wtorek, 31 grudnia 2013

100

Dobry wieczór wszystkim.

Nadejszła wiekopomna chwila, czyli setny wpis na tymże blogu. I tak się składa, że przypada on właśnie na dziś - ostatni dzień w roku, sylwester, selebrejszyn, te rzeczy. Oczywiście jest to całkowity przypadek, absolutny zbieg okoliczności, w ogóle tego nie planowałem. Ale skoro już tak się złożyło (tak, jak nieplanowana awaria trakcji tramwajowej w "Misiu"), to można zrobić małe podsumowanie.

- opisałem 18 basów w 16 wpisach (z czego 10 w 9 wpisach w 2013)
- uskuteczniłem 12 przejażdżek opisanych w 10 wpisach (wszystkie w mijającym roku)
- powspominałem 4 samochody (z czego w 2013 tylko 1)
- pojeździłem odrobinę dłużej trzema autami (wszystko opisane w 2012)
- lansowałem się bezczelnie na 15 eventach zrelacjonowanych w 12 wpisach (z czego 9 eventów nastąpiło w mijającym roku)
- kupiłem 1 bas
- nawinąłem Madzi na kółka kilkanaście tysięcy kilometrów, co opisałem w 5 częściach długodystansu (i kilku innych wpisach)
- wrzuciłem 12 mixów z czego dwa autorskie z zagranicy (wszystkie w 2013)
- uskuteczniłem 5 top ileśtam (4 x top 10, 1 x top 5), z czego 3 w roku właśnie mijajacym
- pochwaliłem się 1 płytą i zaprosiłem Czytaczy na 2 koncerty

To - plus kilka wpisów z cyklu "rozważania czyli bełkot" (w tym niniejszy) - składa się łącznie na piękną liczbę 100. Słownie STO. Korzystając zatem z okazji chciałbym wszystkim Wam życzyć by zawsze było na czym (i dla kogo) grać, zawsze było czym jeździć i, przede wszystkim, by zawsze było po co. I mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną kolejną setkę.

A co w nowym roku? Zmiany. Duże zmiany. Ale z pewnością nie zmienią się dwie rzeczy: będę jeździł samochodem (tudzież samochodami) i grał na basie (a wręcz wielu). I, rzecz jasna, będę nadal o tym pisał.

Epiphone wrócił do właściciela, ale Jazz, Malinek, Alembic i Ibanez nadal tu są

Tymczasem - najlepszego w nowym!


niedziela, 22 grudnia 2013

Spacerkiem bez rowerka: Przedświąteczny Autorski Megamix Wulkaniczny


Hoł hoł hoł.

Alarm zimowy ogłoszony przeze mnie w Mikołajki jest już dawno nieaktualny - zima stwierdziła, że sypnie i dmuchnie, ale szybko jej się znudziło i ewidentnie poszła spać. Nie żebym narzekał - kocham tę porę roku mniej tak samo mocno co przeboje zespołu Weekend czy posłankę Pawłowicz, zaś myśl o mrozie, śniegu i soli drogowej wżerającej się w błotniki Madzi jest mi równie miła co wyobrażenie upuszczenia sobie pianina na nogę lub spoczęcia gołym dupskiem na wesoło rozżarzonej płycie grzewczej. Nie zrozumcie mnie źle - zima potrafi być piękna a obserwowanie wirujących na wietrze płatków śniegu może dostarczyć bardzo przyjemnych wrażeń estetycznych. Pod warunkiem, że siedzimy w domu z kubkiem gorącej herbaty w rozmiarze XXL i nie mamy w planach ruszać się nigdzie mniej więcej do drugiego tygodnia kwietnia.

Jest jednak pewne miejsce, gdzie poza zimą i szarym, jesieniopodobnym niewiadomoczym w zasadzie nie ma innych pór roku, ale mimo to bardzo chciałbym tam kiedyś pojechać. Krajobraz nie przypomina niczego innego na Ziemi, ludzie wcinają hakarla (czyli podgniłego rekina) popijając go wiadrami wódki a na ulicach jest gęsto od przecudnego żelaza. Generalnie ludzie wychodzą tam z najlepszego możliwego założenia, czyli "jeździć aż odpadną koła", po czym zazwyczaj koła są przykręcane ponownie i jeździ się dalej.

Tym miejscem jest Islandia.

Pewien czas temu był tam częsty uczestnik warszawskich imprez złomnikowo-stadobarańskich, niezwykle sympatyczny człowiek znany jako Lordessex. Z nadesłanego przez niego zbioru naprawdę było co wybierać, o czym przekonacie się już za chwilę.

Zapraszam niniejszym na potężną galerię islandzkiej rdzy. W przedświątecznym prezencie od Lorda i mnie dla Was.

Zaczynamy dość standardowo jak na kulturę nordycką, czyli od Volvo

Jest ich tam naprawdę sporo, nie tylko jeżdżących

Niektóre już są zapakowane, czekają na znalezienie się pod choinką

O, takim to bym woził sprzęt wszędzie. Nawet mógłbym częściej jeździć na próby, których z zasady nie znoszę.

A takim nie dotarłbym na żadną próbę, bo zamiast się zatrzymać pojechałbym dalej. Borze, ależ bym pojechał.

Ale to nic w porównaniu z tym, jak bym jeździł tym Amazonem. POŻĄDAM PRIAPICZNIE

Są też oczywiście Saaby, głównie Krokodyle.

Miałem kiedyś takiego

...ale bez takiej siatki.

Spotyka się też sprzęt brytyjski

Zarówno bardzo przydatny w tamtych warunkach...

...jak i czysto wzwodogenny.

Goth rod! Woziłbym nim zespół.

Aż odpadnie wszystko

Potomkowie wikingów nie gardzą też germańskim żelazem

Pod warunkiem, że jest dobre

Czyli na przykład takie

O, na czarnych

Jak pod Łomżą

Albo w Białej Podlaskiej

Na Islandii marka BMW ma chyba nieco inną grupę miłośników niż u nas

Masa krytyczna koneserstwa

From Russia With Love

Jak się sprawdza to po co narzekać?

Zmienić gumy z przodu, może olej, i pewnie jeszcze pojedzie

Można też spotkać trochę sympatycznej francuzczyzny

I trochę ociekającej skondensowaną zajebistością


A tego to bym się tam nie spodziewał, ale widać zdaje egzamin

Tak samo, jak to.

Jednym z dwóch krajów, z którego pochodzi najwięcej żelaza na islandzkich drogach, jest Japonia

Grubo ponad dwudziestoletnie Subaru Leone nikogo tam nie dziwi

Normalny samochód do jeżdżenia. A że stary? To co? Jeździ.

Jest Subaru, jest Impreza


Mazda z II połowy lat 80.? Gnije? A gdzie.

Ta też nie. Ma jeździć to jeździ.


Wskaż niepasujący element

Od lat niezmiennie daje radę

Najbardziej chyba jednak Islandczycy uważają Toyoty


Szczególnie (nie licząc terenówek) piękne czteronapędowe Corolle E9

Oraz, oczywiście, Tercle


O, taki zestaw to ja poproszę

I w ten oto płynny, ociekający koneserstwem i pasjonactwem sposób...

...przechodzimy do drugiej najczęściej występującej na Islandii motoryzacyjnej nacji, czyli żelaza amerykańskiego.

Musi kolekcjoner jakiś

Jest tam tego naprawdę mnóstwo

Ikea, fiordy i sprzęt made in USA

Nie prdólą się tam w tańcu w kwestii rozmiarów

Żelazo ma dawać radę i już a miejsce na nie się znajdzie

Jeszcze tylko okratowanie i działko i jesteśmy gotowi na apokalipsę zombie

Jest i malaise, czyli tzw. malezja

I to pełno gembo

Oni tym naprawdę tam jeżdżą i nikt się nie dziwi

Jak będzie A-Team po islandzku?

Nie ma że sprzęt nie wydaje

Dobre Cherokee wydaje zawsze

Naprawdę sensowny wybór na ichniejsze warunki

Można poginać na co dzień

Tym też, because why the fuck not

I kolejny koneser. Jestem dziwnie spokojny, ze on tym normalnie jeździ

Co to jest ja nawet nie

Międzynarodowy Żniwiarz?

Wywalić tablice i mógłbym napisać, że to Montana. Mało kto by się poznał.

Osobnym tematem jest sprzęt do profesjonalnych zastosowań

Takich, jak jeżdżenie po wulkanach

To chyba ulubione zajęcie Islandczyków

"A weź dziś wjedźmy sobie na Achujatamwampolatam"

Fi, wybrałabyś się takim na wulkanik?

Jestem przekonany, że tak. Bo ja bym się wybrał.

Gleðileg jól!