Jak zapewne wielu z Was wie, jestem fanem
Złomnika. Stronkę uważam za wybitną, poglądy Autora - za ze wszech miar słuszne (no, może w paru momentach rozjeżdżamy się w kwestii upodobań motoryzacyjnych a także kulinarnych - jak do ciężkiego dzwońca można nie lubić żółtego sera czy cynamonu???) a prezentowane w ramach miksów, bitw złomów czy fur na (wpisz dzień tygodnia) wywołują we mnie ślinotok połączony z niepokojącymi sygnałami wskazującymi na skłonności do priapizmu.
Notlauf, czyli Ojciec Dyrektor całego zamieszania, raz na pewien czas organizuje (często do spółki ze
Stadem Baranów) rajdy po Warszawie i okolicach. Nie są to jednakowoż rajdy typu but, mielenie gumy i zganianie babć z przejść tylko "masz tu itinerer, wypełnij zadania i spróbuj się nie zgubić". Dwa razy (Rajd po Ursynowie im. Stefana Karwowskiego oraz Festiwal Nitów i Korozji 2012) przybyłem jako obserwator, ale wiedziałem, że w końcu warto będzie wziąć jakiś tam bardziej czynny udział. Dlatego, gdy został wyznaczony termin kolejnego eventu, wiedziałem, że muszę. Choćbym sczezł. I gdy termin został przesunięty co spowodowało pewien konflikt terminowy, zacisnąłem zęby i stwierdziłem, że nie chcę czekać kolejnego roku. Pojechać trza.
Wcześniej jednak udało mi się nakłonić
Wybrankę na wzięcie udziału w charakterze pilota. Nie żebym musiał się jakość szczególnie natrudzić przekonując ją... Kilka dni po podrzuceniu tematu (i zgłoszeniu się na rajd) Wybranka przyniosła plik wydrukowanych itinererów z poprzednich rajdów i kazała mi wybrać jeden celem weekendowego pojechania w ramach ćwiczeń. Wybrałem, pojechaliśmy, i okazało się, że Wybranka może wpisać sobie czytanie itinererów strzałkowych w CV. A tak a propos - zachęcam do śmignięcia sobie trasą Rajdu po Skarpie sprzed dwóch lat. Jestem gotów się założyć, że większość z Was nie zdawała sobie sprawy z istnienia takich miejsc w naszej pięknej Stolycy...
Tak czy inaczej - nadejszła wiekopomna chwiła, gdy należało stawić się na starcie. Co też uczyniliśmy. W chwilę później byliśmy już wyposażeni w numer startowy do przyklejenia na szybie, naklejkę rajdu i klasyczną oranżadę w temperaturze zupy, którą należało obalić na trasie...
|
Z takim oto numerem ruszaliśmy w trasę... |
|
...a taka oto naklejka zagościła na tylnej klapie Madzi |
|
Najpiękniejszy pilot całego rajdu. I do tego bardzo skuteczny. |
Oczywiście na rajd zjechało się sporo pięknego żelaza...
|
Idealny na taką pogodę |
|
Podobno czteronapędowe |
|
BIS! BIIIS! |
|
Nie wiem, czy brał udział, ale był fajny |
|
Udział brały również stylowe jednoślady |
|
Niektórzy musieli skorzystać z kabelków |
|
Przepiękny tlenek żelaza |
Gdy odpowiednia ilość ludności zgromadziła się na parkingu przy Klimczaka rozpoczęła się odprawa:
|
Organizatorzy patrzą groźnie |
|
Fotografowie fotografują... |
|
...i są zadowoleni ze swej pracy |
|
Notlauf przemawia... |
|
...ludność słucha. |
W końcu przyszedł moment startu. Zgodnie z sugestią, by ustawiać się doń w kolejności numerów startowych, towarzystwo wsiadło w swe bolidy i zaczęło czynić zamieszanie z zawracaniem, cofaniem i unikaniem poobcierania rydwanów swych rywali.
|
PRZYPADEK? NIE SĄDZĘ |
W końcu, po jakiejś godzinie przetasowań i ogólnego zamieszania, jeden za drugim, towarzystwo wytrabanciło się z parkingu (przy okazji chciałbym wyrazić swoje rozczarowanie brakiem choćby jednego Trabanta - czy w ogóle jakiegokolwiek dwusuwa, nie licząc ślicznych Komarów i motorynki).
Pierwszy etap rajdu przebiegał sobie wesoło po terenie tzw. Lemingradu, czyli nowego Wilanowa. Borze liściasty i Jeżu kolczasty, jak tam brzydko... Poza pilnowaniem nieoczywistego pierwszeństwa i wypatrywaniem gnijącego żelaza (a gniło niestety niewiele) należało liczyć progi zwalniające. Nie tylko zresztą na ponurym, nijakim osiedlu, zamieszkanym głównie przez pobrzękujące w weekendy słoikami korporzołnierzyki, ale także na Zawadach, przez które prowadził drugi etap rajdu. Przed wjazdem nań trzeba było zaliczyć dość wredny checkpoint...
...na którym należało skosztować chipsów i odpowiedzieć, które są z Biedronki, które z Lidla, a które z Tesco. Problem w tym, że nie za bardzo mam skalę porównawczą a do tego nie lubię paprykowych...
Nic to, trzeba jechać dalej, liczyć progi, szukać ulicy zawierającej graty (jak się później okazało, była to ulica malownicza Gratyny), wyszukiwać punkty krajobrazowe i zaliczać kolejne checkpointy.
|
Tu należało odpowiedzieć, jakiej marki jest dźwig. Mnie bardziej interesowała przepiękna ciężarówka Mercedesa |
Innym zadaniem (checkpoint Forza Italia) było przyporządkowanie nazw do makaronów. Wybranka , jako nasz domowy Główny Kluchowy, miała pole do popisu. Latający Potwór Spaghetti byłby dumny.
Po nieco ponad dwóch godzinach wytężonej uwagi dotarliśmy na metę.
|
"Karta jest? Buteleczka jest?" |
|
Wypełnianie karty drogowej |
|
Punkt zdawczy butelek. Oranżada była naprawdę dobra. |
|
Coraz gęściej zapełniony parking pod urzędem dzielnicy |
|
Ktoś jeszcze ma biblijne skojarzenia? |
|
Duży Fiat stoi, maska otwarta, nihil novi sub sole |
|
Wymiana wrażeń, składanie uszanowania zacnej korozji |
|
El Camino x2 |
|
Tu by weszło sporo sprzętu. Ale wolałbym nie wozić go tak na wierzchu |
|
Kącik fiatowski |
|
...i mała, zaaranżowana naprędce sesyjka |
I wtedy właśnie nadjechała nagroda główna.
Dumny, ociekający wintydżem mokry sen hipsterii: przepiękny rower Uniwersal. A zdobyła go ta sama załoga, której w udziale przypadła nagroda w konkursie elegancji. Ladies and gentlemen, we have a winner:
|
Notlauf wręcza, zwycięzca się raduje |
My z Wybranką - zgodnie z przewidywaniami - nie zabezpieczyliśmy żadnej nagrody, choć przyznaję, że troszkę ostrzyliśmy sobie uzębienie na myszkę w kształcie Fiata 500... Ale i tak było srogo. A najzabawniejsze jest to, że zwycięska załoga w ilości sztuk trzech musiała załadować wywalczony rower do pięknej, dwudrzwiowej Corolli i ruszyć z powrotem na Śląsk...
Oczywiście chyba nie bylibyśmy w Polsce, gdyby nie obyło się bez przynajmniej jednego incydentu. Otóż trasa prowadziła m.in. przez drogę wewnętrzną, gdzie mieściło się zgrupowanie ślicznych, prestiżowych domków o lekko cebulowym aromacie. Nie było widać, czy dróżka kończy się ślepo, czy dalej jest zaznaczony w itinererze lewoskręt. Zatrzymaliśmy się, celem spytania tubylców (pani i klasycznie wąsaty pan, oboje w rozmiarze XXXL, stojący obok Vectry C, oczywiście srebrnej), czy dalej jest cokolwiek. W ramach odpowiedzi otrzymaliśmy informację, że oni już dzwonią po policję, że to prywatna droga i co to w ogóle ma znaczyć, żeby jakieś stare złomy zakłócały ich kontemplację prestiżu i trawienie bigosu... 17 PROKURATORÓW JUŻ JEDZIE POLONEZEM
Tak czy owak - już mam ochotę na kolejny rajd. Pozostaje czekać na następne Nity i Korozję.
było miodnie, a na następny rajd poproszę o asystenta do żonglowania kartkami :)
OdpowiedzUsuńUff! ile ślicznego żelaza! Niebieska Mazda moim zdaniem na MissElegancji.
OdpowiedzUsuńTa butelka dla zwycięzcy(ów) to z olejem na dolewki czy kolejna porcja oranżady?
Niebieska 323 to - o ile pamiętam - powóz Brazera. Ja z kolei obstawiałem brązowego Crowna (rama! rdza! RWD!) ale ekipa z pomarańczowej Corolki (w tym Ulv) zgarnęła wszystko. Butla zawierała olej. A ja bym się jeszcze napił oranżady, tylko w temperaturze nieco bardziej oddalonej od punktu wrzenia...
Usuń" co to w ogóle ma znaczyć, żeby jakieś stare złomy zakłócały ich kontemplację prestiżu i trawienie bigosu... 17 PROKURATORÓW JUŻ JEDZIE POLONEZEM"
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaa :-)
You made my day!
Z tego, co napisał Notlauf, wynika, że Państwo Cebulakowie zablokowali drogę (prawdopodobnie już po naszym - Wybranki i moim - przejeździe). W każdym razie wszystko wskazuje, że to właśnie oni...
Usuń"Pierwszy etap rajdu przebiegał sobie wesoło po terenie tzw. Lemingradu, czyli nowego Wilanowa. Borze liściasty i Jeżu kolczasty, jak tam brzydko... "
OdpowiedzUsuńNowy Wilanów jest urokliwy, choć zabudowa zdecydowanie zbyt gęsta. Dużo lepsze to niż jakieś smutne wole "rzoliborze" czy inne szare i depresyjne okolice ;-)
JO CIE PROSZA.
UsuńLoftowe i multiinterfejsowe bloki dla korporobocików, szarość na szarości, a nad wszystkim góruje osadzony na betonowych nogach korek analny Świątyni Opaczności. Wybudowanej zresztą za naszą - podatników - kasę.
Urokliwy to jest mój kawałek Mokotowa, Żoliborz wojskowy i dziennikarski (po dwóch stronach placu Wilsona - stara, przedwojenna zabudowa, mnóstwo zieleni...) czy Boernerowo z jego drewnianymi domkami i lasem nieopodal. RZEKŁĘ.
A szanowny Pan ma jakiś uraz do korporacji ? :) Pewnie, zamieszkujący tam ludzie to inna kwestia, ale architektura niektórych budynków jest ciekawa. Szary to on na pewno nie jest.
UsuńNiestety okoliczności, w których powstał to inna sprawa...
Lubię moją stolicę, ale tylko Mokotów (rodzinne strony), Wilanów, Ursynów, Powiśle i ewentualnie Saska, reszta smuty i depresja. Ilekroć zapuszczam się gdzieś na Żoliborz czy inne takie dzielnice to słońce się chowa, deszcz zaczyna padać i w ogóle dramat. Ulice dziurawe, ludzie smutni i wszędzie szaro. FUKK
[rant]
UsuńTak, mam uraz - choć sam nazwałbym to efektami obserwacji. Chwilę sam pracowałem (akurat w mało inwazyjnej i na mało inwazyjnym stanowisku ale już jakiś delikatny dzwonek alarmowy się uruchomił). Poznałem też takich prawdziwych korpożołnierzyków - urodzonych w krawacie, mówiących takim językiem, jaki Notlauf niejednokrotnie przytaczał u siebie na Złomniku, szczerze i gorąco wierzących w "misję firmy" i "kulturę korporacyjną" (podczas, gdy misją każdej - KAŻDEJ - firmy jest zarabianie pieniędzy i absolutnie nic w tym złego, tylko dorabianie ubranej w idiotyczną nowomowę ideologii jest dla mnie czymś odrażającym... a co do kultury korporacyjnej, to coś takiego nie istnieje; jest albo kultura, albo korporacyjna), gardzący ludźmi, którzy wybrali inną drogę. I wierz mi, trochę ich jest... No i - last but not least - jestem świadkiem efektów pracy w takim miejscu (bank to też korpo) na funkcjonowanie normalnej, wrażliwej (NIE nadwrażliwej) osoby. Jeśli nie masz mentalności żołnierza, praca w takim miejscu Cię wyniszczy. Dlaczego żołnierza? Korpo to armia - masz ślepo wypełniać rozkazy, walczyć, zabijać i ginąć bez mrugnięcia okiem, a żeby wspiąć się wysoko i osiągnąć prawdziwy sukces musisz być bezwzględny. Najlepiej wiedzie się tam... psychopatom (poczytaj: http://www.academia.pan.pl/dokonania.php?id=602). Tak w każdym razie wygląda to, co widziałem (i widzę). Z drugiej strony - wiem, jaką wylęgarnią patologii potrafią być również małe firemki typu Usługi Murarskie i Budowlane Cebula Zdzisław, a i na państwówce nie jest tak wesoło, jak twierdzą zwolennicy "wywalania urzędasów" (moja była pracowała w sądzie - łamanie prawa pracy było drastyczne). Dlatego jestem gorącym zwolennikiem... zakładania własnych firm. Sam mam działalność i choć de facto współpracuję z jedną firmą (bardzo fajną, średniej wielkości) to bardzo mi taka forma zarobkowania odpowiada. Niestety, nasze prawo nie sprzyja prowadzeniu jakiegokolwiek biznesu, przynajmniej takiego naprawdę prężnego i dochodowego (bo póki jesteś - jak ja - malutki i się nie wychylasz, jest ok), ale to temat na osobną, jeszcze dłuższą i równie jadowitą opowieść...
[/rant]
A co do dzielnic - wybierz się na Boernerowo czy Groty (część staregio Bemowa, nieopodal WAT-u), pospaceruj sobie uliczkami starych Bielan (Płatnicza!!!) i wtedy pogadamy. Jasne, blokowiska na Żoliborzu (Marymont itd.), Chomiczówka i kilka innych miejsc to smutek w kopalni cynku, ale przynajmniej niedaleko stamtąd masz sympatyczne, zielone miejsca, podczas, gdy na tym nowym Wilanowie zieleni po prostu brak. Betonowa (choć atrakcyjniej niż w latach 70. stylizowana) pustynia z akcentami z kostki Bauma. Podobnie jest na Marinie - nie wiem, za co ludzie płacą tam tak ciężkie pieniądze. Jest skrajnie nieciekawa.
W kwestii Mokotowa (moja dzielnica w końcu), Ursynowa (ma sporo urokliwych zakątków) i Saskiej Kępy się zgadzam. Zawsze lubiłem te okolice. Ale ten nowy Wilanów... Tam nie ma NIC. Udające prestiż homogeniczne osiedle, gdzie każde miejsce wygląda tak samo. I ta zafajdana świątynia, którą najlepiej byłoby wysadzić a pogorzelisko zaorać...
państwo od bigosu i 17 prokuratorów to jedno... ale był jeszcze przemiły pan, który zastawił drogę kosiarką wraz z podpiętym kablem :D na szczęście przyjechał El Camino, którego fason stulił twarz przemiłego pana, a konstrukcja pozwalała spokojnie rozjechać blokadę więc przemiłemu panu mina trochę zrzedła, a my naszym bolidem czmychnęliśmy tuż za Chevym :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że El Camino i Pajero mają podobne działanie w takich przypadkach :D
UsuńO, kosiarki nie miałem okazji obejrzeć. Czuję, że coś mnie ominęło...
UsuńZdjęcie pod ukrytym tytułem "Dawid i Goliat" do mnie przemawia - nie zdawałem sobie sprawy, że to może aż tak wyglądać ;) Szeryf blokujący przejazd kosiarką się go chyba wystraszył i zabrał swój sprzęt z drogi. Ciekawe, że przejeżdżające auta przeszkadzały mu w koszeniu szczypiorku z cebuli...
OdpowiedzUsuńJa w ogóle bardzo lubię takie zestawienia. Gdy jeszcze żywiłem się mrzonkami, że uciułam na profi aparat i będę fotografę, dużo wrzucałem na Devianarta - to chyba moje ulubione zdjęcie o tematyce motoryzacyjnej:
Usuńhttp://basstard79.deviantart.com/art/Will-You-Protect-Me-147045132
Wygląda wypisz wymaluj jak u mojego cytrynomechanika, ale on jeszcze w 2009 raczej tam nie urzędował.
UsuńTo było ustrzelone u Vorbrodta na Jubilerskiej.
UsuńNo to blisko, bo mój jest na Łysakowskiej i z Vorbrodtem współpracuje. Ciekawe te cytrynomechanickie skłonności do RR. Rybencjusz
UsuńWytłumaczenie jest proste: zawieszenie. RR stosował hydropneumatykę na citroenowskim patencie. Co ciekawe, panowie na Jubilerskiej robią także Rovery (i pochodne) z zawieszeniem Hydrolastic.
Usuńminiaczek ładniejszy z przodu (żółciutki grill) :)
UsuńWiem, widziałem :-) Acz jednak wolę klasyczny chromik.
UsuńO no proszę, tyle było wydarzeń że nie skojarzyłem białej Madzi, która groziła mi kiedyś atakiem na stan posiadania wozowego :) Rybencjusz
OdpowiedzUsuńAle jakżesz to? Czyżbym popełnił onegdaj jakieś drogowe fłagra???
UsuńA kto mnie chciał napaść, zrabować krokodyla, cytryna i jeszcze zbeszcześcić zastawę? tęż ci ją, któranż to oranżowa występowała na tymż rajdzie? ;)
UsuńAnoracja! (prawie jak anoreksja)
UsuńOPODATKOWANYM WAŚĆ BĘDZIESZ
Fajna ta Łajdaczka 2106, tylko ktoś niepotrzebnie na siłę upodobnia do 2103.
OdpowiedzUsuńA i zapomniałem rozpłynąć się nad Pralką I - wygląda na nawet nie zgnitą. Ja swoją 3kę niestety musiałem ostatnio sprzedać:/
OdpowiedzUsuńPralką???
UsuńHonda Prelude:) Tak mówią na nią pojeby mojego pokroju.
UsuńAaa, też myślałem w tym kierunku, ale nie byłem pewien. No owszem, cudeńko, mimo czerstwego koloru. A wnętrze gniecie mosznę zajebistością.
Usuń