Dobry wieczór.
Dawno nie wywnętrzałem się na tzw. tematy, jednak lektura czasopism motoryzacyjnych (szczególnie tego zaczynającego się na literki AŚ) oraz ogłoszeń w internetach sprawiła, iż stwierdziłem, że nie zdzierżę.
I nie zdzierżyłem.
Jednego malowniczego, dorodnego pawia (sztuk raz) później podliczyłem, ile razy w ostatnich kilku numerach owego pisma pada ohydne, wywracające mi na lewą stronę trzewia słowo na "p". I nie, nie jest to jedno z tych słów, którymi wymieniają się mieszkańcy zasikanych bram w ramach wymiany uprzejmości, ani też to, którego antonimem może być "sigma obleje". Słowo, które mam na myśli jest dalece bardziej parszywe. Jedynym znanym mi bardziej odrażającym od niego zwrotem na "p" jest posłanka Pawłowicz.
Słowem tym jest PRESTIŻ.
"Prestiż" na łamach wspomnianego powyżej periodyku w ciągu ostatnich tygodni pojawił się dokładnie srylion razy. Wiem, bo policzyłem. Co ciekawe (a może i nie), jest on tam przytaczany jako realna zaleta. "Prestiżowy, solidny i trwały" - czytamy w tytule artykułu prezentującego używane Volvo S40. Tak, słowo "prestiżowy" pojawia się tam na pierwszym miejscu, jakby była to najważniejsza cecha samochodu. Kilka numerów wcześniej można znaleźć artykuł poświęcony niedrogim sedanom z różnych klas. Nic to, że niektóre auta tam opisywane można mieć już za kilka tysięcy polskich złotych na "n" (od czego jest skrót PLN, tak w ogóle? bo zawsze myślałem, że "złoty" zaczyna się na "z", ale ja się tam nie znam, dziwką bez szkoły jestem) - prestiż był tam podkreślany jako zaleta, zaś jego brak jako swego rodzaju wada.
Na miłość Latającego Potwora Spaghetti.
Serio?
Wedle darmowej (więc zapewne mało prestiżowej) internetowej encyklopedii Wiem "Prestiż to in. poważanie, ranga, znaczenie, a więc słowo łączące się tylko z jakościami pozytywnymi: Wysoki prestiż zawodu lekarza; Prestiżowy festiwal filmów w Cannes."
Poważanie. Ranga. Znaczenie.
I tu powstaje pytanie, jakie znaczenie ma to, czy za 40 tysięcy kupimy zajeżdżone Audi A6, 2-letniego Focusa czy np. nową Dacię Duster? Oczywiście dla innych, nie dla nas. Czy naprawdę sąsiad popuści w bieliznę osobistą i zacznie pierwszy mówić "dzień dobry" jeżeli podjedziemy pod dom Paskiem Hajlajn w Tedeiku Jedynym Takim Po Niemcu Który Płakał Jak Sprzedawał Lalka Bezwypadek Nicniestukanicniepuka ZOBACZ? A jeśli tak, to, do wuja chafla, CO Z TEGO? Jeżeli sąsiad osądza nas po tym, czym jeździmy, jest kretynem, którego opinia w hierarchii wartości powinna stać gdzieś pomiędzy opinią mijanego przygodnie na ulicy człowieka o kształcie naszych brwi a kolorem papieru toaletowego w klopie teściowej.
Oczywiście są jednak ludzie, dla których jest to ważne. Opinia sąsiada, księdza i policjanta będzie dla takiego bardziej istotna od zdania własnej żony, zaś roztaczanie iluzji swojego własnego sukcesu będzie znaczyło więcej od realnego powodzenia. Przykładem może być przytaczany przez Złomnika przypadek pacjenta bodajże z Podlasia, który kupił poflotową Insignię tylko dlatego, że będzie dzięki temu mógł mówić znajomym, że został dyrektorem w Warszawie, I ONI MU UWIERZO.
Zastanawia mnie, jak smutne musi być życie takiego człowieka. W spojrzeniu każdego przechodnia widzi ocenę swojego statusu. Doszukuje się ukrytej ewaluacji w słowach kolegów z pracy. Na zebraniu w szkole zamiast słuchać o tym, że nauczycielka martwi się coraz słabszymi wynikami Kubusia i Julci, rozgląda się, patrząc, czy pozostali rodzice spoglądają na niego z należnym szacunkiem. I jeśli wyda mu się, że nie, spędza kolejną bezsenną noc kombinując, skąd wytrzasnąć kasę by móc zamienić Passata B5 FL na jakiegoś SUV-a. Oczywiście prestiżowego.
Inna rzecz, że tego typu potrzeby są w pewien sposób tworzone przez samych producentów. Zauważmy, że nie ma już po prostu dużych samochodów: nie ma Omegi, nie ma Scorpio, zniknęła bardzo udana Croma a Japończycy wycofali z europejskiego rynku większe modele Hondy, Mitsubishi, Nissana i Toyoty. Trochę niby jeszcze trzymali się Francuzi, ale duże Peugeoty, Renówki i szczególnie Cytryny zawsze były czymś "troszkę więcej", choć przede wszystkim były inne. Co pozostało? Samo tzw. premium. Chcesz dużego sedana, ew. kombi? Jeżeli celujesz w nówki-salonówki, masz do wyboru Audi, BMW, Mercedesa, Volvo, Jaguara, Lexusa i Infiniti. Wybór niby jest, ale wszystkie te samochody są albo bardzo drogie, albo groteskowo drogie. Ale w końcu prestiż musi kosztować. Można go oczywiście mieć też w niższych segmentach - większość z wymienionych marek premium oferuje auta segmentu C, Audi ma w ofercie nawet miejskie jeździdło A1 (które, kosztując nawet 2 razy więcej od niepremiumowej konkurencji, nie ma w standardzie klimy), zaś w portfolio BMW znajduje się premiumowo-lajfstajlowe Mini. Każdy z tych samochodów ma jedną główną funkcję: pokazać, że właściciel jest LEPSZY. Że wygrał życie. A dla tych, co wygrali nieco mniej, działy PR i marketingu też mają propozycję: SUV-y i crossovery (nic nie podkreśla twojej wyższości niż siedzenie wyżej) czy choćby Seata Toledo, będącego zrebrandowaną, smutną jak kopalnia cynku Skodą Rapid. Hasło reklamowe nowego Toledo brzmi "prestiż w standardzie".
Inna rzecz, że tego typu potrzeby są w pewien sposób tworzone przez samych producentów. Zauważmy, że nie ma już po prostu dużych samochodów: nie ma Omegi, nie ma Scorpio, zniknęła bardzo udana Croma a Japończycy wycofali z europejskiego rynku większe modele Hondy, Mitsubishi, Nissana i Toyoty. Trochę niby jeszcze trzymali się Francuzi, ale duże Peugeoty, Renówki i szczególnie Cytryny zawsze były czymś "troszkę więcej", choć przede wszystkim były inne. Co pozostało? Samo tzw. premium. Chcesz dużego sedana, ew. kombi? Jeżeli celujesz w nówki-salonówki, masz do wyboru Audi, BMW, Mercedesa, Volvo, Jaguara, Lexusa i Infiniti. Wybór niby jest, ale wszystkie te samochody są albo bardzo drogie, albo groteskowo drogie. Ale w końcu prestiż musi kosztować. Można go oczywiście mieć też w niższych segmentach - większość z wymienionych marek premium oferuje auta segmentu C, Audi ma w ofercie nawet miejskie jeździdło A1 (które, kosztując nawet 2 razy więcej od niepremiumowej konkurencji, nie ma w standardzie klimy), zaś w portfolio BMW znajduje się premiumowo-lajfstajlowe Mini. Każdy z tych samochodów ma jedną główną funkcję: pokazać, że właściciel jest LEPSZY. Że wygrał życie. A dla tych, co wygrali nieco mniej, działy PR i marketingu też mają propozycję: SUV-y i crossovery (nic nie podkreśla twojej wyższości niż siedzenie wyżej) czy choćby Seata Toledo, będącego zrebrandowaną, smutną jak kopalnia cynku Skodą Rapid. Hasło reklamowe nowego Toledo brzmi "prestiż w standardzie".
Żeby nie było - naprawdę rozumiem ludzi, którzy kupują drogie, luksusowe samochody, gdy ich na to stać. Rozumiem i akceptuję myślenie typu "kupię Audi, ma świetnie wykończone wnętrze", "sprawię sobie BMW, uwielbiam to, jak się prowadzą" czy "chcę Mercedesa, nic innego nie będzie tak wygodne w długiej trasie". Bez wahania przyjmuję takie rozumowanie jako sensowne, tak długo, jak taki delikwent robi to DLA SIEBIE. Dla siebie (i dla swojej rodziny) wybierze samochód, który będzie spełniał jego potrzeby i sprawiał mu frajdę. Jeśli kupuje nówkę - wybierze takie wyposażenie i kolor, jakie lubi (a nie dlatego, że sąsiad ma taki sam to potem się łatwiej sprzeda i w efekcie na ulicach mamy srebrno-czarną masę). Jeśli decyduje się na używany, to na taki, na którego eksploatację realnie go stać i jaki będzie w najlepszym stanie w swej klasie cenowej. I zrobi to dla siebie. Nie dla sąsiada czy dalszych krewnych, "bo prestiż". Spójrzmy prawdzie w oczy - jeśli wydajesz kasę tylko po to, by pokazać się znajomym, jesteś po prostu debilem.
Ale i tak zawsze będą ludzie, którzy muszą być odpowiednio prestiżowi nawet w tak szczególny dzień, jak własny ślub, który - zamiast być radosnym wydarzeniem dla młodej pary - zmienia się w wieloletni kredyt tylko po to, by pokazać się wujkowi Marianowi, który nałoi się wódą i zalegnie nieprzytomny pod stołem, ale jest szansa, że coś zapamięta i będzie potem rozpowiadał w swych rodzinnych Swędziworach, że Sebastian z Andżelą przyjechali do ślubu Bejcą E60.
Smutne.
Smutne.
Ale co ja tam wiem. Jestem mało premium. Mało prestiżowy, znaczy.
"LIMUZYNA DO ŚLUBU= BMW serii 5 =PRESTIŻ". Bo prestiż być musi. |
Doskonale napisane!! Mnie zawsze zastanawiało, jaki procent użytkowników pojazdów premium naprawdę ceni ich walory, a ilu kupuje je dla sąsiadów... Ale obawiam się, że takiego badania nie da się przeprowadzić...
OdpowiedzUsuńA to by było bardzo ciekawe badanie. Gdybyś kiedyś coś znalazł na ten temat, koniecznie podrzuć.
UsuńSuper było by. Na pewno opisałbym to u siebie. Jednakże nie sądzę, żeby ktoś w badaniu przyznał się, nawet pośrednio, do kupowania czegokolwiek na pokaz.
UsuńJedyną szansę widzę w zadawaniu właścicielom pytań ogólnosamochodowych, dotyczących ich pojazdu - żeby rozkminić, czy oni w ogóle znają i doceniają jego walory. Kiedyś np. czytałem, że BMW pytało nabywców serii 1, która oś jest napędzana w ich samochodzie - 70% odpowiedziało, że w każdym aucie napęd jest przedni, bo tam jest silnik, 20% - że nie mają pojęcia i ich to w ogóle nie interesuje, a tylko 10% - że oczywiście tylny, jak w każdym prawdziwym BMW. Na podstawie tego wysnuli wniosek, że dokładanie pieniędzy do produkcji aut z tylnym napędem jest bez sensu, tylko tyle, że na razie uznają, że te 10% faktycznie utrzymuje reputację marki. Pytanie jak długo.
RZONDAM ZPROSTOWYWANIA!!!
OdpowiedzUsuńPiszesz:
" ...przytaczany przez Złomnika przypadek pacjenta bodajże z Podlasia, który kupił poflotową Insignię tylko dlatego, że będzie dzięki temu mógł mówić znajomym, że został dyrektorem w Warszawie "
Tu jest link do wpisu:
https://pl-pl.facebook.com/zlomnik/posts/10152506767934618
Siedlce i Łuków nie należą do województwa Podlaskiego (sprawdź na wikipedii, to w internetach jest: skręć w lewo trzy strony za googlem). U nas, na prawdziwym Podlasiu, insignia zazdrości nie wzbudzi, gdyż:
1. Do mniejszych miejscowości nie dotarły jeszcze ople nowsze niż Vectra, więc i tak nikt nie wie co to ta insignia.
2. W większych miastach insignie dotarły postacią nieoznakowanych radiowozów drogówki. Tym samym, zamiast prestiżu dyrektora i wzbudzania zazdrości jest wzbudzanie nienawiści i oplute klamki.
To co? Sprostowanie, czy mamy wysłać 17 prokuratorów w Polonezach ciągniętych przez białe niedźwiedzie?
A co do głównej części wpisu:
Ogólnie bardzo się zgadzam. Tylko kto patrzy na prestiż i na to, by sąsiad zazdrościł, to raczej nie czyta jakiś tam blogów, które nie mają w nazwie słowa "prestiż" (co mnie, cholera, podkusiło z tym "Autobezsens"!? Mogłem nazwać "Autoprestiż" i bym miał odwiedzin sto milionów na miesiąc!). Więc to i tak słowa rzucane na wiatr, perły przed wieprze itd. itp.
A co do zdjęcia, to... No, jestem uodporniony po tym jak kiedyś znalazłem ogłoszenie zajechanego 125p (za ponad 10tyś) z faltdachem typu "szfagier, daj kontufkie!" oraz zdjeciem młodej pary parkującej nim pod Biedronką. Ale i tak cebulą mi z monitora zapachniało.
Dlatego napisałem BODAJŻE. Parafrazując klasyka - wschód to wschód, po whooy drążyć temat.
UsuńA tak w ogóle to rejon Siedlec historycznie był uważany za część Podlasia właśnie.
Sukces sprzedażowy Dacii pokazuje że jest jeszcze nadzieja dla ludzkości...
OdpowiedzUsuńFajny tekst :)
Co ciekawe, Daćki świetnie sprzedają się tam, gdzie ludzie zarabiają nieco więcej, niż my, choćby we Francji. Po prostu tamtejsi nabywcy mają nieco zdrowsze podejście do tematu.
UsuńA to nie jest tak, że u nich to już taki typowy commodity car? Kupić, pojeździć pięć lat i popchnąć komuś za grosze, zanim ruda zje na wylot? Z drugiej strony np. na Kanarach, gdzie miejscowym jakoś specjalnie się nie przelewa, Daciek za bardzo nie widziałem, raczej Renówki, Seaty, wszystko to, co kosztuje jeszcze rozsądne pieniądze, ale i daje nadzieję na dłuższe użytkowanie (podejrzewam też, że sporo z nich to ex-rentale).
UsuńTak też może być. Acz sam takim MCV-em bym mógł, a Dusterem jeszcze bardziej. Tych drugich jest ponoć sporo w górzystych rejonach Włoch - moja Czcigodna Staruszka była w zeszłym roku i tak twierdzi.
Usuń@nozman - a to nie jest tak, że część oferty Dacii jest sprzedawana w niektórych krajach jako Renault? (np. Rosja). To by wyjaśniało nieco statystyki. Chciałbym także zwrócić uwagę, że wspólne Dacie/Renault są inaczej wyposażone - taki Duster ma dużo ciekawsze wnętrze i opcjonalny automat. Google: "Renault Duster".
Usuń@Demon
UsuńAle to w jeszcze biedniejszych krajach (lub/i tych o luźniejszych normach tego i owego), gdzie robią za Prestiż: Rosja, Indie, etc.
@J. Północne Włochy to te bogatsze. Może to właśnie commodity car?
Dobre :)
OdpowiedzUsuńJeśliby spróbować dłubnąć temat nieco głębiej i spojrzeć nieco psychologicznie to może okazać się że:
- większa część osób posiadających / chcących posiadać w.w. auta posiada w podświadomości wzorzec "potrzeba uznania". Muszą się dowartościowywać ponieważ w głębi są stale niezadowolone co powoduje powstawanie agresji kierowanej do wnętrza.
- mniejsza część posiada inny wzorzec "mam rację i się nie mylę", przez który zachowują się władczo a kiedy coś idzie nie po ich myśli kierują agresję na zewnątrz.
Optymistycznym jest fakt że "prestiżowcy" nie nadają jeszcze imion swym bolidom - a przynajmniej się o tym nie słyszy.
Cholera, ja nadaję. Niedobrze.
UsuńWybranka uparła się, żebym napisał co nastąpiło po przeczytaniu tekstu: wstałem bo zaczęło mnie nosić - tak bardzo się z Tobą zgadzam! :-)
OdpowiedzUsuńOprócz tej żony - zwykle ma takie samo, cebulaste zdanie...kilka takich pacjentek widziałem.
P.S. Dostrzegam także pewien dysonans - z jednej strony jedziesz SUV-y, z drugiej ukazujesz Dustera jako oazę rozsądku. Inna sprawa, że Duster dla mnie to nie SUV, raczej podniesione kombi z opcjonalnym 4x4.
No.
Ooo, takie żony to zazwyczaj są właśnie prowodyrami lansowania się na wyrost. Takie Hiacynty Bukiet z "Co ludzie powiedzą" ("Keeping Up Appearances"), tyle, że w realu jest to dużo mniej zabawne.
UsuńCo zaś się tyczy Dustera - jest on ze wszech miar sensownym autem. Pojemny, wygodny i praktyczny, a do tego dobrze się sprawdza na gorszych drogach. SUV-y mają wbrew pozorom swój sens (mieszkasz w miejscu, gdzie drogi są słabe, ale nie na tyle, by potrzebować prawdziwej terenówki), tylko został on wypaczony najpierw przez samych użytkowników, a potem przez marketingowców.
Czyli i w tej kwestii się zgadzamy. Ale nuda ;-)
UsuńJakby cię było stać to byś śpiewał inaczej, a tak trzeba sobie jakoś tłumaczyć swoje niepowodzenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę możliwości zakupu dobrego auta.
Kolego Anonimowy!!
UsuńJa jeżdżę CLK280, a opis moich wakacji za kierownicą włoskich klasyków możesz poczytać sobie u mnie. Nie mniej jednak, z autorem zgadzam się bardzo bardzo.
Drogi Anonimowy. Proponuję jeszcze raz uważnie przeczytać akapit zaczynający się od słów "Żeby nie było". Chciałbym również podkreślić, że tzw. prestiżem własnym przejmują się zazwyczaj ci, których nie stać, gdyż odczuwają potrzebę dowartościowania się, vide przypadek typa od Insigni. Zakładam zatem, że należysz właśnie do tej grupy ("grubo lansuję się na kredyt a cichcem wpierdalam suchą bułę z Biedry żeby tylko styknęło na ratę"), w związku z czym pozostaje mi jedynie zasugerować Ci znalezienie odpowiednio solidnej patelni i jebnięcie się nią w łeb. Patelnia oczywiście premium, na kredyt.
UsuńNa luzaku mogliśmy sobie kupić delikatnie wypierdzianą A6 czy E60 (albo i E65) w dizelku. A wybrałem nowe auto klasy B za taki Piniądz, że Janusze zaliczają facepalma stopą i oczyma wyobraźni widzą ociekajacego plakiem B7 na mazut. Tylko na co taki prestyż, gdy potrzebuję małego auta, którym maks dwie osoby jeżdżą dom-praca-dom? Miałem już lekko przechodzone premium, fajnie było choć na przestrzeni lat z tego premium literki zaczęły tracić pozłotę, a jedna nawet odpadła. Chciałem zobaczyć, jak to jest mieć sześć cylindrów w rzędzie, to zobaczyłem. Teraz kupiłem sobie trochę spokoju na kilka następnych lat (nowe auto to jest kilka lat względnego spokoju) i niewielkie zużycie paliwa. Rydwan jest nudny do bólu i taki ma być: z A do B, z B do A, raz na trzy tygodnie stacja, 30 litrów, do zobaczenia za następne 700km.
UsuńZatem nie projektuj swoich kompleksów na innych.
True. Najbardziej śmieszy mnie to właśnie pojmowanie "prestiżu", jako jakieś obiektywnej i ważnej cechy auta. A przecież jest to tak szalenie subiektywne, że już bardziej być nie może. Czy A4 to prestiż, czy też dopiero A6, albo może dopiero A8? Ktoś inny powie, że to wszystko taniocha i masówa i dopiero Maserati Quattroporte to jest prestiż.
OdpowiedzUsuńCzy z "prestiżu" można zbudować samochód? Może by mniej korodowały?
Ja na ten dany przykład uważam, że brak zbędnego prestiżu zostawia więcej miejsca na ważne rzeczy, QED choćby w fejsowej wrzucie u Złomnika (tej z porównaniem bagażników Cygara i nowej A6).
UsuńW sumie samochody prestiżowe są tylko jedno miejscowe (co widać na drogach), z racji oczywistej - prestiż lubi wygodę i potrzebuje dużo miejsca w samochodzie. Na szczęście nie waży dużo.
UsuńPierwszy Multicar? Ooo, taki prestiż to ja rozumiem.
UsuńAlbo Kaczka w pryczy:D
UsuńSzczepan Kołaczek, a czym się różnisz od tych ludzi obrzucanych błotem w artykule? chwalisz się starym autem, ale prestiżowej marki i zabiegasz o to by jak najwięcej osób wiedziało, że byłeś za granicą na wakacjach i co tam robiłeś. To też jest lans i chęć zaimponowania innym tylko, że w skromniejszym wydaniu.
OdpowiedzUsuńZ tą różnicą, że Szczepan (i jemu podobni) nie uważa się przez to za lepszego człowieka. Jeździ Mercedesem bo je lubi. Wyjeżdża na takie a nie inne wakacje bo ma na to ochotę (zamiast po januszoprestizowemu wozić się "wiesz, w zeszłym roku Teneryfa to teraz może Seszele"). A opisuje je, bo to warte opisania, choćby po to, by inni wiedzieli, że istnieje taka opcja i w miarę możliwości bardzo warto.
UsuńJeżeli zaś ktoś przez swój stan posiadania chce pokazać, że jest "lepszy", jest to sygnał, że nie ma się czym pochwalić w innych dziedzinach.
Kolego, lub Koleżanko może, Szczepan pisze o tym co lubi i na czym się jak widać trochę zna. Mnie osobiście bardzo zainteresował jego wpis i nakłonił do zaplanowania takiej samej akcji. Nie napiszę o niej nigdzie (nie mam nawet konta na FB), przed nikim nie będę się nią lansił, dowie się tylko kilka osób które kręci ten temat. A co mi się od tego przyrodzenie wydłuży, to już moje i mojej partnerki, he he :)
UsuńSzK nie reklamuje Mercedesa jako takiego, tylko chwali kilka modeli którymi jeździł lub jeździ nadal - a rozumiem to doskonale, bo sam jeżdżę starymi Niemcami i wiem z doświadczenia, że to godne i twarde bryki.
Jeżeli po przeczytaniu Jego serii wpisów o wyprawie do Włoch w celu upalania klasyków nabrałeś przeświadczenia, że "uuu, ale się typ lansuje tutaj, będzie nam tera mówił jaki to jest lepszy" - to ja Ci współczuję. Powinieneś był tam odczytać: "spełniam wieloletnie marzenie w temacie który mnie jara, spłukałem się na to ale było warto, napiszę o tym aby zainspirować innych żeby nie pękali i też robili takie akcje". Choć sądzę, że jednak wiesz lepiej i nie dasz się przekonać.
PS. Szczepan nie płaci mi za adwokaturę tutaj, jak też nie jestem nim bo może ktoś tak pomyśli ;) nawet typa nie znam ani On mnie. Ale wypada troszeczkę uszanować, że ktoś robi dobrą robotę w wolnym czasie, który mógłby spędzić przed TV.
Znikają duże samochody, bo segmenty B i C urosły do rozmiarów dawnego D czy nawet E. E34 -- 4.7 metra, tyle co dziś Octavia. Golf II to dziś Yaris III. Ludzie, którzy trzydzieści lat temu jeździli kwadratem czy Polonezem, nie napuchli nagle tyle, by teraz nagle potrzebować czegoś większego od Logana. Niektórzy zatem wysyłają do lamusa większe modele, inni jak VAG chyba zauważyli kretyńskość sytuacji, bo zaczęli oferować mniej za tyle samo i wmawiać ludziom, że to fajne (Rapid -> Rapid Sportback vs Octavia).
OdpowiedzUsuńTo też idiotyczna sytuacja. Porównaj klasyczną 500 z obecną. Jasne, z tyłu zapewne było dość przykro (w dawnych latach miałem do czynienia z Maluchem, który przecież na 500 był oparty), ale w tzw. krajach rozwiniętych gospodarczo mało kto kupuje takie maleństwa by wozić nimi rodzinę na wakacje (choć de facto da się). Z radością powitałbym powrót do dawnej skali, tym bardziej, że nowe generacje aut wcale nie są o tyle przestronniejsze od starych, o ile są od nich większe na zewnątrz,
UsuńMnie tam w Maluchu jest przykro wszędzie ;) Parę razy dostarczałem kolegom ubawu (jeden powiedział, że będzie mnie wszędzie woził za darmo, jeśli tylko będę wysiadał na czterech -- zakleszczył mi się but między fotelem a podłogą ;))
UsuńMyślę że dzisiejsza klasa B to jest taki rozsądny kompromis miedzy autem czysto miejskim, a czymś czym można skoczyć na działkę czy nawet, we dwójkę, na wakacje. No chyba że wozisz bass (i ciesz się, że nie kontra- ;)))))
Basiwo to i do niektórych przedstawicieli segmentu B wejdzie. Np. małych kombiaków. A jak nie, to na tylne siedzenie lub na podłogę. Tak wożę Madzią (segment C ale z '97 roku) i też jest dobrze.
UsuńOo, my wczoraj z przyjaciółką koleżanką oraz psem dużym w kolorze czarnym, transportowaliśmy trzymetrowe rury i kilka szafek z ikea białym volvem sedanem, w aktualnym modelu. Jak się buduje garderobę to trzeba mieć segment, dwa więcej prestiżu niż do basiwa. No i automat koniecznie, bo rury zasłaniają lewarek, zaczyjając się na poszybiu. Chciałem zrobić nawet foto na Złomnika, bo wyglądało komicznie.
Usuń@Andziasss. Mon! Flizy, ikea-szafki, listwy, pierdolety i drzwi do kibla (takie 80x200) to ja w K11 woziłem :P
UsuńDobra, zazwyczaj nie sypię mocnymi w gębie wypowiedziami i to jeszcze bez nazwiska na koniec - ale, do stu tysięcy rozciągniętych łańcuchów rozrządu dwusuwowego turbodiesla - te napompowane z zewnątrz i ciasne w środku auta, wypełnione dotykowymi panelami z wypierdyliardem kolorowych aplikacji służącym wszystkiemu poza jazdą, morzem cuchnącego plastiku naokoło udającego alu, skórę, furę i komórę - to współczesne dziadostwo kierowane jest do metroseksualnego ped*ła z iFonem w wypielęgnowanej rączce, pasujące mu do rurek i okularków w grubej oprawie, który kubek kawy znanej sieci zawsze ma gdzie postawić w tymże "prestiżowym" swoim podkreślającym czernią lakieru indywidualizm aucie.
OdpowiedzUsuńDo takiego ch*owego ped*ła obojga płci, nawet nie porządnego geja w garniturze od Armaniego, który powiedzmy przemieszcza się jakimś tam Bentlejem, bo je lubi ;) (to takie nawiązanie do dowcipu, jakby ktoś przestał czaić skąd taka gadka). W wersji damskiej oferujące Bezpieczny i Prestiżowy Samochód do Odwożenia Dzieci na Rozwijające Umiejętności Zajęcia pod Operą (BIPSODRUZPO® albo SUVCIWDUPE®, jak coś to ja pierwszy na to wpadłem). Szkoda że dzieci nie mają kiedy błysnąć tymiż rozwiniętymi umiejętnościami, no bo cały czas jadą w metalowej klatce na następne zajęcia.
.
PS. Stać mnie, no może w lekkim kredyciku ale niemniej bez problemu - tylko że mam na to wyjebane i kulam się sprzętem starym, tak - wypierdzianym, szybkim i wygodnym oraz nie psującym się raczej, marki za to - ha! prestiżowej, a jakże. Hejterów zapraszam do polemiki, już tam się jeden objawił, doskonale. Tymczasem idę zmienić przepaloną żarówkę w Š 105-tce (to nie o tym sprzęcie mówię :-), która to stanowi istną czarną dziurę w prestiżowej mapie u mnie na parkingu. JM widział, raczej potwierdzi ;) Oby ganiała jak najdłużej.
Ty mi tu nie suvdupaj, tylko powiedz, kiedy mogę się karnąć tą stopiątką ku chwale i na pohybel jednocześnie!
UsuńA ci w rurkach i rogowych oprawkach to raczej na Veturilo się bujają, ew. na podróbce holenderskiej Gazeli, ya know.
I knows, tak Veturilo też. Ale modyfikacje po przesiadce do Mini Sport Clubman Prestige Saloon są niewielkie, powiedzmy Ray Bany na mordę, rurki zostają, żelik na czaszkę i modna kurteczka z pedalsko zawiązanym szaliczkiem. Veturilo to raczej ci początkujący, jak już uzbierają na to lajfstajlowe auto z billboardu to chętnie się przesiądą :)
Usuń105 jeździ, wymaga tylko małego dodatkowego zachodu ale i tak przy ogromie wymaganych czynności to nie jest problem. Trochę tylko mniej niż to opisał Sz. K. u siebie przy ogarnianiu weterana, ale wciąż nie jest to plug&play czyli wsiadasz i jedziesz :-)
Ogólnie to możesz brać i upalać cały czas. Być może w międzyczasie nawet uporam się z termostatem, bo już leży i czeka, ale jeździć można i nie grozi to przypałem. Znaczy wróć, przypał jest maksymalny tylko nie grozi awarią, o :)
Taki przypał to ja lubię akurat
UsuńSama prawda. Większość z nas kupując samochód zwraca uwagę na prestiż, na to czy sąsiadowi podskoczy ciśnienie gdy zobaczy jakie auto sobie kupiliśmy pchając się w kredyt na całe życie. Później oczywiście pojawiają się problemy z utrzymaniem takiego samochodu, bo umówmy się części do takiego pojazdu są też ogromne.
OdpowiedzUsuńPrestiż musi kosztować, panie. Rozsądek za to jest za darmo.
Usuńa PLN to Polski Nowy w odróżnieniu od starego PLZ ;)
OdpowiedzUsuńO, bardzo nowy. Baaaardzo. Od 1994 nowy.
UsuńNocman: drzwi to bym czymkolwiek przewiózł, mam kilka gratów/niegratów, ale TRZYmetrowe rury wlazły tylko do Volvo i to sedana. Anonimowy ma racje: ajfon i rurki! Wpisałem się w kanon.
OdpowiedzUsuńLeniwcu, czy Ty przyjmujesz towar od korespondentów zamiejscowych? Czy nie masz czasu:(
Przyjmuję z radościo.
UsuńCzytanie komentarzy zajęło mi więcej czasu, niż ogarnięcie testu. Lubię takie samcze rozmowy, ubawiłam się setnie!
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że jak przeczytałam o słowie na P, to pomyślałam o parkingu. Głównie dlatego, że gdy ma się biały samochód ze względnie zadbanym lakierem i jest to jego jedyny atut, to każda czerwona albo niebieska rysa powstała na skutek zamaszystego otwierania drzwi przez kierowcę/pasażera samochodowego sąsiada, wkurwia tak, że oczy zalewają się krwią.
Ale co do prestiżu... Dla mnie prestiż jest względny. Jest tak samo nieostrym określeniem jak to, że coś jest ładne, czy brzydkie, gustowne, niegustowne, etc. (Są tacy co się spuszczają nad strojami Joanny Horodyńskiej, które dla mnie są nie do przyjęcia). Na chwilę obecną (bo może za jakiś czas mi się to zmienić) mogę wymienić kilka skrajnych samochodów, które uważam za prestiżowe.
Jak jadę spotkać się z paczką dziewczyn, to mam wrażenie, że moja Astra F w gronie samochodów przyjaciółek jest prestiżowa. I o ile Kangoo I i Corsa C są na pewno lepiej wyposażone, więcej warte, to z tych trzech tylko przy moim wozie da się wspomnieć o czymś takim jak przyjemność z jazdy. Corsa z silnikiem 1.0 i gazem nie jedzie, a Kangoo nawet jak chce, to jest ograniczony przez wodogłowie. Właścicielka Corsy pewnie myśli inaczej - nie dość, że ma najmłodsze auto, to najdroższe. A do tego najmniej pali.
Natomiast prestiżowa może być dla mnie S klasa. I to ta w każdym wieku, od pierwszych, chyba W116 do tych najnowszych. Od zawsze podobała mi się ich bryła i wnętrze. W221 też mi się strasznie podobało. Pewnie po części przez wspomnienia, ale i przez piękny, klasyczny zegarek analogowy w desce (doceniam zegarki tak, jak niektórzy buty).
Największym prestiżem natomiast był by dla mnie fakt, gdybym mogła jeździć czym zamarzę. Najchętniej codziennie wsiadałabym do nieidealnego, zbandyciałego, czarnego Plymoutha z pionowymi światłami z przodu i kompletnie nie zwracała uwagi na to, który sąsiad czym jeździ i jak dużo jeździ (bo może oszczędza?).
Tak w ogóle to nie pogardziłabym Volvo. Jakimkolwiek. Ale to dla mnie wcale nie symbol prestiżu, tylko symbol Szwecji, którą uwielbiam.
Bo dla mnie prestiż jest tak naprawdę tym, co siedzi nam w głowie. Chciałam napisać, że Insignia nigdy nie byłaby dla mnie prestiżowa, ale w tym momencie pomyślałam o wujku, który nie ma za grosz smykałki do samochodów i gdyby zamiast swoich licznych pomyłek wybrał dziś Insignię, to pewnie bym go pochwaliła ;-).
Szkoda tylko, że pisma robią sieczkę z mózgu i narzucają płytki sposób wartościowania. Chyba właśnie dlatego omijam wszystkie gazetki typu AŚ. Wolę Classicauto bo poczytać, a Ramp, by pospuszczać się nad pięknymi zdjęciami i w większości wartościowymi tekstami.
"Największym prestiżem natomiast był by dla mnie fakt, gdybym mogła jeździć czym zamarzę." - no dobra, sam też bym tak chciał, ale co tutaj rozumiesz poprzez prestiż? Bo np. dla mnie wiąże się to z postrzeganiem przez innych. A jeśli ktoś postrzega mnie przez pryzmat samochodu, którym jeżdżę, znaczy to, że nie jest to osoba, na której opinii mi zależy ;-)
UsuńPaulino, jak to "spuszczać"? Mam taką koleżankę, co kak pierwszy raz zobaczyła "mojego", czyli wyprawowy pojazd 4x4 wyekwipowany na wycieczkę, to wykrztusiła: "-O k..wa, jak bym miała "konia", to bym go "zwali...a". Ale to był tryb przypuszczający, a Ty tak na poważnie chcesz... ??
OdpowiedzUsuńsłowo "spuszczać" w mowie potocznej jest synonimem zachwycania się nad czymś
UsuńNo tak, a nawet odczuwaniem przyjemności, ekstazy, a potem... no właśnie. W ustach kobiecych... mam na myśli, że dziwnie mi zabrzmiało. No.
OdpowiedzUsuńnie mam aż tak obrazowych skojarzeń :) powiem więcej, w moich kręgach te wyrażenie jest pozbawione tego typu skojarzeń i raczej używane w negatywnym sensie; pewnie utarty regionalizm
UsuńA gdzie, zwrot całkowicie uniwersalny. Po prostu Andziasss ma specyficzne poczucie humoru - podobne nieco do mojego zresztą ;-)
UsuńWidzisz, to jest ten moment, kiedy zaciera się pochodzenie danego zwrotu, czy nazwy. Jedni jeszcze wiedzą skąd się bierze, a inni już tylko używają. Skojarzenia i regionalizm nie mają nic do tego, bo są wtórne. Pochodzenie jest tu kluczem. Nie prawię morałów (gdzież bym...), jedynie zauważam fakt. W czarnym scenariuszu spodziewam się kolejnych upowszechnień, ale coż - dżender w końcu ma być podobno.
OdpowiedzUsuńCzuję to, ale to nie to samo. Daje do myślenia. Każdy chce mieć to cos...
OdpowiedzUsuńMieć "to coś" można w sobie. A jeśli inni oceniają nas po tym, czym jeździmy itd., znaczy, że nie są ludźmi, z których zdaniem należałoby się liczyć. Tyle.
Usuń