Boa tarde.
Niedawno marudziłem, że nie bardzo jest czym śmigać, przez co testowanie leży odłogiem. Na szczęście sytuacja zdaje się zmieniać, gdyż jak najbardziej śmignąwszy ostatnimi czasy, a jeszcze troszkę śmigania się zapowiada.
Jeden z mych współgraczy jest posiadaczem wehikułu znanego jako Fiat Palio Weekend. Wehikuł ów wyróżnia się znaczną przestrzenią bagażową oraz potworną awaryjnością i oczywistym było, że bardzo chciałem go przetestować. Niestety, okazało się, że spotkałem się z uprzejmą, łagodną i nieco przepraszającą odmową, gdyż potrafi go prowadzić wyłącznie właściciel. Jako, że z Fiatów miałem okazję bujnąć się raz Pandą i raz Punto I a było to przed rozpoczęciem pisaniny, nie mam żadnych zdjęć i nie przymierzałem basów, bardzo chciałem przejechać się którymś z wynalazków tej niezwykle popularnej niegdyś w Polsce marki. Dlatego też gdy okazało się, że jedna z osób z mego otoczenia wozi się Sieną i jest z niej nader zadowolona, wyszczerzyłem się szczerze w jej ogólnym kierunku celem wynegocjowania karnięcia się.
Termin został dogadany i nastąpiło zwiedzanie podwarszawskich dróg i bezdroży wyjątkowo zadbanym, białym egzemplarzem Fiata Sieny o dźwięcznym imieniu Stokrotka.
Jedno, co większość ludzi może powiedzieć o Sienie na pierwszy rzut oka (i zazwyczaj to robi) to to, że, delikatnie mówiąc, nie był to najlepszy dzień włoskich stylistów. Do słupka C wygląda to jeszcze w miarę, jednak tył pozbawia wszelkich złudzeń: auto kończy się gigantycznym, nieproporcjonalnym, spasłym dupskiem. Całości dopełnia stosunkowo mały rozstaw osi. Od razu widać, że jest to hatchback, któremu bez zbytnich zabiegów stylistycznych przytroczono wielki kufer. Znacznie lepiej wygląda spokrewnione ze Sieną Palio Weekend, które jest dość zgrabnym, niewielkim kombi. Dodać tu jednak należy, że cała rodzina 178 powstała z myślą o tzw. rynkach wschodzących (czyt. żałośnie biednych), takich, jak np. Ameryka Południowa (gdzie Siena i Palio hatchback były wytwarzane jeszcze zanim trafiły do Europy), Turcja, Rosja, czy właśnie Polska, a w tych krajach praktycznie zawsze najbardziej uważało się sedany, bo PRESTIŻ, PANIE. W Polsce co prawda sporo zmieniło się od tamtego czasu i szczytem prestiżu jest teraz Pasek Kombi W Tedeiku, ale mnóstwo ludzi, szczególnie starszych, nadal bardzo ceni samochody z klasycznym zadem. Nawet jeśli jest niezbyt kształtny.
Ważniejsze jednak od tego, co widać na zewnątrz, jest to, co kryje się w środku. A tu co prawda też nie jest zbyt pięknie, ale przynajmniej przestronnie. I całkiem wygodnie.
Zacznijmy jednak od tego, że ten konkretny egzemplarz Sieny miał dość specyficzne wyposażenie: z jednej strony połacie gołej blachy, szyby na korbkę i ziejąca dziura w miejscu radia, z drugiej jednak jest wspomaganie i dość rzadko spotykana w tym modelu poducha. Nietypowa, nieczęsto trafiająca się specyfikacja.
Po zajęciu miejsca za kierownicą można docenić dość wygodną, raczej wysoką pozycję i sporą ilość miejsca. Zganić za to można zbyt miękkie, niezbyt dobrze podpierające kręgosłup fotele (na domiar złego obleczone badziewnymi, luźnymi pokrowcami), bardzo słabe tworzywo, z którego została wykonana deska rozdzielcza oraz nader niewygodne umieszczenie pedału sprzęgła - jest przesunięty w prawo, za blisko pedału hamulca. Do tego na nadkolu nie przewidziano płaskiego miejsca na podparcie lewej stopy - inna rzecz, że np. w Chaimku też takiego miejsca nie było, co w samochodzie z automatem było wyjątkowo irytującym przeoczeniem. Na szczęście poza jakością obicia foteli i niezbyt przemyślanym rozmieszczeniem pedałów nie za bardzo jest na co narzekać jeśli chodzi o komfort działań za kierownicą.
Pozycja zajęta - można ruszać.
Pod maską mieszka sobie udana, stosowana w kilku innych modelach Fiata, benzynowa jednostka 1,2. Zastąpiła ona nieco większy (choć odrobinę słabszy) silnik 1,4, który dla odmiany był konstrukcją wybitnie nieudaną - poza paliwożernością charakteryzującą się całym wachlarzem awarii, z wytarciem wałka rozrządu na czele. Na szczęście nowszy, mniejszy silnik okazał się być dużo bardziej dopracowanym urządzeniem o przyzwoitej trwałości i całkowicie akceptowalnym zużyciu paliwa. Tak naprawdę jest to najlepszy wybór spośród silników dostępnych w duecie Siena/Palio. Wystarczająco żwawo napędza niewielkiego, niezbyt ciężkiego sedana, spalając przy tym ilości paliwa, które wedle zeznań można określić jako homeopatyczne.
Osiągi, choć wystarczające, skłaniają jednakowoż do dość spokojnej (choć absolutnie nie ślamazarnej) jazdy, z czym doskonale korespondują nastawy zawieszenia. I to ono okazało się jednym z dwóch największych zaskoczeń tej przejażdżki.
Patrząc na dość imponujący prześwit Sieny, zapewne mogący zawstydzić niejednego loftowego, multiinterfejsowego SUV-a o zakrzywiającym czasoprzestrzeń stężeniu prestiżu własnego, spodziewałem się, że auto będzie chybotliwe niczym Kwaśniewski pod Charkowem lub twardszy niż unieśmiertelniony przez Sienkiewicza zad Jagienki. Nic z tych rzeczy. Owszem, zawieszenie zostało ustawione zdecydowanie w stronę komfortu ale nie oznacza to, że Siena prowadzi się niepewnie. Oczywiście nie jest to samochód sportowy ale nie miał takim być - to po prostu zaskakująco wygodne, niewielkie, rodzinne jeździdło. Do tego nastawy w połączeniu ze wspomnianym już prześwitem gwarantują, że jeździdło jest w stanie poradzić sobie z najpodlejszej jakości nawierzchniami, a polne, gruntowe dróżki łyka bez pytań ani narzekania, nie torturując przy tym kręgosłupów swych pasażerów. A jako, że Sienę wybierają nader często osoby dość dalece posunięte w leciech, jest to szczególnie pozytywna cecha. Pan Józef, lat 139, dowiezie na działkę swą żonę Leokadię, lat 127, wraz z zameldowanymi z tyłu wnuczętami i bagażnikiem wypełnionym wywczasowym ekwipunkiem, i nikomu nawet nie spadnie kapelusz z głowy. Oczywiście pod warunkiem, że pan Józef nie dokona żywota za kierownicą i nawet tego nie zauważy.
Właśnie. Bagażnik.
Osiągi, choć wystarczające, skłaniają jednakowoż do dość spokojnej (choć absolutnie nie ślamazarnej) jazdy, z czym doskonale korespondują nastawy zawieszenia. I to ono okazało się jednym z dwóch największych zaskoczeń tej przejażdżki.
Patrząc na dość imponujący prześwit Sieny, zapewne mogący zawstydzić niejednego loftowego, multiinterfejsowego SUV-a o zakrzywiającym czasoprzestrzeń stężeniu prestiżu własnego, spodziewałem się, że auto będzie chybotliwe niczym Kwaśniewski pod Charkowem lub twardszy niż unieśmiertelniony przez Sienkiewicza zad Jagienki. Nic z tych rzeczy. Owszem, zawieszenie zostało ustawione zdecydowanie w stronę komfortu ale nie oznacza to, że Siena prowadzi się niepewnie. Oczywiście nie jest to samochód sportowy ale nie miał takim być - to po prostu zaskakująco wygodne, niewielkie, rodzinne jeździdło. Do tego nastawy w połączeniu ze wspomnianym już prześwitem gwarantują, że jeździdło jest w stanie poradzić sobie z najpodlejszej jakości nawierzchniami, a polne, gruntowe dróżki łyka bez pytań ani narzekania, nie torturując przy tym kręgosłupów swych pasażerów. A jako, że Sienę wybierają nader często osoby dość dalece posunięte w leciech, jest to szczególnie pozytywna cecha. Pan Józef, lat 139, dowiezie na działkę swą żonę Leokadię, lat 127, wraz z zameldowanymi z tyłu wnuczętami i bagażnikiem wypełnionym wywczasowym ekwipunkiem, i nikomu nawet nie spadnie kapelusz z głowy. Oczywiście pod warunkiem, że pan Józef nie dokona żywota za kierownicą i nawet tego nie zauważy.
Właśnie. Bagażnik.
W przeciwieństwie do bardzo udanych nastawów zawieszenia, kufer Sieny nie był dla mnie żadnym zaskoczeniem. Wiedziałem, że kryje w sobie przejście między wymiarami - i tak właśnie jest, gdyż nie ma mocy w procy, by jeden wymiar (no, trzy) mógł zaoferować tyle przestrzeni ładunkowej. Osoba niewiedząca, ile mieści pękata dupencja Sieny, nie powinna tam zaglądać bez uprzedenia. Dodatkowy wymiar niechybnie ją wessa. Kształt bagażnika może nie jest zbyt regularny zaś sedan sam w sobie ma pewne ograniczenia co do możliwości swobodnego powiększania przestrzeni, jednak miejsca jest tu tak dużo, że jeśli nie masz 15 instrumentów i dużej paki basowej (np. Henryka lub lodówki Ampega) albo nie musisz jej sam wozić, kubatura oferowana przez popularnego Fiata powinna zaspokoić wszelkie Twoje transportowe potrzeby.
Bas w usztywnianym, piankowym pokrowcu oczywiście wlazł. Poderzewam, że mimo niezbyt dużej szerokości samochodu, dałoby się tam zalogować również sztywny futerał.
A drugie zaskoczenie, o którym wspomniałem przy okazji opisu zawieszenia? Otóż był nim... brak rdzy. Niestety większość Sien i znaczna ilość Palio zdążyła się już zdezintegrować. Trudno o egzemplarz, w którym podłoga nie odpada od progów, o ile te jeszcze w ogóle istnieją. Tu natomiast nie znalazłem grama rdzy. Wszystko w ślicznym stanie. Dowodzi to jednak słuszności starej i chyba czasem niedostatecznie często powtarzanej tezy "jak dbasz tak masz".
Podsumowując czyli zady i walety:
Fiat Siena był niezwykle popularny w latach 90. i w pierwszej połowie zeszłej dekady - niestety na jego pogłowie wpłynęła bezczelnie panoszący się tlenek żelaza, w którego kupkę zmieniły się nadwozia większości egzemplarzy. Swoje zrobił też nieudany, awaryjny silnik 1,4 (wersja 1,6 była oczywiście droższa a do tego dość paliwożerna, choć znacznie solidniejsza). Na szczęście został zastąpiony udaną jednostką 1,2 - i taką właśnie warto wybierać. Co do rozterek dotyczących małej uniwersalności Sieny wynikający z faktu, że jest ona sedanem - nie ma powodów do zmartwień. Oczywiście jeśli często przewozisz wielkogabarytowe sprzęty wymagające składania tylnego oparcia lepszym wyborem będzie Palio Weekend, ale do wszelkich "standardowych" zastosowań Siena wystarczy całkowicie. To naprawdę zaskakująco sensowne jeździdło, szczególnie biorąc pod uwagę jego wartość rynkową. Tylko trzeba zapolować na egzemplarz nie zeżarty jeszcze do szczętu przez rdzę.
Plusy:
* ogromny bagażnik
* świetne, komfortowe zawieszenie, doskonale sposujące się na słabych drogach
* udany silnik 1,2
* ceny
* bezproblemowy serwis
Minusy:
* podatność na rdzę (nie dotyczy co prawda Stokrotki ale większość Sien i Palio gnije na potęgę)
* niewygodnie rozmieszczone pedały (szczególnie sprzęgło)
* słaba jakość wykonania wnętrza
* alternatywne podejście do zagadnienia piękna w motoryzacji
Co nią wozić:
Siena jest niedrogim, prostym autem, które jednakowoż spokojnie pomieści kilka basów. Można np. załadować do niej Yamahę BB, meksykańskiego Fendera (wszak seria 178 trafiła najpierw na rynki południowoamerykańskie a stamtąd do Meksyku niedaleko) lub przyzwoitą kopię Precisiona. I to ostatnie właśnie zrobiłem, przymierzając do bas do bagażnika.
Swego czasu dość dokładnie zmacany model i siłą rzeczy muszę potwierdzić obserwacje, dodając ciekawostki: oparcie tylnej kanapy występowało w przyrodzie jako wyposażenie dodatkowe, tzw. opcja - co ciekawe Fiat, jako jeden z nielicznych a może i jedyny do niedawna wyposażenie nowego samochodu nie traktował "pakietami". Właściwie był pewien poziom, a do tego można było sobie do woli domawiać dodatki. Bardzo pozytywne.
OdpowiedzUsuńDruga sprawa, którą byś z pewnością zauważył, gdybyś zagościł na tejże kanapie: straszliwie mała przestrzeń na nogi! O ile plecy i głowa maja godne warunki zapewnione na podróż wzdłużkontynentalną, tak kolana...no cóż, najlepiej schować do przepastnego bagażnika.
Oparcie tylnej kanapy jako wyposażenie dodatkowe? Tzn. Siena w standardzie była 2-miejscowa???
Usuń"SKŁADANE oparcie" miało być :-)
UsuńKolega ze studiów miał Sienę 1.6 - w momencie ostatecznego padnięcia silnik miał coś koło 400 000 km. Niestety, była zbyt zardzewiała, by montowanie drugiego silnika miało sens.
OdpowiedzUsuńA te 1.2 Fiatowe to rzeczywiście udane silniki - często wrzucane do Seicento, gdzie robią konkretna robotę.
Inna sprawa, ze jeszcze tył Sieny byłby dla mnie do wytrzymania. Ale ten przód z dziwnie otwartym ryjem i brakiem jakiejkolwiek koncepcji stylistycznej, już nie. Musiałbym zawsze parkować przodem do jakiejś ściany, żeby przypadkiem nie spojrzeć i nie popsuć sobie humoru :P
Sporo mam wspomnień związanych z tym modelem. Jak byłem jeszcze piękny i młody (a konkretniej na tyle młody by uczęszczać do czegoś co nazywało się podstawówka) moi rodzice mieli taką Sienę z 1.2 tyle że nasza była czerwona.. Najlepiej zapamiętałem gołą blachę na dzwiach i kompletny brak jakiegokolwiek wyposażenia dodatkowego. Poza tym to byl pancerny wóz. Dowiózł nas ze 3-4 razy na wakacje nad Adriatyk, raz nawet kimaliśmy w niej jak nam uciekł prom. Raczej bezawaryjna z tego co pamiętam (przypominam że byłem wtedy w podst.)
OdpowiedzUsuńPrzez pewien czas jeździłem Palio (Paliem?) w najlepszej wersji jaka istniała. Czyli służbowej, zerowe wyposażenie, silnik 1.2, bez wspomagania i z gołą blachą jak w maluchu wewnątrz.
OdpowiedzUsuńPokonując mnóstwo km miesięcznie byłem bardzo pozytywnie zaskoczony zawieszeniem idealnym na polskie wertepy. Po 500 km trasie lub nierzadko dalszej wysiadając z miękkiego fotela nie czułem zmęczenia czy bólu pleców, w przeciwieństwie do wychwalanej wówczas Fabii wziętej parę razy w podobne trasy. Wychwalali ją chyba ci którzy nigdy nią nie jeździli, a fiacior dzielnie służył przez 250 tys. km. Później firma wymieniła flotę na nowe poliftowe Palio weekend ale one psuły się na potęgę.
Nie no, wspomaganie to jednak fajna rzecz - tu w Sienie działało b. przyzwoicie.
UsuńCo do nie najlepszego dnia włoskich stylistów to muszę zabrać głos. Otóż z tego co pamiętam to w projekcie samochodu maczał palce jakiś Polak, stąd może ten lekko cebulą zalatujący design zewnętrza, jak i wnętrza.
OdpowiedzUsuńA no i ja też trochę dziad w takim razie bo ze wszystkich nadwozi to najbardziej poważam właśnie klasyczne sedany tyle, że te prawdziwe. Obydwa wozidła me legitymują się takowym typem nadwozia.
Poza tym bardzo smacznie napisane - domniemam, że z Polaja w liceum dawałeś radę.
Dawałem, ale to dawno było. Jeszcze w zeszłym tysiącleciu.
UsuńChyba dlatego kilka błędów w tekście mimowolnie wychwyciłem (wszak ja maturę pisałem tylko parę wieków temu).
UsuńNo to ja opowiem 3 słowa o moim podejściu :)
OdpowiedzUsuńW wersji kombi i z 1,6 był to kandydat na moje pierwsze auto. Stylistyka mi się np podoba. Światła i wlot pod maską są całkiem ok. Dupa też nie straszy i np w porównaniu z Fabią sedan faktycznie wygląda jak Włoskie dzieło. Ładny czarny pasek, ciemniejsze klosze. Wszystko psuje stanie na szczudłach. Ale za to doskonale się tym jeździ.
Sam nie miałem a kolega ma po ojcu ze śmiesznym przebiegiem, więc dba. Nie gnije bo garażowana, i też ciężko cokolwiek powiedzieć o trwałości poza tym że ma nówkę i od stania się nic nie stało :D
Drogi Bassmanie,
OdpowiedzUsuńmiejsce na lewą płetwę masz Pan pod... lewą płetwą swą. Nawet gumiane jak trza. A pokrowce to autorskie wykonanie z braku laku, a potrzeby ochrony oryginalnej tapicerki (co się udało bardzo najlepiej). Dostosowane własnoręcznie, bodaj z FIATA Linea - trudno, takie były do dyspozycji.
Stokrota jeździ i aktualnie szuka nowej stajni.