Witam wszystkich i pozdrawiam z okazji półmetka do weekendu.
Skoro przy weekendzie jesteśmy - w ostatnią sobotę miałem okazję karnąć się przedstawicielem jednej z moich ulubionych marek ever, i to modelem wyposażonym w element, który mocno zaważył na tym, by owa marka znalazła się w tymże zacnym (i dość eklektycznym) gronie ulubionych.
Najpierw jednak cofnijmy się o bliżej nieokreślony czas.
Gdy nagrywałem bas na płytę Riderów sesje odbywały się przeważnie późnymi wieczorami, tudzież nocami. Salkę, której element stanowi studio, zamieszkuje między innymi absolutnie urocze psisko imieniem Shadow. Wszyscy - w tym ja - uwielbiają Shadowa, jednak niestety od lat szczenięcych mam w pakiecie dość mocne uczulenie na psy, co niestety czyniło moje zostanie na noc dalece nierozsądnym. W momencie nagrywania akurat nie byłem zmotoryzowany, a pora była późna. Na szczęście nasz zacny realizator udostępnił mi swój wehikuł, co uradowało mnie podwójnie. Po pierwsze, miałem jak bezpiecznie wrócić do domu a potem, następnego dnia, szybko i wygodnie przybyć z powrotem do studia, a po drugie jeździdło, którym dysponował podówczas tenże realizator, było na mojej liście zaczynającej się od "Kochany Mikołaju". A był to konkretnie Citroen Xantia II w wersji kombi, czyli po citroenowsku Break.
Co prawda ten konkretny egzemplarz miał kilka felerów, do których należało m.in. kończące się sprzęgło i kłopoty z wrzucaniem dwójki, ale i tak ujęło mnie pod serdeczność komfortem swego cudownego hydropneumatycznego zawieszenia. To właśnie owo zawieszenie, w parze z podejściem typu "zróbmy wszystko w poprzek", uczyniły Citroena jedną z mych ulubionych marek, a stało się to jeszcze w latach, gdy na stojąco wchodziłem pod szafę i uczyłem się czytać na kolejnych numerach "Motoru" kupowanych mi przez dziadka.
Niestety, rzeczona Xantia dokonała kilka miesięcy później żywota, sunąc bokiem po ośnieżonej jezdni tuż pod pysk ciężarówki - na szczęście prędkości były niskie i kierownikowi nic się nie stało, jednak Xiężna ze zdemolowanym bokiem zamieszkała na długi czas pod salką, po czym niedawno została odwieziona do krainy niekończących się autostrad. Przez pewien czas potem szukałem egzemplarza, który mógłbym tu bardziej na świeżo opisać - niestety piękna granatowa "dwójka" V6 została sprzedana zanim zdążyłem się umówić z właścicielem, zaś należąca do skrzypka z mego składu szantowo-folkowo-chałturniczego wiśniowa "jedynka" z pierwszych lat produkcji wciąż nie może doczekać się przeglądu i kilku napraw. Jednak w końcu okazja nadarzyła się sama.
Jest sobie pewna para, którą znam już od lat. Wyględniejsza połowa tejże pary, z racji niezbyt podeszłego wieku zwana Młodą, niedawno zrobiła prawko, co zostało uczczone zakupem samochodu, który akurat był żeniony przez kogoś z jej rodziny. A samochodem owym była prawie taka sama Xantia II Break, jak tak, która już zakończyła swój żywot. Prawie, gdyż różniła się od swej pechowej siostry pięknym, choć dość mocno porysowanym, zielonym lakierem, ze względu na który została nazwana Lemonką. Samochód, który uwielbiam i to do tego w kolorze, który uwielbiam. Oczywistym było, że muszę tym śmignąć.
Tak też się w końcu stało.
Po przybyciu na miejsce Lemonka przywitała mnie piękną zielenią i... masą rys. I mówiąc "masa rys" mam na myśli to, że są wszędzie - w przeciwieństwie do niektórych elementów dekoracyjnych, jak np. listwa na przednim zderzaku, której jest pół. Niestety, poprzedni właściciel (który ponoć był pierwszym) ewidentnie był dość nieostrożny i raczej nie dbał o stronę wizualną swej Xiężnej. Na szczęście od strony mechanicznej jest nieco lepiej - ale o tem potem.
Natenczas przejdźmy do tyłu. A tam...
Natenczas przejdźmy do tyłu. A tam...
...kolejne zadrapania i insze blizny bojowe. Tym razem jednak jest to dzieło Młodej, która za pośrednictwem zielonego listka na tylnej szybie szczerze przyznaje się do swojego niewielkiego doświadczenia w prowadzeniu pojazdów mechanicznych. Jednak dla mnie najważniejsza w samochodowym zadzie jest nie jego estetyka, a zawartość, a w zasadzie zdolność połyku. Znaczy, umiejętności łyknięcia dużej ilości naraz basów. A tu nie jest źle. Powiem więcej - jest zupełnie nieźle.
Jak widać na załączonym obrazku, bas w usztywnianym, piankowym pokrowcu wszedł bez problemu w poprzek bagażnika. Wchodził też na skos. Niestety od razu też widać, że sztywny futerał raczej by już nie wlazł. Mimo wszystko kufer Xantii Break należy uznać za przestronny i ustawny - i to mimo zamieszkującego go koła zapasowego, w którego miejscu pod podłogą mieszka butla LPG. Można tu zmieścić sporo sprzętu bez konieczności składania oparcia - a co najlepsze, dzięki hydropneumatycznemu zawieszeniu obciążenie nie wpływa na prześwit. Po prostu tylne zawieszenie utwardza się nieco, dzięki czemu tył pozostaje na tej samej wysokości i nie ma obaw, że przeszorujemy tłumikiem po wybojach. Jeszcze jeden powód, by kochać hydrocytryny.
Czy takim powodem jest również napęd? Może niekoniecznie, ale dramatu nie ma.
Pod maską Lemonki mieszka sobie nienerwowo szesnastozaworowa rzędowa czwórka o pojemności 1.8 l i mocy 110 KM (niektóre źródła podają 111 - zatrważająca rozbieżność w zeznaniach). Wywodzi się ona z tej samej rodziny XU7, co ośmiozaworowy, 103-konny (niektóre źródła podają 105 KM) silnik, który astmatycznie i z delikatną sugestią gruźlicy napędzał Chaimka. Silniki te mają jedna wspólna cechę: popuszczają spod pokrywy zaworów. Ten egzemplarz nie jest w tej kwestii wyjątkiem. Tutaj też uszczelnienie dekla zaworowego poci się wesoło. Na szczęście usterka nie jest poważna (jedynie upierdliwa) a naprawienie jej kosztuje niewiele. Inna rzecz, że nie rozwiązuje sprawy na długo. Wspólną cechą Lemonki i Chaimka jest także instalacja elpegie, jednak Xantia jest karmiona benzynką, instalacja zaś ma być zdemontowana.
Pod maską widać też źródło niebiańskiego komfortu Xiężnej i wszystkich hydrocytryn - gruchy w których azot sąsiaduje z życiodajnym płynem LHM. Żeby jednak w pełni docenić zalety tego rozwiązania, należało zrobić to, po co przybyłem na miejsce - zająć miejsce w przytulnym wnętrzu Lemonki i ruszyć.
Wnętrze Xantii może nie poraża awangardową stylówą (jak choćby w CX-ach czy GS-ach, których dizajn deski rozdzielczej wywołuje u mnie ślinotoczne zapalenie mózgu połączone z ciężkim przypadkiem priapizmu), ale jest nieźle rozplanowane i przede wszystkim wygodne. Obite miłym welurkiem fotele są bardzo przyjemnym miejscem do zasiadania a przełączniki są sensownie rozmieszczone. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to odrobinę za wysoka pozycja za kierownicą (do której można się szybko przyzwyczaić) i niezbyt wygodna obsługa pedałów - są nieco zbyt blisko rozmieszczone (pod tym względem Madzię uważam za wzorzec) zaś sprzęgło ma bardzo długi skok. Nie zmienia to faktu, że jazda Xiężną jest bardzo przyjemna. I pisząc bardzo mam na myśli bardzo bardzo. BARDZO.
Przede wszystkim - zawieszenie. Dopracowywana przez dziesięciolecia hydropneumatyka fantastycznie spisuje się na naszych ulicach, z których połowa przypomina Bałtyk podczas sztormu, zaś druga - powierzchnię Księżyca. Po ataku floty imperialnej. Naspidowanej i narąbanej jak dzika świnia kosmiczna. Lemonka wszystko to znosi ze spokojem, jedynie odrobinę się bujając. Matko Bosko Kochano, jak ja kocham ten zawias. Ten cudowny, relaksujący komforcik. Zero nerwowego podskakiwania, zero tortur dla kręgosłupa, zaro przemieszczania organów wewnętrznych. Po prostu kojący, wywołujący uśmiech na fizjonomii spokój. Nie oznacza on przy tym, że Xantia zachowuje się ociężale i pływa po zakrętach - jasne, nie jest to sportowy samochód (choć Activą można było zadziwić niejednego karka w Calibrze), ale prowadzi się pewnie i przyjemnie. Wspomaganie ma odpowiednio dobraną siłę a opony nawet przy dynamicznym pokonywaniu zakrętów uparcie trzymają się asfaltu. Do tego silnik zapewnia całkiem przyzwoite osiągi, niezbyt natarczywie przy tym brzmiąc, a przekładnia przeczy obiegowym opiniom o "gumowato" chodzących drążkach zmiany biegów we francuzach: skoki nie są za długie, zaś biegi wrzuca się łatwo i precyzyjnie. Oczywiście po doświadczeniu z wajchą Madzi latającą jak łyżka w kisielu mogę mieć zaniżone oczekiwania, ale generalnie jest bardzo przyzwoicie.
Ideał? Nie do końca.
Po pierwsze - 1,8-litrowy silnik napędzający spore, niezbyt lekkie auto trzeba nakarmić. Według zeznań właścicieli Lemonka w ruchu miejskim wciąga ok. 10 l benzyny na 100 km. Niby bez tragedii, ale przy obecnych cenach paliwa to sporo. Można się zastanawiać, czy olanie instalacji gazowej jest tu dobrym pomysłem, tym bardziej, że te silniki nieźle radzą sobie z LPG, ale jeśli była ona zaniedbana przez poprzedniego właściciela koszta doprowadzenia jej do przyzwoitego stanu mogą zniwelować sens całej operacji.
Po drugie - niestety jakość wykonania odbiega nieco od klasowych prymusów. Xiężna wygląda po prostu na zmęczoną. I nie jest to jedynie wina porysowanego lakieru i kilku wgnieceń - plastiki są powycierane a całość sprawia delikatne wrażenie. Oczywiście Xantia była bardzo udanym modelem, znanym z zaskakującej niezawodności i trwałości mechanicznej (pod warunkiem terminowej, fachowej obsługi), ale wykończenie nie zachwyca. Bratni Peugeot 406 pod tym względem wypada lepiej, roztaczając aurę solidności (potwierdzoną przez trwałość silników ale nadszarpniętą przez stado upalonych gremlinów buszujących w elektryce).
Po trzecie - Lemonka, jak już wspomniałem, miała kilka zaniedbań. Na szczęście nie dotyczyły one zawieszenia (o tym niżej), jednak trzeba było wydać ok. 1100 zł na doraźne naprawy (m.in. układ chłodzenia, silniczek krokowy oraz wydech) - a nie objęły one jeszcze kompletu rozrządu i wymiany płynów, który to wydatek czeka właścicieli w niedalekim czasie.
Po czwarte i najważniejsze - dostępność części... a w zasadzie ich brak. O ile do silników można w zasadzie dostać wszystko a i części blacharskie (zazwyczaj używane) są w miarę dostępne, z elementami zawieszenia, szczególnie zaś przewodami wysokiego ciśnienia, jest źle. Bardzo bardzo źle. Innymi słowy - nie ma. Brak. Zero. Jest to cholernie smutne, gdyż Citroen Xantia jest bardzo udanym, przyjemnie jeżdżącym samochodem, który miałby szansę na długowieczność (a następnie wejście do panteonu klasyków), gdyby nie polityka koncernu PSA skazująca ten model na wymarcie. Trzeba tu dodać, że mimo, iż jest to udana konstrukcja, nie znosi zaniedbań. To przypadłość większości francuskich aut: poza kilkoma wyjątkami są dużo lepsze niż opinia o nich, ale nie tolerują niefachowego serwisu, zaś wszystkie niedopatrzenia mszczą się szybko i bezlitośnie. Xantia nie jest tu wyjątkiem. Tylko jak ich uniknąć, gdy zwyczajnie nie ma części? Swoją drogą - to ciekawe: do klasycznych Citroenów, jak DS, GS czy 2CV, można dostać praktycznie wszystko, niejednokrotnie od ręki. A do Xantii... Dupa, mili Państwo.
Szkoda, cholerna szkoda. Mimo kilku wad zakochałem się w Lemonce, ale smutna świadomość braku możliwości zadbania o nią jest ogromną przeszkodą w kupienia własnego egzemplarza. I między innymi dlatego jeżdżę Madzią.
Podsumowanie, czyli zady i walety:
Citroen Xantia II Break to praktyczny, fajnie jeżdżący i przede wszystkim przecudownie komfortowy samochód. Do tego, jak wszystkie hydrocytrynki, ma swój własny charakter, choć dość spokojna sylwetka nie zdradza go na pierwszy rzut oka. Żeby go poznać, trzeba się przejechać - ale wtedy to już koniec, po sprawie, wpadłeś. W Xantii można bardzo łatwo się zakochać. Nie jest to jednak łatwa miłość - trzeba rygorystycznie przestrzegań zeleceń dotyczących serwisu. Wszystkie zaniedbania bardzo szybko zamieniają się w poważne, drogie w naprawie problemy. Oczywiście przestrzegając tych zaleceń można cieszyć się długą, bezproblemową, przyjemną eksploatacją, gdyż mechanicznie jest to bardzo udane i dopracowane auto. A w zasadzie można było, gdyż... koncern PSA zarzucił produkcję wielu niezbędnych części zamiennych. Kłopoty z przewodami hydraulicznymi to dziś praktycznie wyrok. Pozostaje mieć nadzieję, że Xantie nie wyginą zanim produkcją części zajmie się jakaś niezależna firma. Może się uda - pozytywnie zakręceni angole z Chevronics robią wiele rzeczy do GS-a, więc może i Xiężna się doczeka?...
Plusy:
* niebiański komfort
* spory, ustawny bagażnik
* przyzwoite osiągi
* przyjemne prowadzenie
* dobra mechaniczna niezawodność
* spory wybór silników
* własny charakter
Minusy:
* dramat z częściami
* wymóg fachowego serwisu i bezwzględnego przestrzegania zaleceń (gł. zawieszenie)
* słaba jakość wykończenia
* zużycie paliwa w silnikach benzynowych
Co nią wozić:
Powiem tak: z radością woziłbym nią Alembica. I całą resztę swoich basów. I jeszcze nagłośnienie by weszło. Żeby tylko dało się serwisować zawieszenie...
Słyszałem z wielu źródeł, że to faktycznie dobre żelazo. Rozmawiałem nawet kiedyś z taksówkarzem, który jeździł Xantią Drugą w dieslu i miał nią nalatane ponad 500.000 km bez żadnej poważnej awarii. Kiedyś brałem ją pod uwagę jak szukałem czegoś dla siebie ale niska jakość mnie odrzuciła i wybrałem Balerona, który jeśli chodzi o komfort jazdy jest na porównywalnym poziomie co Cytryna. Najgorsze w Xantii są jak dla mnie zegary - są tak okropne i zrobione tak na odpier...., że wyglądają jak by je drukowali na igłówce. Ale fura generalnie spoko, potwierdzam zeznania obywatela spisovatela.
OdpowiedzUsuńCo racja to fuckt - zegary rzeczywiście nijakie a o wykończeniu pisałem. A co do diesla - ja bym oczywiście szukał nieśmiertelnego 1,9 XUD. I nie martwiłbym się osiągami - nie o nie chodzi w tym aucie.
UsuńNo a te twoje C124 faktycznie mocne szkoda, że nie znałem tej foty wcześniej bo wrzuciłbym ją do tego artykułu o zwieśniaczonych Baleronach. Pozwoliłem sobie za to wrzucić ją tam gdzie będzie jej dobrze, czyli na forum MB do działu "Koszmar czai się wszędzie":
OdpowiedzUsuńhttp://www.w201w124.com/forum/viewtopic.php?t=4927&postdays=0&postorder=asc&start=3240
1. TO, nie te :P
Usuń2. Niestety nie zajrzę. Tylko dla zalogowanych.
Co do zawieszenia to z z mojego doświadczenia wynika, że im bardziej załaduje się tył to tym bardziej miękko i przyjemnie się jedzie. Z pustym bakiem i jedną osobą na pokładzie tył jest MEGA twardy.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o przewody LHM to nawet jeśli byłyby dostępne to nie byłby to szczególnie dobry wybór. Jeśli już się zdarzy, że taki przewód dokona żywota to lepiej dorobić zamiennik z miedzianej rurki. oczywiście nie samemu. Można to zrobić w wielu warsztatach. Pzdr
Z mego skromnego doświadczenia wynika, że Xantia jest mega twarda, gdy się ją podniesie (raz podniosłem tamtą srebrną, która już nie żyje, pokonując wądoły na tyłach jednego z bródnowskich sklepów). W standardowym położeniu jeździ się cudnie, mięciupko i komforciasto.
UsuńA co do dorabiania rurek - w Beiksie też się tak da? Bo w końcu sobię kupię jakiegoś jaktajmera, a serce właśnie ku Beiksu ciągnie.
W beiksie też się da. Chociaż beiks ma też swoje problemy. Anyway, tu jest taki co wisi na sprzedaż już od dawna:
Usuńhttp://tablica.pl/oferta/citroen-bx-stan-bdb-CID5-ID20leW.html#7fb82d6be9
Rozmawiałem z kolesiem kiedyś, bedzie prawie rok temu, przysyłał mi nawet zdjęcia - auto jest w biednej wersji i z "naturalną patyną" (czerwony lakier wyblakł), ale z miedzianą instalacją i ogólnie ogarnięty. Ale to było wtedy, nie wiem jak jest teraz - foty na tablicy są sprzed roku.
Piękne, uczciwe żelazo, szczególnie w prezentowanej wersji - ta tapicerka jest obłędna - w C5 doprowadzono ją do perfekcji.
OdpowiedzUsuńTwój wpis przypomniał mi natomiast jaki jestem stary; Pamiętam, jak w Polsce odbywała się premiera Xantii i (chyba) ZX, do których się przymierzałem....
Poza tym straszne rzeczy piszesz w temacie dostępności części. Co nie zmienia faktu, że pożądam!
Na fąpażu pojawiło się kilka głosów, że wcale nie jest tak źle (choć są też inne, mówiące, że nie jest też dobrze). To ja już nie wiem.
Usuń