czwartek, 14 sierpnia 2014

Top 5: Najbardziej zbędne marki w Europie

Na wstępie chciałbym bardzo podziękować za gratulacje i życzenia. Młodzież od środy jest już w domu i mam nadzieję, że jest mu tu dobrze. Na pewno staramy się o to. Należą się Wam też przeprosiny za milczenie - powód jest jednak ten sam, czyli Młodzież vel Jamochłon. Takie stworzenie jest naprawdę czasochłonne i dlatego niestety takie przerwy w nadawaniu będą się czasem zdarzać.

Tymczasem pora przejść do bełkotu konkretów.

Już bardzo dawno nie było żadnego "topsryliona". Miałem już nawet pewne pomysły, ale żaden nie skrystalizował się w mej pustej mózgoczaszce na tyle, by kwalifikować się do zostania przelanym na klawiaturę i uwiecznionym w internetach. Aż któregoś dnia przeglądając blogi spoza grona tych, które odwiedzam codziennie (lub prawie), zostałem zainspirowany. Konkretnie zaś zainspirował mnie wpis na zacnym blogu Just Well Driven, w którym Autor przekonywał, że najnudniejszą marką świata jest Toyota.

Borze Tucholski, jak ja się nie zgadzam.

Nie będę tu argumentował, czemu bronię Toyoty jako marki, która również ma coś w zanadrzu dla tzw. petrolheada (o tym - być może - kiedy indziej), za to przejdę do tematu, który wykiełkował mi we łbie chwilę później. Otóż Toyota, mimo, że być może nie produkuje najbardziej fascynujących samochodów na Ziemi (acz absolutnie nie produkuje też najnudniejszych), jest marką, która wiele wniosła do motoryzacji i nadal wnosi. Są natomiast marki, które nie wnoszą zupełnie nic - w każdym razie obecnie. I są to marki, które w swej obecnej formie są nam zwyczajnie zbędne. Nam, czyli Europejczykom, gdyż swoje rozważania opieram wyłącznie na aktualnej europejskiej ofercie. Tu i teraz.

A jest to ranking dość smutny, gdyż zawiera także marki zasłużone w przeszłości, w tym dwie, które bardzo, ale to bardzo lubię i jedną, którą dość cenię. Niestety, ich obecna mizeryja jak najbardziej kwalifikuje je do niniejszego zestawienia.

Here goes:

5. Suzuki

Bardzo niechętnie zamieszczam tę markę w zestawieniu, ale fakty są nieubłagane - Suzuki w europejskiej ofercie ma samochody albo za drogie, albo za stare, albo nie ma ich w ogóle. Nie ma np. zwykłego przedstawiciela klasy C, jakim w latach 90. było Baleno.  A co zatem jest? Malutkie Alto nie jest złe ale przy swoim wykonaniu i wyposażeniu powinno kosztować o jakieś 5 tysięcy mniej. Splash jest zwyczajnie zbędny (w zasadzie gra w tej samej klasie co Alto, tyle, że jest droższy), Swift - znów za drogi, SX4 Classic (czyli to, czym jeździ moja Czcigodna Staruszka) bardzo fajny ale dla europejskiego rynku już za stary, zaś nowy SX4 S-Cross groteskowo drogi, tak samo jak nieoferowane już Kizashi, czyli sedan klasy średniej z jednym silnikiem (benzyna 2,4), w 2 wersjach wyposażenia i za pieniądze o połowę wyższe niż 90% konkurencji. Sprzedało się półtorej sztuki. Jest jeszcze zupełnie niezły SUV Grand Vitara i wyjątkowo dzielna mała terenówka Jimny, ale ich staż rynkowy z góry skazuje je na sromotną porażkę.

To nie są złe samochody, tylko wyjątkowo idiotyczna polityka modelowa i cenowa. Niestety.



4. Volvo

Teraz już naprawdę robi się smutno. Volvo - niesamowicie zasłużona marka znana z niesamowicie trwałych, bezpiecznych i do bólu funkcjonalnych cegieł na kołach. Takim 245 czy 740 w kombiaczu sam mógłbym poginać codziennie i wszędzie, zaś w moim wymarzonym garażu pełnym klasyków zawsze znajdzie się miejsce na Amazona. Co tu kryć - to jedna z moich ulubionych marek.

Była.

Czas przeszły dokonany.

Czemu? Otóż pod rządami Chińczyków (choć proces zaczął się chyba nieco wcześniej) Volvo postanowiło być bardziej premium. Co prawda zawsze było pozycjonowane nieco wyżej, niż taki Ford czy Renault (z którymi to markami szwedzka firma współpracowała w nie tak dalekiej przeszłości), ale to widać było za mało. Trzeba było pójść w lajfstajl. Efekt - ciasne, mało praktyczne, przeładowane idiotyczną elektroniką samochody, które próbowały wejść na podwórko BMW czy Mercedesa i obskoczyły okrutny łomot. Owszem, są ładne,  nawet bardzo, jednak w pogoni za prestiżem, premiumem i lajfstajlem utraciły cały swój charakter, za które uwielbiałem je wraz z całą rzeszą miłośników motoryzacji "troszkę innej": aurę solidności, praktyczności i wysmakowanej prostoty, gdzie forma podążała za funkcją, a nie odwrotnie, jak teraz. Tak, zostały jeszcze XC90 i V70/XC70, ale ten pierwszy jest już rynkowym matuzalemem, a ten drugi sprzedaje się jedynie w ojczystej Szwecji. A szkoda.



3. Fiat

Kolejna marka, którą bardzo lubię, kolejna która znajduje się na równi pochyłej i dla której chyba nie ma już ratunku.

W latach 60. i 70. Fiat był potęgą. Jego gama obejmowała wszystkie segmenty z wyjątkiem  samochodów superluksusowych i supersportowych. Włoski koncern miał coś dla prawie każdego i wszystko było dobre - od maleńkiej 500 po luksusową 130 występującą także jako niezwykle eleganckie coupe. Fiaty szły jak świeże bułeczki i trudno się dziwić - było to bardzo rzetelne, świetnie jeżdżące (m.in. dzięki rewelacyjnym silnikom Lamprediego) żelazo oferowane w rozsądnych cenach.

A potem coś poszło nie tak.

Długo można się rozwodzić nad przyczynami aktualnego stanu rzeczy - dość powiedzieć, że aktualnie w Europie  osobowa gama Fiata składa się ze zbyt drogiej Pandy III, paleolitycznego Punto oraz coraz bardziej idiotycznych mutacji 500. Jeśli chodzi o Punto - sam fakt długiego produkowania jakiegoś modelu, przynajmniej jeśli jest udany (a w momencie prezentacji Grande Punto - bo tak nazywała się pierwsza jego wersja - było bardzo udane), nie jest niczym złym, ale niestety obecnie jest to sprzedażowe samobójstwo. Z kolei sama aktualna pięćsetka to ładny, miejski bibelocik (choć też już mocno starzejący się), ale 500L budzi już uniesienie jednej brwi. Z boku jeszcze jakoś wygląda (czego nie można powiedzieć o koszmarnym 500XL) i podobno nawet przyjemnie jeździ (a przetestowałbym), za to nawiązujący do bazowej pięćsetki przód to jakiś smutny dowcip. Jeszcze smutniejszym dowcipem jest szumnie zapowiadany 500X, czyli kolejny miejski krosołwer. Oczywiście nikt go nie kupi, w końcu Sergio wyciągnie wtyczkę i zostaną same przyzwoite, nieźle sprzedające się dostawczaki. Oczywiście o ile nie zostaną wyposażone w wyłupiaste oczy i nazwane 500 Cargo.

A kiedyś były wspaniałe 850 coupe, i 128 Panorama, i 132...




2. Opel

To był prawdziwy powód, dla którego stworzyłem owo zestawienie. To właśnie Opel, nie Toyota, wbrew temu, co twierdzi Garnier z Just Well Driven, jest najnudniejszą marką na Ziemi. Nie wiem, jak bardzo trzeba mieć w serdecznym gdziesiu całokształt motoryzacji, by świadomie, z własnej woli kupić nowego Opla. Podkreślam - nowego, gdyż w przeszłości firma ta oferowała kilka dobrych modeli. Ostatnim była Omega - fajna, tylnonapędowa, wielka kanapa na kołach o nieco amerykańskiej stylówie (wszak to wszystko koncern niejakiego Generała Motorsa). Naprawdę mógłbym jeździć Omegą w kombiaczu z ostatniego wypustu. Jednak to, co nastało po niej, to smutek w kopalni cynku. Obecnie oferowane Ople porażają nijakością i zadziwiają fantazyjnie skalkulowanymi cenami. Nie pomagają nawet bardzo wygledne przetłoczenia wokół klamek Astry GTC czy sympatyczny design Adama. Bycie fanem Opla przypomina pójście do restauracji i zamówienie talerza kleiku ryżowego za 100 zł, a następnie delektowanie się nim z bezmyślnym wyrazem twarzy.

Spójrzmy: jest malutki Adam, który wygląda sympatycznie i na tym się kończy, gdyż nie jest w niczym lepszy od Fiata 500, za to wyceniony jest sporo wyżej, jest spokrewniona z Grande Punto Corsa, która od swego kuzyna różni się kompletnym brakiem jakiegokolwiek polotu i - rzecz jasna - wyższymi cenami, jest aktualna Astra, auto nie wyróżniające się niczym poza gargantuiczną masą własną (to najcięższy samochód w swojej klasie, ma swoje własne pole grawitacyjne) i oczywiście cennikiem układanym pod wpływem naprawdę mocnego towaru, oraz niebrzydka ale poza tym zupełnie przeciętna Insignia, należąca do najciaśniejszych propozycji w segmencie D. Poza tym mamy koszmarną (i drogą) Mokkę, przeciętną pod każdym względem Zafirę i przedpotopową Antarę. O Vivaro (czyli Renault Trafic ze znaczkiem Opla) i Combo (będącym zrebrandowanym Fiatem Doblo) nie ma co wspominać, gdyż nie są Oplami. I tak się składa, że - obok całkiem fajnej Merivy z tylnymi drzwiami otwieranymi do tyłu (Demon Siedemdziesiątypiąty - dzięki za przypomnienie!) - to najlepsze modele w gamie. A jeden sensowny model własny i dwa zrebrandowane to za mało, niestety.

I jeszcze ciekawostka obrazująca modus operandi GM: przez kilka ostatnich lat gościliśmy w Europie Chevroleta. Oferowane na rynku UE Chevrolety były de facto robionymi w Korei Oplami w innym opakowaniu i w lepszych cenach. Sprzedawały się nieźle, i trudno się dziwić - nie oferowały mniej niż Opel, za to kosztowały dużo rozsądniejsze pieniądze. Co zrobił Generał? Wycofał Chevy'ego z Europy aby podbić sprzedaż Opla. Gratulujemy, Generale. Przedstawicielstwa Skody i Dacii są ci bardzo wdzięczne.



1. SEAT

Opel byłby najbardziej zbędną nie tylko Europie ale i całej ludzkości marką, gdyby nie jedna, zapomniana przez rynek i własny, macierzysty koncern firma, czyli hiszpański Seat.

Koncern VAG, od momentu odkupienia seata od firmy, która tak naprawdę go stworzyła, czyli Fiata,  tak naprawdę nie miał nań pomysłu. Początki nie były najgorsze - pierwsze Toledo było tak naprawdę zapowiedzią mającej ukazać się kilka lat później Octavii: spory, niedrogi, oparty na Golfie liftback z ogromnym bagażnikiem. Przy czym Toledo I było technicznie oparte na Golfie II, a pierwsza Octavia - na Golfie IV. Później VW zaczął kombinować w kierunku zrobienia z Seata czegoś w rodzaju konkurencji dla Alfy Romeo. Pojawiło się hasło "niemiecka precyzja, hiszpański temperament", a wraz z nimi - Ibiza II i Cordoba, do których owo hasło pasowałoby idealnie, pod warunkiem odwrócenia go. Każdy, kto zetknął się z tymi modelami, mógł zapłakać nad smutną jak Małkinia deskę rozdzielczą, zwymiotować na widok jakości wykonania wnętrza (która to jakość po kilku latach okazywała się dotyczyć całego auta) i - w przypadku bazowych silników - podciąć sobie żyły w oczekiwaniu osiągnięcia prędkości pozwalającej na to, by przestali nas wyprzedzać rowerzyści. Z kolei Toledo II i pierwszy Leon nie były takie złe - ot, całkiem zgrabny sedan i hatchback oparte na solidnych mechanizmach Golfa IV. Nie powalały przestrzenią ani wykonaniem wnętrza, ale przynajmniej były ładne i niedrogie w eksploatacji.

I wtedy wszystko zaczęło się psuć.

Ibiza III i Cordoba II były co prawda jakościowym krokiem do przodu w stosunku do swych poprzedników, jednak zniknęło kombi Vario i - co gorsza - w miarę rozsądne ceny. Jedynie podstawowe, wyposażone w dramatyczny, 3-cylindrowy silnik 1,2 THP wersje były wycenione tak, by mógł pozwolić sobie na nie zwykły śmiertelnik, reszta cennika wyglądała jak narkotyczne rojenia uzależnionego od amfy szympansa, któremu ktoś nieopatrznie dał kalkulator. Leon II i pierwszy kompaktowy minivan Seata, czyli Altea, wyglądały nieźle, ale były wyposażone w nieuginające się zawieszenie (co w przypadku rodzinnego auta jest pewną wadą, wbrew temu, co wypisywali masochistyczni dziennikarze) zaś ich wnętrza były wykonane z przetopionych odrzutów z etiopskiej fabryki zabawek. Prawdziwym dramatem jednak była trzecia generacja Toledo. To, co w pierwszej odsłonie było tanim, praktycznym liftbackiem zaś w drugiej - zgrabnym sedanem o nieco sportowym charakterze, tym razem okazało się... Alteą, tyle, że z doklejonym zadem. Ktoś gdzieś stwierdził, że połączenie minivana z sedanem i liftbackiem to jest to, czego potrzeba ludzkości.

Ludzkość popuściła ze śmiechu i poszła do salonów konkurencji.

Dziś Seaty to de facto zrebrandowane, nieco inaczej stylizowane Volswageny. I nawet nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że tę samą niszę okupuje Skoda, robiąc to wszystko lepiej i nieco taniej a do tego dysponując szerszą gamą. Efekt jest taki, że Seaty kupowane są w zasadzie jedynie w Hiszpanii, zaś poza nią mało kto interesuje się zbyt drogimi, za mało wyrazistymi, za twardo zawieszonymi popłuczynami po Skodzie i VW. A Toledo? Otóż ten model zatoczył koło i w aktualnej wersji znowu jest praktycznym liftbackiem. I znów - nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że po pierwsze jest nudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, po drugie zaś to tak naprawdę Skoda Rapid. W jeszcze brzydszej i nudniejszej wersji.

O ile dla marek zajmujących miejsca od 2 do 5 jest jeszcze jakaś nadzieja (nawet dla Opla - Omego, wróć!), to w kwestii Seata recepta jest jedna.

Zaorać.



Dziękuję, dobranoc.

43 komentarze:

  1. To mowisz, ze nie chcesz sie kolnac moja Astra H 2006?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kupiłeś, znaczy? 1.9 CDTI? Oczywiście, że chcę.

      Usuń
    2. 1.9 CDTI 120BHP

      Usuń
    3. Najlepszy silnik w tym modelu, ale o tym już gadaliśmy.

      Ta granatowa, którą mi pokazywałeś?

      Usuń
    4. Yup, ta granatowa. Ma kilka zadrapan, przepalone 2 zaroweczki od tablicy rejestracyjnej i niestykajaca gdzies antene od radia, ale to co ma dzialac - dziala i to pieknie :)

      Usuń
  2. Suzuki - a jeszcze niedawno Swift Sport byl taki sensowny, potem walneli lifting, dodali 4 KM i cena poszła w górę o kilkanaście tyś
    Volvo - obecnie szwedzka breja pośniegowa niestety
    Fiat - zgoda
    opel - pisałem już kiedyś u siebie, zgoda
    Seat - odczepić się proszę od Cordoby mk1 - wcale się więcej nie sypała, niż Xsara :P Moze i porywająca nie była, ale funkcje prostego jeździdła spełniała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zmienia to faktu, że niewątpliwie odznaczała się niemieckim temperamentem i hiszpańską precyzją, zaś obecna gama Seata to zimno, wielki smutek i halucynacje z niedożywienia.

      Usuń
    2. Od Polo Classic i tak była ładniejsza. W Cordobie spojler był, a w latach 90-tych to wystarczyło do temperamentu mimo 60 KM :)
      A co do obecnej gamy to się zgadzam.

      Usuń
  3. a śmiem dyskutować jeżeli chodzi o volwo, sam pojazduje czasem xc70 (auto teściów) i złego słowa o nim nie powiem, a na ulicach tego dokładnie modelu u mnie w niedużym mieście (raptem 40tyś) jeździ co najmniej kilka, co jak na takie autko całkiem sporo. Ale mogę się nie zgodzić głównie dla tego, że od paru dobrych lat choruje na s40 pierwszej generacji na ropę, ale to ja, w każdym razie, Volvo nie są takie złe, i stawiać je obok fiata czy suzuki to lekka moim zdaniem przesada. na to miejsce jest wiele o wiele bardziej zasługujących marek (patrz Daewoo'ate Chevrolet'y).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego podkreślałem - chodzi o obecną ofertę i aktualne modele. Starsze Volvo uwielbiam wręcz. XC70 - bardzo fajny, wg mnie dużo lepszy niż np. Audi A6 Allroad. Ale V40, S/V60 itd - to już nie jest to Volvo, które kochaliśmy, niestety.

      Usuń
    2. Chevroleta, panie Anonimowy, to ty szanuj

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Taki tam fanboj attack heh

      Usuń
    5. 1. Od kiedy mam świadomość "co to", zastanawiało mnie, co sprawia że ludzie kupują/kupowali S/V40 (Mk1), zamiast tańszego oryginału. W czym składany w Holandii "volvo/mitsubishi" jest lepsze niż ocynkowany oryginał z fabryki we Francji?
      2. Chevroleta nie ma, niestety. Przynajmniej w Europie.

      Usuń
  4. Z opli nie wymieniłeś jednego modelu - jest jeszcze jest opel cascada. Polish pride!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, to. Racja, bardzo ładne auto. Podobno dwie Cascady stojące obok siebie za sprawą swej masy implodują i tworzą czarną dziurę.

      Usuń
  5. Oj tak, tak. Okropnie byłem nieszczęśliwy, jak mnie w pracy wysyłano gdzieś dalej Astrą. Śmierdzący plastik, głośno klikające i pykające wszelkie możliwe funkcje, nieintuicyjny komp pokładowy. Jakoś tam jechał, nie powiem, nawet skręcił i zahamował, ale człowiek zapomina o tym łajnie 6 sekund po wyjściu z auta. Jak można sobie to kupić dobrowolnie, dla siebie? Nie wiem. Vectry nudne, no może i nienajgorsze nawet ale definiują pojęcie nudy na 3 słowniki wprzód. A RWD-owa Omega to jak przednionapędowa Bejca - wady tylnego pędu bez jego zalet :) choć rzeczywiście, każdy upalacz potwierdza że to nieujebliwe auto.
    Z Seatów widzi mi się pierwszy Leon, podoba mi się stylówa i chyba całkiem dobrze to nawet jeździ. Jakieś ciemne sztuki na dobrej feldze cieszą oko. Jeździłem natomiast Ibizą II, a też to nawet było fajne, trochę takie wyłupane z kamienia (hiszpański temperament? gdzie?) ale wózek dał się lubić. Urwałem dyfer przy za ostrym starcie na skręconych kołach :) szkoda mi ich troszkę za to obecne spychanie pod dywan.
    Szkoda też i Volvo, chyba to nawet nie do końca wina Chińczyków, w końcu oni robią to, co się sprzedaje i czego chce tłuszcza... więc musi być suvowato, prestiżowo, tak żeby bez siary podjechać do wąsatej rodziny na wesele.

    OdpowiedzUsuń
  6. - Suzuki!? demyt, faktycznie. Mimo, iż to co mają jest sensowne do 'bulu', to cenowo jest mocno niefajnie (choć dobrze wyposażony Swift oscyluje w okolicy 45tyś). I faktycznie brakuje czegoś większego od Swifta. Sytuację (subiektywnie) ratuje jedyna osobówka na rynku europejskim z normalna pozycją za kierownicą - SPLASH! Tak, bardzo lubię mimo ceny i absolutnego braku bagażnika.
    - a gdzie Lancia i Alfa-romeo?, hę ;-)
    - sama lista mogłaby być dużo dłuższa, bo rynek jest zwyczajnie coraz gorszy i póki co nic nie zapowiada zmiany na lepsze.
    - ciekawe, że nie ma na liście konstrukcji koreańskich ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo są dobre i sensownie wycenione. No, może poza przerażająco smutnym i20 i absolutnie nijakim ix35, ale cała reszta daje radę.

      Usuń
  7. Dobra zjadłem śniadanie to mogę się trochę bardziej rzeczowo wypowiedzieć.
    Co do Suzuki. To jest dla mnie kompletna marka-cień. Na ulicach nie ma, w gamie głupio wycenione fury. Więc generalnie pełna zgoda.
    Volvo. Nigdy nie kupiłbym nowego Volvo bo nie lubie jak chiński samochód uważa że jest mądrzejszy ode mnie.
    Fiat. Niech spoczywa w pokoju. Jak dla mnie to nie ma już ratunku.
    Opel+Seat. Kill it with fire...
    Sam dodałbym do tego Subaru (które skądinąd bardzo poważam), markę która ma swoich klientów tak bardzo we dupie że nie jest w stanie nawet podać cennika w walucie obowiązującej w PL a dokopanie się do list wyposażenia poszczególnych modeli przypomina podróż do wnętrza ziemi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety aktualna oferta Subaru jest coraz smutniejsza, a szkoda, bo jeszcze kilka lat temu była to genialna marka. Myślałem też o Nissanie, ale jednak Suzuki jest biedniejsze i jeszcze bardziej bez sensu pod względem oferty.

      Usuń
    2. Nowe STI jest grube i laski na nie leca: http://www.therideofherlife.com/

      Usuń
    3. Grube, znaczy? Ma nadwagę? A laski lecące na samochód jakoś nigdy mnie nie interesowały. Co innego te lecące na umiejętność prowadzenia.

      Usuń
    4. Obywatelu. Jak Cię stać to kupuj, a ja tylko będę się cieszył, że po naszych drogach jeździ o jedno Subaru więcej zamiast kolejnego Audi.

      Usuń
  8. Jarek (przepraszam, mogę w ten sposób?) co do Toyoty chyba nigdy się nie zgodzimy. Co do Suzuki... no, trochę racji masz mimo, że jeżdżę nowym Swiftem i finansowo wypadał najlepiej ze wszystkich przedstawicieli klasy (serio!) i do tego ma fantastyczny silnik.

    Ale Panie, VOLVO?! Poczekaj na nowe XC90, to będzie bomba. Tak samo jak każdy nowy model w nowej gamie. Totalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz, możesz, i tak wszyscy wiedzą ;-)

      Co do Toyoty - ok, możemy się nie zgadzać, jednak dla mnie to jedna z niewielu marek, które obecnie robią samochody mające jakikolwiek sens. Niezawodne, przemyślane, komfortowe, do tego mamy najlepszy na świecie napęd hybrydowy (to, co próbują w tej kwestii robić marki europejskie, to jakiś kiepski żart, a czemu cenię toyotowskie hybrydy, napisałem już u Ciebie) a dla koneserów z odpowiednim pieniądzem - GT86, którym bardzo chcę się przejechać. BARDZO. No ale wiesz, jestem gościem, który broni Dacii, zwraca uwagę na ustawność bagażnika i nie lubi twardego zawieszenia, więc ten, no. ;-)

      Suzuki - jak już pisałem, fajne samochody, tylko polityka cennikowo-modelowa do dupy. 2 samochody segmentu A, za to żadnego kompaktu. Dobra, Baleno się nie sprzedało, ale pierwszy SX4 pokazuje, że potrafią zrobić fajne auto, więc następca mógłby już zawalczyć w segmencie C. Do tego ceny (nowy SX4 zabija cennikiem). I tylko dlatego jest na liście.

      Co do Volvo zaś - nie wiem, czy uważnie przeczytałeś wpis, ale ja naprawdę wielbię te samochody. Tyle, że starsze. Aktualnie to już nie jest Volvo, tylko lajfstajlowo-prestiżowo-premiumowe niewiadomoco. Volvo kombi z ciasnym wnętrzem i małym bagażnikiem? Serio? Nie, to się nie broni. Ale ok, czekam. Nowe modele stylistycznie zapowiadają się świetnie. Niestety, coraz bardziej rozbudowane wspomagacze mające myśleć za kierowcę oraz zapowiedź, że w przyszłych modelach będą wyłącznie silniki R4 (czwórka w XC90, plażo, proszę), nie nastrajają optymistycznie.

      Usuń
    2. Co do cennika Suzuki masz rację, tragedia. A i tak tych nowych SX4 trochę już jeździ po ulicach.

      A jeśli chodzi o Volvo to z tego co widzę znowu wracają do pudełkowatości formy. I dobrze, bo z tym są kojarzone. Jeśli chodzi o silniki to tez prawda, że R4 może się średnio bronić, ale 400-konna hybryda (a Volvo ma dobre hybrydy) z pewnością sobie poradzi. Jak dla mnie atak na Niemiecą Trójkę, w szczególności w klasie SUVów udaje im się od paru dobrych lat (XC90 i XC60 są najlepsze w klasie jak dla mnie.).

      Usuń
  9. Wykonałem heroiczny wysiłek, bo coś mi nie pasował w opisie Opla. Znaczy odwiedziłem ich "serwis WWW". Tak, zabrakło chyba najciekawszego Opla, mianowicie Merivy. W tym przypadku CHYBA trudno być aż tak krytycznym ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, na śmierć zapomniałem o Merivie. Po prostu sprzedają się tego tak śladowe ilości, że trudno o niej pamiętać. A szkoda, bo to - poza Combo i Vivaro (niebędącymi de facto Oplami) - zdecydowanie najfajniejszy model tej marki. Za same tylne drzwi. A ceny w porównaniu z konkurencją chyba nawet nie odstają za bardzo. Zaraz wprowadzę zmianę w tekście.

      Usuń
  10. Co do Seata to nie do końca się zgadzam, moim zdaniem ta marka faktycznie może i ma kryzys, ale jest do odratowania.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nowe XC90 miało być tylko 4-cylindrowe, ale chyba pokapowali się że popłynęli za bardzo i jednak będą wersje R5 i V8.
    Tak się składa że osobiście znam idealnego przedstawiciela grupy nabywców nowego volviaka. Obecnie lata S80 '07 4.4 V8. Z biciem serca czeka na nowe XC90, ale pewnie nie kupiłby dwulitrowej, zaturbionej czterocylindówki za prawie 400 tysięcy.

    Natomiast V8 owszem. Nawet jeśli będzie miało wtrysk bezpośredni i turbo.

    OdpowiedzUsuń
  12. apropo Fiata, to nie zapomniałeś o Bravo? ;) co tam masz w swojej teczce na niego :) (no offence)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bravo jest świetne. Problem w tym, że nie jest już oferowane.

      Usuń
    2. słyszałem, że ma to nastąpić, ale nie wiedziałem, że już... :/

      Usuń
  13. Komentarz do wpisu:

    1. Fiat odgrzał kotleta - Dodge Journey pod pseudonimem Fiat Freemont. No i poza skrzypiącymi plastikami to serio udane auto. Kompletnie niepasujące do Fiata, i to właśnie jest fajne. Ktoś kiedyś rozwinął skrót FIAT - Fix It All Toddy.

    2. Volvo - nie wspomniałeś o wersjach R i psującym się napędem AWD.

    3. Opel - mam jako drugie jeździdło Corsę D i faktycznie - brak polotu, ale fotele jak na auto tej klasy wygodne, spala prawie nic na 100km (1.2 benzyna), jest pogromcą wszelkich dziur i krawężników (czyt. dość komfortowe zawieszenie) i naprawi je każdy mechanik bez większego doświadczenia. Lub ja sam. Miałem też kiedyś Astrę 1 z 1997 roku - zrobił pół miliona km. Mimo niechęci do GM (jestem fanem Saaba), to cenię Ople. Fakt, są nudne, nowe za drogie (ale GM właśnie tak chciał pozycjonować markę jako niby premium wypuszczając Insignię i killując Saaba), ale z pewnością nie są zbędne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są zbędne takie, jakie są teraz - czyli za ciężkie i za drogie. Choć powiem szczerze, że Meriva II mówi do mnie z tymi jej kurołapami z tyłu.

      Usuń
    2. Całkiem ok, bassowo-rodzinne auto. Jeśli chodzi o bass: https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=eynnYLXW3Fo :P

      Usuń
  14. Witam. Bardzo mnie boli stwierdzenie nt Seata Cordoby/Ibizy. Deska rozdzielcza tak samochodu Cordoba/Ibiza i Polo opracowana w 1993 roku nie odstaje niczym od tego czym chociażby uraczył nas Opel w Astrze G na przełomie tysiącleci. Wygląda normalnie, jest praktyczna i uporządkowana. Dużo ładniejsza od wnętrza równoletniego Civica (i innych japończyków). Jakość wnętrza jest dużo lepsza niż w nowszym Golfie IV, góra deski to nie twardy jak skała plastik tylko taka gąbka uginająca się pod naciskiem, robi bardzo dobre wrażenie. Najbardziej nie pasują liczniki od Golfa trójki, są ohydne (tym bardziej te pomarańczowe, tfu). Stwierdzenia o podcinaniu sobie żył nie jestem w stanie skomentować. Człowieku, ty masz pieprzoną trzydrzwiową białą mazdę bez wspomagania, coś czego bym nie podjął za żadne pieniądze a komentujesz i wyśmiewasz porządny niemiecki samochód (na każdej części jest wybite made in germany i znaczek VW-Audi). Bazowy motor 1.4 to genialna, bardzo wytrzymała jednostka. Jeżeli brałeś 1.4 to oczywiste że nie będziesz się z nikim ścigał, a chyba zapominasz (lub w ogóle nie masz zielonego pojęcia) o wersjach 1.8 GTI 16 V ze 129KM mocy oraz 2.0 GTI 16V ze 150KM. Powiem tak - są dużo, dużo szybsze od twojej mazdy. Człowieku, jesteś po prostu śmieszny, możesz napisać że Seat ci sie nie podoba, ale nie wyśmiewaj go bo jest dużo lepszym samochodem od twojej beznadziejnej białej kupy z włosem bez wyposażenia. Mam srebrną Cordobę SXE 1.6 z 1999 roku, pełne wyposażenie (rzadko sie to spotyka, oryginalne alusy, welur, klima, pełna elektryka), dałem 4 tyś zł. Rdzy nie ma ani grama, a co mnie obchodzi jak wygląda wnętrze, jak prowadzę patrzę na drogę. Od podziwiania są samochody za więcej niż te marne kilka tyś które ja dałem za Seata i ty za Mazdę. A i kup sobie kołpaczki, co by ci stalówki nie zardzewiały. Bez urazy, ale jak wyśmiewasz auto jakimiś dziecinnymi zwrotami to trochę mi się śmiać chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmiej się zatem, śmiech to zdrowie. Ja też się zdrowo uśmiałem, dziękuję :D

      A, kołpaczki mam. Słoneczka <3

      Usuń
    2. Eh. Odwołuję wszystko co napisałem nt białego pojazdu Mazda 323 w trzech drzwiach i bez wspomagania. Miliona kilometrów i szerokiej drogi życzę. Proszę o zrozumienie, że nie jestem nienormalny i wiem że niezmiernie pasjonujący pojazd "Seat Cordoba" to wóz dobry gdy nie wymaga się wiele od swojego pojazdu. Co mnie cieszy to tanie części i to, że każdy mechanik potrafi go rozebrać na czynniki pierwsze. Emoszią jest jak jasna cholera, siedziałem dzisiaj na złomie w Megane (przyjechał dziś Coupe i zwykły, a mówią że kryzys) i to jest wóz, który zaprezentowano 3 lata po seacie, a wygląda jak z innego świata. Wszystko co napisałem w powyższym poście jest prawdą, śmiać się nie ma powodu. Jeżeli jesteś urażony to przepraszam. Nie o kłótnie tu chodzi, mamy tą samą pasję, którą jest motoryzacja i powinna nas ona łączyć, nie dzielić.

      Usuń
    3. Ależ ja to wszystko rozumiem i wcale nie twierdzę że za pieniądze, które można mieś je teraz, Ibiza i pochodne to kał. Dysponując 2,5 roku temu budżetem k. 4k też brałem tandem Ibiza/Cordoba pod uwagę. To, że trafiłem na Madzisławę, to przypadek - po prostu była w tamtym miejscu i czasie pod względem relacji stanu technicznego do walorów praktycznych najlepszym samochodem mieszczącym się w moim budżecie, i tyle. A że się polubiliśmy to już insza historyja.

      Co do silników - piłem do bazowego 1.0 40 KM ładowanego podówczas do Ibizy. To dopiero był dramat. A i bezawaryjnością nie mogło się to coś poszczycić - kolega miał Polówkę z tym silniczkiem i rwał sobie upierzenie z głowy. Za to 1.4 i 1.6 są zupełnie przyzwoite - trwałe i łatwe w naprawach. A że przedliftowe Ibiza i Cordoba porażały depresyjnym wnętrzem - oh well. Nie one jedne. Moja ocena wynika z tego, że po prostu jestem wybitnie krytycznie nastawiony do polityki VAG względem Seata, która to polityka sprowadziła tę markę do roli koncernowej zapchajdziury. Tyle.

      I nie jestem urażony - gdybym miał się obrażać o to, co ludzie piszą w internecie, miałbym na nazwisko Kaczyński. Wręcz się cieszyłem, że być może mam hejtera, a co to za bloger co hejterów nie ma.

      Usuń
    4. Seat to nic innego jak brejdak koncernowy, to że próbowano go porównywać do Alfy Romeo zakrawa tylko i wyłącznie o pomstę do nieba. Powiem szczerze że już Skoda ma więcej sensu. W kordobie jako ukłon w stronę emoszją zrobili podświetlenie konsoli na czerwono i dali ten spojlerek na klapę bagażnika. Słabsze wersje były totalnie gołe, nawet tylna lampa przeciwmgielna była tylko jedna. Ciekawą rzeczą było na początku lat 90. tylko dla Cordoby 1.9 D i TDI automatyczne uruchamianie podgrzewania świec żarowych od razu po otwarciu i zamknięciu drzwi kierowcy (w Ibizie było tradycyjnie po przekręceniu kluczyka). Jako tani wóz do jeżdżenia - perfekcyjna maszyna. Co do Ibizy, litrowy motor to tragiczne nieporozumienie, w moim starym Uno 1.0 ieS można się pochlastać a to waży 735 kg, Ibizka coś koło 900 (Cordoba 1.6 z klimą 1090kg). Nigdy się nie śliniłem do kordoby, jak to kiedyś na złomniku Tymon napisał, kordobe kupuje się bo tanio kosztuje, i tak też było ze mną. Pięknie się świeci, od 2001 roku tylko kobiety nią jeździły. Nowego kupił 67-letni (w dniu zakupu) Niemiec. W Polsce dopiero rok (nie zdażyli go zagazować i bardzo dobrze). Pozdrawiam raz jeszcze, jak bym mógł usunął bym te pierdoły z mojego pierwszego komentarza.

      Usuń
  15. Świetnie napisane i proszę o więcej takich artykułów.

    OdpowiedzUsuń