poniedziałek, 22 czerwca 2015

Eventualnie: Cytryn & Gumiak Rally

Tak. Wiem. Znowu milczałem.

Powiem tak: nie wiem, jak kiedyś mogłem mieć czelność twierdzić, że nie mam na coś czasu, że jestem śpiący czy zmęczony. Zanim zostałem ojcem nie znałem nawet przybliżonego znaczenia tych zwrotów. Dodajmy do tego klika pożarów w robocie (jeśli ktoś z Was ma ochotę podjąć samotną walkę z trollem, który mógłby wywołać niemałe poruszenie na sympozjum psychiatrów, to nie, nie polecam) et voila, mamy efekt: prawie dwa tygodnie bez wpisu. 

Tym razem jednak należało wziąć się do roboty pisalniczej, gdyż naprawdę jest o czym.

Jak co roku miłośnicy złomu, rdzy, patyny, power tape'a i trytytek zebrali się w jedym miejscu, aby - wyposażeni w numer startowy, itinerer i butelkę oranżady typu Ludwik - udać się celem odkrywania mało znanych rejonów, wypatrywania odpowiedzi na pytania z karty drogowej i głowienia się nad pytaniami z punktów kontrolnych. I jak co roku event ów przypadł na samiuteńki początek lata.

Czwarty już Rajd Złomnika przetoczył się przez okołostołeczne okolice.

Sam brałem udział w dwóch z nich - Lemingach w Słoikach oraz Lotnisku Gocław. Tym razem moja rola miała być nieco inna.

Na dzień przed startem spotkałem się z Imć Notlaufem celem ostatniego objazdu trasy. Trzeba było sprawdzić, czy w itinererze nie kryją się jakieś błędy oraz czy wszystkie drogi, po których miał biec rajd, są przejezdne.

Były. Choć użyty do tego sprzęt nieco ułatwiał zadanie. A i nim na wiekszości odcinków nie dawało się za bardzo rozpędzić.


Na szczęście Rajd Złomnika, jak większość rajdów nawigacyjnych, nie polega na meldowaniu prawej stopy w dywaniku i uskutecznianiu malowniczych boków. Tu trzeba dokładnie patrzeć w itinerer i jechać spokojnym tempem, tak, by nie przeoczyć żadnego z zadań do wykonania na trasie. Tym razem trzeba było wykazać się szczególną uwagą, gdyż w itinererze znalazła się w tym roku choinka. Niezbyt trudna, ale wciąż mniej oczywista i intuicyjna niż zwykły itinerer strzałkowy. Na szczęście ten ostatni prowadził przez większość trasy, zaś świeżynki w temacie mogły zapoznać się z podstawowym założeniem wpatrując się w klapę bagażnika Pajero.


O umówionej porze na starcie stawili się uczestnicy w swych wehikułach. Założenie było jedno: samochód biorący udział w rajdzie nie może być wyprodukowany po 2000 roku. Wiele osób wzięło sobie to do serca przyjeżdżając automobilami znacznie starszymi. I dobrze.

Dobra marka, dobry model

Dobra marka, doskonałe malowanie

Ładne Łady. No bo jaka miałaby być Łada? Wartburgna???

O, a ja ją skądś chyba znam

Ale dziwny Maluch koło tej dziwnej Dacii

Oryginalna szwedzka stal

Z żalem zawiadamiam, że to nie Gargamel

Różne twarze niemieckiej motoryzacji

Takiej Bejcy nie znajdziesz pod dyskoteką Ramzes w Wieczfni

Sportowe bolidy w kolorze prestiżu

Zgadnijcie, króry jest starszy

Kopiejka w kombiaczu, POPROSZĘ

Posers pose, pressmen flash
Zanim rozpoczęła się odprawa, głównodowodzący przekazał mi odpowiednie materiały i wysłał w drogę. Jeden egzemplarz otrzymanych materiałów przykleiłem na szybę Madzisławy (KTÓRA WCIĄŻ JEST DO ŁYKNIĘCIA, NA PEWNO SIĘ DOGADAMY) aby ułatwić uczestnikom rozpoznanie checkpointu (jak się wkrótce okazało, nie do końca skutecznie) i udałem się w miejsce, gdzie miałem pełnić wartę.


Jeszcze tylko pamiątkowa fota z Bardzo Dobrym Wyborem kol. Wiktora...


...i ruszyłem.

Mój punkt znajdował się na parkingu przy zachodniej bramie Cmentarza Północnego, nieopodal samiutkiej granicy Warszawy. Sam punkt nie był może najbardziej fascynujący wizualnie, ale niewątpliwie umilał go znajdujący się nieco ponad nim landszafcik z urodziwym Żukiem w roli głównej.


Zaparkowałem Madzisławę nieco bardziej w głębi aby dać uczestnikom szansę na zauważenie mnie. Sam stanąłem nieco przed nią dzierżąc kartki z liczącymi się do finalnej punktacji pytaniami.


Kartki bo checkpoint, basiwa bo granie bezpośrednio po rajdzie, naciągi na werbel i tomy bo bębniarzowi stukło pół wieku, słoneczka bo nie zdążyłem założyć
Wkrótce jęły nadciągać załogi.






Też Mazda, też na sprzedaż, MOJA MŁODSZA, BARDZIEJ PRAKTYCZNA I PIĘĆ RAZY TAŃSZA!
Zadanie, którego wypełnienia miałem dopilnować, było pozornie proste: należało zidentyfikować modele samochodów widniejących na zdjęciach i wpisać je na kartkę (same cyfrowe oznaczenia modeli, bez marek), na górze zapisać numer załogi a następnie zwrócić ją (kartkę, nie załogę) i udać się na dalszą część trasy. Niestety, zadanie, co do którego martwiłem się, że jest zbyt łatwe, przerosło zdecydowaną większość uczestników. Prawidłowo na wszystkie pytania odpowiedziały jedynie dwie załogi. Tyle samo pojazdów w ogóle nie zatrzymało się na moim checkpoincie mimo mych wymachów mówiących "TU STAWAĆ".

Dalsza droga, którą dane mi było poznać dzięki wcześniejszemu próbnemu objazdowi trasy, niestety nie obfitowała we wrastające graty. Tak naprawdę znajdował się na niej tylko jeden. Za to tłusty. 


Kilkanaście kilometrów dalej, za Łomiankami i Dziekanowem, leżą Czosnów i Małocice. Są to legendarne już miejscowości, znane dzięki dwóm wywodzącym się z nich postaciom, słynnym mechanikom, fachurom od wszystkiego, mistrzom wszystkich druciarskich patentów, dzięki którym można skasować każdego niefartownie wybierającego ten a nie inny zakład klienta na srogi pieniądz, czyli Cytrynowi i Gumiakowi. Tam też, na parkingu pod hurtownią części, znajdowała się meta rajdu.



Krew, pot i zalana świeca w Saabie 99


Dziwny Maluch, czyli Fiat 133, będący jednocześnie Seatem i - wedle papierów - Steyrem
Dzień powoli dobiegał końca. Wielu z uczestników, gonionych obowiązkami czy inszymi sprawami życiowymi, musiało oddalić się we wcześniej upatrzonym kierunku.



Po podliczeniu wyników z mojego punktu i upewnieniu się, że na ów dzień trud mój skończon, oddaliłem się i ja.


Co prawda, wbrew zeszłorocznej zapowiedzi, nie były to Korposzczury ze Służewca, jednak rajd jak zawsze był udany. A świadomość, że być może dołożyłem do tego jakąś malutką cegiełkę, robi mi dobrze w jestestwo.

Zobaczymy jeszcze, w jakiej roli wystąpię za rok.

8 komentarzy:

  1. Jak się dobrze pisze to się dobrze zagląda. Nie szkodzi że raz na dwa tygodnie. Złomnikowy rajd jest strasznie trędy, więcej o nim piszą w internetach niż o Track Dayu czy innych Żubrach. W przyszłym roku trzeba będzie wynająć parking pod Narodowym. Żałuję że nie byłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie jak na Nitach - zapisy potrwają jakieś 90 sekund, a i tak będzie selekcja ;)

      Usuń
  2. Miałbym dwa pytania:

    1) Czy C & G uśwetnili finisz rajdu swoją obecnością? Jeśli nie, to trochę lipa ;-)
    2) Czy Kopiejka w kombiaczu to ta, która była jakiś czas temu w Classic Auto?

    A podpisy zdjęć, jak zwykle, miodne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Niestety nie. Smutek.
      2. O ile wiem to ta - należy do Znanego Blogera Kulinarnego, om nom nom.

      Usuń
  3. Jakbym miał wolne 2kPLN, to zanabyłbym Madzie i konesował pod blokiem. Jakbym. Naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  4. No i kolejny rok sobie obiecuje:
    Będę za rok...
    W teorii Śląsk jest za rogiem. W praktyce wiadomo ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ahoj. Czekpojnt zaliczony był został. Łada jest zawsze ładna, nie inaczej ;-) Widać jak macham do obiektywu!
    Ja, pozdrawiam.
    PS: Z Cz-wy jest kawałek, ale jak się dobrze planuje, to da radę.

    OdpowiedzUsuń