piątek, 5 czerwca 2015

Śmignąwszy: kolejny piknik Dacii

Gdyby ktoś zapytał mnie jak bardzo zalegam z niektórymi wpisami, jedyna odpowiedź, jakiej można by mu było udzielić, mogłaby zamknąć się w jednym słowie: haniebnie.

Pora zatem nadrobić.

Nigdy nie kryłem, że uważam Dacię za niezwykle sensowną markę. W dobie pogoni za ekobezpiecznym splendiżem na kredyt w krajach Unii chyba tylko ona oferuje produkt, który niczego nie udaje. Ma być tani, prosty w konstrukcji i użytkowaniu oraz praktyczny. I bardzo mi się to podejście podoba. Podobają mi się też same Dacie - a przynajmniej zaskakująco przyjemnie jeżdżący Duster, którego miałem szczęście zabezpieczyć na weekend w jednym z konkursów podczas zeszłorocznych dni otwartych pod hasłem "Rodzinny Piknik Dacii". Logan MCV i Dokker, którymi także miałem okazję się przejechać, również są niezłe, szczególnie w kategorii ilość przestrzeni za jednostkę monetarną, ale do całokształtu fajności Dustera nieco im brakuje. Z tym większą ciekawością wybrałem się na tegoroczny piknik Dacii celem sprawdzenia reszty gamy.

I być może ustrzelenia kolejnej miłej wygranej.

Na piknik udałem się tam, gdzie i w zeszłym roku - do salonu na Puławskiej, tuż przed samą granicą Warszawy. Znam już to miejsce i - nie kryję - lubię je. Spodziewałem się tłoku i kłopotów z zaparkowaniem, jednak okazało się, że jest jeszcze dość luźno. Korzystając z sytuacji w trybie natychmiastowym wkręciłem się na jazdę próbną modelem, który ze względu na swój charakter ciekawił mnie najbardziej, czyli vanem Lodgy.


Dacia Logdy nigdy mi się szczególnie nie podobała. Jasne, van nie musi być piękny, najważniejsza jest jego przestronność, wygoda i praktyczność, jednak dość zwalista, pękata sylwetka Lodgy w połączeniu z niewielkimi kołami wygląda zwyczajnie niezgrabnie i nieproporcjonalnie. Jednak pojawienie się jubileuszowej, specjalnej edycji Celebration sporo poprawiło. Nie wiem, czy to sprawa autentycznie przepięknego, ciemnoniebieskiego lakieru, czy grafitowych alumiowych felg, ale van Dacii zaczął wyglądać zupełnie znośnie. Nadal nie jest to wybitne dzieło samochodowego designu, ale przynajmniej nie razi.

Nie razi ani nie zachwyca także wnętrze.

Nie zachwyca ze względu na typowe dla Dacii materiały - głównie tanie, skrzypiące plastiki. Budżetowość wyłazi z każdego kącika. Człowieka przyzwyczajonego do tanich aut nie będzie to raziło, jednak ktoś, kto miał okazję jeździć lepiej wykończonymi samochodami, może kręcić nosem. Inna rzecz, że nawet w topowej wersji Lodgy jest tańsza od podstawowych odmian większości konkurentów, a odmiana Celebration umila kontakt z autem choćby skórzanym poszyciem kierownicy i dźwigni zmiany biegów.

Nie razi, gdyż zwyczajnie nie pozwala na to jego przestrzeń i wygoda. W Lodgy w zasadzie można zamieszkać. Miejsca jest mnóstwo, fotele - wystarczająco wygodne, zaś bagażnik można określić jedynie mianem przepastnego. Nawet w wersji 7-osobowej, ze złożonym trzecim rzędem siedzeń, usztywniany pokrowiec z basem wchodzi bez większych problemów. Niestety nawet w wersji z dwoma rzędami dalsza część bagażnika mogłaby być nieco za wąska na kolejne basiwa - jej szerokość ograniczają spore nadkola - jednak bez problemu wejdzie tu głowa w racku 4U (a nawet większym) i spora paczka 4x10.


Testowanego vana napędzał podobny silnik, co Dustera, którym jeździłem w zeszłym roku, czyli uturbiona, benzynowa jednostka 1,2 - z tą różnicą, że w przypadku Lodgy moc była o 10 KM niższa i wynosiła 115 KM. Nie wiem, czy te 10 kucy stanowi aż tak ogromną różnicę, czy może van Dacii jest znacząco cięższy od SUV-a, ale dynamika Lodgy była odczuwalnie słabsza. Nie, nie była zła, ale do 125-konnego Dustera sporo jej brakowało. Co ciekawe, silnik był połączony z 5-biegową skrzynią, podczas gdy Duster TCe oferuje swemu woźnicy 6 przełożeń.

Dobre wrażenie robi zawieszenie Lodgy - tradycyjnie u Dacii zestrojone z myślą o komforcie jazdy. Czyli tak, jak lubię. Miękko, przyjemnie, ale nie chybotliwie. Między innymi właśnie za te nastawy cenię Dacię - podczas gdy producenci prześcigają się w utwardzaniu układu jezdnego (tak, jakby rodzinny dupowóz miał służyć do upalania na torze), rumuńscy i francuscy inżynierowie skupiają się na tym, co jest najważniejsze w tego typu aucie, czyli wygodzie. Do dziś pamiętam, jak bezproblemowo Duster połykał popękane płyty na trasie 801 przed Celejowem. Dla porównania - skądinąd bardzo udane Suzuki SX4, którym jechałem tamtędy wczoraj, sprawiło, że czuję potrzebę udania się do kręgarza.

Wszystko to składałoby się na naprawdę ciekawy samochód, gdyby nie jeden szczegół.

Jak wiadomo, ludzie różnią się na rozmaite sposoby: wzrostem, długością kończyn, tuszą itd. Dostosowanie miejsca za kierownicą Lodgy do tych wszystkich różnic jest stosunkowo łatwe. Jednak przedstawiciele gatunku homo sapiens miewają również najróżniejsze rozmiary stóp. Są osoby, głównie płci pięknej, o stópce małej i drobnej, przypominającej niemalże (trudne słowo) kopytko). Są też ludzie o płetwie w rozmiarze skazującym ich na zakładanie kajaków zamiast obuwia. Ja sam z mym dość solidnym rozmiarem 44 mieszczę się w okolicach środka stawki wśród mężczyzn. Niby żadne ekstremum, jednak umiejscowienie pedału gazu w vanie Dacii sprawia, że operowanie nim jest torturą. Nie wiem, jakiej wielkości i kształtu stopę posiada człowiek, który stwierdził, że przytulenie pedału gazu do bocznej ściany konsoli środkowej tak, by niemal o nią ocierał, będzie dobrym pomysłem, ale podejrzewam dość interesującą anomalię.

A szkoda, gdyż Lodgy, mimo pewnych niedociągnięć, oferuje naprawdę dużo za pieniądz, który woła za nią importer. Co z tego jednak, skoro człowiek o normalnej stopie nie dałby rady pojechać nią w trasę?

Podsumowanie, czyli zady i walety:

Dacia Lodgy, jak pozostałe samochody tej marki, można określić jak dużo żelaza za mało pieniędzy. No, mało jak na nówkę-salonówkę - dobrze wyposażona wersja Celebration TCe 115 wymaga pozbycia się 55 300 zł. Za tę kwotę otrzymamy bardzo przestronnego vana z tym, co przydatne, czyli klimą, elektryką i radiem, oraz tym, co całkowicie zbędne, czyli ekranem dotykowym na środkowej konsoli. Do tego dostajemy przepastny bagażnik i komfortowe zawieszenie. Całość byłaby naprawdę kusząca - gdyby nie ten cholerny, idiotycznie umieszczony pedał gazu...

Plusy:

* dużo samochodu za niedużo (relatywnie) pieniędzy
* komfort jazdy
* ogromny bagażnik
* przestronne wnętrze

Minusy:

* kretyńsko umieszczony pedał gazu
* nieprzyjemne plastiki we wnętrzu
* bagażnik jest nieco za wąski w większej części (odpowiednią szerokość ma przy samej klapie)

Co nią wozić:

Jak to 7-osobowy van, Lodgy przede wszystkim nadaje się na transport dla dużej rodziny. Ale da się przewieźć nią też sporo sprzętu. Ja sam widziałbym w niej Corta serii GB. A do tego zostaje jeszcze miejsce na głowę i paczkę.

* * *

To jednak nie był koniec atrakcji Rodzinnego Pikniku Dacii. Poza fantastycznymi krówkami, którymi obżarłem się jak wściekły, i konkursem, w którym oczywiście wziąłem udział (acz tym razem chyba bez sukcesu), w części serwisowej salonu można było natknąć się na symulator dachowania. Pozbawiony silnika i zawieszenia (koła na sztywno przytwierdzone do skorupy) Smart umieszczony był na czymś w rodzaju rożna. Oczywiście skusiłem się i...

...o kurdeż, jakie to jest nieprzyjemne. A przecież symulowane koziołkowanie było tu niezwykle płynne i łagodne. Można było organoleptycznie przekonać się, jak ważne jest prawidłowe zapinanie pasów. Generalnie - polecam symulator, zdecydowanie zaś nie polecam wywrotek w prawdziwym samochodzie na prawdziwej drodze.


Jednak największą atrakcją tego typu eventów są zawsze jazdy próbne - przynajmniej dla mnie. A jako, że ludności nie było wiele a auta sobie stały, stwierdziłem, że w sumie czemu nie. A z aktualnej gamy Dacii pozostał już tylko jeden model, którym nie miałem okazji się przejechać - konkretnie zaś najmniejsze w gamie Sandero.

Jak jeździ "zwykłe" Sandero mógłbym w zasadzie się domyślić - miałem już okazję przejechać się aktualnym Loganem MCV, czyli bliźniakiem najmniejszej Dacii, różniącym się od niej jeno dłuższą zadnią częścią. Jednak egzemplarz, który był dostępny, oferował nieco inne wrażenia - a to dzięki mocno podwyższonemu zawieszeniu.


Taki mały paradoksik: blisko spokrewniony z Sandero Logan (oraz jego praktyczniejsza wersja MCV) jest jedynym modelem Dacii, który nie występuje w wersji Stepway. Samo Sandero zaś jest jedynym modelem, w którym ta wersja oferuje coś więcej, niż plastikowe nakładki na błotniki. Już podstawowa wersja legitymuje się sporym prześwitem, jasno wskazującym na to, że Dacie są projektowane z myślą o krajach, gdzie jakość dróg bardziej przypomina wojskowy poligon niż germańskie Autobahny. Jednak w podwyższony o 4 centymetry Stepway pokazuje wielu kilkukrotnie droższym SUV-om kącik, gdzie mogą się udać celem wstydzenia się. Choć tak naprawdę powinni się wstydzić ich konstruktorzy. 

Wnętrze - a konkretnie materiały w nim użyte - żadnego konkurenta niestety już nie zawstydzą.


Tak samo, jak w Logdy, również w Sandero Stepway kierowcę i pasażerów wita morze taniego plastiku. Owszem, wszystko jest przyzwoicie zmontowane, jednak tworzywa, z których wykonana jest deska rozdzielcza czy boczki drzwi, są zwyczajnie nieprzyjemne. Sama deska zresztą jest niemalże identyczna z tą zastosowaną w Lodgy - główne różnice to konsola środkowa i oczywiście szerokość. Wskaźniki są już oczywiście te same.

Znacznie lepsze wrażenie, niż materiały, robi przestronność. Po raz kolejny Dacia udowadnia, że można dostać sporo auta za niewielką kwotę. Miejsca nie brakuje ani z przodu, ani z tyłu. Przeciętnemu, statystycznemu nabywcy niewielkiego hatchbacka nie zabraknie również miejsca w bagażniku - 320 litrów to jeden z najlepszych wyników w klasie. Jeśli nie najlepszy. Niestety, na bas okazuje się to za mało - trzeba złożyć przynajmniej jedną część dzielonego oparcia. Do tego po położeniu powstaje spory stopień.


Stepway, którym miałem okazję się bujnąć, miał pod maską ten sam turbodoładowany, trzycylindrowy silnik 0,9, który napędzał wcześniej testowane przeze mnie Logana MCV i Renault Captur. W Loganie sprawował się znośnie, w Capturze - beznadziejnie, zaś w Sandero okazuje się całkowicie wystarczający. 90 KM to niezbyt dużo na dzisiejsze standardy, jednak dość lekka Dacia nie potrzebuje większej mocy, by zupełnie sprawnie odpychać się do przodu. Niestety nie wiadomo, ile to odpychanie się będzie trwało - najzwyczajniej w świecie nie mam zaufania do nowomodnych jednostek o małej pojemności, z bezpośrednim wtryskiem i turbosprężarką. Tak uwielbiany nad Wisłą koncern VAG swoimi silnikami TSI udowodnił, że niestety jest się czego bać.
Nie należy się za to bać zawieszenia Stepwaya - to ten sam klasyczny zestaw, czyli kolumny MacPhersona z przodu i belka skrętna z tyłu, co w zwykłym Sandero i pozostałych przednionapędowych Daciach. Jest to konstrukcja prosta, wytrzymała i tania w serwisowaniu, zaś w rumuńskich autach zestrojona z myślą o wygodzie pasażerów. Co prawda Stepway jest nieco twardszy, niż oparty na identycznym zawieszeniu Logan MCV, ale nadal zapewnia całkowicie satysfakcjonujący komfort. Nie jest to może poziom Dustera, ale powodów do narzekania nie stwierdzono.


Podsumowanie, czyli zady i walety:


Dacia Sandero Stepway to nieco dziwny wynalazek - niby jest to zwykły hatchback segmentu B z modnym zestawem akcesoriów stylistycznych, jednak swym niemal 20-centymetrowym prześwitem wygrywa z niejednym SUV-em. Jeździ nieźle, wygląda przyjemnie, niestety kosztuje trochę za dużo. 46 650 za Stepwaya Laureate to - mimo dość bogatego wyposażenia - więcej, niż spodziewalibyśmy się po Dacii tej klasy. W tej cenie można mieć już większego i wygodniejszego Dustera wyposażonego w kilka najpotrzebniejszych dodatków. I mając wybór, raczej bym się nie wahał.

Plusy:

* imponujący prześwit
* przestronne wnętrze
* sympatyczna stylistyka
* niezły komfort

Minusy:

* cena
* bagażnik, choć obszerny jak na ten segment, nie zmieści basu
* badziewne plastiki we wnętrzu

Co nią wozić:

Jasne, można złożyć oparcie. Jasne, można spróbować z basem o krótkiej menzurze (tu pasowałby np. Squier Bronco) czy obrzynem. Jednak Sandero Stepway nie jest samochodem dla basisty. Lepiej oszczędzić i wybrać dobrze wyposażonego Logana MCV z ogromnym bagażnikiem lub za podobną kwotę zakupić Dustera.

Z Dusterem jest jednak pewien problem: o ile do bagażnika przednionapędowej wersji bez problemu wchodzą 2-3 basy w pokrowcach, do auta z napędem na cztery koła, które akurat stało w salonie, usztywniany, piankowy pokrowiec już się nie zmieścił. A przecież różnią się tylko wysokością podłogi bagażnika. Dlatego pozostaje albo Duster 2WD (a SUV bez napędu na 4 koła ma nieco ograniczony sens - choć takim Dusterem jeździło mi się wyśmienicie) albo MCV.

Acz niekoniecznie nowy.


Wycieczka do salonu Dacii, poza możliwością karnięcia się dwoma przedstawicielami gamy rumuńskiego producenta, zaowocowała poznaniem dwóch przesympatycznych panów, którzy - tak jak ja - czytają Złomnika. I, jak się okazało, zaglądają również do mnie.

A do pierwszego Emcefała bas wejdzie - ale tylko w wersji pięcioosobowej. Taka wystarczy.


Do najbliższego się z Państwem.

14 komentarzy:

  1. dla mnie dacia to jedyna sensowna marka nowych aut do kupienia w sklepie ... mam czasem koszmar nocny że kupuje nowe auto - nigdy z dacią mi się to nie śni ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze dalekowschodnie wyroby robią robotę - przynajmniej niektóre.

      Usuń
  2. To żeś zaskoczył moje skromne jestestwo tym (za przeproszeniem) pedałem! Owszem, w gamie Dacii w sumie tylko Lodgy nie macałem w salonie, natomiast to co mnie się rzuciło na kończyny i zmysły z nimi związane to to, że we wszystkich modelach była praktycznie identyczna pozycja za kierownicą; mało tego - pierwszym wrażeniem, gdy po raz pierwszy zasiadłem za kierownicą Dacii było "ale fajny, mały Master!". Ale do rzeczy - podejrzewam, że we wszystkich modelach z benzynami montowany jest ten sam, elektroniczny pedał gazu, co wymusza ten sam sposób montażu(???). Takie miałem wrażenie, tym bardziej że tenże gaz (we wszystkich modelach macanych-benzyna i diesel) obsługiwałem identycznie jak w Masterze.
    A! moim zdaniem to właśnie Sandero Stepway w całej gamie ma najwyższy współczynnik fajności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ma też najsłabszy stosunek ceny do tego, co za nią dostajesz.

      Usuń
    2. No właśnie - to doskonały przykład jak klientów doi się na krosołwerach...

      Usuń
  3. Na zeszłorocznym pikniku Dacii jeździłem Lodgy i, mając także rozmiar buta nr 44, nie miałem żadnych problemów z operowaniem nim. Było wręcz bardzo dobrze - wsiadłem, ustawiłem fotel i dalej jazda bez niedogodności. Być może, jak zauważył Demon, rozwiązaniem może być elektroniczny pedał gazu, taki sam we wszystkich benzynach, gdyż mi przydzielono diesla. Ale chciałoby im się produkować różne rodzaje pedałów do różnych silników?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe, gdyż z Dacii jeździłem głównie benzynami, jedynie Dokker miał diesla. W każdej było normalnie - poza Lodgy. Nawet pracownik salonu mi przyznał, że operowanie gazem jest "dość niewygodne". Może to bardziej kwestia szerokości konsoli?

      Usuń
    2. Auto powiększyli, konsolę poszerzyli, a pedały zostały jak były ;)

      Usuń
  4. Kurde, półtora "Śmignąwszy..." i pół "Ewentualnie" w jednym wpisie. Słuszną linię ma nasza władza :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Spadek dynamiki Lodgy w porównaniu do Dustera prawdopodobnie spowodowany jest inną skrzynią - przełożenia pewno dłuższe w 5-biegowej

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej mnie rozwalił zlomnkik.pl aż odwiedziłem tą witrynę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złomnik od początku jest jedną z mych głównych inspiracji. Polecam, Żanet Kalita.

      I też mam taką naklejkę z tyłu.

      Usuń
  7. dla mnie Dacia zawsze będzie kojarzyć się z "ulubionym" samochodem w Top Gear :)

    OdpowiedzUsuń