piątek, 24 kwietnia 2015

Śmignąwszy: stereotypowóz

Istnieją samochody, które budzą takie a nie inne skojarzenia. Skoda Octavia przywołuje na myśl repa, którego krawat blokuje dopływ krwi do mózgu, co skutkuje wyprzedzaniem rządku samochodów na podwójnej ciągłej. Pod górę. Na ślepym łuku. Fabia I z kolei zazwyczaj kojarzy się obywatelem w wieku budzącym równy szacunek co niedowierzanie, sunącym swym wehikułem na działeczkę z prędkością rzadko przekraczającą 40 km/h. Lewym pasem. Podobne skojarzenie budzą również Siena czy Lanos, szczególnie, jeśli dumnie noszą czarne blachy. Widok Passata B5, obowiązkowo z silnikiem 1.9 TDI, natychmiastowo przywodzi na myśl pana w średnim wieku, posiadacza wąsów i swetra z kolekcji Kononowicz Stajl, czującego się za kierownicą swego pojazdu królem rodzinnego Dzbądza czy Płyćwi. Jednak żadna marka nie ma tak mocno zakorzenionego w masowej świadomości wizerunku, co BMW, zaś modelem, który jako pierwszy przychodzi wtedy na myśli jest "trójka" trzy generacje wstecz, czyli E36. Widząc taki samochód natychmiast wyobrażamy sobie młodego mieszkańca gmin agrarnych, zwolennika odzieży sportowej i czesania się gąbką, miłośnika nieskomplikowanych, generowanych elektronicznie rytmów dobywających się zazwyczaj z gigantycznej tuby basowej zajmującej większość bagażnika oraz adepta sztuk walki znanych szerzej jako wpierdol. Osobnik taki zazwyczaj korzysta ze znajomości tejże sztuki walki w ramach aktywnego wspierania lokalnej drużyny piłkarskiej. BMW E36 jest uważane za niemalże oficjalny pojazd tego typu indywiduów, zaś wersja coupe jest niemalże koncentratem tego stereotypu. Szczególnie, jeśli spoczywa na kołach nieco większych niż standardowe.

Czyli taki samochód, jak ten.


Jednak... nie do końca.

Egzemplarz, którym miałem okazję pobujać się po dzielni (nie swojej co prawda, ale nie czepiajmy się detali) różni się od stereotypowego egzemplarza E36 trzema cechami. Po pierwsze, jest w oficjalnie dostępnej specyfikacji - dołożone przez właściciela pseudo-szprychowe felgi można było zamówić kupując nówkę-salonówkę, zaś tzw. sportowe zawieszenie, nieco utwardzone w stosunku do standardowego, było tym, na którym auto wyjechało z fabryki. Po drugie, egzemplarz jest w świetnym stanie. Przepraszam, nie świetnym - REWELACYJNYM. Samochód jest tak bliski definicji igły, jak to tylko możliwe. Gdyby Niemiec sprzedawał tę "trójkę", niewątpliwie płakałby, a na pewno policzyłby sobie za nią grubo powyżej średniej rynkowej dla tej wersji i rocznika. Albo nie pozbywałby się jej w ogóle. Trzecią zaś i chyba najważniejszą różnicą jest... właściciel, dbający o dwie poprzednie cechy. Ze stereotypowym posiadaczem E36 w kupecie (którego to słowa obywatel ów zresztą nie trawi) łączy go jeno młody wiek i ulubiona marka. Choć i to się zmienia, jednak o tem potem.


E36, którą miałem okazję śmignąć, była drugą od góry wersją silnikową, czyli 328. Oznacza to, że pod długą maską kryło się 6 ustawionych w rzędzie cylindrów o łącznej pojemności 2,8 litra, wypluwających 192 rączych koni, kierowanych, rzecz jasna, na tylne koła. Czyli mamy tu do czynienia z najbardziej klasycznym i niestety aktualnie odchodzącym do historii zestawem BMW: wolnossąca rzędowa szóstka i RWD. A szkoda ogromna, gdyż... kurdeż, trochę mi głupio to przyznać... jeździ to po prostu fantastycznie.

Zacznijmy od wychwalanego przez wszelkiego rodzaju koneserów i pasjonatów dźwięku silnika. Rzędowa szóstka chyba najmocniej kojarzona jest właśnie z monachijską marką. Znany miłośnik BMW (i posiadacz "trójki" E46, czyli kolejnej generacji), czyli Blogo, podczas rozmowy przy okazji testowania Citroena C5 żalił mi się, że wbrew pianiom na forach R6 tak naprawdę jedynie szumi. I... ma trochę racji. Ale mi się ten szum podoba. Na pewno jest nieporównanie lepszy od chamskiego jazgotu pałowanego R4. Zawsze powtarzam, że jedyne, co można zrobić z rzędową czwórką, to wyciszyć. Z R6 tego problemu praktycznie nie ma - układ ten jest znany z jedwabistej, niemal idealnie równej pracy. Owszem, nie ma chrypki V6 czy ociekającego testosteronem bulgotu V8 cross-plane (czyli z krzyżowo ułożonymi wykorbieniami wału), jednak stanowi osobną jakość. To po prostu niesamowicie kulturalnie pracujący silnik (co trochę nie licuje z typowym zachowaniem stereotypowego posiadacza - choć ci zazwyczaj jeździli czterocylindrowymi 318 z LPG), który po mocniejszym przyciśnięciu potrafi pokazać jednak odrobinę pazura.

Jeżeli chodzi o osiągi, pazur ten staje się całkiem konkretny.

Tak, wiem - 192 KM z 2,8 litra pojemności to niewiele. Pamiętajmy jednak, że mówimy tu o samochodzie wyprodukowanym 20 lat temu. Sporo lżejszym od dzisiejszych konstrukcji. I właśnie dzięki kombinacji sporej mocy z niewygórowaną masą zrozumiałem, czemu wielu moich kolegów nie chce nawet patrzeć na samochody z silnikami poniżej 120 KM.

Niezbyt szeroka jednopasmówka, na której zaraz za skrętem w prawo utknęliśmy za wlokącą się ciężarówką. Przed nami krótki odcinek, na którym można wyprzedzać - zaraz za nim zaczyna się podwój ciągła. 73-konną Madzią nawet bym się nie podjął. Tu zaś redukcja, but - i jakieś 2 sekundy później ciężarówka jest już w tylnym lusterku. Dzięki odpowiedniej mocy wyprzedzanie jest po prostu dużo bezpieczniejsze. Jasne, można powiedzieć, że nie jest ono obowiązkiem, można jechać powoli - jednak chyba każdy przyzna, że jazda za wlokącą się ciężarówką nie jest szczególnie przyjemna.

Przyjemna za to jest charakterystyka podwozia.

BMW od lat znane są ze świetnego wyważenia. Większość modeli wedle zapewnień monachijskiego producenta może pochwalić się równiutkim rozłożeniem masy na obie osie. Bez względu na to, czy udało się tego dokonać również w E36 328i, trzeba przyznać, że prowadzenie bawarskiego coupe jest prawdziwą przyjemnością. Przyczepność jest znakomita a ustawienie zawieszenia zachęca do nieco bardziej aktywnej (co niekoniecznie znaczy agresywnej) jazdy. Co jednak najciekawsze, mimo zastosowania opcjonalnego, sportowego zawieszenia, resorowanie wcale nie jest nadmiernie twarde. Owszem, nastawy są dość sztywne, ale w sprężysty sposób, który pozostawia wystarczającą ilość komfortu. Sam, będąc miłośnikiem wygodnych kanapowozów, zapewne wolałbym standardową wersję, jednak i tu nie ma się czego czepiać. Najśmieszniejsze jest to, że fabrycznie usztywniony zawias E36 okazuje się bardziej komfortowy od współczesnych crossoverów, takich, jak Renault Captur czy ogólnie bardzo udane Suzuki SX4! Sportowe coupe wygodniejsze od podwyższonego kompakta!

Nader przyjemne jest również wnętrze.


Po zajęciu miejsca za kierownicą 328i znalezienie optymalnej pozycji zajmuje krótką chwilę. W tym przypadku bardzo pomogło podręcznikowe wręcz ustawienie preferowane przez właściciela. Fotele są wygodne, ergonomia, z typową dla BMW konsolą zwróconą w stronę kierowcy - bez zarzutu. Całość sprawia wrażenie świetnie spasowanej. U dołu tarczy obrotomierza kryje się typowy dla starszych beemek analogowy wskaźnik pokazujący chwilowe zużycie paliwa. To zresztą niezły "otrzeźwiacz" - chcesz pozwolić swemu autu się wyhasać, skorzystać nieco ze stada germańskich koni schowanych pod maską, wskazówka zaś, wychylając się poza liczbę 30, zdaje się mówić "jasne, baw się - zapłacisz przy dystrybutorze". Przy równej jeździe z prędkościami przelotowymi utrzymuje się wyraźnie poniżej 10, co jest wartością akceptowalną w samochodzie tej klasy. Do całokształtu dochodzi jeszcze tak miły detal, jak bezramkowe szyby samoczynnie opuszczające się lekko przy otwarciu drzwi i dociągające się do góry przy zamknięciu. Najjjsss.

Nie dotarliśmy jednak do najważniejszej kwestii: czy do bagażnika coupe o sportowym charakterze wejdzie bas.

Jeśli jest w miękkim pokrowcu - bez problemu. Nawet dwa. 


Owszem, bagażnik Mercedesa 190 jest szerszy i nieco głębszy - bezproblemowo mieści bas w futerale (i jeszcze zostaje sporo miejsca, np. na dwa kolejne w pokrowcach), jednak jak na kufer samochodu o sportowym charakterze jest zupełnie nieźle. I tak, wiem, że do Mustanga, będącego jeszcze bardziej typowym coupe, wejdzie sztywny, prostokątny futerał - jednak raczej tylko jeden, poza tym porównajmy rozmiary tych aut. Nie, nie staram się tu na siłę bronić BMW - sam jednak nie wybrałbym tego nadwozia, m.in. właśnie ze względu na ograniczoną dość ustawność przestrzeni zadniej, ale fakt jest faktem - bas da się w nim przewieźć.

No chyba, że w sztywnej trumnie. Wtedy pozostaje podłoga za przednimi fotelami.

Podsumowanie, czyli zady i walety:

BMW E36 coupe to bardzo dobry, dający masę frajdy z jazdy samochód. Cieniem jednak kładzie się na nim to, jak jest postrzegany. Rzecz w tym, że postrzeganie to jest już nieco nieaktualne. Tak, jak wspomniałem na początku, nieco się w tym temacie zmieniło. Choćby dlatego, że większość "bejc" używanych przez chłopców-sportowców-dyskotekowców zakończyła już żywot. Część została zajeżdżona do spodu, znaczna ilość zwyczajnie przegniła w stopniu czyniącym naprawę nieopłacalną, ale sporo także owinęło się wokół drzew. Dyskoteka "Ramzes" w Wieczfni straciła niejednego bywalca na skutek działalności komisów oferujących ściągnięte z Reichu E36 (zazwyczaj złożone z trzech egzemplarzy i przystanku PKS) po Niemcu, który płakał. Te, które zostały, albo dogorywają, albo trafiają w ręce prawdziwych pasjonatów, jak obecny właściciel, który najpierw poświęcił sporo czasu, by znaleźć naprawdę dobrą sztukę (co nie jest łatwe, nie tylko ze względu na stan większości egzemplarzy, ale też typowe przypadłości modelu, jak np. gnijące mocowanie dyferencjału), a potem sporo pieniędzy, by doprowadzić ją do naprawdę wspaniałego stanu. Nakłady osiągnęły pułap zbliżony do kwoty wydanej na sam zakup - dobrych, markowych zamienników co prawda jest sporo a ich ceny można określić jako rozsądne jak na tę klasę auta, jednak w E36 zazwyczaj jest trochę do zrobienia. Ale dzięki temu będzie cieszył się nią jeszcze długo - czego zresztą mu życzę.

A fani równie tłustych co siermiężnych bitów przesiedli się głównie do Audi.


Plusy:

* świetne prowadzenie
* wspaniale pracujący silnik R6
* niezły komfort
* przyjemne wnętrze
* dostępność części
* niewysoka ogólna awaryjność zadbanych egzemplarzy w dobrych wersjach silnikowych

Minusy:

* ogromna ilość czasu konieczna na znalezienie zdatnej do użytku sztuki
* podatność na rdzę
* przypadłości typowe dla modelu (ilość zależna głównie od silnika)
* kwoty konieczne do doprowadzenia auta do dobrego stanu
* mimo wszystko dość ograniczona praktyczność (cecha typowa dla coupe)

Co nim wozić:


Do niemieckiego samochodu o sportowym charakterze pasowałby niemiecki bas, na którym da się siekać okrutne solówki. Wielu, kierując się głównie stereotypami (tak samo, jak przy postrzeganiu BMW), wskazałoby Warwicka, ale moja opinia o tych basach jest znana i nie zmienia się od lat. Dobrym wyborem byłby za to Sandberg Basic lub może któryś Marleaux. Ale właściciel tak naprawdę chciałby Precla.

18 komentarzy:

  1. O, kolor taki sam jak mojego :) Tyle, ze ja mam sedana. Swoją droga ja za R6 nie przepadam, bo czuć jednak tą masę silnika. R4 w E36 lata po zakrętach zdecydowanie przyjemniej. Dość powiedzieć, że wyścigowe BMW E36 STW było czterocylindrowe, a i na krętych KJSach czterocylindrówki (nawet moja) zazwyczaj dojeżdżają przed R6. I faktycznie, brzmienie tych bawarskich R6 jakoś też nie robi na mnie żadnego wrażenia. Tyle, że na prostych to rzeczywiście jedzie porządnie (nie licząc 320i).

    A co do praktyczności - w sedanie nie jest dużo lepiej. Składana tylna kanapa wymagała dopłaty. Bez niej masz między przestrzenią pasażerską, a bagażnikiem kawał blachy z małym otworem na przewożenie np. nart.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czemu zawsze myślałem, ze Twoja E36 jest granatowa.

      Dźwięk R6 > dźwięk R4. Tak naprawdę to dźwięk jakiegokolwiek silnika > dźwięk R4.

      Co do praktyczności - ten miał składane (i dzielone!) oparcie, ja jednak, jeśli już, oczywiście szukałbym kombi.

      Usuń
    2. Też nie wiem, tym bardziej, że w niedawnym wpisie youngtimerowym było nawet jego zdjęcie i było wyraźnie czerwone :)

      Usuń
  2. Zrobiłem komcia i gdzieś go wsiorbrało. Napiszę mniej więcej to samo co JY: dla porównania powinieneś się przejechać jeszcze E36 318iS. Jeździłem jednym (323ti miałem przez pięć lat) i jechałem drugim (318ti kolegi) i różnica jest niesamowita. Nie-sa-mo-wi-ta :) 323 to taki mały bahnstormer: 170km/h po autostradzie z palcem w nosie i sporym zapasem na ewentualne dociśnięcie, ale na zakrętach czuć że to krowa. 318 nabiera prędkości raczej dostojnie, za to skręca zupełnie inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia preferencji i priorytetów zasadniczo.

      Usuń
    2. W ruchu ulicznym to nie ma znaczenia bo nikt i tak nie wykorzysta pełni możliwości tych samochodów z R6. No chyba, że jest szaleńcem i ciśnie na limicie, ale to są właśnie ci co się już owinęli na drzewach.
      Na seryjnym zawieszeniu i nastawach to nie ma znaczenia czy jest R4 czy R6 bo nigdy nie dojdziesz do limitu chyba, że jesteś wariatem. A każde E36 w serii ma lekko podsterowną charakterystykę niezależnie od silnika.
      Compact to nieco inna historia bo zawieszeniowo to właściwie E30 - lekkie, żwawe, chętniej zamiatające tyłem. Może to 318ti miało inny zawias niż Twój 323ti, bo nie powinno być to aż tak odczuwalne. Powiem więcej, w innej budzie niż compact nie jest to w ogóle odczuwalne jeśli auto nie jest torową wydmuszką. Compactem jeździłem tylko chwilę seryjnym 318ti i zapamiętałem jedynie, że w zakrętach podpierał się lusterkami ;)

      Mam jeszcze E30 które najpierw było 4 cylindrowe a teraz jest 6-cio i normalnie pałując po cywilnych drogach nie odczuwam żadnej różnicy poza tym, że łatwo bokiem pójść i M20 pięknie brzmi. Sportowo jeszcze nie jeździłem bo nadal nie wszystko ogarnięte po swapie, ale wyniki pewnie będą gorsze bo się będę bardziej bał cisnąć jak należy ;)

      Usuń
    3. Nawet na seryjnym zawieszeniu (w moim B4, co w kolegi, nie wiem, poza tym u mnie 205/55R16, u niego wtedy 215/45R17 czy coś podobnego), czuć masę motoru. Tylko tyle i aż tyle.

      Usuń
  3. Mmmm... E36. Samochod moich marzen. Tyle ze ja bym bral sedana. Wszystko jedno w jakim kolorze. Lekko obnizyc, ladna fela, moze zderzak od M-paka, odswierzyc wnetrze (tapicerke)... Ech, rozmarzylem sie.

    Niestety w USA te samochody praktycznie juz nie istnieja. Znalezienie egzemplarza ktory by nie wymagal kapitalnego remontu i wysokich nakladow graniczy z cudem. Jezeli wogole jest mozliwe. Dostepnosc szmalu na zakup auta powoduje ze wiele samochodow, bez wzgledu na marke i model koncza na zlomie. Wlascicielowi bardziej sie oplaca kupic nowe auto.


    LordOfTheRoad - LOTR

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w sumie ciekawe, że w Stanach nie ma już wielu samochodów, które przecież były tam oferowane i nawet się sprzedawały, zaś u nas praktycznie potykasz się o nie na ulicy. Inna rzecz, że to skrajnie różne rynki - np. takie Audi, uwielbiane w Europie zarówno przez krawaciarzy jak i dresiarzy, w USA przez długie lata miało marną reputację (choć tak naprawdę powinno mieć ją dopiero teraz) i sprzedawało się w niewielkich ilościach w porównaniu choćby z Mercedesem czy szczególnie Lexusem, który z kolei u nas, choć ceniony, nie ma takiego wzięcia jak wyroby germańskie.

      Usuń
    2. mPasztet jest przekreklamowany. Niewątpliwie robi dobrze na wygląd, ale, przynajmniej w Polsce, przyciąga też amatorów skompletowania go w ramach "drugiego obiegu". Mnie np oskubali auto z listew (i dobrze że tylko tyle, bo ewentualne kupno nowego zderzaka bolałoby o wiele bardziej).

      Usuń
    3. Bo w Polsce ludzi po prostu nie stac na samochody. Nawet te najtansze. Dlatego sciagaja strucle i je klepia i remontuja do bolu. Dzieki temu, ze Polska jest w UE to mozna sciagnac oryginalne czesci bo inaczej to bylyby przeszczepy takie jak na kubie. Na zewnatrz BMW a w srodku polonez. Chociaz jeden i drugi to RWD ;)

      W USAch jest nieco inaczej. Tani i latwo dostepny kredyt powoduje ze auta wymienia sie co kilka lat. Starych samochodow nikt nie remontuje bo i po co jak taniej mozna kupic nowy?

      A tak btw, sprzedalem moja E90 i przesiadlem sie na Cadillaca

      Usuń
    4. Taaa, ludzie ładują się w kredyty, żyją ponad stan a potem płacz (tu zresztą również). A że Polaków nie stać - taka prawda, takie zarobki, do tego mnóstwo Mietków czuje potrzebę dowartościowania się A6 po Niemcu, który płakał itd., a jednocześnie wielu ludziom samochód jest zwyczajnie potrzebny. Czy to do pracy, czy - w przypadku mieszkania gdzieś na dość głębokim zaodbyciu, gdzie jeździ 1 PKS dziennie - do dojechania gdziekolwiek troszkę szybciej, niż Józef Nalberczak, który miał, proszę pana, bardzo dobre połączenie. Ja sam, pracując sporo (8h dziennie to wymarzony relaks na granicy nieróbstwa) i zarabiając więcej, niż jestem realnie wart na rynku pracy, mogę pozwolić sobie jeno na starego strucla. Sorry, taki mamy klimat. Inna rzecz, że mam nieco inne priorytety, niż ociekanie prestiżem, więc znaczna część kasy po prostu idzie gdzie indziej. Za to trzeba przyznać, że krajobraz motoryzacyjny mamy dość zróżnicowany, i to jest wg mnie fajne.

      A Cadillac = mniam. Delikatnie mówiąc nie kocham Generała Motorsa, ale aktualna oferta Cadillaca jest nader smakowita.

      Usuń
    5. Ale w USAch sa inne zarobki. Za roczna pensje spokojnie mozesz kupic samochod. Zalozmy ze zarabiasz tylko 40 tys $ a samochod kosztuje 25 tysi (Honda Accord, Camry, Optima, Malibu). Popularny Focus jest juz dostepny za 15 tys $ a jak dobrze ponegocjujesz to mozesz miec juz za $12K. Teraz rozloz to na 3,4 albo 5 lat. Easy Peasy Jappanese. Po za tym, auta w usach sa tansze. Nawet te same modele co w europie czesto kosztuje polowego tego.
      No i nie ma morderczego VAT'u. :)


      Wracajac do Caddiego.
      ATS jest bezposredim konkurentem BMW3. Jest troche wolniejszy i skrzynia nie pracuje tak jak w BMW. Zarowno w E90 jak i w F30 skrzynia jest lepsza. Jesli chodzi o wlasiwosci jezdne to Caddy bije BMW na glowe. Szczegolnie w zakretach. Wzialem 2.0T 272KM i troche zaluje. Moglem jednak sie skusic na 3.6 V6 320KM.

      Poza tym, nie zaluje. Dobry wybor.


      LordOfTheRoad - LOTR

      Usuń
  4. Eeee Panie, do igły to jeszcze brakuje. Kilka pierdół do zrobienia się znajdzie ;)
    Czarne progi mi tak po oczach dały z tych zdjęć, że aż wczoraj się zebrałem i machnąłem na ciemnoszaro jak Claus przykazał.

    Miło było poznać tak w ogóle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze się znajdzie. A i tak Twój egzemplarz jest w lepszym stanie niż 95% jeżdżących po drogach i 99,9% dostępnych na rynku.

      I tak w ogóle to bardzo miło! A jako ciekawostkę zdradzę, że to nie ostatni Bawarski Morderca Wariatów, którym będzie jeżdżone w najbliższych tygodniach ;-)

      Usuń
  5. Eej, ludziowie, jakie Kadilaki? Czy tam wchodzą basy? Tak jak w to: http://olx.pl/oferta/volvo-240-gl-2-4-diesel-1989-r-CID5-ID9GVZw.html#5b996ea2b3

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń