wtorek, 10 kwietnia 2018

Eventualnie: sprawdzić, czy nie ksiądz

Jak wiadomo, podstawowe zasady higieny są takie, że jak się wchodzi, to się puka. Dlatego też, gdy zapukało do mnie zaproszenie na rajd o przepięknej (i jak najbardziej znaczącej) nazwie Matka Siedzi z Tyłu, wiedziałem, że zdecydowanie muszę w to wejść - tym bardziej, że po pierwsze impreza była współorganizowana przez znane z niezapomnianych Nitów (a od pewnego czasu niezbyt aktywne) Stado Baranów, po drugie zaś tematyka miała być oparta o stare polskie komedie. Głównie te barejowskie. A tego przepuścić absolutnie nie mogłem.

Wejście nie było jednak bezproblemowe. Zakręcony przez całkowicie przerastający granice mojej percepcji nawał obowiązków najzwyczajniej w świecie... przegapiłem zapisy. A miejsca wyszły błyskawicznie. Bez większej nadziei napisałem do kol. Bubu, pytając go, czy jest sens pchać się na listę rezerwową. Odrzekł, że owszem, jest, wysłałem więc zgłoszenie i czekałem, nadal w dość morrisowo minorowym nastroju.

Mój wrodzony pesymizm (który jednakowoż zwykłem nazywać realizmem człowieka doświadczonego) tym razem nie był jednak uzasadniony. Na dzień przed rajdem kol. Bubu przekazał mi radosną nowinę: mamy już zapewnione miejsce na rajdzie!

W takich okolicznościach przyrody pozostało już tylko nakarmić Skanssena i zadbać nieco o jego, prawdaż, higienę, wrzucić Obywatelkę Pilotkę vel Pajonk na siedzenie pasażera (nawet nie opierała się zanadto) i ruszyć na miejsce startu, usytuowane niezwykle malowniczo na skraju Kampinosu.

Ja to zawsze wiem, gdzie zaparkować
Większość zawodników była już na miejscu.

Chcę

Bardzo

O, prawie jak w pracy

Caddy był u mnie w niedawnym miksie, gdzie lepiej widać jego wspaniałe felgi (zresztą idealnie dopasowane do tematyki rajdu)

Jest #prestyrz

Kubuś, ale nie wiem, czy Puchatek, czy Fatalista

To jednak nie jest bahama yellow. Raczej piasek Sahary.

TO JEST TEN WZMOCNIONY

Wyprzedziłem ich po drodze więc schowali się obrażeni za drzewkiem

Kolorystyka mocno kontrastowa

Kolorystyka w pełni zgodna

Łosoś

Nie no, ja naprawdę wielbię te felgi

Chyba nigdy nie przestanę się jarać tym sprzętem.

Acz ten też jest mega gruby

Nie mówiąc już o tym

Szuka pilota na Rembertowski!

Ponoć ktoś porównywał tem model do 125p.

Numer rejestacyjny wprowadza w błąd, reszta auta wprowadza w zachwyt

Wszyscy Starleta znajo i kochaaaajooooo

Kącik dwusuwowy

Na YT można znaleźć crash test Zaporożca, taki legitny, z okresu
Jak to na rajdach bywa, przyszła pora na odprawę. Tym razem była ona wygłaszana z nader urokliwej pistacjowej Renówki, rocznik mojego nieodżałowanego dziadka.

Czy konie mnie słyszą?

Parówkowym skrytożercom mówimy NIE
Jeszcze tylko chwilka, by przystroić wehikuł numerem startowym i okolicznościową naklejką...


...i start.


Trasa bardzo szybko okazała się niezwykle ciekawa, zaś zadania - zabawne a jednocześnie dość łatwe. Najważniejszym z nich było wyłapywanie przydrożnych matek, które, rzecz jasna, siedziały z tyłu, i wpisywanie ich w kartę drogową. Trzeba było jednak za każdym razem sprawdzać, czy nie ksiądz, co czasem, w przypadku zafoliowanych i zaklejonych taśmą zdjęć, wymagało przystanięcia i wytężenia geriatrycznych gałek ocznych.

Po drodze zdarzały się też innego rodzaju zadania, które w większości przypadków również okazywały się niezbyt trudne. Przynajmniej dla kogoś, kto oglądał komedie Barei.

Ja zaś oglądałem.


Zdarzyło się też, że trzeba było pomóc w potrzebie.


Rajd obfitował w coś, co szczególnie lubię - konkretnie zaś checkpointy, zwane też pekapami. Co ciekawe, pierwszy z nich był pieszy. I dobrze, gdyż wspaniała pogoda zachęcała do rozprostowania kości i sztachnięcia się wiosennym powietrzem.



Kolor nie za bardzo karawanowy jednakowoż
Kolejny pekap w ludziach pamiętajacych realia słusznie nam minionego reżimu mógł wzbudzić lekką grozę.


No więc... co to jest obszar zabudowany, co?

Matka, rzecz jasna, siedziała z tyłu
Trasa pierwszego etapu wiodła do Julinka, gdzie na załogi czekało kilka zadań specjalnych.


Jednym z nich było odnalezienie podejrzanego człowieka (oczywiście był w czerwonym kapeluszu) i wyłudzenie od niego pieniędzy za milczenie. 

Inne, niestety, wymagało trafienia piłką w okienko. To na górze, po prawej. Jako astmatyk, który podczas wybierania ludzi do ekip na WF-ie w szkole zawsze zostawał ostatni i dla drużyny, której przypadał w udziale, oznaczał zazwyczaj klęskę, zgłaszam protest. DYSKRYMINACJA.

Jestem oburzony.


Kolejne zadanie polegało na zwiedzeniu muzeum sztuki cyrkowej i znalezieniu w nim odpowiedzi na kilka pytań.

Na przykład o rocznik tego oto mokrego snu miejskich aktywistów

Z perkusją niestety nie było związanych żadnych pytan

Niektórzy dopiero przymierzali się do slalomu

Inni uwieczniali zmagania

Inni jeszcze karnie stali w kolejce

Tymczasem matka siedziała z tyłu
Kolejny pekap to był już naprawdę srogi cios.

To w sumie w końcu musiało się wydarzyć

Marysia pedałuje
Otóż... należało wcielić się w Marysię wiozącą cukier na pomiary zawartości cukru w cukrze. Slalomem.

Niektórzy prościutko i równiutko

Inni (czyt. ja) z rozwianym włosem i ze śmiercią w oczach

Jeszcze inni kłócili się o definicję pachołka i metodę pomiaru zawartości cukru w cukrze
Po dokonanym pomiarze pozostało ruszyć w dalszą drogę.

Niech żyje wooolnoooość

ADAC w barwach pożarniczych

Prasłowiańska grusza kryje wśród gałęzi plebejskiego uciekiniera
Na kolejnym punkcie wyjaśniło się w końcu, po co trzeba było naciągać kolejne matki na kasę i wyszarpywać łapówkę od podejrzanego człowieka. Za zebraną gotówkę należało kupić bilet na taras widokowy. I to krajowy - lepszy, bo obowiązuje na wszystkie.

I nawet nie trzeba było jechać do Wrocławia.


O, i znów w zacnym towarzystwie

A matka nadal siedzi z tyłu
Następny punkt wymagał dobrej znajomości swojego samochodu - konkretnie zaś emitowanych przezeń decybeli. Teoretycznie na decybelach powinienem się znać, ale wyszło, że jednak... no nie bardzo.


Został jeszcze tylko jeden odcinek trasy, na którym należało m.in. liczyć wały. I nie wszyscy załapali, że skoro rajd robią Barany, to wały będą napędowe. Nieco zmęczonym będąc, sam też bym na to nie wpadł, gdyby nie Obywatelka Pilotka i jej ze wszech miar słuszne pytanie, czy aby nie chodzi o wał od Jelcza.

Oni też szukają

Acz nie wiem, czy znaleźli
Jeszcze tylko kilka kilometrów, krótka choinka w okolicach WAT-u... i meta.


Ta zaś ulokowana była na terenie bemowskiego Autodromu, gdzie akurat odbywało się rozpoczęcie sezonu Youngtimer Warsaw. A jako, że pora była już popołudniowa, znaczna część uczestników ustawiała się już w kolejce do wyjazdu.

W tym niektóre z najfajniejszych pojazdów imprezy.



Po znalezieniu miejsca do zaparkowania (rzecz jasna w świetnym towarzystwie) przetuptałem się ekspresem po terenie celem wyłowienia co smaczniejszych kąsków.







Oczywiście było tego więcej - m.in. kolejna Dwacefałka, przecudny (i nieznany mi wcześniej) mikrosamochód czy w pełni już sprawny i jeżdżący projekt Kozmo, któremu kibicuję od kilku lat - jednak z uwagi na obowiązki zawodowe musiałem zawijać się w trybie natychmiast.

Co też uczyniłem.


Po krótkim zastanowieniu Pilotka postanowiła zostać na ogłoszenie wyników, ja zaś ruszyłem, mijając przy wyjeździe z terenu imprezy kolejnych docierających na metę uczestników.



Decyzja Obywatelki (wspomożona mymi delikatnymi namowami) okazała się ze wszech miar słuszna.

Po dotarciu na miejsce i dopełnieniu służbowych obowiązków fotograficznych otrzymałem przez Mesędżera informację, że właśnie ogłaszane są wyniki klasy open, w której jechaliśmy.

I muszę przyznać, że Obywatelka umie utrzymać suspens, jednocześnie rozbudzając w jamie brzusznej interlokutora wesołe motylki nadziei.

- Pierwsze miejsce
- Hm???
- Czekaj...
- ????? 
- Basista/Pajonk

Znaczy tak. Wygraliśmy swoją klasę.



Szczerze mówiąc, spodziewaliśmy się w miarę przyzwoitego wyniku - wszak zadania z trasy poszły nam zupełnie nieźle. Jednak, biorąc pod uwagę porażkę przy próbie piłkarskiej (NADAL PROTESTUJĘ) czy nieznajomość tego, jak buczenie wydechu przekłada się na decybele, nie przypuszczaliśmy, że klasa tym razem będzie nasza. I tak, przyznaję - było to spełnienie jakiegoś tam marzenia. Jest radość.

A sam rajd?

Krótko mówiąc - był fantastyczny. Nawigacyjnie prosty (nie było planu!!!), za to wymagający myślenia i rozumienia specyficznego, typowego dla Stada poczucia humoru. Z Obywatelką Pajonk bawiliśmy się przednio od początku do końca. Trasa była przepiękna, pytania z karty - bardzo ciekawe i po barańsku przewrotne, zaś checkpointy - wręcz rewelacyjne (no, może poza próbą piłkarską). Wszystko razem skąpane w starokomediowym sosie z dominującą nutą Barei. Słowem - 100% cukru w cukrze.

Mam tylko nadzieję, że - po zakończeniu tematu Nitów - będzie to powrót Baranów do organizacji rajdów. Bo kurdeż, takie rajdy to ja mógłbym co tydzień.

No, co miesiąc. Bo w sezonie nie urwałbym się co niedziela z roboty.

niedziela, 1 kwietnia 2018

Spacerkiem i rowerkiem: moja nowa dzielnia, cz. 2

To nie Prima Aprilis.

No dobra, technicznie to jest Prima Aprilis, ale wpis jest najzupełniej na serio. Przynajmniej na tyle, na ile serio może być jakikolwiek mój wpis - w szczególności zaś mix.

Tych, którzy z utęsknieniem czekali na jakikolwiek znak życia z mojej strony, uspokajam: nie, nie zarzuciłem pisania, jestem, żyję, jeszcze trochę tu pobędę. Jednak, zgodnie z zapowiedziami z  mojego sylwestrowego videowpisu, częstotliwość musiała nieco spaść. Przyznaję, że nawet bardziej, niż planowałem. Powód jest jednak dość, rzekłbym, solidny: nowa praca. Zresztą dzięki niej będę miał o czym tutaj pisać, lecz na tzw. tenczas jej wariacka wręcz intensywność sprawia, że raczej nie ma co się spodziewać powrotu do częstotliwości wyższej niż jeden wpis tygodniowo.

O tym jednak w swoim czasie, tymczasem pora na drugą część spacerku po ursynowskich zakamarkach. Tym razem będzie to południowa część dzielnicy. Czyli właśnie ta, w której się osiedliłem.

Zapraszam.

Wstaje człowiek rano, jakaś kawucha, jakieś śniadanko, a tu za oknem takie widoki

Będę niedługo robił toptena o samochodach, które kiedyś koniecznie muszę mieć. Choćby przez chwilę.

9000 wyglądał przez pewien czas na wrosta, po czym ruszył z miejsca i nawet zadbał o higienę

Kombinowałem jak mogłem, ale nie dałem rady ustawić się tak, by pokazać, że to przedlift

Tu zaś widać to od razu

Warszawskie Góry Złomu

Ich ceny absolutnie ześwirowały

A ich nawet nie. Co w sumie podsuwa mi pewne głupie pomysły.

Jeździłem (tyle, że dwulitrówką), wspaniała

Wąska listwa, budyń i GAŹNIK. Jeszcze tylko czarnego szyldu brak do pełni ekstazy

Tu do wyżej wymienionej pełni brak jeszcze mniej

Dobra, w tym momencie zabrakło mi słów

I długo ich nie odzyskałem

Dobra Ścierka nie jest zła

Dobry Taunus jest jeszcze lepszy

Zdjęcie nie oddaje nawet 10% ciosu. MARIUSZ! BARANY! PRZYBYWAĆ I RWAĆ!!!

Technicznie rzecz biorąc, to Pajero Van. No, prawie. Niemalże. Chyba.

Kategoria "sprzedam projekt"

Kategoria "kocham"

Kategoria "ratujcie go"

O, chyba Pewex

Jest rozmach

O, bardzo ładna wersja

Ta też niezgorsza

Na zdjęciu tego nie widać, ale oba zdają się wrastać. Szczególnie Baleron.

L300 to dziś 1/15 wpisu

W wieku (khm) lat wreszcie dowiedziałem się, jak prowadzi się Kaszla. Nie, nie tego konkretnie.

O proszę, kogo tu mamy

Tego też już gdzieś WIDziałem

WZZruszający widok

Po polsku Grzybowóz

Parkowa Aleja

Podmiejski

Dobre Kroko... a zresztą wiadomo

Tak, on zmienił właściciela. I adres. I tak, jeździ.

O, takim to bym cisnął po Australii

A takim - między florydzkimi domami spokojnej starości

Ciekawe, czy to Cygaro jeszcze kiedyś zadymi

Karyna

Jak nie jestem zwolennikiem tuningowania klasyków, tak tutaj... no kurdeż, wyszło fajnie.

Nietipowy widoczek

No niestety, to już ich czas.

Ale że ich też, to się nie spodziewałem.

Wajcha. Przy. Kierze.

Z żalem stwierdzam, że nazwa "Baldwinka" chyba jednak nie chwyciła. Trudno.
Następnym razem zeksplorujemy tereny pod skarpą, a potem... zresztą zobaczycie.

Pozostaje mi jeszcze tylko życzyć wszystkim zdrowych jajek i mokrego króliczka. Do najbliższego!