czwartek, 20 września 2018

Kawa i oldtimery w Kopřivnicach

Był urlop. Była Praga. Była też droga z Pragi na wschód Czech. A droga ta nie była bezcelową, gdyż głównym jej przystankiem było niepozorne choć malowniczo położone miasteczko Kopřivnice.

Obywatele nieszczególnie siedzący w tematach graciarskich mają prawo uznać Kopřivnice za niezbyt ciekawe miejsce, będące co najwyżej bazą wypadową w niezwykle urokliwe rejony Moraw. Ot, typowe postkomunistyczne miasteczko z paroma wielkopłytowymi blokami, niemalże identycznymi jak te na warszawskim Ursynowie czy Bemowie, sporą ilością niepozornych, prostopadłościennych domków jednorodzinnych, kilkoma skromnymi pensjonatami i wielkim, ociekającym azbestem "Lipskiem" górującym nad okolicą. Ówże koszmarny wytwór achitektury socjalistycznej przełomu lat 60. i 70. pełni rolę hotelu, zaś jego nazwa tym, którzy cośtam gdzieśtam słyszeli, jest w stanie zasugerować to i owo.

Hotel Tatra.

Tak - Kopřivnice to rodzinne miasto chyba najciekawszej marki, jaką stworzyła przebogata czeska tradycja inżynierska. I trudno się dziwić, że marka owa ma tu poświęcone swej historii muzeum - zresztą położone tuż obok wspomnianego hoteliszcza. I to ono było głównym punktem wycieczki.

Jednak to nie tam rozpoczęliśmy z Obywatelką Pilotką chłonięcie oparów tlenku żelaza. Najpierw wszak należało opędzlować jakieś śniadanko - a to oferowała przemiła, klimatyczna kafejka o sugestywnej nazwie Oldtimer Cafe. Nad nią zaś znajdowało się... muzeum.

I tak, tam też mieli Tatry. Ale nie tylko.

Wersja Standard i Superleggera

Jeden z najwspanialszych samochodów EVER. I nie wiedziałem, że szły też dwuoczne.

Nie jestem pewien, czy nie mamy tu do czynienia z lekką "nadrestauracją". Ale nawet jeśli, jest gustowna.

Mają w sobie coś z Dekawek. Tyle, że są blaszane. I czterosuwowe. I z napędem na tył. Ale poza tym to dość podobne.

To doskonały Plan.

Jest jedna w Radomiu, tylko czerwona. Nie wiem, czy jest to wystarczającym usprawiedliwieniem istnienia Radomia.

Nie wiem, czy są jakiekolwiek usprawiedliwienia istnienia Velorexa.

Bo Aero to nawet nie trzeba usprawiedliwiać

GT na pewno usprawiedliwiało istnienie Opla, acz nie trwało to długo.

Nie zdziwiłbym się, gdyby Tatra 77 była warta tyle, co one oba razem wzięte.

Niby banał, ale coś w sobie ma

Od dziecka uwielbiam ten kształt reflektorów

Można powiedzieć że to taki praprzodek E-klasy

O, i takie Porsche i Lamborghini to JAROZUMIE

...to ja idę zmienić bokserki

Chyba przedostatni 4-drzwiowy Jaguar na ramie

I ostatni sportowy

Horch to po niemiecku "słuchaj". Jak jest po łacinie to chyba wszyscy wiedzą.
One miały jakiś taki melancholijny wyraz pyska



Nie no, nie będę udawał, śliczne są

Rok produkcji 1949. Widać został im spory zapas przedwojennych drzwi i błotników.

Rzędowa ósemka.

Ja to naprawdę się nie rozeznaję w tych przedwojniach. I tak, wiem, że tego MG tłukli jeszcze sporo po.

No tego to akurat dziwnym trafem kojarzę.

A tego nie. Jedyne Waltery, jakie kojarzę, to Mariusz, Chełstowski i PPK.
Wiem, nie strzeliłem wszystkich egzemplarzy. Ale bez nerw - więcej będzie w filmiku, który już #wkrótce. Gdyż tak, nakręciłem co nieco.

A następny przystanek... chyba się domyślacie.

Tak. Będzie srogo.

6 komentarzy:

  1. Wspaniałe! Wypas! A teksty też powodowały ataki śmiechu. Znaczy się - podróże służą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Są w Polsce trzy Isetty: pierwsza, czerwona z Radomia (WR 31A), druga, w tej samej kolorystyce, z Międzyrzecza ( FMI 44888, i trzecia, spod Rzeszowa, cała ciemnoszara (RZE 9M)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta z Międzyrzecza, rzecz jasna, FMI 44488 a nie 44888 jest na Szrociakach

    OdpowiedzUsuń
  4. A może FMI 44488 to ta z Radomia, bo przecież była na aukcji WOŚP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ta z Radomia była po boż... yyy, po Radomsku na WR, żółtych zresztą.

      Usuń