piątek, 25 października 2019

Pojeździwszy: Złombo

No i znów milczałem.

Wiadomo - życie. Obowiązki, praca - wszystko to sprawia, że wena kurczy się, marszczy i ten, no, oklapowywuje. Jestem ciągle zaganiany, zapracowany, zajęty innymi tematami. A nade wszystko jestem wymęczony.

I takoż wymęczony byłem po kilku sierpniowych dniach jeżdżenia Oplem Combo.


Wehikuł ten może niektórym z czymś się kojarzyć. I słusznie - jest znany z jednego ze złomniczych filmów. A gdy film ów był kręcon, Combo było w jeszcze gorszym stanie, niż jest teraz. Sprawia to, że tym bardziej podziwiam jego właściciela oraz red. Z. Łomnika. 

Sam Combolot to jednakowoż pozornie nic szczególnie straszliwego - ot, znana i (chyba kiedyś) lubiana Corsa B z pękatą naroślą za przednim (i w tym przypadku jedynym) rzędem siedzeń i sztywną osią na resorach zamiast tylnej belki skrętnej. Furgonik na bazie niewielkiego jeździdła segmentu B, czyli wynalazek niezwykle popularny w latach 90-tych.

Niby wszystko ok, prawda? No nie do końca. Zacznijmy od wnętrza.


Pierwszy rzut oka do kabiny nie zapowiada jeszcze czekającej nas traumy. Ot, Corsa. No dobra, ok. Deska rozdzielcza rzeczywiście jest wyjęta z popularnego Opla segmentu B - tak samo, jak w zasadzie cały przód. Projekt miejsca kierowcy nie jest zły - przyjemne dla oka kształty, do tego twarde i proste ale solidne, przyzwoicie zmontowane materiały. Jednak wystarczy zasiąść na kompletnie wysiedzianym, pozbawionym chyba jakiejkolwiek amortyzacji fotelu, by wiedzieć, że nie jest aż tak różowo.
Po pierwsze - pozycja za kierownicą wymaga pewnego przyzwyczajenia, szczególnie jeśli na co dzień jeździmy nieco większymi osobówkami. Siedzi się bardzo pionowo, niemalże jak na krześle, a kierownica dość niebezpiecznie zbliża się do kolan. To jednak jest jeszcze do przeżycia. Najgorsze jest ustawienie oparcia. Otóż ze względu na ściankę działową tuż za plecami kierowcy i pasażera, ich oparcia można regulować w bardzo ograniczonym zakresie: pionowo, bardzo pionowo lub patologicznie pionowo. Jak wpłynęło to na mój geriatryczny kręgosłup - można się tylko domyślić.

Oczywiście wnętrze dostawczego Opelka ma pewne zalety - kryją się one jednak z tyłu.


Jest to furgonik, więc wiadomo, że miejsca jest mnóstwo. Do Comba spokojnie wejdzie sprzęt całego zespołu i zostanie jeszcze miejsce na związanego, zakneblowanego gitarzystę. Niestety - w kabinie zmieszczą się już tylko dwie osoby, i, jak już wspomniałem, raczej nie będą szczególnie szczęśliwe. No chyba, że uda się dość szybko dojechać na miejsce - a jest na to pewna szansa, gdyż po pierwsze Combo z założenia jest miejskim sprzętem, więc wiadomo, że w cywilizowanym świecie mało kto wybierałby się nim w dłuższą trasę, po drugie zaś silnik tego egzemplarza, mimo swych dość żałosnych 60 KM, zaskakująco sprawnie napędza małego dostawczaka. Nie warto jednak zbyt entuzjastycznie korzystać z osiągów zapewnianych przez prawie niewyciszoną, benzynową (rzecz jasna, zagazowaną) jednostkę 1.4, gdyż w razie konieczności nagłego zatrzymania najbardziej pasującymi do pękatego Opelka barwami byłby brąz i logo UPS na burcie. A to dlatego, że "ups" byłoby w tym momencie najłagodniejszym ze stwierdzeń cisnących się na usta. Ujmę to w ten sposób: najbardziej znana kobieta, która ma takie hamulce, jak ten sprzęt, nazywa się Sasha Grey. Tyle, że jej hamulce zapewne tak nie hurgoczą.

Poza tym jednak nie jest najgorzej. Combo jest zwrotne, resorowanie przedniej osi można określić jako akceptowalne (oczywiście tylny zawias - sztywna oś na resorach piórowych - to osobny temat, jednak po załadowaniu zapewne jest w miarę przyzwoicie) zaś hałas po pewnym czasie przestaje przeszkadzać, gdyż po prostu się głuchnie. Dodatkowym bonusem jest to, że przestaje się słyszeć przerażający chrobot dobiegający z tylnych bębnów hamulcowych (choć okazjonalne strzały gazu nadal okazują się słyszalne). Tylko czasem warto zamieść rdzę spod auta - szczególnie, gdy stoimy gdzieś dłużej niż godzinę. Ale to Opel, więc w sumie kogo to dziwi?


Podsumowanie, czyli zady i walety:

Opel Combo drugiej generacji w czasach swojej młodości zapewne był jednym z lepszych przedstawicieli gatunku - pojemny, prosty w budowie i dość solidny pod względem mechanicznym. Jedynie komfort jazdy wynikający z jedynego możliwego ustawienia oparcia od początku mieścił się tu gdzieś między dramatem a horrorem - acz standardy były wtedy inne a ludzie chyba jacyś twardsi. Jednak wkrótce później wjechał Citroen Berlingo do spółki z Peugeotem Partnerem i pozamiatał temat, zaś pokazane wkrótce Renault Kangoo dokończyło sprawę. Kolejne generacje małych furgoników, zwanych od tamtej pory kombivanami, były już osobno projektowanymi modelami, mającymi łączyć praktyczność i pakowność dostawczaków z komfortem zbliżonym do osobówek.

I całe szczęście.

Plusy
  • solidna mechanika
  • pojemna paka
  • przyzwoite osiągi
  • dobrze zaprojektowana deska rozdzielcza
Minusy
  • koszmarna pozycja za kierownicą
  • dramatyczne hamulce
  • hałas
  • rdza
Co nim wozić

Jak już wspomniałem, do Comba wejdzie sprzęt całego zespołu. Jednak w wersji "blaszak" jest to wóz tylko dwuosobowy, więc lepiej wozić nim np. ciastka (czyli to, co targał nim pierwszy właściciel). Albo luźno latające żelastwo.

Tymczasem, prawdaż, filmidło. Hewajcie fana.

https://www.youtube.com/watch?v=sSVGlgeb_bk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz