I znów przez dłuższy czas (w tym przypadku tydzień) nie miałem kiedy usiąść do klawiatury celem spłodzenia jakiegoś krotochwilnego tudzież pouczającego tekstu. Na szczęście dziś przytrafiła się zarówno wolna chwila jak i odpowiedni temat: Festiwal Nitów i Korozji 2012.
Już od dłuższego czasu zaczajałem się na ów zacny event organizowany przez nieocenione Stado Baranów we współpracy z jak zawsze niezawodnym Złomnikiem. Byłem nań napalony niczym Talib na kurs pilotażu - szczególnie biorąc pod uwagę to, że wrześniowy Saturday Night Cruise, wbrew mym buńczucznym zapowiedziom, przeszedł mi koło nosa. Tym razem warszawski Służewiec miał przeżyć zmasowany najazd budzących ślinotok złomów i wiedziałem, że jeżeli ominie mnie takie wydarzenie, zwinę się w kłębek pod najbliższym stołem, gdzie będę ostentacyjnie nienawidził świata. Na szczęście, kosztem cennych godzin snu (ze względu na uskuteczniany poprzedniego wieczoru wykon muzyczno-zarobkowy po którym nastąpiło wykorzystanie Madzi jako transport bębnów i ich operatora położyłem się koło 3 w nocy) udało mi się stawić na miejscu startu owego niemalże legendarnego już rajdu. Rzecz jasna nie jako uczestnik (Madzia, co by nie mówić, jest za mało zabytkowa i zdecydowanie niewystarczająco zgnita), jednakże aparat w łapie też może być elementem zabawy, nawet jeśli nie przekłada się to na punkty...
I już w kilka sekund po dotarciu na miejsce wiedziałem, że warto było się nie wyspać.
Już na wstępie powitał mnie charakterystyczny zadek Zaporożca, z wycelowanymi do tyłu niczym dwa AK-47 rurami wydechowymi. Co prawda była to niestety "poliftingowa" wersja 968M, bez wlotów powietrza wzorowanych na MiG-ach i pięknych, okrągłych tylnych lamp, ale... Kiedy ostatnio widzieliście Zaporożca? Właśnie.
Było też kilka innych propozycji z dawnego bloku wschodniego. Zwolennicy rodzimej motoryzacji z tamtych lat nie mieli się czego wstydzić:
Kurołapy!!! |
Dla chłopa małorolnego... |
...i PGR-u |
Jednakże szczególnie liczna była reprezentacja Enerdówka:
Tak, przyznaję, jestem fanem Wartburgów - rama, piękny dźwięk i aromat dwusuwa... a do tego fenomenalna wręcz praktyczność. Oj, woziłbym nim swoje basy. Wszystkie. |
Mam też sentyment do Trabantów - mój dziadek woził się onegdaj takim, tyle, że białym... Był lans. |
Jest gleba, jest negatyw, jest prestiż. |
Przybyli również zgnili kapitaliści z troszkę bardziej zachodnich Niemiec...
Nie dość, że Szkop z RFN, nie dość, że w imperialistycznej, amerykańskiej wersji, to jeszcze inicjatywa prywatna! |
Pozakonkursowy niemiecki prestiż. Z polskim prestiżem w tle. |
Połaziwszy nieco z aparatem doszedłem do wniosku, że tym razem - choć nie biorę udziału - zwiedzę choć część trasy. I zdecydowanie było warto.
Pierwszy checkpoint został ustawiony w nader klimatycznym zaułku na końcu ul. Bokserskiej. Okazał się być do tego bardzo fotogeniczny...
Polskie drogi, lata 70. |
Dwa oblicza prestiżu |
Carry on |
Twice the Mazda, double the fun! |
Przecudowny Amazon. To cóż że ze Szwecji? |
Follow me, he said... |
...and I did. |
Kolejny etap rajdu zaprowadził mnie w miejsce, które obudziło we mnie wspomnienia. Tak... Ulica Zatorze - tam, gdzie onegdaj odbyłem rajd Renault Clio z napędem na Nissana Patrola. Etap ten należał do Złomnika - i ze złomniczym pytaniem był związany. Otóż trzeba było przyporządkować marki i modele hiszpańskich furgonetek do zdjęć wywieszonych na złomnikowym Suzuki Carry i stojącym nieopodal Mini...
Pojawiło się też trochę innej japońszczyzny, czego nie mogłem zignorować; powstał zatem portret rodzinny babci i wnusi (z zacnym i dobranym kolorystycznie tłem):
Przyjechało trochę Fordów...
...przecudnej urody Saab 900 (kocham te auta)...
...pełen uroku osobistego Garbus...
...prześliczny VW T1...
...z siłom i godnościom osobistom przybyły Trabanty...
...pojawił się włoski elegant starej daty - Fiat 1800...
...podziwiać można było kolejne odsłony różnych oblicz prestiżu...
...oraz następny odcinek "polskich dróg w latach 70."...
...z wdziękiem popsuł się Austin-Healey Sprite...
...ja zaś obliczałem ile basów wlazłoby do zacnych, starych kombiaków...
...i doszedłem do wniosku, że najwięcej sprzętu - i to razem z zespołem - upchnęłoby się tu:
Nad tym wszystkim latały sobie samoloty (jeżu kolczasty, ile basów weszłoby do takiego)...
...a ferajna bez powodzenia głowiła się, który blaszany dziwoląg to Siata, a który Ebro.
Po biernym udziale w Festiwalu Nitów i Korozji wiem jedno: w przyszłym roku chciałbym wziąć udział czynny. Oczywiście o ile wyposażę się w odpowiedni wehikuł - jednak wątpię, czy uda się nań odłożyć. W końcu jestem basistą...
Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz