Jak wiadomo, podstawowe zasady higieny są takie, że jak się wchodzi, to się puka. Dlatego też, gdy zapukało do mnie zaproszenie na rajd o przepięknej (i jak najbardziej znaczącej) nazwie Matka Siedzi z Tyłu, wiedziałem, że zdecydowanie muszę w to wejść - tym bardziej, że po pierwsze impreza była współorganizowana przez znane z niezapomnianych Nitów (a od pewnego czasu niezbyt aktywne) Stado Baranów, po drugie zaś tematyka miała być oparta o stare polskie komedie. Głównie te barejowskie. A tego przepuścić absolutnie nie mogłem.
Wejście nie było jednak bezproblemowe. Zakręcony przez całkowicie przerastający granice mojej percepcji nawał obowiązków najzwyczajniej w świecie... przegapiłem zapisy. A miejsca wyszły błyskawicznie. Bez większej nadziei napisałem do kol. Bubu, pytając go, czy jest sens pchać się na listę rezerwową. Odrzekł, że owszem, jest, wysłałem więc zgłoszenie i czekałem, nadal w dość morrisowo minorowym nastroju.
Mój wrodzony pesymizm (który jednakowoż zwykłem nazywać realizmem człowieka doświadczonego) tym razem nie był jednak uzasadniony. Na dzień przed rajdem kol. Bubu przekazał mi radosną nowinę: mamy już zapewnione miejsce na rajdzie!
W takich okolicznościach przyrody pozostało już tylko nakarmić Skanssena i zadbać nieco o jego, prawdaż, higienę, wrzucić Obywatelkę Pilotkę vel Pajonk na siedzenie pasażera (nawet nie opierała się zanadto) i ruszyć na miejsce startu, usytuowane niezwykle malowniczo na skraju Kampinosu.
|
Ja to zawsze wiem, gdzie zaparkować |
Większość zawodników była już na miejscu.
|
Chcę |
|
Bardzo |
|
O, prawie jak w pracy |
|
Caddy był u mnie w niedawnym miksie, gdzie lepiej widać jego wspaniałe felgi (zresztą idealnie dopasowane do tematyki rajdu) |
|
Jest #prestyrz |
|
Kubuś, ale nie wiem, czy Puchatek, czy Fatalista |
|
To jednak nie jest bahama yellow. Raczej piasek Sahary. |
|
TO JEST TEN WZMOCNIONY |
|
Wyprzedziłem ich po drodze więc schowali się obrażeni za drzewkiem |
|
Kolorystyka mocno kontrastowa |
|
Kolorystyka w pełni zgodna |
|
Łosoś |
|
Nie no, ja naprawdę wielbię te felgi |
|
Chyba nigdy nie przestanę się jarać tym sprzętem. |
|
Acz ten też jest mega gruby |
|
Nie mówiąc już o tym |
|
Szuka pilota na Rembertowski! |
|
Ponoć ktoś porównywał tem model do 125p. |
|
Numer rejestacyjny wprowadza w błąd, reszta auta wprowadza w zachwyt |
|
Wszyscy Starleta znajo i kochaaaajooooo |
|
Kącik dwusuwowy |
|
Na YT można znaleźć crash test Zaporożca, taki legitny, z okresu |
Jak to na rajdach bywa, przyszła pora na odprawę. Tym razem była ona wygłaszana z nader urokliwej pistacjowej Renówki, rocznik mojego
nieodżałowanego dziadka.
|
Czy konie mnie słyszą? |
|
Parówkowym skrytożercom mówimy NIE |
Jeszcze tylko chwilka, by przystroić wehikuł numerem startowym i okolicznościową naklejką...
...i start.
Trasa bardzo szybko okazała się niezwykle ciekawa, zaś zadania - zabawne a jednocześnie dość łatwe. Najważniejszym z nich było wyłapywanie przydrożnych matek, które, rzecz jasna, siedziały z tyłu, i wpisywanie ich w kartę drogową. Trzeba było jednak za każdym razem sprawdzać, czy nie ksiądz, co czasem, w przypadku zafoliowanych i zaklejonych taśmą zdjęć, wymagało przystanięcia i wytężenia geriatrycznych gałek ocznych.
Po drodze zdarzały się też innego rodzaju zadania, które w większości przypadków również okazywały się niezbyt trudne. Przynajmniej dla kogoś, kto oglądał komedie Barei.
Ja zaś oglądałem.
Zdarzyło się też, że trzeba było pomóc w potrzebie.
Rajd obfitował w coś, co szczególnie lubię - konkretnie zaś checkpointy, zwane też pekapami. Co ciekawe, pierwszy z nich był pieszy. I dobrze, gdyż wspaniała pogoda zachęcała do rozprostowania kości i sztachnięcia się wiosennym powietrzem.
|
Kolor nie za bardzo karawanowy jednakowoż |
Kolejny pekap w ludziach pamiętajacych realia słusznie nam minionego reżimu mógł wzbudzić lekką grozę.
|
No więc... co to jest obszar zabudowany, co? |
|
Matka, rzecz jasna, siedziała z tyłu |
Trasa pierwszego etapu wiodła do Julinka, gdzie na załogi czekało kilka zadań specjalnych.
Jednym z nich było odnalezienie podejrzanego człowieka (oczywiście był w czerwonym kapeluszu) i wyłudzenie od niego pieniędzy za milczenie.
Inne, niestety, wymagało trafienia piłką w okienko. To na górze, po prawej. Jako astmatyk, który podczas wybierania ludzi do ekip na WF-ie w szkole zawsze zostawał ostatni i dla drużyny, której przypadał w udziale, oznaczał zazwyczaj klęskę, zgłaszam protest. DYSKRYMINACJA.
Jestem oburzony.
Kolejne zadanie polegało na zwiedzeniu muzeum sztuki cyrkowej i znalezieniu w nim odpowiedzi na kilka pytań.
|
Na przykład o rocznik tego oto mokrego snu miejskich aktywistów |
|
Z perkusją niestety nie było związanych żadnych pytan |
|
Niektórzy dopiero przymierzali się do slalomu |
|
Inni uwieczniali zmagania |
|
Inni jeszcze karnie stali w kolejce |
|
Tymczasem matka siedziała z tyłu |
Kolejny pekap to był już naprawdę srogi cios.
|
To w sumie w końcu musiało się wydarzyć |
|
Marysia pedałuje |
Otóż... należało wcielić się w Marysię wiozącą cukier na pomiary zawartości cukru w cukrze. Slalomem.
|
Niektórzy prościutko i równiutko |
|
Inni (czyt. ja) z rozwianym włosem i ze śmiercią w oczach |
|
Jeszcze inni kłócili się o definicję pachołka i metodę pomiaru zawartości cukru w cukrze |
Po dokonanym pomiarze pozostało ruszyć w dalszą drogę.
|
Niech żyje wooolnoooość |
|
ADAC w barwach pożarniczych |
|
Prasłowiańska grusza kryje wśród gałęzi plebejskiego uciekiniera |
Na kolejnym punkcie wyjaśniło się w końcu, po co trzeba było naciągać kolejne matki na kasę i wyszarpywać łapówkę od podejrzanego człowieka. Za zebraną gotówkę należało kupić bilet na taras widokowy. I to krajowy - lepszy, bo obowiązuje na wszystkie.
I nawet nie trzeba było jechać do Wrocławia.
|
O, i znów w zacnym towarzystwie |
|
A matka nadal siedzi z tyłu |
Następny punkt wymagał dobrej znajomości swojego samochodu - konkretnie zaś emitowanych przezeń decybeli. Teoretycznie na decybelach powinienem się znać, ale wyszło, że jednak... no nie bardzo.
Został jeszcze tylko jeden odcinek trasy, na którym należało m.in. liczyć wały. I nie wszyscy załapali, że skoro rajd robią Barany, to wały będą napędowe. Nieco zmęczonym będąc, sam też bym na to nie wpadł, gdyby nie Obywatelka Pilotka i jej ze wszech miar słuszne pytanie, czy aby nie chodzi o wał od Jelcza.
|
Oni też szukają |
|
Acz nie wiem, czy znaleźli |
Jeszcze tylko kilka kilometrów, krótka choinka w okolicach WAT-u... i meta.
Ta zaś ulokowana była na terenie bemowskiego Autodromu, gdzie akurat odbywało się rozpoczęcie sezonu Youngtimer Warsaw. A jako, że pora była już popołudniowa, znaczna część uczestników ustawiała się już w kolejce do wyjazdu.
W tym niektóre z najfajniejszych pojazdów imprezy.
Po znalezieniu miejsca do zaparkowania (rzecz jasna w świetnym towarzystwie) przetuptałem się ekspresem po terenie celem wyłowienia co smaczniejszych kąsków.
Oczywiście było tego więcej - m.in. kolejna Dwacefałka, przecudny (i
nieznany mi wcześniej) mikrosamochód czy w pełni już sprawny i jeżdżący
projekt
Kozmo, któremu kibicuję od kilku lat - jednak z uwagi na obowiązki zawodowe musiałem zawijać się w trybie natychmiast.
Co też uczyniłem.
Po krótkim zastanowieniu Pilotka postanowiła zostać na ogłoszenie wyników, ja zaś ruszyłem, mijając przy wyjeździe z terenu imprezy kolejnych docierających na metę uczestników.
Decyzja Obywatelki (wspomożona mymi delikatnymi namowami) okazała się ze wszech miar słuszna.
Po dotarciu na miejsce i dopełnieniu służbowych obowiązków fotograficznych otrzymałem przez Mesędżera informację, że właśnie ogłaszane są wyniki klasy open, w której jechaliśmy.
I muszę przyznać, że Obywatelka umie utrzymać suspens, jednocześnie rozbudzając w jamie brzusznej interlokutora wesołe motylki nadziei.
- Pierwsze miejsce
- Hm???
- Czekaj...
- ?????
- Basista/Pajonk
Znaczy tak. Wygraliśmy swoją klasę.
Szczerze mówiąc, spodziewaliśmy się w miarę przyzwoitego wyniku - wszak zadania z trasy poszły nam zupełnie nieźle. Jednak, biorąc pod uwagę porażkę przy próbie piłkarskiej (NADAL PROTESTUJĘ) czy nieznajomość tego, jak buczenie wydechu przekłada się na decybele, nie przypuszczaliśmy, że klasa tym razem będzie nasza. I tak, przyznaję - było to spełnienie jakiegoś tam marzenia. Jest radość.
A sam rajd?
Krótko mówiąc - był fantastyczny. Nawigacyjnie prosty (nie było planu!!!), za to wymagający myślenia i rozumienia specyficznego, typowego dla Stada poczucia humoru. Z Obywatelką Pajonk bawiliśmy się przednio od początku do końca. Trasa była przepiękna, pytania z karty - bardzo ciekawe i po barańsku przewrotne, zaś checkpointy - wręcz rewelacyjne (no, może poza próbą piłkarską). Wszystko razem skąpane w starokomediowym sosie z dominującą nutą Barei. Słowem - 100% cukru w cukrze.
Mam tylko nadzieję, że - po zakończeniu tematu Nitów - będzie to powrót Baranów do organizacji rajdów. Bo kurdeż, takie rajdy to ja mógłbym co tydzień.
No, co miesiąc. Bo w sezonie nie urwałbym się co niedziela z roboty.
Bardzo przyjemne wydarzenia są w naszej Stolicy. Czy szanowny autor słyszał coś o podobnych inicjatywach w Polsce (mam tu na myśli głównie Górny Śląsk lub Podbeskidzie)?
OdpowiedzUsuńWiem, że coś czasem jest organizowane w okolicach Bielska Białej (gdzie ponoć jest największe zagęszczenie rzadkich/dziwnych/głupich gratów w całej Polsce). Niestety nie znam szczegółów.
UsuńNa górnym Śląsku polecam rajd KWK. Jest na pewno info na PZM.pl w sekcji zabytki. Poza tym Częstochowa i CRK robią fajne imprezy. No i rajd bielskich gratow.
UsuńA jest w ogóle coś podobnego w Krakowie? Bo nie korzystam ze strony pana Cukierberga i nawet nie wiem.
UsuńDziękuję wszystkim za informację. Co do Bielska i okolic to potwierdzam ponadprzeciętną ilość ciekawych gratów.
UsuńBrawo, Basista! A tak ogólnie, to Beczka w coupe ma zacny kolor.
OdpowiedzUsuńGratulacje!
OdpowiedzUsuńPan Bogdan vel Garamel z Mamą nie startowali? Pasowaliby do nazwy rajdu jak mało kto ;)
Nie, jego matka siedzi z przodu.
Usuń"Wszyscy Starleta znajo i kochaaaajooooo" - no nie powiedziałbym. Dużo bardziej grzej mnie ten Datsun - na szwedzkich blachach był?
OdpowiedzUsuńA no i gratulacje :)
Chodzi o TEGO KONKRETNEGO Starleta. Bo ogólnie to tak, Datsun wygrywa. Blach nie znam ale chyba z Mazdy były :P
UsuńA no i dzięki!