piątek, 8 maja 2015

Z braterską wizytą: Kozmo

Nigdy nie kryłem, że jestem marzycielem. Wariatem z głową w chmurach, którego głównym punktem stycznym z Matką Ziemią są podeszwy. Nie, nie jestem optymistą - za długo żyję i za dużo widziałem, by różowych okularów nie pokrył brudny nalot - ale wciąż marzę, wciąż snuję plany i przede wszystkim wciąż gram, nawet jeżeli zarobek z tego niewielki. Może dlatego czuję swoistą więź z innymi wariatami i marzycielami, prawie zawsze trzymając kciuki za ich niejednokrotnie pozbawione rozsądku pomysły.

Jednym z takich wariatów jest Tomek zwany Tomcatem. Któregoś dnia - a było to dość dawno temu - wymyślił sobie, że zbuduje kit-cara. Ale takiego na bogatości - z zaprojektowanym samodzielnie zamkniętym nadwoziem i możliwością śmigania w podstawowej wersji na B1. W międzyczasie przepisy dotyczące B1 zmieniły się, ale idea pozostała: mały, lekki samochodzik oparty na przestrzennej ramie rurowej, z centralnie umieszczonym silnikiem, tylnym napędem i nadwoziem z włókna szklanego.

Jak postanowił, tak uczynił. A przynajmniej wziął się solidnie do roboty, projekt swój nazywając Kozmo.

Najpierw powstało podwozie z zespołem napędowym. Tomek specjalnie zapisał się na studia podyplomowe by samodzielnie obliczyć całokształt przestrzennej ramy. Mógł za grube pieniądze zlecić to specjalistycznej firmie, ale wolał przeznaczyć kasę (i to mniejszą) na zdobycie wiedzy, która pozwoli mu zrobić to samemu, a potem jeszcze zacznie zarabiać na siebie. Wiedza została zdobyta, wykorzystana w praktyce i podwozie zaczęło jeździć. I to bez pomocy znanych i cenionych zagranicznych konstruktorów o szlachetnych nazwiskach, bez wieloletniego marketingowego trąbienia ani bez pozwów do sądu wytaczanych każdemu, kto ośmielił się zwątpić. Konstrukcja z samodzielnie wykonanymi, prostymi wahaczami została wstępnie napędzona 55-konnym silnikiem z Seicento... i na torze solidnie przygryzła zad ponaddwustukonnej Imprezie STi.

To był dowód na to, że kierunek jest słuszny.

Jednak w tym momencie poglądy dotyczące słuszności dalszego kierunku zaczynają się rozjeżdżać. Jedni mówią, że Tomcat powinien był poprzestać tymczasowo na podwoziu, zrobić szczątkową, ażurową karoserię (a w zasadzie owiewki) a'la Ariel Atom i tak to pchnąć, dopiero z dochodów z tego finansując obudowaną wersję. Inni twierdzą, że pomysł powinien od razu zostać doprowadzony do końca. Tomek wybrał tę drugą opcję i kosztem grubego zadłużenia się oraz tytanicznej pracy zaczął tworzyć prototyp nadwozia. Tak, jak w układzie napędowym, tu również z pełnym rozmysłem zostały wykorzystane elementy pochodzące z koncernu Fiata - przednia szyba z Seicento i tylne boczne z Alfy GTV.

Prototyp powstał, ale... skończyła się kasa. Jak to w życiu.

Dlatego właśnie powstał projekt crowdfundingowy mający sfinansować dokończenie przedsięwzięcia. I również dlatego Tomek umówił się ze mną i z Rafałem od lat prowadzącym znany i lubiany Blogomotive, dzięki czemu będziemy mogli w większym czy mniejszym zakresie puścić wieść o nim w świat.

Gdy dotarłem na miejsce, Rafał z Tomkiem już rozprawiali w najlepsze, zaś otwarte drzwi garażu odsłaniały taki oto widok:


Przyznaję bez bicia: projekt Tomcata zwyczajnie mi się podoba. Jest lekki, wesoły, daje wrażenie pewnego rodzaju zabawkowości (szczególnie krótki tył, przywodzący mi na myśl merdający ogon chcącego się bawić psiaka), a jednocześnie nie pozostawia wątpliwości co do przeznaczenia auta: będzie szybko, twardo i ostro. Co ciekawe, owa szybkość i ostrość nie będzie brała się z przerażającej mocy - najmocniejsza wersja ma być napędzana fiatowskim silnikiem 1.4 T-Jet podkręconym do ok. 200 KM (oczywiście dalsze modyfikacje skutkujące wzrostem mocy też będą możliwe). Tutaj decydującym czynnikiem ma być lekkość konstrukcji. I jest to słuszna droga - skoro już 55-konne bzykadełko potrafiło podgryzać na torze Imprezę, wersja 200-konna powinna niszczyć.

Jednak nie robi tego, gdyż auto nie jest gotowe.

A do ukończenia wcale nie brakuje wiele. To, co najważniejsze - podwozie i napęd oparty o  produkowane w kraju, łatwo dostępne podzespoły Fiata - już jest. Jest też prototyp nadwozia który posłuży do wykonania formy oraz... drzwi. Nie, to nie jest dowcip typu "na wyposażeniu samochodu jest silnik i koła", co zresztą wyszczególniam na kartce z ogłoszeniem o sprzedaży Madzi (BIERZTA JĄ!). Wykonanie kompletnych drzwi, ze wszystkimi wewnętrznymi przetłoczeniami, mechanizmem podnoszenia szyby i całą resztą, to nie w kij pierdział. Kompletne drzwi to SERIOUS BUSINESS. Sama forma do nich (już gotowa) kosztowała dość konkretne pieniądze. A efekt jest naprawdę dobry.


Staliśmy z Tomkiem i Rafałem i gadaliśmy o projekcie ok. półtorej godziny. Nie będę wdawał się w szczegóły - zarówno kwestii zaawansowanej budowy samochodów, jak i w tematyce szczegółów formuł wyścigowych jestem lajkonikiem a wręcz dylematem. Więcej o szczegółach konstrukcji i możliwych zastosowaniach sportowych napisze zapewne Blogo, który zresztą całą rozmowę nagrywał (i będzie mógł szantażować nas za pomocą wypowiedzi z gatunku "to się wytnie"). Ja sam jednak mogę stwierdzić jedno: widzę Kozmo jako odrębną formułę wyścigową. Tak, jak np. istnieje puchar Kii Picanto, zdecydowanie mógłby też odbywać się puchar Kozmo, gdzie młodzi ludzie ścigaliby się prostymi, niedrogimi w naprawach (przynajmniej jak na warunki wyścigowe) tylnonapędowymi kit-carami. I mam niejakie wrażenie, że emocje byłyby sporo większe niż w przypadku sympatycznej skądinąd Kijanki.

A co do samego Tomka - poznaliśmy się lata temu... na spotach Klubu Cytrynki. Jeździłem podówczas Chaimkiem, przyjeżdżałem spotkać się z ludźmi, pooglądać ich piękne Citroeny, i nie miałem pojęcia, że ten młody gość pracuje nad jednym z najciekawszych projektów motoryzacyjnych w kraju. Jeśli nie najciekawszym. Co prawda słyszałem już wtedy o Kozmo, ale nie skojarzyłem go z człowiekiem. Tomek jeździł podówczas Xsarą VTS. Po latach jego zamiłowanie do Cytryn nie zmalało - aktualnie robi regularne trasy między Warszawą a Wrocławiem zadbanym C5 I 3.0 kombi i nie wyobraża sobie powrotu do samochodu z klasycznym zawieszeniem. No chyba, że będzie to sportowy kit-car.


Co zatem pozostaje?

Warto wejść na www.kozmo.pl. Warto zapoznać się z facebookowym profilem Kozmo. Warto poczytać więcej na temat tego, jak powstawało to auto, jak było konstruowane podwozie i prototyp karoserii, jakie są założenia i co można za pomocą takiego jeździdła osiągnąć. I na pewno warto wejść na platformę crodwfundingową Indiegogo i może zostawić parę groszy. Ja sam, choć może nie do końca jestem przekonany do tego, co Tomek zaproponował za najwyższe możliwe kwoty, zamierzam zostawić tyle, na ile mnie stać, czyli równowartość 3 ojro - wszak mierzące 1 cm2 logo Basisty Za Kierownicą na finalnym produkcie to splendiż klasy łomatko.

A nawet jeśli nikt go nie zobaczy to ja będę wiedział, że tam jest. A to już dużo.



4 komentarze:

  1. Małe, sportowe autko, z niską masą i centralnym silnikiem? Prawie jak mój ukochany kei-car Autozam AZ-1 (mam takiego, szkoda, że tylko w Gran Turismo :<)
    Projekt ma duży potencjał, znacznie większy niż te wszystkie reaktywacje Warszawy i Syrenki.
    Ponieważ lubuję się w małych, zrywnych autkach, widzę siebie w takim Kozmo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Projekt jest mi od dawna znany - jest temat na racingforum.pl opisujący kolejne etapy budowy. I na prawdę podziwiam twórcę za wytrwałość. Biorąc pod uwagę jak trudne jest przygotowanie zwykłego auta do sportu (nawet amatorskiego), to aż się boję myśleć ile czasu trzeba poświęcić na robienie wszystkiego od podstaw.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobrze opisałeś temat - kibicujemy Tomkowi! :)

    OdpowiedzUsuń