wtorek, 1 października 2019

Eventualnie: drugi gruchot

W końcu przyszedł ten moment - tegoroczna edycja Mistrzostw Okręgu Warszawskiego Pojazdów Zabytkowych dobiegła końca. Był to zarazem pierwszy sezon, w którym jechaliśmy z Obywatelką Pilotką w punktowanej klasie. I... nawet jakoś tam poszło. Nie tak, jak byśmy chcieli, ale poszło.

Tym razem ostatnią rundą MOWPZ był Rajd Gruchota. Była to jego druga edycja - zeszłoroczna, gdzie udało nam się zdobyć drugie miejsce, nie wliczała się w okręgówkę. Tym razem jednak nie dość, że zaliczyła się do Mistrzostw, ale również stanowiła ich zamknięcie. A wiadomo było, że w takim układzie konkurencja była sroga. I była.

My jednak nie byliśmy bezbronni - na tylną kanapę załadowaliśmy naszego dobrego kumpla Dawida, który nie dość, że miał nas wspomóc dodatkową parą oczu, ale również dorzucił swoich kilka groszy do materiału zdjęciowego.

Tak czy inaczej - tradycyjnie już gdy dotarliśmy na start większość załóg była już na miejscu.


Tym razem pobór materiałów rajdowych i oklejenie DAFuqa odbyły się błyskawicznie.



Konkurencja prezentowała się nader zacnie.













Wkrótce rozpoczęła się odprawa...


...a zaraz po niej coś, czego basiści nie lubią najbardziej, czyli próba sportowa.














W końcu przyszła pora, by ustawić się w kolejce.


W tym czasie jedne wozy Najsłuszniejszej z Marek zadawały szyku na parkingu pod Polfą Tarchomin...


...inne zaś cisnęły SZ-kę.



Niestety, również i my musieliśmy wykonać to upokarzające zadanie.



Nasz przejazd okazał się płynny... i bardzo, BARDZO powolny. Trzeci czas od końca (spośród załóg, które nie obskoczyły taryfy) w zasadzie mnie nie zdziwił - to jest aktualnie mój szczyt umiejętności. Podczas, gdy Dwacefałka pojechała ponad 10 sekund szybciej a Żuk był szybszy o dwie, sam ledwie wyrabiałem się z prędkością kręcenia kierownicą tak, by celować między pachołki. Tak - Mercedes "Kaczka" pojechał wolniej, zbierając przy tym gromkie brawa, ale rozmiary i zwrotność są niezbyt porównywalne.

No cóż. Pozostało ruszyć na trasę, której pierwsza część wiodła po mało uczęszczanych (choć znanych już z innych rajdów) rejonach Białołęki.




Drugi etap prowadził po malowniczych okolicach Łomianek.


Miłość
Marność
Checkpointowa nietrafialność

I znów miłość

Pekapowe spotkania

Która dzielnica?

O takim wynalazku z kabiną Ducato/Jumpera/Boxera nie słyszałem jak żyję

Przemijanie

Koneserstwo lvl boss

Drzwi mu odpadły. Temu Escortu.

Pekap dla świrów, czyli to, co basiści zdecydowanie bardzo lubią

Niestety, nie odbyło się bez incydentów - jedną z uliczek Dziekanowa zablokował pan grzyb, który uznał, że jest ona prywatna i nie wolno tędy jeździć. 


Oczywiście znaków nie było, ale cebulowa osobowość wąsatego jegomościa nie przyjmowała tego do wiadomości. Koneser prestiżu własnego (o czym świadczyło stojące na podwórku X6) wyciągnął srajfona i jął wszystkich nagrywać w przerwach między dzwonieniem na policję i do "właściciela terenu". Za nami ustawiał się coraz dłuższy ogonek. Gdy lokalny cebularz skierował swe kroki ku innym załogom, pocisnęliśmy dalej w drogę. Z relacji tych, którzy utknęli tam na dłużej, wynika, że policja rzeczywiście przybyła, zerknęła w prawka kierowców, którym nie udało się objechać grzyba, po czym, stwierdziwszy brak jakichkolwiek znaków informujących, że droga jest prywatną i mogą nią jeździć tylko mieszkańcy, grzecznie poprosiła gościa o łaskawe usunięcie się z drogi. Ponoć zapowiedział pojawienie się na komendzie z prawnikiem. 

Dalsza trasa przebiegała już bez większych zakłóceń.





W końcu nieco wymęczeni dotarliśmy na metę.


Obywatelka Pilotka udała się na polowanie...


...my z Dawidem zaś oddaliśmy się podziwianiu i fotografowaniu.





kusiło



Rozdanie nagród nie było zaskoczeniem - żaden z pucharków nie trafił w nasze ręce. Trasę pojechaliśmy nieźle, niestety przegapiając po jednym zdjęciu z obu odcinków (przy czym przynajmniej 2 z nich wpisaliśmy w kartę wyłącznie dzięki Dawidowi), jednak nie to było najgorszym problemem. Tym oczywiście okazała się nieszczęsna SZ-ka, punktacja za którą wypchnęła nas daleko poza wysoko premiowane miejsca.



Niestety, miejsca w pierwszej dziesiątce  - ani na rajdzie, ani w klasie - nie udało się zdobyć, jednak generalnie debiutancki sezon można ocenić pozytywnie. Dużo dobrych imprez, pierwsze punkty i finalnie 16. miejsce w klasie na ponad 70 załóg (z których jednakowoż część wzięła udział w jednym czy dwóch rajdach) - to chyba w miarę akceptowalny wynik jak na punktowy debiut. 

A jak można ocenić rajd? Nader sympatycznie. Bardzo fajna trasa z masą ciekawych pytań (z których niestety jedno odjechało), dobre pekapy - wszystko to zalicza się do rzeczy, które bardzo lubię. A że najwięcej karniaków łyknęliśmy na SZ-kach? No cóż - niedorajdom i pierdołom nie daje się pucharów.

Tymczasem czekamy na kolejny sezon. I kto wie - może zyskam nowego pilota, który będzie w stanie godnie zastąpić Obywatelkę Pilotkę na czas jej pracujących weekendów?

A zresztą obejrzyjcie.




Zdjęcia: Basista i Dawid

2 komentarze:

  1. Z tą próbą to nie ma co tak biadolić. Nie miała aż tak dużej wagi. Można było pojechać trochę szybciej i zyskać punkt, może półtora. To by bylo raptem jedno, góra dwa miejsca wyżej w klasie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten wynalazek 4x4 z kabiną Ducato to Iveco SCAM - powszechnie używane przez ekipy z PGE

    OdpowiedzUsuń