Na początek chciałbym poinformować zainteresowanych, że kocurki znalazły nowe domy. Uprzednio ich mama odstawiła je od cyca, po czym samodzielnie podjęła decyzję, że w lesie jej najlepiej (choć nadal odwiedzała naszą działkę regularnie, wiedząc, że zawsze znajdzie tu jakąś wyżerę) - co nie zmienia faktu, że trochę się o nią niepokoję. Ale skoro jedną zimę już tam najprawdopodobniej przetrwała, korzystając z pomocy ludzi mieszkających tam cały rok... Tak czy inaczej - małe rude już rozdysponowane. Jeden jeszcze przez kilka dni pomieszka z nami, ale domek już na niego czeka, zaś drugi już dołączył do nowych państwa. Dzięki!
Chciałem zrobić edycję basową, tym bardziej, że tematyka stricte basowa gości tu rzadziej niż motoryzacyjna, mam nawet konkretny pomysł, ale wymaga on nieco szerszego riserczu (czyt. pogrania na paru wiesłach, z których nie wszystkie są w danej chwili dostępne), dlatego zostańmy jeszcze przez chwilę przy motoryzacji. Tym razem rozpatrywanej pod najbardziej subiektywnym kontem - czyli estetycznym. Aby jednak ograniczyć obszerność wpisu (i zmniejszyć niebezpieczeństwo przepalenia styków na synapsach przez zbyt szeroki wybór) stwierdziłem, że skupię się na samochodach zaprezentowanych w ciągu ostatnich 15 lat i dostępnych aktualnie także jako używane. Odpuściłem sobie klasyki, gdyż musiałoby być to minimum Top 30 (a w rezultacie i tak wrzuciłbym same zdjęcia Citroenów DS i SM), oraz samochody przeznaczone dla szejków arabskich i Billa Gatesa, ponieważ nikogo normalnego nie stać na takie wygłupy, a zresztą i tak większość takich aut jest bardzo wyględna (choć i tak pewnie znalazłyby się tu same Astony Martiny i Mercedes SLS). Miały być to w miarę zwyczajne jeździdła dla w miarę zwyczajnych (choć nie zawsze normalnych) ludzi. No i miały pieścić nerw wzrokowy. Przynajmniej mój.
Przejdźmy zatem do dzisiejszego toptena.
10. Mazda 6
Gdy w którymś z poczytnych tygodników motoryzacyjnych zaprezentowano pierwszą generację "szóstki" zaśliniłem całą stronę. W porównaniu z dość smętną ostatnią 626 nowy model był olśniewający. Do tej pory bardzo mi się podoba, choć już nie wywołuje u mnie aż tak mocnego ucisku w bieliźnie osobistej. Może dlatego, że nie okazała się równie solidna jak poprzedniczki...
A tak w ogóle trzecia, niedawno wypuszczona generacja też daje radę. Bardzo.
9. Peugeot 206
Gdy piętnaście lat temu "dwieścieszóstka" ujrzała światło dzienne doznałem podobnych wrażeń, co przy prezentacji Mazdy 6. Było to zdecydowanie najwyględniejsze autko segmentu B - i pozostało takim do dziś. Niewielki Peugeocik jest po prostu śliczny. Następca, czyli 207, nie miał już nawet ułamka tego wdzięku. Inna rzecz, że był dużo bardziej niezawodny, niż niezbyt udana mechanicznie 206... Na szczęście kolejny mały Peugeot, czyli 208, prezentuje się całkiem miodnie. Pozostaje mieć nadzieję, że solidność odziedziczył po "dwieściesiódemce", nie po "dwieścieszóstce"...
Dodać należy, że zachwyt dotyczy jedynie hatchbacka - kombi było niebrzydkie, ale bez rewelacji, zaś CC pokraczne jak każdy mały samochód ze sztywnym, składanym dachem.
8. Mercedes klasy C
Tutaj stylistom udała się całkiem spora sztuka: aktualna C-klasa prezentuje się świeżo i dynamicznie, a jednocześnie ponadczasowo i elegancko. I przede wszystkim wygląda jak Mercedes. Zdecydowanie najlepiej wyglądający (nie licząc zjawiskowego SLS-a, ale to już zupełnie inna bajka) model tej marki ostatnich 15-20 lat, jeśli nie więcej. Pod względem stylistyki wciąga nosem (tudzież grillem) swoją bezpośrednią konkurencję, czyli BMW 3 i Audi A4. Pod względem skomplikowania konstrukcji, przeładowania elektroniką i spodziewanych kosztów serwisowych zapewne im dorównuje... Inna rzecz, że jest solidniejszy od swojego poprzednika - W203. I nieporównanie bardziej elegancki.
7. Citroen C4
Ależ to jest fajne. Najlepiej wyglądający kompakt ostatnich lat. Dwie mocno różniące się tyłem wersje, do tego kosmiczna deska rozdzielcza - czyli Citroen znów w formie. Szkoda, że nie ma żadnych dziwacznych rozwiązań konstrukcyjnych (choć może to i lepiej z serwisowego punktu widzenia). A jeszcze większa szkoda, że przy projektowaniu następcy tak haniebnie stchórzyli...
6. Lancia Thesis
Jednocześnie klasyczna i dziwaczna. Elegancka i z dupy. Dla mnie jest piękna. To będzie klasyk, koniec, kropka.
5. Lexus IS pierwszej generacji
Dobra, przyznaję: kombi nieszczególnie im wyszło, przynajmniej jeśli chodzi o linię tyłu. Ale sedan wygląda genialnie. Coś pomiędzy elegancją Mercedesa a drapieżnością BMW, a do tego mnóstwo własnego, zdecydowanie japońskiego charakteru. Natomiast prawdziwa rewelacja kryje się we wnętrzu. Tablica rozdzielcza wzorowana na eleganckim, sportowym zegarku sprawia, że chciałbym patrzeć na nią codziennie.
Szkoda, że druga generacja jest tak zupełnie bezpłciowa...
4. Skoda Roomster
Nie, nie przywidziało się Wam. Nie, to nie jest pomyłka. Tak, uważam, że Roomster jest GENIALNY. Trudno przypisać go do konkretnego segmentu (niby kombivan, ale bliżej mu do "zwykłej" osobówki niż np. Kangoo), można powiedzieć, że jest to auto rodzinno-użytkowe - i jest to jedyny aktualnie produkowany model z tej rynkowej półki, który wygląda JAKOŚ. Przód przeszczepiony z Fabii - niby normalny, spokojny, choć dość zgrabny - i nagle WHISKEY TANGO FOXTROT, man! Złamanie linii okien wyszło tu fenomenalnie. Niby nic się nie zgadza, a jednak zgadza się wszystko. To charakterne, wesołe a do tego nader praktyczne jeździdełko doskonale nadające się to transportu sprzętu basowego. Znalazłoby się jeszcze wyżej, gdyby nie przygnębiająco nijaka stylistyka wnętrza.
Podobno następca ma być już "normalny". Szkoda. Nomen omen.
3. Fiat 500
Myślcie sobie co chcecie, ale dla mnie "pięćsetka" jest urzekająca. Oryginał to chyba największy (nie rozmiarowo, rzecz jasna) pluszak w historii motoryzacji - i w nowej wersji doskonale udało się uchwycić tę cechę. To jest autko, które chce się przytulać. Można by go używać w charakterze poduszki... gdyby nie było z blachy. Wnętrze też jest fantastyczne. Do tego świetna gama kolorów, z których niektóre przywołują klimat lat 60. Według mnie to najbardziej udany przykład tzw. retrodesignu. Tak, bardziej udany niż Mini. I to znacznie. Uwielbiam.
2. Alfa Romeo 159
Doskonały przykład na to, że nowoczesne wcale nie musi równać się szpetne czy nijakie. 159 wygląda fenomenalnie - zarówno jako sedan, jak i kombi. Patrzysz i od razu widzisz, że to Alfa. Każda linia się zgadza, każde przetłoczenie tłoczy ślinę do ust. A przód to majstersztyk. Tak samo, jak i typowo alfaromeowe wnętrze ociekające bezbłędną włoską stylówą. Całość według mnie dużo, dużo lepsza od poprzednika powszechnie uznawanego (słusznie!) za piękny samochód, czyli 156. Nie ma tu ani jednego zbędnego detalu, za to te, które są, sprawiają, że nawet w bojówkach robi mi się ciasno. To zdecydowanie najlepiej wyglądający "klasyczny", "normalny" samochód ostatnich dwóch dziesięcioleci.
No właśnie. "Klasyczny" i "normalny", choć absolutnie przepiękny. Ale zwycięzca, przynajmniej równie zniewalający, absolutnie normalny nie jest. I nie powstał dla normalnych ludzi. On powstał DLA MNIE.
1. Citroen C6
Matko Bosko Kochano. Jezusie Świebodziński na skuterze z Tesco. Jeśli jest samochód, którego pożądam priapicznie na przekór zdrowemu rozsądkowi, jest to właśnie C6. Projektanci wzięli cudownego CX-a i zrobili go na nowo... I na Srygława i Twaroga, ależ im wyszło! Efekt jest oszałamiający, genialny, rzucający na kolana i wywołujący ślinotoczne zapalenie mózgu. Tak samo, jak w przypadku 159, nie ma tu nawet jednej zbędnej linii, choćby jednego zbytecznego detalu - wszystko jest idealnie wysmakowane, perfekcyjnie dobrane i mistrowsko ukształtowane. Z jedną różnicą: ten wielki Citroen, jak wszystkie duże Cytryny z przeszłości, jest czymś absolutnie, totalnie, bezdyskusyjnie innym. On musi pochodzić z kosmosu, zesłany przez nieznaną inteligencję, która niestety nie wzięła pod uwagę, że nie większość ludzkości nie jest jeszcze gotowa na coś tak genialnego. Gdy w 1955 roku kosmici zsyłali nam DS-a, ludzkość była na etapie zdrowej ciekawości, miała jeszcze w sobie tak pożądany pęd do indywidualizmu i szlachetne pragnienie piękna. Udało się jeszcze 20 lat później z CX-em, choć ludzie w swoim ograniczeniu nie potrafili go serwisować i powoli odwracali się od statku kosmicznego, który wylądował we Francji. A tu... ogłupieni przez telewizję i inne środki masowego rażenia wciskające nam w głowy przekaz o tym, że nie wolno się wyróżniać, że należy pożądać tylko tego, czego pożąda sąsiad, próbujące (przeważnie skutecznie, niestety) ubrać nas w takie same garniturki i karnie popędzić do roboty w korpo, spętanych gładziutko wciśniętymi nam w dupska kredytami na Paski W Tedeiku i mieszkania w Prestiżowych Strzeżonych Osiedlach, nie umieliśmy zachwycić się kolejnym przybyszem z kosmosu. Tak, ma mały bagażnik do którego dostęp utrudnia bezsensownie mała klapa. Tak, został wyposażony w równie idiotyczną ilość elektroniki, co cała reszta współczesnej motoryzacji. Tak, zdarza mi się zepsuć a Zdzisiek z Mietkiem nie naprawią go młotkiem w stodole w Swędziworach (nowego Paska W Tedeiku też nie naprawią, ale przynajmniej będą udawali, BO TO DOBRA NIEMIECKA FURA JEZD). Ale ma w sobie coś, czego nie ma 99% współczesnych samochodów: charakter. Gdybym nie był zatwardziałym ateistą, podejrzewałbym go o posiadanie duszy...
Tak - ja do C6 dojrzałem. Pragnę go strasznie, tak samo, jak wszystkich cudownie nieziemskich (i nieziemsko cudownych) hydropneumatycznych Citroenów, których geny nosi w sobie. Jest wspaniały, tak na zewnątrz jak i wewnątrz (ejtisowe elektroniczne wskaźniki, CHCĘ!!!). I jest piękny. Najpiękniejszy ze wszystkich niebędących jeszcze klasykami samochodów, jakie znam. I, w przeciwieństwie do większości z nich, takim klasykiem niewątpliwie się stanie.
Poproszę.
A jeśli Wy się nie zgadzacie... Proponuję zapoznać się z definicją słowa "subiektywny". I pogodzić się z tym, że mój gust jest jedynym obowiązującym tutaj.
Rzekłem.