Sezon zasadniczo za nami. Od zakończenia sezonu Youngtimer Warsaw praktycznie nic się już nie działo. Żadnych rajdów, zero wrostów do wypatrzenia na zarośniętych podwórkach, brak czarnych blach, z których należy spisać litery, nie ma gdzie się pogubić ani denerwować punktami karnymi... bez sensu.
Taki smutny stan rzeczy trwał równiutko miesiąc.
Jak wiadomo, gdzie rajdowa posucha, tam Stado Baranów zawsze coś wymyśli. Tym razem przyszła pora na czwartą edycję Pogoni za Gratem, czyli nietypowego rajdu wzorowanego na motocyklowej pogoni za lisem. Załogi dostają tu listę pytań, na które należy znaleźć odpowiedzi, jednak nie ma klasycznego itinereru (lub, jak w tegorocznej edycji, jest tylko szczątkowy - dwa krótkie itinerery strzałkowe i dwie niewielkie choinki obowiązujące na konkretnych fragmentach trasy). Drogę uczestnik musi ustalić sam. Jeśli między ostatnią a kolejną sytuacją drogową nie znajdzie odpowiedzi na pytanie z karty, znaczy to, że pojechał źle. Idea owszem, ciekawa, jednak pierwsza edycja Pogoni oględnie mówiąc nie poszła mi najlepiej. Później też jakoś nie miałem szczęścia do tej konkretnej serii rajdowej - na drugą edycję nie dotarłem z powodu awarii w drodze zaś o trzeciej... zwyczajnie zapomniałem. Mogłem kontynuować tradycję np. zwyczajnie olewając czwartą Pogoń, jednak chęć poprawienia wyniku z pierwszej, obecność Obywatelki Pilotki, zwykła ciekawość i w końcu tęsknota za rajdowaniem zwyciężyły.
Opłaciłem zatem wpisowe, po czym w rześki sobotni ranek wskoczyliśmy w DAFuqa i udaliśmy się na miejsce startu, zupełnym przypadkiem umiejscowione na tym samym parkingu, z którego ruszał Rajd Gruchota.
Choć - nietypowo jak na nas - nie pojawiliśmy się w ostatniej chwili, większość załóg była już na miejscu.
Idealny kącik tematyczny |
Odprawa odbyła się punktualnie.
Bez listew, bez zderzaków, to wrostów ludy. Korozjo, podaj mi czarne szyldy! |
Po krótkich objaśnieniach załogi ruszyły na trasę.
Autobianchi i Innocenti, BIERE OBA NARAZ |
Mocno angażujący i wymagający sporego skupienia charakter rajdu nie pozwoliły na to, by poświęcać czas na uwiecznianie trasy. A szkoda, bo widoczki, czasem napotykane zupełnie przypadkowo, były naprawdę zacne.
Trasa wiodła przez Żoliborz i Bielany. Szczególnie te ostatnie są nader gęstą graciarsko dzielnicą - tym razem jednak akcent położony został na widoczki w stylu napisów, wszelakich graffiti czy tabliczek. W sumie trudno się dziwić - w przeciwieństwie do gratów, raczej nie odjadą.
Meta mieściła się na polanie Lasu Młocińskiego.
Nagrody, rzecz jasna, już czekały.
Strudzeni (choć w sumie nie wiadomo czym - rajd był dość krótki), głodni uczestnicy mieli możliwość przypiec sobie to i owo nad ogniskiem.
W końcu przyszła pora na ogłoszenie zwycięzców.
Tym razem nic nie wygraliśmy, jednak 13 miejsce uważam za ogromny postęp w stosunku do przedostatniego, zajętego w pierwszej Pogoni. Sam rajd zaś był nader sympatyczny, z typowo barańskimi podpuchami, które nota bene bardzo z Obywatelką Pilotką lubimy. Jeżeli Barany ogłoszą koleją Pogoń za rok - zdecydowanie się wybieram.
Mam nadzieję, że Rocket też. Ewidentnie był niepocieszony faktem, że tym razem nie pojechał.
Tymczasem - krótkie filmidło, pokazujące znacznie więcej trasy, niż wpis.
Zapraszam.
I Mazurka przegapił :(
OdpowiedzUsuńŻe cóż takiego?
UsuńNo Michała Mazurka na 'eMie'. Nawet coś tam wyjął z racji +1000 do wyjątkowości
Usuńhttp://slowmotive.pl/motocykl-ery-kosmicznej/
Aaa, no niestety. Dopiero gdy zrzucałem zdjęcia zorientowałem się, że go nie mam.
Usuń