piątek, 20 lipca 2018

Śmignąwszy: La Linea

Nie każdy interesuje się motoryzacją. Nie każdy potrzebuje, by jego samochód budził mrowienie w lędźwiach. Nie każdy chce, by przyspieszenie zrywało mu twarz z czachy. Nie każdy też oczekuje niebiańskiego komfortu. Niektórzy chcą mieć po prostu urządzenie do jeżdżenia. Ważne, by nie kosztowało za dużo w zakupie i eksploatacji, dobrze, jeśli będzie w miarę wygodne, fajnie, jeżeli do tego będzie miało jakiś bagażnik. Sam kufer nie musi być przy tym megapraktyczny - wystarczy, by wszedł koszyk z grzybami, wiadro z rybami czy wygodne spodnie i sandały na działeczkę. Niewielki grzybosedanik będzie w sam raz. Taki, jak na przykład Fiat Linea.


Produkowana w latach 2007-2015 Linea była zasadniczo bezpośrednim następcą wcześniejszych grzybosedanów Fiata - Sieny i Albei. Przynajmniej w Europie, gdyż Siena (po srylionie liftów) nadal pozostaje w produkcji w Ameryce Południowej, gdzie wciąż najbardziej uważa się sedany. Tak czy inaczej, o ile Siena i Albea były oparte na płycie podłogowej typoszeregu 178 (Palio et consortes), o tyle Linea bazowała na Grande Punto. Do Punciaka nawiązuje również jej nazwa - o ile Punto to kropka (tudzież punkt), o tyle Linea to linia. Czyli jesteś kropką, masz być... no, nieważne. Pomysł, przyznaję, dość zgrabny - do tego kojarzący się mocno ze starą włoską kreskówką La Linea (#gimbynieznajo).


Prawie wszystkie małe sedany cierpią (a w zasadzie cierpiały, gdyż w Europie gatunek zasadniczo już nie istnieje) na poważne niedostatki w dziedzinie harmonii kształtów, zaś wraz z nimi cierpią ludzie muszący na owe kształty patrzeć. Zazwyczaj nie przeszkadzało to ich nabywcom, w przeważającej większości panom w wieku poprodukcyjnym - wszak lymuzyna jest lymuzyna, wpadnij Józiu do mnie na działeczkę, napijemy się wódeczki. Linea pod tym względem wyróżniała się nieco na plus, aczkolwiek na podobnej zasadzie, na jakiej chlamydia wyróżnia się na plus wśród chorób wenerycznych. Z przodu czy z boku nie wygląda może najgorzej (Linea, nie chlamydia, rzecz jasna), jednak spojrzenie od tyłu, szczególnie pod kątem, wyzwala w człowieku pokłady smutku i zwątpienia w estetyczny zmysł gatunku ludzkiego.


We wnętrzu jest już nieco lepiej. Materiały - jak to u Fiata - nie powalają może jakością, ale zasadniczo nie ma dramatu. Z przodu siedzi się w miarę wygodnie, z tyłu - powiedzmy, że akceptowalnie, estetyka jest do przyjęcia zaś tzw. przyrządy pokładowe znajdują się mniej więcej pod ręką, a nawet jeśli nie, poszukiwania nie trwają długo. No chyba, że czegoś nie ma, ale w samochodzie tej klasy nie powinno się szukać nawigacji z aktualizowanymi na bieżąco mapami Kasjopei czy foteli z funkcją masażu gluteus maximus obszytych napletkami merynosów.


Nie powala za to widoczność. Spora powierzchnia przeszklona teoretycznie powinna ułatwiać obserwowanie sytuacji wokół samochodu, jednak bardzo mocno wyciągnięta i pochylona przednia szyba wymusiła na projektantach swego rodzaju "rozdwojenie" słupków A i wyposażenie ich w małe szybki mające teoretycznie poprawiać widoczność do przodu i na boki. Teoretycznie, gdyż okienka są mikre, a do tego bardzo głęboko umieszczone, co skutkuje pięknym martwym polem rozciągającym się idealnie w miejscu, gdzie zazwyczaj obserwujemy, czy na jezdnię rączym krokiem nie wbiega akurat dziecię. Z podobną sytuacją mamy do czynienia np. w Suzuki SX4, jednak tam przy odrobinie gimnastyki szyjnej, coś tam przez te dodatkowe okienka widać, tu zaś pozostaje żywienie głębokiej nadziei połączone z redukcją prędkości do obowiązującej za czasów tzw. Red Flag Act.


Z kolei jedną z największych zalet Linei jest niewątpliwie bagażnik. Podobnie, jak w przypadku poprzedników, jego pojemność jest wręcz imponująca. Do tego, w przeciwieństwie do starszych modeli, Linea była seryjnie wyposażona w dzielone oparcie kanapy (inna rzecz, że w przypadku sedana jego przydatność jest nieco ograniczona). Tak czy inaczej, bas w usztywnianym pokrowcu wchodzi bez większych problemów - i to na dwa sposoby: w poprzek i na skos. Gorzej jednak... z wyjęciem. Otwór bagażnika okazuje się dość wąski, przez co wyciągnięcie basiwa staje się sporym wyzwaniem. Na plus natomiast należy zaliczyć zawiasy, które nie wnikają do wnętrza kufra. CZY WIDZICIE TO, MARKI PREMIUM???


Pozostaje jeszcze jedna kwestia: jak to jeździ.

W tej umierającej już klasie samochodów - niewielkich, budżetowych sedanów - osiągi i właściwości jezdne zawsze były mniej istotne niż w innych segmentach. Auto miało nie kosztować za dużo, być dość wygodne i mieć obszerny bagażnik. Tyle. I w sumie tak jest i tutaj. Linea nie zachęca do, że tak powiem, aktywniejszej jazdy. Zawieszenie jest raczej nastawione na komfort, który zresztą okazuje się całkiem niezły, zaś podstawowy, 77-konny benzynowy silnik 1.4 pozwala na sprawną jazdę i nic więcej. To chyba jedyny Fiat, z jakim miałem do czynienia (nie licząc 125p, ale to osobna kategoria), który nie sprawiał wrażenia szybszego, niż w rzeczywistości. Typowy we "włoszczyźnie" spontaniczny uśmiech na twarzy podczas prowadzenia? Sorry, zły adres.

Żeby nie było - Linea absolutnie nie jeździ źle. Po prostu nie jest to samochód, który ma angażować kierowcę i zapewniać nie wiadomo jakie wrażenia z jazdy. Ma być wygodnie, spokojnie, prosto i w miarę bezproblemowo - i tak właśnie jest.

Podsumowanie, czyli zady i walety:

Fiat Linea to po prostu zwykły samochód. Nie wyróżnia się praktycznie niczym - jeździ normalnie, zapewnia akceptowalne osiągi i przyzwoity komfort. Nie szokuje też wyglądem, ani na plus, ani na minus - ot, niewielki sedan ze wszystkimi niedoskonałościami wynikającymi z tego typu sylwetki. Jeżeli zatem nie interesujesz się motoryzacją a potrzebujesz prostego, dość wygodnego auta z bagażnikiem większym, niż w miejskim hatchbacku - Linea jest niezłym wyborem. Jeżeli jednak szukasz czegoś choć trochę ekscytującego - lepiej poszukać innego samochodu, najlepiej w innym segmencie.


Plusy:
  • przyzwoity komfort
  • duży bagażnik
  • prosta, ułatwiająca naprawy konstrukcja
Minusy:
  • słaba widoczność
  • nieco za wąski otwór bagażnika
  • ogólna nijakość
Co nim wozić:

Generalnie sedan, szczególnie niewielki, nie jest szczególnie dobrym wyborem dla muzykanta muszącego targać swój sprzęt. Jeśli jednak nie potrzebujesz taszczyć wielkiego stacku, bagażnik Linei będzie w sam raz by wozić w nim np. Corta ze średniej półki. Tylko pamiętaj, by raczej przewozić go w pokrowcu, niż w sztywnym futerale - możesz mieć kłopoty z wyjęciem tego drugiego z kufra.

5 komentarzy:

  1. Jako użytkownik wspomnianego modelu z silnikiem T-Jet mam parę uwag.
    Z T-Jet'em auto jest szybkie. Jak na tę klasę to nawet bardzo szybkie. Samochód jest elastyczny na każdym biegu i idzie jak burza. Tyle tylko że bak ma 40 litrów (widać pokrewieństwo z Punto). Z tyłu jest ciasno. Niska linia dachu się odzywa.
    Świetny samochód. I proszę sobie darować wycieczki typu, że tylko emeryci milicyjni itp. użytkują takie auta. Ja jestem młody i dynamiczny z dużego miasta powiatowego i sobie wypraszam :-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Ty pisałeś list do Autobloga?

      Oraz nigdy nie twierdziłem, że tylko emeryci milicyjni. Idealnie tam widzę choćby byłego inżyniera-budowlańca czy pana, który w dawniejszych latach był zegarmistrzem i szanowanym członkiem Cechu.

      Usuń
    2. Nie, to nie Ja.
      Zwyczajnie nie podoba mi się użycie pejoratywnego określenia "grzyb" do opisu samochodu, który bardzo lubię.

      Usuń
  2. Auta typu Fiat Linea są i tak łatwiejsze w naprawie niż te nowe VAGi, Ople, BMW, SUVy coupe, czy też inne auta klasy p****um(tak wulgarne słowo wolę wykropkować). Skoda jest już droga, więc z tanich marek została tylko Dacia. A tak ogólnie, to nie rozumiem, dlaczego wycofali Chevroleta z Europy, jak się dobrze sprzedawał. Powinni byli Opla wycofać, bo to on powodował straty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałem kiedyś małego sedana - odkupionego od rodziny zresztą. Fabia sedan ( paskudztwo ), ale z silnikiem 2.0 115km i praktycznie pełnym wyposażeniem. Jeździło się tym zupełnie przyjemnie, paliło niewiele i specjalnie się nie psuło. Nudne do bólu, ale na światłach zostawiało wiele znacznie wozów wyglądających na szybsze.

    A że grało się wtedy na basie w kapeli, to trzeba było przewozić tym sprzęt. I co ciekawe, nie było źle: kolumna 4x10 wchodziła do bagażnika i zostawało jeszcze miejsce na head, kable, talerze, przedłużacze itp. Zawiasy klapy nie wchodziły do bagażnika. Reszta sprzętu, w tym gitary lądowały na tylnej kanapie i przednim fotelu. Reszta kapeli jechała na występy Seicento lub VW Polo, jeśli akurat ten miał ochotę zapalić i jakoś się żyło :)

    I prawdę mówiąc, brakuje mi trochę takiego samochodu - małego z zewnątrz z rozsądną ilością miejsca w środku, ze stosunkowo dużym jak na miejskie auto wolnossącym silnikiem pod maską. I chyba się nie doczekam.

    OdpowiedzUsuń