1 czerwca. Dzień Dziecka. Oznacza to między innymi, że nawet z tych podwójnie pełnoletnich może dziś wyjść mały dzieciak. I pobawić się trochę.
Na tegorocznej Autonostalgii (z której relację stworzył dzielny, niezawodny jak zawsze Adrian - niestety przypłacił to rozstrojem nerwowym na skutek którego nadal musi pozostawać tam, gdzie jego miejsce, czyli w zakładzie zamkniętym) wśród pięknego, zabytkowego sprzętu (tudzież niebezpiecznych starych złomów) znaleźć można było stoisko z licznymi, choć nieco mniejszymi klasykami. W większości przypadków w pudełkach. I zazwyczaj były to klasyki, na które mnie stać. Co prawda wybór był już dość poważnie uszczuplony przez odwiedzających, którzy trafili tam wcześniej, jednak kilka minut poszukiwań zaowocowało odnalezieniem sztuki, na widok której całe me jestestwo zakrzyknęło "DO WANT".
Po czym zanieczyściło pieluchę.
W taki oto sposób Citroen CX Break I serii w wersji samochodu operacyjnego (a może ratowniczego?) straży pożarnej znalazł się u mnie w domu.
To, że uwielbiam stare Cytryny, wiadomo nie od dziś. Tak naprawdę uwielbiam je od dziecka. Mają w sobie swoistą magię, coś, co odróżnia je od reszty samochodów w sposób niepodważalny i bezdyskusyjny. CX, następca legendarnego DS-a, nie jest tu wyjątkiem. Może nie był tak rewolucyjny jak jego niezapomniany poprzednik, może nie wywołał takiego szoku w momencie prezentacji, ale i jemu nie można odmówić niezwykłości. Smukła, trudna do pomylenia z czymkolwiek innym sylwetka, ogromne wnętrze z kompletnie wariacką deską rozdzielczą (niestety, "unormalnioną" w połowie lat osiemdziesiątych) i oczywiście citroenowskie specialite de la maison, czyli genialne hydropneumatyczne zawieszenie - wszystko to, w połączeniu z wrażeniami z jazdy, spowodowało, że CX otrzymał tytuł Samochodu Roku 1975. A były to lata, gdy ten tytuł jeszcze coś znaczył, a nagradzane modele niejednokrotnie wyróżniały się niebanalnymi, odważnymi rozwiązaniami. Tego, jaką rangę ma instytucja Car Of The Year obecnie, i jakie samochody otrzymują ten tytuł, komentować nie będę, gdyż zbyt sympatyczny to dzień na plucie jadem i zgrzytanie zębami.
Tak czy inaczej - CX był zjawiskiem trudnym do porównania z czymkolwiek innym (no, może ze swym starszym, mniejszym bratem, czyli modelem GS, który taki sam tytuł uzyskał 4 lata wcześniej). A poza stylowym fastbackiem francuski producent zaoferował również ogromne kombi.
Nie, przepraszam, nie ogromne. GIGANTYCZNE. I tę wersję w skali 1:43 wypuściła firma Solido.
Tak naprawdę dowiedziałem się, że producentem mojego CX-a było Solido, dopiero po odpakowaniu autka i zerknięciu na podwozie (gdzie zresztą schematycznie przedstawiona została "rama wspomagająca" CX-a - opis jego specyficznej struktury to jednak osobny temat), gdyż na pudełku znajduje się czarna naklejka z żółtym napisem "Verem". Do dziś nie miałem pojęcia, że to tak naprawdę coś w rodzaju tańszej serii Solido, wypuszczonej w 1984 roku po przejęciu firmy przez Majorette.
Inna rzecz, że CX by Verem wcale nie prezentuje się tanio.
Pierwszą myślą zaraz po odpakowaniu i odkręceniu od podstawki jest to, jak nazwa firmy-matki - Solido - pasuje do wykonania tego autka. Całość jest masywna, sprawia najzwyczajniej w świecie solidne wrażenie. Mimo tego modelik nie jest wcale grubo ciosany - sylwetka jest dobrze odwzorowana, wszystkie przetłoczenia i wloty powietrza mają odzwierciedlenie w miniaturze. Są też charakterystyczne chromowane kołpaki, znane z I serii CX-a. Nie ma tu jednak detali, które zdają się normą w dziś produkowanych autkach w skali 1:43 - lusterek, wycieraczek, czy precyzyjnie wykonanego wnętrza. Mimo to, na małego CX-a patrzy się z przyjemnością, zaś dzięki solidnemu wykonaniu z przyjemnością również trzyma się go w dłoni.
Z detali, które znalazły się w solidowsko-veremowskim Citroenie, poza dekielkami można wymienić estetycznie wykonane zderzaki i otwieraną klapę bagażnika. Czyli coś, co mnie, jako fana dużej przestrzeni bagażowej, bardzo cieszy. Za klapą zaś widzimy... brak tylnej kanapy. Zamiast niej, po wnętrzu latały plastikowe miniaturki sprzętu ratowniczego - nosze i butla tlenowa. Bardzo szybko opuściły wnętrze miniaturowego CX-a. Szkoda tylko, że nie mam miniaturowych basów, którymi mógłbym je zastąpić.
Tak, jak wcześniej DS-a w wersjach Safari czy Break, tak od połowy lat 70. rozmaite służby ratownicze, szczególnie rzecz jasna we Francji, upodobały sobie CX-a kombi. Ogromna przestrzeń, którą oferował, w połączeniu ze świetnym prowadzeniem i fenomenalnym komfortem czyniły z niego fantastyczny materiał choćby na karetkę. Wszak ważne jest, by pokiereszowany pacjent nie został dodatkowo wytrzęsiony na wybojach. Nieodzowną zaś cechą każdego wozu uprzywilejowanego jest niebieski kogut. Znajdziemy go i tu - sterczy sobie z dachu Cytryny, trochę psując jego genialną sylwetkę.
Tak, przyznaję - wolałbym wersję cywilną. Ale nie narzekam - był to ostatni, a być może jedyny CX, jakiego znalazłem na wspomnianym już stoisku.
Musiał być mój.
Podsumowując - Citroen CX Break w wydaniu Solido/Verem to nader smakowity kąsek. Może nie tak drobiazgowo odwzorowany, jak inne autko tej firmy, które wpadło w me łapy, czyli Ford Taunus 17M, ale sprawiający wrażenie znacznie trwalszego. Do tego ma coś, czego współczesne modeliki chyba już nie miewają: wspaniałe, miękkie acz sprężyste resorowanie. Tak - to najprawdziwszy, oldskulowy resorak! I... kurdeż, przyznaję bez bicia: jest mój. Nie oddam Młodzieżowi. A na pewno nieprędko, póki jego niszczycielskie łapki...
OOO, TATA, FAJNE, DAJ |
Najlepszego z okazji Dnia Dziecka!
Basisto, piękny pojazd, więc wzywam Cię do udania się do miasta Nowa Ruda i tam zajrzenia do kopalni, która obecnie pełni funkcję muzeum. Tam, w tej Rudej Nowie, w tej kopalni jest taki pokój od czapy kompletnie, a w nim gabloty. A w tych gablotach resoraki 1:43 stoją jeden za drugim. No i co w tym dziwnego, resoraki w kopalni... tylko, że jakaś spora część tej kolekcji to wszelkie Cytryny i Szaprony: kabriolety, sedany, presidentiale, kombice, prototypy. Nie obrazki, tylko resoraki. W ładnych kolorach, w doskonałym stanie, na podstawkach. Nawet taki na pomarańczowych balonach zamiast kół jest.
OdpowiedzUsuńJak nowa jest ta Ruda? Pytam, bo rude zawsze mi się podobały. A co do małych Cytrynek - wolę nie ryzykować. Mogę odwodnić się od ślinotoku.
UsuńWiesz jaka jest różnica między czarodzejką a czarownicą? Jest różnica wieku. Tak jak między lansowaniem i lasowaniem. Ruda powoli się lasuje, ale zachowuje czar. A Cytryny są tak niedorzeczne tam, że sam się niemal odwodniłem.
UsuńJak 16? lat temu (o kurde) na kei klubu żeglarskiego pojawiła się moja najlepsza przyjaciółka ever to była na głowie ruda. Kolega ujrzawszy ją z daleka rzucił przytomnie: "Tej, patrz, ta jakby była dziwką, to by była bardzo droga"... od razu się zakochałem:-)
W tej cytrynie od bombardierów to ja bym basy widział podpięte pod sufitem (nie zabierając miejsca do spania). Tam jest takie specjalne wgłębienie na 3 sztuki.
łee...drzwiczki się nie otwierają ;-)
OdpowiedzUsuńA basy można samemu sobie wystrugać, a napewno futerały.
To to na pewno. Te prostokątne.
UsuńCX-em bardzo chętnie bym śmignął, pardon!, przejechał się po godzinach...
OdpowiedzUsuńPierwszy raz zobaczyłem ten model w wieku chyba 6 lat, coś koło tego, na Starym Mieście, koło UJ. Do dziś pamiętam złoty lakier i chromowany felunek... Auto wyglądało jak szczerozłote... Z tyłu miało napis PALLAS i tak też je zapamiętałem - przez długi czas nazywałem CX-a "Citroenem Pallas", dopiero książka Podbielskiego wyprowadziła mnie z błędu.