środa, 28 maja 2014

Śmignąwszy: Kimchi i knedliczki

Ostatnimi czasy nie miałem zbyt wielu okazji by karnąć się czymś poza Madzisławą. Czasu niewiele (a będzie jeszcze mniej), do tego większość zmotoryzowanych znajomych skłonnych do użyczenia pojazdu została już wykorzystana w tym niecnym celu. Pozostają w zasadzie nówki-salonówki. Tak było i tym razem.

Generalnie rzadko łażę po salonach. Wyjątkiem są wszelkiego rodzaju dni otwarte i konkursy. Wciąż łudzę się, że uda się kiedyś wreszcie wygrać nowiutkie jeździdło po czym spieniężyć je, spłacić długi, zrobić Madzię na igłęlalkędlakoneseraZOBACZ i jeszcze kupić kolejne basiwo. Niepoprawni marzyciele są niepoprawni. Tak czy inaczej - to właśnie konkurs ściągnął mnie do salonu Hyundaia. Konkurs był co prawda związany z piłką nożną, którą nie interesowałem się nigdy (i nie zamierzam), ale za to można było bujnąć się dowolnym modelem koreańskiej marki. A jako, że nie przypominam sobie, bym testował cokolwiek spośród samochodów najrozsądniejszego rodzaju dla człowieka w miarę regularnie wożącego średnie ilości sprzętu, czyli kompaktowych kombi (może poza Dacią Logan MCV, ale ją trudno zaliczyć do typowych kompaktów), wybór padł na i30 CW.


Hyundai i30 to jeden ze świeższych wytworów koncernu zrzeszającego Hyundaia i Kię. Jak większość europejskiej oferty obu marek, został opracowany w Europie (konkretnie w Niemczech, w Russelheim, pod nosem konkurencji z Opla - acz patrząc na produkty tej ostatniej marki z ostatnich nastu lat, ichniejsi konstruktorzy są raczej zajęci trzymaniem bratwurstu w dupie niźli opracowywaniem porządnego żelaza) z myślą o europejskim odbiorcy. I w Europie jest produkowany - tym razem w Czechach. Czyli można powiedzieć, że to taki czeski Koreańczyk. Zdenek Kim. Lub Vaclav Park.

Hyundaiami miałem okazję śmignąć trzykrotnie - raz była to 16-letnia Lantra, którą ktoś sprzątnął mi sprzed nosa wskutek czego nabyłem Chaimka, pozostałe dwa egzemplarze były natomiast świeżutkimi (podówczas) i20 oraz ix35. O ile oparta w dużej mierze na mechanice Mitsubishi, robiona w Korei Lantra bardzo przypadła mi do gustu, o tyle nowe modele poraziły mój układ nerwowy swoją dramatyczną wręcz nijakością. W porównaniu z nimi Opel Astra II jawił się jako nader ciekawy pojazd dla entuzjasty motoryzacji. A to o czymś mówi. 

Z tych właśnie powodów podchodziłem do i30 jak pies do jeża - spodziewałem się prochów usypiających na kołach, angażujących w prowadzenie równie mocno, jak ustawa o podatku VAT w lekturę. Wrażenia wizualne nie wpłynęły znacząco na moje podejście - i30 jest wprawdzie dość zgrabny ale mrowienia w okolicach rozporka nie stwierdzono. Ot, "modnie" wystylizowany kompacik z powszechnie dziś stosowanymi nieco zbyt rozdętymi przednimi nadkolami, nic specjalnego. Tzw. "agresywny kształt mydła" jak to mawiają allegrowi marketingowcy. Nie można odmówić i30 dość przyjemnych proporcji (z pewnością dużo lepszych niż w większym i40), ale - tak samo, jak w przypadku większości nowych aut "dla ludu" - stylistyka nie porywa. Całość była dodatkowo pozbawiona charakteru najbardziej bezpłciowym, czerstwym kolorem, masowo wybieranym przez mówiących "wziąść" wąsaczy oraz wyciętych z szablonu korporobotów - to jednak zawsze da się zmienić wybierając coś dużo mniej ohydnego (czyli cokolwiek innego). 

Po zajęciu miejsca w środku i ruszeniu nie było jednak tak źle. Na początek jednak sprawdziłem to, co dla basisty najważniejsze, czyli praktyczność, w tym możliwość wchłonięcia basu. A w tej kwestii i30 CW zaskakuje ze wszech miar pozytywnie.


W standardowym położeniu oparcia bagażnik kompaktowego kombi Hyundaia na papierze ma 528 litrów, czyli bardzo przyzwoicie. Realnie - nie mam pojęcia, ale bas w usztywnianym piankowym pokrowcy włazi, i to na dwa sposoby: w poprzek (za nadkolami) oraz na skos. Bagażnik jest nie tylko spory, ale i dość ustawny, co dla osób targających graty jest niebagatelną zaletą. Plusem jest też płaska powierzchnia powstała po położeniu dzielonego oparcia kanapy. Wymaga to co prawda dwóch ruchów zamiast jednego (podniesienie części lub całości siedziska i złożenie oparcia) ale rezultat jest ze wszech miar zadowalający. Do tego dochodzi praktyczny schowek z przegródkami pod podłogą bagażnika. Nader sprytny pomysł.

Zadowalająca jest też przestrzeń w środku - szczególnie z przodu. Znalezienie odpowiedniej pozycji za kierownicą nie nastręcza trudności, fotele są wystarczająco wygodne, zaś obsługa przydatnych funkcji jest dość łatwa. Bajerków nie sprawdzałem - nie znam się na nich, nie wiem, po co są, nie jestem wystarczająco premium. Choć sam Hyundai w zasadzie też nie jest.

Pora uruchomić silnik i ruszyć.

Testowany egzemplarz miał pod maską benzynowy silnik 1.6 wypluwający 120-konne stadko w kierunku przednich kół. Zwykła, wolnossąca jednostka bez budzących grozę w sercu i czyniących spustoszenie w portfelu ekotrendinowoczesnych wynalazków typu bezpośredni wtrysk. Mimo tego jednak wspomniane już 120 koni zaskakująco sprawnie napędza ważącego ok. 1,3 tony Hyundaia. Osiągi są całkowicie wystarczające do żwawej jazdy - przynajmniej z dwoma średniej wielkości facetami na pokładzie. Po dołożeniu rodzinki i urlopowych bagaży poczucie dynamiki prawdopodobnie oklapłoby nieco, ale zaobserwowana chyżość pozwala założyć, że nawet po obciążeniu będzie się dawało jechać w trasę.

Poza silnikiem wypada pochwalić układ jezdny. Współcześnie produkowane samochody są zazwyczaj strojone bardzo sztywno - m.in. wspomniany już wcześniej mniejszy brat i30, czyli i20, charakteryzuje się twardością zawieszenia mogącą spodobać się miłośnikom nagłego przemieszczania organów po najechaniu na studzienkę kanalizacyjną (czyli m.in. większości dziennikarzy motoryzacyjnych). Jednak i30 szczęśliwie wyłamuje się z tego trendu - jego zawieszenie okazuje się wyjątkowo komfortowe. Nie jest to, rzecz jasna, taki połykacz wertepów jak hydropneumatyczne cytryny (czy choćby Baleron tudzież Lexus), ale trudno przyczepić się do komfortu jazdy. Inną dość zaskakującą cechą podwozia i30 jest zwrotność. Nie można powiedzieć, by auto skręcało w miejscu, ale tam, gdzie Madzią trzeba zawracać na trzy razy, Hyundaiem zrobi się to na raz.

Czesko-koreański kompakt ma jednak swoje wady. Pierwszą jest wspomniany już relatywny brak charakteru. Żaden chyba model Hyundaia nie ma szans wywoływać u kogokolwiek uczucia nagłego poruszenia w rejonach lędźwiowych ani podczas kontemplacji wrażeń estetycznych, ani też w trakcie jazdy - inna rzecz, że raczej nie jest to założenie leżące u podstaw projektowania samochodów tej marki. Mają być to zwykłe jeździdła dla zwykłych ludzi i jako takie się sprawdzają. Natomiast o ile brak wyrazistej osobowości jest sprawą subiektywną, o tyle zastosowanie przeforsowanego przez lobby DuPonta i Honeywella a następnie wymuszone przez UE stosowanie skandalicznie drogiego a na dodatek toksycznego czynnika klimatyzacji r1234yf to już gruba wtopa - choćby dlatego, że m.in. Mercedes wciąż opiera się wprowadzeniu do użycia w swych modelach trującego środka. I robi to skutecznie.


Podsumowując, czyli zady i walety:

Hyundai i30 SW to zupełnie przyzwoity samochód. Wygodny, praktyczny, dość dynamiczny - czego chcieć więcej? Za nieco ponad 60 tysięcy dostajemy dopracowany produkt który zadowoli większość "normalnych" kierowców. Kim są zatem ci "nienormalni"? Otóż można ich znaleźć wśród... entuzjastów motoryzacji. Hyundai robi po prostu zwykłe samochody dla zwykłych ludzi, którzy nie oczekują emocji za kółkiem. A za takie pieniądze można już znaleźć coś naprawdę ekscytującego. Tyle, że raczej nie wśród nówek.

Plusy:

* duży, praktyczny bagażnik
* komfortowe zawieszenie
* przyzwoita dynamika
* zwrotność

Minusy:

* brak charakteru
* czynnik klimatyzacji r1234yf - toksyczny i skandalicznie drogi
* dyskusyjna uroda deski rozdzielczej i konsoli środkowej

Co nim wozić:

Do bagażnika i30 w wersji kombi wejdzie praktycznie każdy bas w pokrowcu, także usztywnianym. Z prostokątną "trumną" może być problem (od czego jednak dzielona tylna kanapa i płaska przestrzeń po jej złożeniu), ale kształtowy futerał powinien dać się wcisnąć. Nabywcę nówki-salonówki za kilkadziesiąt tysięcy zapewne stać też na profesjonalny sprzęt - można zatem wozić euroazjatyckim kombiakiem np. Fendera Jazza Deluxe 5, Sandberga Bullet lub California czy choćby Sadowsky'ego, jednak taki Rickenbacker raczej by tu nie pasował. Inna rzecz, że jak wielu basistów może pozwolić sobie na nówkę-salonówkę?

11 komentarzy:

  1. Agresywne mydło to będzie hit sezonu na roczniki 2014-2015! :D

    Lantra miała fajną przypadłość że nie odpaliło się jej jak nie wcisnęło się sprzęgła, nawet na biegu jałowym :> I bardzo dobrze! Rozrusznik nie szarpał skrzyni, zwłaszcza w polskiej zimie przy -20 i gęstości oleju jak papa na dachu :D

    Design masówki - uśrednić. To jak z mieszaniem kolorów farbek, po miksie zawsze wychodzi szarość.

    ponad 500l w sedanie miała nawet Siena :D FAIL

    Hyundai jako jeden z ostatnich klepie względnie wysilone wolnossące benzyniaki bez wtrysku w komorę i bulbo :) chwała za to.

    Puenta! Podsumowanie 98% aktualnego rynku :D mięso armatnie klepane dla wszystkich. Reszta kosztuje majątek. Teraz entuzjasta = bogacz. Nie mając 6 cyfr na auto nie kupisz niczego z charakterem :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sieną jeździłem i tak, bagażnik ma srogi. Natomiast kombi ma większe możliwości kształtowania przestrzeni. No i w i30 jest więcej miejsca w kabinie. Tak czy inaczej - ponad 500 l to przyzwoity wynik. Taki Focus kombi na ten dany przykład ma mniej.

      Usuń
    2. (E)Lantra każdej generacji była znośnym samochodem. Czy dobrze kojarzę, że nadal jest w sprzedaży w niektórych krajach?

      Ten i 30 też wygląda nieźle. Postawić obok wspomnianego Focusa, to okaże się, że wygląda świetnie.

      Bagażnik - zależy jak liczone! Niektórzy liczą "bryłą", inni każdy milimetr sześcienny przestrzeni dodają.

      A czynnik chłodniczy (wybuchowy!) można zmienić. Przynajmniej w Polsce - Janusze/Cytryny/Gumiaki opracowali sposób.

      Usuń
  2. "Żaden chyba model Hyundaia nie ma szans wywoływać u kogokolwiek uczucia nagłego poruszenia w rejonach lędźwiowych ani podczas kontemplacji wrażeń estetycznych, ani też w trakcie jazdy" - Genesis Coupe widział, a?

    A poza tym, koreańskie jeździdła dobre są, mimo tej nudy! Mój ojciec już drugą generację cee'da użytkuje i zadowolony bardzo. Jeździ, nie psuje się, wyposażone dobrze. Z resztą tak lubiane przez wszystkich stare Toyoty też porywające stylistycznie nie były. Za 20 lat będziemy się jarać starymi Hyundaiami i Kia (Kijami?).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widział, tylko nie jeździł. I chyba wycofali go z naszego rynku. A szkoda.

      I nie mówię, że niedobre. Wolałbym aktualnego koreańca niż większość aktualnych niemiachów. No, może poza i20 i ix35, które były przerażająco nijakie, i20 do tego miał straszne zawieszenie.

      Usuń
    2. PODOBNO nie wycofali, tylko generalny importer uznał, że będzie sprzedawać go tylko tym, którym na tym zależy i sami dokopią się do informacji. PODOBNO są w Polsce salony, gdzie leżą prospekty, a nawet trafia się egzemplarz stojący w tymże salonie!
      P.S. Tylko co mnie to, ja mam 10 minut do DE, gdzie (jak już postanowiłem, hehe!) kupię (JEŚLI KIEDYKOLWIEK BĘDĘ KUPOWAĆ) nowy samochód...
      P.P.S. Jest przecież jeszcze Veloster! Jak nie lubię współczesnych kupet, tak tego darzę - powiedzmy - sympatią :-)

      Usuń
    3. Przepraszam, ale Veloster to jakaś abominacja jest.

      Usuń
  3. Jeśli już chodzi o koreańce to wizualnie zdecydowanie bardziej wole Kię. O mechanice jazdy, wyposażeniu itd się nie wypowiem bo jedyny koreańczyk jakim miałem (nie)przyjemność się przejechać to była Kia Shuma czyli samochód o wybitnie wędkarsko-grzybowym usposobieniu. Z nowych bardzo fajnie prezentuje się Optima po face liftingu z niezłymi silnikami i wyposażeniem za nieduże (jak na tą klasę) pieniądze. Jeśli chodzi o Hyundaia to trzeba przyznać jedno. Strasznie wyrobili się jeśli chodzi o jakość i design w ciągu ostatnich 20 lat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu nie podoba się Tobie Mazda 323, z większym bagażnikiem i badziewnymi plastikami? :-) (czyli Shuma)

      Usuń
    2. Być może po prostu patrze na nią przez pryzmat właściciela którym jest mój wujek dość dobrze odpowiadający opisowi grzybo-kapeluszniko-januszo-wędkarza :)

      Usuń