wtorek, 2 maja 2017

Długodystans: Skanssen na północnym zachodzie

Minęły kolejne miesiące i kilometry.

Zostawiając je za sobą, Skanssen zyskał (wreszcie) nowy dowód rejestracyjny i - przy okazji - nowe tablice, a poza tym nadal sprawdzał się we wszystkich rolach, w których sprawdził się również wcześniej, czyli przede wszystkim jako transporter dla sprzętu (w tym do studia, o czym, mam nadzieję, będę mógł napisać więcej już wkrótce) i wygodny dupowóz, którym można wyskoczyć np. do lasu.


Ponadto niezmiennie dawał radę jako codzienny transport po mieście, gdzie mógł czasem natrafić na któregoś z licznych braci...


...oraz jako wyjątkowo sprawny rajdowóz, który dowiózł swą załogę na 3 miejscu w tegorocznym Rajdzie Rembertowskim.


Niestety - nie zawsze było wesoło i bezproblemowo.

Skanssen ma już 25 lat (innymi słowy - ćwierć wieku), i nie byłoby to jakimś ogromnym osiągnięciem dla starszego Volviacza, gdyby nie nagromadzone przez te lata zaniedbania i przygody, których pamiątki widać po dokładniejszym przyjrzeniu się. Wszystko to sprawia, że zużycie wielu elementów zaczyna wychodzić na jaw. Nie - Skanssen ani razu nie zawiódł (jedyne zatrzymanie na drodze było spowodowane było zgonem akumulatora, więc nie liczę go tutaj), jednak coraz wyraźniej widać, że będzie sporo do zrobienia.

Inny problem przyszedł z zewnątrz, przyjmując formę lepkich i ewidentnie niezbyt zgrabnych rączek debila, któremu ewidentnie spodobał się biegnący na skos grilla znaczek. Rączki owe, z prawdopodobnie znajdując się w stanie wskazującym, w ramach częstowania się owym znaczkiem były uprzejme zdemontować cały grill, jednocześnie łamiąc go i resztki jego mocowań.


Niezwykle uprzejme ze strony ww. kretyna było zostawienie zdefasonowanego, pozbawionego znaczka grilla obok samochodu. "Masz biedaku, nie będę ci tego zabierał, przytwierdź se".

No to se przytwierdziłem.



Wygląda to jak wygląda, ale po pierwsze mocowań już zwyczajnie nie ma, po drugie zaś... metody prowizoryczne często okazują się zaskakująco trwałe. Dwustronna taśma (od góry użyta jednostronnie) sprawdziła się zarówno w zacinającym deszczu, jak i przy prędkościach autostradowych. I to na całkiem zacnym dystansie.

Otóż po raz pierwszy od lat doświadczyłem czegoś, co już dawno było dla mnie mitem przytaczanym przez tych, którzy mieli do czynienia z tęczowym jednorożcem zwanym umową o pracę. Jesienią zeszłego roku, po latach tyry na śmieciówkach i samozatrudnienia, sam wreszcie złapałem jednorożca, teraz zaś przekonałem się, że mit jednak jest prawdą. Tak - jest równie powszechny co biały kruk i zdarza się podobnie często, co trafienie szóstki w totka, ale fakt jest faktem.

Dostałem urlop.

A podczas urlopu podobno zazwyczaj się wyjeżdża.

No dobra, tak naprawdę Polak uszczęśliwiony urlopem wyskrobuje zaoszczędzone przez ostatni rok dwie stówy, kupuje farbę na promocji w Liroju Merlinie i odmalowuje mieszkanie, ale mi udało się wyrwać na kilka dni. A biorąc pod uwagę, że moja Obywatelka pierwsze lata życia spędziła w dzisiejszym zachodniopomorskim, ja zaś praktycznie nie znam tych rejonów, decyzja co do kierunku wyprawy była łatwa.

Załadowaliśmy się zatem do Skanssena i ruszyliśmy na północny zachód naszego pięknego kraju.

To nie jest okładka płyty Pink Floyd

Zachodniopomorskie przywitało nas lasem turbin wiatrowych. Widok jest zaiste imponujący - rzędy gigantycznych wiatraków, których łopaty mają długość autobusu, robią spore wrażenie.

Po kilku godzinach solidnego (acz nieprzesadnego) ciśnięcia dotarliśmy do Szczecina.


Muszę przyznać, że jest to zaskakująco ładne miasto. Dodatkowo mam wrażenie, że całkiem dobrze nadawałoby się na graciarski rajd nawigacyno-turystyczny. Niestety nie spotkałem Demona, za to udało mi się upolować kilka sympatycznych sprzętów.

Po około godzinie spędzonej w stolicy Zachodniego Pomorza ruszyliśmy w dalszą drogę.

Następnego dnia udaliśmy się z Obywatelką (sprawdzającą się jako Pani Pilot również z tradycyjną mapą w łapkach) do całkiem urokliwego Stargardu, a następnie w rejony jej dzieciństwa.



Drogi wokół Stargardu i Goleniowa nie należą do szczególnie równych czy zadbanych, za to widoki z nawiązką rekompensują ciężkie testy, którym zostało poddane zawieszenie Skanssena. Zarówno zabytki, których nagromadzenie w tych rejonach jest doprawdy gęste, jak i przepiękna przyroda pieszczą narząd wzroku. Szczególnie, gdy pogoda w końcu się poprawiła - a poprawiła się pod koniec pierwszego pełnego dnia urlopu.


Kolejny dzień upłynął na eksploracji Wolina i okolic. Oczywiście nie mogło zabraknąć wizyty w wiosce słowian i wikingów.

Skanssen przed skansenem

Dziś poszłoby trochę szybciej
Niektóre widoki kazały się zastanawiać, czy pewne działania - np. nazywanie leżących koło siebie ulic - nie miały przypadkiem drugiego dna.


Inne po prostu zachwycały.


Tak, to był legitny parking, ze znakiem.
Generalnie Zachodnie Pomorze okazało się urzekające: przepiękne lasy (trafiliśmy m.in. na bobrowisko z tamą, poprzegryzanymi drzewami i całą resztą), niedaleko do morza (oczywiście zachód słońca na plaży został odhaczony #takbardzobanał #taniromantyzm #zdjęciadziecitrzymającychsięzarączkiipodpiszakończonywielokropkiem), imponujące zabytki, a do tego przemiły, niedrogi ośrodek, w którym się zatrzymaliśmy (chętnie podam namiary w razie potrzeby).

Nawet parking przed gospodarstwem był ładny.


Niestety w końcu trzeba było wracać.

W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze raz o Szczecin na małe polowanie (tak, będzie mix zachodniopomorski) połączone ze zwiedzaniem...

Totalnie powinno się tu urządzić rajd, koniecznie z constansem lub choćby pekapem na tej ulicy
...i ruszyliśmy do domu, żegnani przez turbiny wiatrowe.


Humory, nieco oklapnięte przez zbyt szybki koniec wywczasu, poprawiały nam tabliczki między Poznaniem a Warszawą, informujące m.in. o rzeczkach takich, jak Kiełbaska czy Pisia Gągolina, czy też o powiązanych ze sobą znaczeniowo nazwach miejscowości.

Zazwyczaj Ciążeń wynika ze wspólnej Goliny, więc w sumie się zgadza, tylko kolejność nie ta
A Skanssen?

Ćwierćwieczny, zmęczony życiem i zużyciem wehikuł zniósł ten wyjazd dzielnie, żłopiąc przy tym okrutne ilości paliwa (i nieco oleju, w ilościach nieprzekraczających te znane użytkownikom nowych i prawie nowych VAG-ów z silnikami TSI). Niestety, warunki autostradowe ewidentnie nie są jednak jego żywiołem - przy wyższych prędkościach zarówno wycie silnika (tak, tu naprawdę przydałby się 6. bieg) jak i huk wiatru potęgowany starymi, nie do końca spełniającymi swoje zadanie uszczelkami były już dość uciążliwe. Do tego po przekroczeniu 3500 obr/min (nie, prędkościomierz nadal nie działa) czuć było wyraźne, niezbyt przyjemne wibracje, zaś przy hamowaniu dochodziło "bicie" na kierownicy - co jest o tyle dziwne, że koła zostały wyważone podczas niedawnej zmiany na letnie obuwie, zaś klocki i przednie tarcze były wymieniane zeszłego lata, a od tamtego czasu nie nabiłem zbyt dużego przebiegu. Poza tym w drodze na wypoczynek Skanssen wypierdział kolejny kawałek wydechu, który musiał zostać załatany przez stargardzkiego tłumikarza (na szczęście chyba dość solidnie). Aktualnie układ wydechowy Skanssena ma więcej wspawanych łatek niż "pierwotnego" metalu.

Wszystko to mówi mi, że zbliża się czas koniecznych wydatków. Oby tylko udało się dociągnąć do momentu, gdy będę miał możliwość wyasygnowania kwoty.

Bo mimo wszystko chyba warto.

12 komentarzy:

  1. Czyli jak zwykle "szwed" daje radę. Dla Szczecina warto poświęcić jeden dzień, mi się osobiście miasto podoba.
    Co do drżenia, to przy hamowaniu (zwłaszcza przy prędkościach autostradowych) mogą być objawem kiepskich tarcz ale także amortyzatorów. Przerobiłem to w mojej królowej lawet. Mechanicy dwa razy wymienili mi komplet tarcz nie osiągając zadowalających efektów. Dopiero mój znajomy zdiagnozował amorki, wymienił i jak ręką odjął. Hamowanie przestało być koszmarem. Uszczelki można wyratować gliceryną, podobno na zgniecione też pomaga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie drżenie, to typowe "bicie" na kierownicy. Takie samo miałem przy zwichrowanych tarczach. Przed wymianą zeszłego lata.

      Usuń
    2. Ja miałem wrażenie, jakby mi ktoś uderzał młotkiem (minus hałas) w zawieszenie.

      Usuń
    3. Być może masz jakieś bicie na piastach - normalnie jest to niewyczuwalne ale przez to nowe tarcze się szybko wykrzywiły i będą wykrzywiać. Niestety często mechanicy nie sprawdzają piast tylko montują i heja...

      Usuń
  2. - jak to było? "A fe! miałeś w kieszeni krakersy i nie poczęstowałeś kolegi?". Cza było dać znać.
    - witam w klubie zatrudnionych na normalnej umowie. Znam to uczucie.
    - ze Szczecinem to chyba przesada. Szczególnie gdy zna się kulisy niektórych inwestycji. (hasła dla gógiela: "Szklana pułapka", "Bracia G." i kilkanaście innych) Z resztą, nie bez powodu stolica Zachodniopomorskiego nazywana jest "Wiochą z tramwajami".
    - jak lubicie klimaty takie jak na tym "legalu", mocno polecam okolice Pojezierza Drawskiego -Drawsko, Czaplinek, Złocieniec i oczywiście Borne Sulinowo, gdzie dobrze wybrać się przygotowanym merytorycznie.
    - co do wibracji - wystarczy kilka minut, jedno hamowanie, wjazd do kałuży/śniegu i już tarcze pokrzywione. Źródłem wibracji potrafią być też kończące się tuleje wahacza.
    - ciekawe czy i moje żelazo załapie się na mixa? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Mało czasu było.
      - Niestety nie wiem, ile ta luksusowa sytuacja potrwa :/
      - Mi się podobał
      - Obadamy, obaczymy
      - Wiem, niestety - i to są moje podejrzenia
      - Zależy, gdzie stacjonuje; niestety, nie licząc obrzeży przy trasie (w jedną stronę Osiedle Majowe a w drugą - to przedłużenie Citroena w stronę wyjazdu) i przejazdu przez tę niesamowitą dzielnicę portowo-industrialną (koniecznie rajd, powtarzam!!!) nie wyjechaliśmy poza śródmieście.

      Usuń
  3. Niestety pomimo, że naród wstał z kolan to... jednak nie wstał. Ostatnio mojemu kumplowi zajebali z Balerona celownik, coś co wydawało mi się, że już się nie zdarza - a jednak. Nawiasem mówiąc Merolem nie da się jeżdzić bez celownika, cały urok "skręcającego przodu" znika.

    A Szczecin faktycznie ładny, ponoć nam - wrocławiakom, bardzo łatwo sie tam zaklimatyzować, bo jest sporo podobieństw między tymi miastami.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja myślałem, że wieś z tramwajem to Moja Częstochowa.
    Panie Basisto - łączę się w bólu w sprawie grilla. Sam padłem ofiarą podobnego wybryku dwukrotnie. Na cholerę komuś owiewka sztuk 1 do Nubiry?!

    OdpowiedzUsuń
  5. "całkiem dobrze nadawałoby się na graciarski rajd"

    "Totalnie powinno się tu urządzić rajd"

    "koniecznie rajd, powtarzam!!!"

    http://x3.wykop.pl/cdn/c3201142/comment_8ziYC5Lg8WaNXzsOJuzhvaAHTgKwyu8p,w400.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech ktoś KTO ZNA MIASTO. Ja w Szczecinie byłem, nie wiem, ze 3 razy w życiu (to trochę jakby ok. 570 km od Warszawy), z czego 2 poprzednie dziecięciem będąc, co oznacza, że miasto oglądałem łącznie przez jakieś 2 godziny. No, może 3. Natomiast zrobienie rajdu ma sens, gdy osoby układające trasę zajebiście znają rejon.

      Usuń
  6. Można prosić namiary na tanie i fajne spanie?

    OdpowiedzUsuń