sobota, 7 marca 2015

Śmignąwszy: 500 brzydaL

Niedawno wśród komentarzy, skarg, wniosków i zażaleń znalazła się uwaga, że przydałoby się więcej testów starego żelaza. Jako, że całkowicie zgadzam się z tym spostrzeżeniem - zapraszam na kolejny krótki teścik plastika, czyli nówki-salonówki.

Jak już wspominałem, bycie tzw. tatusiem zobowiązuje. Np. zobowiązuje do tego, by dzieciu swemu zapewniać jakiś tam byt, warunki i bezpieczeństwo. Czyli do ogólnie pojętej odpowiedzialności. Oznacza ona również to, że gdy jest się na tyle bogatym, by wyasygnować kilkadziesiąt tysięcy polskich złotych na samochód, zamiast sprawić sobie coupe lub kabrioleta na którego widok w głowie rozbrzmiewa "Midlife Crisis" Faith No More, należy zakupić jeździdło pojemne, wygodne i praktyczne, słowem - dziecioprzyjazne. Oczywiście wielu rodaków uzna tu, że najbardziej niebezpieczny dla dziecka jest niedobór prestiżu, i w związku z tym uda się na poszukiwanie Audi A6 3.0 TDI JEDYNYTAKIZOBACZ EDYSZYN lub przynajmniej modnego SUV-a (najchętniej VW Tiguana, który swe bezpieczeństwo udowodnił będąc widowiskowo wydachowanym przez Znaną Piosenkarkę, więc i dla dzieciorów się nada), jednak ci, którzy Brzydkie Słowo Na "P" mają tam, gdzie ja, czyli w gdziesiu mrocznym a serdecznym, będą jednak skłaniali się ku czemuś, co naprawdę może pochwalić się względami praktycznymi a jednocześnie nie zrujnuje budżetu w trakcie eksploatacji (wystarczy, że dzieć rujnuje). Czyli na przykład ku niewielkiemu vanowi. Ci zaś spośród wyżej wymienionych, którzy mają do tego alternatywne pojęcie estetyki lub nieszczególnie przejmują się tą kwestią, zapewne spojrzą między innymi na Fiata 500L.


Polityka modelowa Fiata ostatnimi czasy jest co najmniej dziwna. Nie ma ani jednego kompaktu (bardzo udane Bravo wypadło z oferty). Przedstawiciel segmentu B, czyli Punto, jest kontynuacją nader przyzwoitego Grande Punto, którego głównym problemem jest jednak to, że bywał używany do polowań na mamuty. Trzecia odsłona Pandy nie jest już prostym, bezpretensjonalnym jeździdełkiem do miasta, za to stała się zdecydowanie za droga w stosunku do tego, co oferuje. Oparte na poprzedniej Pandzie 500 jest urocze, dużo mniej praktyczne, za to jeszcze droższe. No i właśnie wciąż ciesząca się powodzeniem "pięćsetka" została użyta jako stylistyczno-marketingowa baza do budowy nowych modeli.

Efekt jest... nnno, jest jaki jest. Powiedzmy, że nieco dziwaczny. Przynajmniej od frontu.

DERP
To, co prezentuje się przyjaźnie w małym, miejskim toczydełku, w samochodzie o dwa rozmiary większym wygląda po prostu idiotycznie. Zbyt szeroko rozstawione, wyłupiaste gały, kretyński pseudouśmiech - 500L wygląda jak upośledzony starszy brat małej "pięćsetki". Łagodny, nic nie kumający grubasek o IQ arbuza i gracji trójnogiego nosorożca.

Na szczęście z innych stron 500L prezentuje się znacznie lepiej. Dużo lepiej jest też w środku.


To inny, stojący w salonie egzemplarz - "mój" nie miał brązowych wstawek
Jak na vana - nawet niewielkiego - przystało, 500L ma w środku sporo miejsca. Wygodnie usiądą tu cztery osoby - przy próbie zabrania pięciu pasażerom z tyłu będzie już ciasno. Nie tak ciasno jak w bardzo wąskim wnętrzu Forda B-Max, ale nie oszukujmy się: małe vany z definicji nie są zbyt szerokie. Z drugiej jednak strony - kontrowersyjna Multipla, którą 500L (w szczególności jego groteskowo pokraczna, dłuższa wesja, czyli 500XL) nieformalnie zastępuje po kilku latach przerwy, była chyba nawet krótsza, a miejsca w środku było więcej - przynajmniej wszerz. Nowy Fiat przynajmniej nie ma za to deski rozdzielczej wyglądającej, jakby ktoś zżarł prędkościomierz, nawiew, kilka pokręteł i przełączników a następnie rzygnął maliowniczo całością na wykończone tkaniną podszybie Multipli. Choć z drugiej strony trochę brakuje tu wariackiej fantazji poprzednika.

Brakuje też paru centymetrów szerokości bagażnika.


Żeby nie było wątpliwości - bagażnik nie jest mały. Bagaże rodziny z dzieciem sztuk raz zmieszczą się tu bez większych problemów, oczywiście o ile zachowany zostanie rozsądek w kwestii ilości zabieranych na wywczas szpejów. Jednak, tak samo, jak w zdecydowanej większości współczesnych samochodów, kufer jest bezsensownie obudowany po bokach. Pół biedy, gdyby przy tylnych błotnikach znajdowały się schowki lub estetyczna tapicerka. Niestety - w 500L znajdziemy połacie szpetnego, łatwo rysującego się plastiku.

W porównaniu z B-Maxem nie zachwyca też system składania dzielonej tylnej kanapy. Choć de facto nie jest on zły.


Tak, jak w zdecydowanej chyba większości nowych samochodów chcących uchodzić za praktyczne, w bagażniku 500L znajduje się dodatkowa półka. Najlepsze jest to, że można ją umieścić na 2 różnych poziomach lub zupełnie wyjąć, wykorzystując dwa dostępne sposoby na płaską powierzchnię ładunkową. Gdy zawiesimy półkę na wyższym poziomie i po prostu położymy oparcie (lub jego część), uzyskamy równą powierzchnię, ja której można położyć bas, pod półką zaś powstaje miejsce np. na  głowę (czyli - dla niezorientowanych - sam wzmacniacz, bez głośników). Oczywiście nie może być ona zbyt wielka, Ampeg SVT-2 Pro czy Mesa 400+ nie wlezą, ale standardowy case 2-3U wejdzie tam bez problemu. Możemy też zostawić dodatkową podłogę w domu, korzystając z pełnej głębokości bagażnika. Aby uzyskać płaską powierzchnię należy kanapę złożyć na dwa razy, czyli najpierw położyć oparcie a potem postawić siedzisko (na szczęście dzielone tak samo, jak oparcie) na sztorc do przodu. Wszystko to jest całkiem fajne, ale system z B-Maxa (i mniejszych Hond), gdzie siedzisko opuszcza się przy kładzeniu oparcia, jest po prostu bardziej przyjazny.

Jeździ się za to zaskakująco dobrze.


Wersja, którą przyszło mi karnąć się wokół bloku, nazywała się Trekking i wpisywała się w bardzo modne ostatnio "uterenowianie" czego się da. W stosunku do standardowego 500L, Trekking ma nieco podwyższone zawieszenie, zaś czarne, plastikowe nakładki na zderzakach i błotnikach miały nadać mu bardziej bojowego wyglądu. Równie dobrze można próbować przebrać w bojówki i glany ryjówkę lub wombata tak, by sprawiały groźniejsze wrażenie. Ale sam pomysł z podwyższeniem zawieszenia wcale nie jest zły. Na naszych pseudodrogach, składających się głównie z dziur i kolein, oraz podczas przypuszczania szturmu na co wyższe krawężniki rozwiązanie to ma szansę zdać egzamin. Takiemu Trekkingowi niestraszna żadna podstępnie wystająca studzienka - po prostu przejedzie nad nią, zachowując miskę olejową na miejscu.

Najlepsze zaś jest to, że owo zawieszenie jest po prostu zajebiście komfortowo zestrojone.

Ci z Was, którzy czytają moją pisaninę nieco dłużej niż od trzech ostatnich wpisów, wiedzą, że nie lubię twardego zawieszenia. Nie interesuje mnie zachowanie rodzinnego vana na torze, nie planuję pojemnym kombiakiem bić rekordów okrążenia. Chcę za to w wygodnych warunkach dojechać do celu. I Fiat 500L Trekking dokładnie to zapewnia. Jego zawieszenie jest przyjemnie miękkie - nie za miękkie, takie w sam raz - a fotele wystarczająco wygodne, by nie ukrzywdzić mego starczego, steranego życiem i ciężkim basem kręgosłupa. I to, że może nie być możliwości pełnego wykorzystania bardzo żwawych 120 KM wypluwanych przez turbodoładowany benzynowy silnik 1.4 T-Jet, nie martwi mnie ani trochę. Cieszy za to, że w długiej trasie, gdy czasem przyjdzie kogoś wyprzedzić, z pewnością wystarczy mocy pod stopą.

Na mocniejszą, 120-konną wersję może za to nie starczyć czego innego: pieniędzy.

Fiat od dawien dawna kojarzy się z samochodami niedrogimi, bezpretensjonalnymi, dość prostymi (w dobrym tego słowa znaczeniu). Natomiast za 500L Trekking w bogato wyposażonej wersji Beats Edition kosztuje wedle cennika 85 500 zł! PONAD OSIEMDZIESIĄT TYSIĘCY! Co prawda w wyprzedaży rocznika 2014 można mieć to samo za nieco ponad 72 tysiące (a to jest naprawdę solidny rabacik), ale nadal jest to dużo. Bardzo dużo. Co prawda za tę kwotę otrzymujemy naprawdę kompletne wyposażenie, razem z rozbudowanym systemem audio, elektryką wszystkich szyb i stylowymi alufelgami, ale taka kwota to zwyczajnie za dużo jak na niewielkiego Fiata. Na szczęście nie jesteśmy skazani na topową wersję. W salonie stał Trekking wyposażony w to, czego potrzebuję - elektrycznie sterowane przednie szyby i lusterka, klimatyzację i standardowe radio - ze słabszym, 95-konnym, nieuturbionym silnikiem 1,4, w pasującym do zabawnej, krągłej sylwetki wesołym żółtym kolorze. Kosztował 57 800 zł. I gdybym miał kupować 500L, pewnie zdecydowałbym się właśnie na ten egzemplarz. Na pewno dałoby się z coś jeszcze urwać z ceny - wszak jest to "stock" bez konieczności specjalnego zamawiania. Musiałbym tylko sprawdzić, czy 95 KM wystarczy do sprawnego napędzenia go.

Nie jestem jednak pewien, czy za taką kasę byłbym skłonny wybrać właśnie 500L, choć to bardzo sympatyczne auto. W zbliżonej cenie możemy mieć mniej lajfstajlowe, za to dużo pojemniejsze Doblo. A tam do bagażnika bas zapewne wejdzie.


Podsumowanie czyli zady i walety:

Foat 500L Trekking to bardzo sympatyczne, wygodne jeździdło. Nie jest tak pomysłowe, jak konkurencyjny Ford B-Max, sprawia wrażenie mniej dopracowanego, za to okazuje się zaskakująco komfortowym, przyjemnym w prowadzeniu samochodem świetnie nadającym się dla rodziny 2+1 lub 2+2. Jednak za tę cenę do wożenia zarówno rodziny jak i basów - jeśli mam zostać przy Fiacie - wolałbym Doblo. Którym, swoją drogą, też muszę się przejechać.

Plusy:

* komfort
* sporo przestrzeni
* bardzo żwawy silnik T-Jet
* prześwit sugerujący odporność na nasze drogi
* niezła widoczność

Minusy:

* ceny, szczególnie lepiej wyposażonych wersji
* wąski, badziewnie wykończony bagażnik
* wrażenie taniości w kilku miejscach
* wyraz pyska

Co nim wozić:

Oczywiście małym vanikiem Fiata da się wozić sprzęt. Można złożyć część kanapy (jeśli bas wozimy w sztywnym futerale, to lepiej tę szerszą), umieścić ruchomą podłogę na wyższym poziomie i zalogować we wnętrzu choćby Yamahę BB 1025 albo Mayonesa Jabbę, zaś do utworzonego pod podłogą schowka wsunąć np. głowę Taurusa. Jednak do tego auta lepiej pasują po prostu fotelik i wózek.

20 komentarzy:

  1. Niebezpiecznie zciąga Cię w kierunku koszmarkovanów. Ale rozumiem, że to prawo serii, chęć porównania. Przeczytuje sobie ten ranking składania tylnej kanapy w celu zamieszczenia basu i mam projekcję malutkiej Yaris Verso Jeden, z oparciem dzielonym na trzy części i bagażnikiem, w którym Benny przewoziłby po dwie lodówki naraz:-). A Ty tu o Dobló... no to już jest klasa "pojemność ponad wszystko".
    W tej klasie, oprócz generała Berlinga i jego Partnera, który absolutnie rządzi, mamy jeden ciekawy dinozaur, który powoli staje się ulubiomym pojazdem wszelkiej maści podróżników dalekozasiężnych. Jest nim Kangoo 4x4. I jeśli chciałbyś zmieścić majonez + nieletniego konesera modelików + głowę + inne pudła + wózek + pudla + koleżankę wybrankę + ruszyć w śniegu pod górkę, czy tam na mokrej nawierzchni pokonywać zakręty, czyli bezpieczniej jechać = Kangur4x4. I, jak sam odkryłeś, będzie jaktajmerem, będzie Pandą Jeden swoich czasów, a 4x4 będzie Pandą Jeden 4x4 swoich czasów. Nie będzie też kosztować 57, ani 85. Tak tylko zwracam uwagę na ten Dinozaur.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja wiem, czy ściąga? Po prostu byłem ciekaw, przejechałem się i wiem. Jeszcze Meriva pozostała do przetestowania - nie znoszę Opli, ale akurat ona do mnie mówi (tak, mam słabość do kurołapów). A co do kombivanów - ależ oczywiście, Kangur czterokopytny to smakowitość. Zawsze mi się podobały, nawet pojeździłem (zwykłym blaszakiem jeno). Fajny.

      Usuń
    2. Tak tylko nieśmiało dorzucę - od właściciela i ludzi, którzy zajmują się naprawą słyszałem, że jedyną rzeczą która psuła się już w półrocznym Kangurze (i tak samo RX4) był właśnie ten napęd.

      Usuń
    3. Oj tam zaraz napęd... jak koło jest zepsute to cały traktor jest zepsuty. Wał nierozbieralny się sypie, ale można go zamienić na rozbieralny, a podpory daje się z Mercedesa (prestiżowsze / tak, już wtedy kolaborowali). Powodem się sypania tegoż może być wiskoza-lepkoza, która ma swą trwałość - taką samą jak we wszystkich innych lepkowiskotycznych napędach. To się wymienia jak czuć, że się lepi bez powodów - a czuć. Nie w sensie "nosem", tylko akurat "kierownicą" czuć.

      Usuń
    4. - Z tego co pamiętam problem polegał na 'niemaniu' dołączania napędu, jakieś sterowanie elektryczno-hydrauliczne czy coś (dawno to było!), inaczej niż w Ferdku z tą jego przekładnia kątową. "Ale ta to już temat na zupełnie inny wpis".
      - Co do rozbieralności/nierozbieralności - pamiętam przeboje ze starym LT "ogórkiem" - oryginalnie jednoczęściowe drążki kierownicze zamieniało się na normalne, z wymiennymi li tyko końcówkami. Podobnież rzecz aktualnie ma się z wtryskiwaczami w niektórych nowoczesnych dieslach (koszt 15-1800zł vs 400-500zl).

      Usuń
  2. Ja tam jednak, w porównaniu z Berlingo et consortes, optuję za Doblo. Powożę takim (firmowo) osobowym długim 2,0. Mogłem wybrać, mościłem się we Francuzach, w nowym Transicie Connect (kokpit jak chińskie hajfi...) i padło na Doblo. Jest najbardziej "ciężarowy" z ferajny ale mnie to pasuje. Zawsze ostatni spod świateł (krótkie 1 i 2). Pudełkowaty ale przez to pakowny i przestronny - Berlingo to przy tym klaustrofobia. W środku tak szeroki że nawet ja, ze swoim metr 92 wzrostu, nie zrobię zimnego łokcia bez puszczenia wolantu :) .

    Są uchybienia w ergonomii. Podłokietnik jest za krótki, nie da się oprzeć łokcia i trzymać ster... irytujące. Pozycja kierownika to standard ISA (Italian Size Ape) czyli długie ręce i krótkie nogi - ale taki urok Fiatów.

    Dobre światła - DUŻE KLOSZE, TAKŻE DŁUGICH! - popatrzcie sobie na klosz długich w Doblo (duży okrągły) i np. Corsie C (trójkąciki) - połowa światła idzie w pi.du. Czuć różnicę.

    A. No i długi. Któryś już raz dziękowałem Bogu że wziąłem długiego. Odsunięta tylna oś, a nie jak w Berlingo wydłużony z gracją C&G tylny zwis. 800 kg ładowności. Dobre prowadzenie na pusto i z pół tony gruzu (dosłownie). Bagażnik metr czydzieści długości - sprzęt w pracy włazi bez składania siedzeń. Wrzucam 300 kg fortepian stołowy i pociskam 160 na ałtobanie. Kwintesencja wielozadaniowości.

    Minus: MASAKRYCZNA NIEZWROTNOŚĆ. Rozstaw osi 3,1 m i mały skręt kół robią swoje. Krótki Transit czy Ducato są o niebo zwrotniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja się nie zgodzę. W moim prywatnym odczuciu, patrząc wyłącznie na parametry w segmencie wygrywa NV200. Oczywiście, jak się bliżej przyjrzeć wychodzą różne niemożebnie idiotyczne pomysły, ale 2-metrową pakę ma, 800 kg ładowność, sensowna długość i szerokość zewnętrzna w stosunku do możliwości i bardzo sensowna pozycja za kierownicą. A jak trzeba 7 siedzeń. I kosztuje tyle co "normalne" kombiwany.

      Usuń
    2. Ja się zgadzam z wami obydwoma, a nawet trzema, ale najwięcej, naajwięcej, naaaajwięcej w PL jest Berlingów i Partnerów. Powmiatały przetargi na Poczcie, w jakichś spółkach telekomunikacyjnych (oszczywiście był to czysty pszypadek) i rządzą. Każdy z tych wymienionych ma jakieś wady i zalety, ale możecie mi wierzyć, że drabinę najlepiej wozi się Berlingiem, bo mu krzesło pasażera się chowa w podłodze jak jak w tym Fordziku, co go J. ujeżdżał.

      Usuń
    3. Aż chce się napisać "Przypadek? nie sądzę" ;-)

      Usuń
  3. Podobno kryzys wieku średniego nie istnieje, to tylko kulturowy topos, archetyp, czy inny wzorzec parenetyczny.

    Człowiek ma podobno dwa kryzysy - raz, jak się wyprowadza od rodziców i musi sobie radzić sam, a drugi raz - jak odchodzi na emeryturę i widzi, że to już ostatnia prosta. Przy czym w ten pierwszy nie bardzo wierzę. Tak naprawdę, to nie wierzę w żadne takie stereotypy. To bardzo indywidualna sprawa.

    A coupe w stylu kryzysu wieku średniego miałem w wieku 19 lat, a potem jeszcze dwa inne. To nie żaden kryzys, tylko - tak jak wspomniałeś - kwestia liczebności rodziny. Pewna korelacja z wiekiem może występować, ale z kryzysem - niekoniecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Borze Tucholski, w wieku 19 lat cieszyłem się, jak miałem na bilet ;-) No ale cała kasa którą zarabiało się na jakiś dorywczych robotach szła w sprzęt.

      Usuń
    2. To auto było starsze ode mnie, więc nie kosztowało majątku. Mówię jedynie o stylu, bo ten był wybrany świadomie.

      Usuń
    3. Kryzys wieku średniego to zwykła samotność i chęć bycia docenionym zmixowane z przewlekłą hipokryzją wszędzie. A zdarza się w wieku średnim, bo wtedy się zdarza najwięcej wszystkiego wszystkim. O ile rodzaj bryły pojazdu i ilość drzwi można uzasadnić ilością ludzi i gitar do przewiezienia, o tyle takie niemanie dachu jest już podejrzane w naszej strefie klimatycznej.

      Usuń
  4. A ja tak z głupia frant: czy dobrze widzę, że oni nadal pchają tę kanciastą gałę na wajchę od biegów? Nie wkurzała Cię? (wiem, drobiazg, ale z tym drobiazgiem obcuje się kilkaset razy dziennie).

    PS. Zaś co do Midlife Crissis. Cóż, mnie właściwie dopiero w wieku około 40 lat stać na to, żeby zapokoić swoje potrzeby i jeszcze do tego zmarnować trochę tysięcy złotych na zabawkę bez popełniania kompromisów. I chyba tak należy postrzegać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przeszkadzała. Na tyle nie przeszkadzała że w ogóle nie zwróciłem uwagi.

      Usuń
  5. 500L do mnie nie przemawia. Ale juz 500x mi sie podoba.

    Pochwale ci sie, ze wczoraj wyrwalem od dealera ATS'a na overnight. I nie tylko zrobilem zdjecia wnetrza ale rowniez silnika ;)
    I tez mialem problem z mlodziezem. Z tylu troche malo miesca dla niego bo moj mlodziez to juz 12, a wlasciwie to prawie 13 wiosen.
    Ale problem rozwiazalem w ten sposob, ze mlodzieza przesadzilem na przod a matke na tyl ;P

    BTW
    Caddy ATS miazdzy system.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zazdraszczam troszkę. Bujnąłbym się takim ATS-em. Bardzo.

      Usuń
    2. Powiem Ci ze bardzo przyjemne auto. Jestem mile zaskoczony. Byc moze ulegam autosugestii, ale musze sie zgodzic z dziennikarzami moto, ktorzy bardzo to auto chwala. Cadillacowi udalo sie rozlozyc mase 50/50 i rzeczywiscie jezdzi sie nim przyjemniej niz BMW 3 (na codzien mam 328i). Moze jest troche wolniejszy niz trojka i skrzynia nie pracuje tak szybko jak w BMW ale ogolne wrazenie jest przyjemniejsze. To auto nie jedzie. To auto plynie.

      Gabarytowo jest wielkosci Forda Focusa czyli dla kogos takiego jak Ty z "bagazem" bedzie lekko za male. Moje subiektywne odczucie jest takie, ze Caddy jest ciut mniejszy od 3 ale po zapakowaniu takiego samego bagazu do 3 i ATS'a bagaznik Caddiego okazal sie wiekszy. Niestety egzemplarz ktory dostalem byl kompletnym golasem, nie mial nawet rozkladanych oparc tylnych siedzen. Silnik 2.5 R4 202KM dawal rade a w srodku bylo calkiem cicho.

      Nastepnego dniajak oddawalem samochod nie omieszkalem wyeazic moich zali. I tak po pieciu minutach podstawiono kolejny egzemplarz 2.0T 270KM z lepszym wyposazeniem. I w tym momecie zaczalem chorowac...

      Podsumowujac, jesli nie masz 35-40 tys U$D to lepiej nawet nie probuj. ATS jest tansza i chyba ciekawsza alternatywa dla BMW 3.

      Usuń
    3. Szkoda, że nie robią kombiacza. Acz ciocia Wiki mówi, że nie jest wykluczony ("Convertible and station wagon variants are expected to be produced, although Cadillac has not yet confirmed those body styles"). Zresztą dyskusja jest i tak akademicka - raczej nie jestem potencjalnym klientem na Caddy'ego, choćby ze względu na szerokość geograficzną.

      Usuń
  6. 500L jest nawet spoko, choć drogi bezsensownie (jak cały segment mini vanów). Do Multipli nie ma startu. Tamten koszmarek na kołach był bardzo szeroki i jednocześnie dość krótki. Dlatego spokojnie sobie w nim siedziały 3 osoby obok siebie.

    OdpowiedzUsuń