywczasy wszelakie oraz pomaga ogarnąć wszelakie codzienne tematy, spalając przy tym nieco więcej paliwa, niż bym sobie życzył.

Tak - bo jednak wiek i pewne zaniedbania dają o sobie znać. Do objawów, które zaobserwowałem pewien czas temu, doszły kolejne - równie niepokojące. 

Już od dłuższego czasu odgrażam się, że zainwestuję w Skanssena parę złociszy, jednak z nie do końca zależnych ode mnie powodów organizacyjnych moment ten wciąż się odsuwa. A przyspieszyć się go nie bardzo da - przynajmniej o ile nie chcę mieć przerwy w posiadaniu dachu nad głową. Bo jednak w Skanssenie nie mieszkałoby się najlepiej - takie rzeczy, jak łazienka, przydają się czasami.

Tak czy inaczej - moment, w którym większe inwestycje będą konieczne, zbliża się całkiem sporymi krokami. I w końcu zostaną dokonane... o ile nie okażą się nieopłacalne. Bo i tak, niestety, może się zdarzyć.

Póki co jednak Skanssen bez marudzenia dowozi swych pasażerów tam, gdzie w danej chwili jest potrzeba tudzież chęć. Wiosną było to województwo zachodniopomorskie, ostatnio zaś, jak co roku, grane było łódzkie - najpierw celem wydobycia solidnego decybela nad Zalewem Sulejowskim...


...później zaś z okazji zgierskiego Graj(mi)dołu.


Oczywiście Skanssen nadal bardzo dobrze nadaje się również do eksploracji, zarówno celem połowu materiałów na miksy (zwane nieco nieprecyzyjnie "Spacerkiem i rowerkiem" - choć prawdą jest, że właśnie takie formy przemieszczania się skutkują zazwyczaj najbogatszym ustrzałem), jak i odkrywania nieznanych mi wcześniej rejonów miasta.

Takich, jak choćby nieczynny peron kolejowy.




Najśmieszniejsze jest natomiast to, że przez cały ten czas na liczniku nie przybył ani jeden kilometr.

Ciekawe tylko, jak wytłumaczę to na przyszłorocznym przeglądzie. Bo raczej nie tym, że jeździłem głównie rowerem.


Tymczasem... tymczasem powstały pewne plany. A nawet przygotowania.

Ale o tem potem.


Pozostańcie nastrojeni.

9 komentarzy:

  1. Nie no chłopie, jeśli blacharsko trzyma się kupy, to w przypadku tego samochodu, nie ma mowy o nieopłacalnych naprawach.
    Jeżeli płacisz komuś za naprawę, to oczywiście wielce prawdopodobne jest, że koszta przewyższą wartość samochodu, ale w żadnym razie nie można tego nazwać nieopłacalnym. Ten pojazd jest nieśmiertelny i po zrobieniu wszystkiego co trzeba, odpłaci dalszą, wierną długoletnią służbą. Trudno znaleźć równie praktyczne i solidne auto. Jeśli nie dasz mu szansy, to ktoś inny to zrobi, a Ty będziesz z rozrzewnieniem wspominał jakie miałeś dziarskie żelazo i przeklinał, nie daj borze plastikowego następce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli następca okaże się konieczny, nie sądzę, bym rozważał na poważnie inne modele ;-)

      Usuń
  2. ... jak rachunek ekonomiczny będzie słaby, to sprzedaj Skansena i kup Carinę E kombi.
    Będziesz miał ambitny pretekst i kawał równie porządnego auta za małe pieniądze (i tańszy w naprawach/częściach)...

    OdpowiedzUsuń
  3. No to może teraz pierwsza V90-tka? Choć ponoć z niektórymi częściami jest już ciężko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej w drugą stronę, proponuję 240 - ostatnie prawdziwe Volvo (oj ale rzuciłem wyświechtany slogan)

      Usuń
    2. V90 odpada z powodów finansowych - naprawa tylnego zawieszenia kosztuje fortunę. Poza tym nie podoba mi się.
      245 odpada z powodu braku dzielonej tylnej kanapy, która jest dla mnie warunkiem absolutnie koniecznym. Poza tym bagażnik ma dużo węższy niż 740/940, a to właśnie jego szerokość jest dla mnie kluczową sprawą.

      Usuń
  4. Volvo to klasa sama w sobie. Co prawda tak jak poprzednicy uważam, że 90tka jest idealna :) Duży bezpieczny i solidny. A może warto, skoro tak lubisz swój samochód, zainwestować trochę i zrobi solidny remont całego auta.

    OdpowiedzUsuń
  5. Brałbym to auto w ciemno. U mnie w Norwegii Volvo się bardzo dobrze sprzedaje.

    OdpowiedzUsuń