Jak wiadomo, są rzeczy ważne i ważniejsze. Dlatego czasami trzeba rozważyć priorytety. I gdy ciekawy evencik - taki, jak na przykład tegoroczny WUK - odbywa się tego samego dnia, w którym ma się również Ważne Obowiązki Rodzinne (szczególnie jeśli wypełnianie ich samemu się zadeklarowało), wiadomo, że obowiązki muszą zwyciężyć. Co na szczęście nie znaczy, że trzeba całkowicie zrezygnować z eventu. Można na przykład wziąć Młodzieża pod pachę i udać się na start.
Zatem udałem się.
Gdy przybyliśmy na miejsce pierwsze załogi już startowały. Kolejne ekipy ustawiały się kolejce do rozpoczynającej rajd próby sportowej. Wśród nich można było spotkać dobrze już znane wehikuły i ich woźniców.
Tradycyjnie już pierwszym etapem WUK-a był mały, sympatyczny slalomik.
Przykład dobrego doboru pojazdu do aktualnych potrzeb |
Trzydrzwiowy, zerodrzwiowy, dwudrzwiowy |
Jak będzie Anonymous Corporate Silver po niemiecku? Anonym Körperschaftlich Silber? |
Absolutnie doskonałe blachy |
Organizatorzy przybyli żelazem francuskim i włoskim. I dojechali na miejsce. |
I start. |
Bardzo dobrze |
Ciekawe, czy normalnie dojechał na tych próbnych, czy zmieniał na miejscu |
Niestety, Młodzież po początkowej fascynacji zgromadzonym żelastwem ("KÓŁKAAA!!!") dość szybko zrobił się marudny. Wiadomo - zarówno natłok wrażeń jak i temperatura zbliżająca się powoli do patelnianej mogą zniechęcić młodego człowieka do partycypacji w jakichkolwiek zajęciach w podgrupach. Na szczęście najpierw objawił się Wujek Wiktor ze swym dziedzicem w wieku zbliżonym do Jerzowego i na kilka chwil udostępnił mojemu spadkobiercy pięknego, poobijanego Moskwicza na pedały (choć tak naprawdę głównym elementem przeniesienia napędu był sznurek, zaś za silnik posłużył tata), a następnie Wujek Mariusz zgodził się na krótkie ale nader miłe posiedzenie za kierownicą Pandy.
Atrakcje nie skończyły się na tym - Młodzież został porwany na kilka chwil przez Ciocię Alę (zaprawioną w bojach dzięki dwóm własnym synalom), zaś Wujek Mariusz porwał tatę na pokład Pandy celem śmignięcia próby sportowej.
Slalom może nie poszedł idealnie (głównie przez nie do końca udany nawrót na ręcznym), ale tragedii też nie było. Tragedii nie było również na odcinku młodzieżowym - Jerz trafił z powrotem w me ramiona uchachany dzięki wymyślonym naprędce przez Ciocię Alę rozrywkom. Jedna z nich obejmowała obserwowanie mrugającego oczkami Opla GT.
Po zakończonej próbie sportowej załogi ruszyły w trasę, ja zaś załadowałem Młodzieża w fotelik i ruszyłem za nimi.
Niestety, młodemu człowiekowi bardzo szybko dała się we znaki nie tylko temperatura, ale także niezawodnie pojawiający się o tej porze głód, co oznaczało, że nadszedł czas przerwania tatusiowej zabawy. Po spożyciu drugiego śniadania (i obiecanych Jerzowi lodów) udaliśmy się na krótkie łowy na kolejne mixy. Zastanawiałem się, którędy biegła dalsza trasa - Fi zazwyczaj nie rozczarowuje w kwestii wynajdywania niebanalnych zakamarków miasta stołecznego. Snując owe rozważania śmignąłem Mostem Północnym na mało znaną mi Białołękę w nadziei znalezienia jakiegoś wrastającego żelaza.
A zamiast gratów znalazłem to.
Fi, zrób e-WUK-a. Koniecznie. Proszę.
Wiktorowy dziedziczący Moskwicza /"...do małych poprawek lakierniczych. podłoga cała."/ i Jerzu ,tymczasem występują na rajdach jako baraniątka, ale...za lat kilka...
OdpowiedzUsuńNooo, kto wie ;-) Jerza bardziej obecnie fascynują dinozaury, ale dziedzic Wiktora rośnie w takim otoczeniu, że raczej nie ma innej opcji.
UsuńBorewicz nawet wygrał. Na próbnych.
OdpowiedzUsuńA to wiem.
Usuń