sobota, 14 listopada 2015

Eventualnie: Grat, który mi uciekł

Jesień w pełni, sezon już w zasadzie za nami, jednak dzięki Stadu Baranów nie jesteśmy jeszcze skazani na depresyjny jesienno-zimowy marazm. Pewien czas temu na stronie Stada ogłoszony został kolejny rajd, tym razem o eksperymentalnej nieco formule bazowanej na pogoni za lisem. Jako, że dopuszczone zostały samochody wyprodukowane do 1994 roku, z radością zgłosiłem Skanssena po czym w dniu imprezy - czyli dziś - stawiłem się w punkcie startu, zlokalizowanym nieopodal Muzeum Kolejnictwa.

Zdecydowanie najlepsze wozy rajdu

Choć te też bardzo dobre

I ten wspaniały

A ten wyśmienity

Te niekoniecznie, acz propsy za starania

Sedan to prestiż, każdy to powie

Chociaż ja sam zawsze wolałem praktyczność kombi

Skład pudełek

Skład Ład

Prawdziwie demokratyczny rajd - Yugo obok Mercedesa, Tavria koło Człowieka Krzesło
Towarzystwo zjechało się na miejsce i rozpoczęła się odprawa.


Tak, jak wcześniej zapowiadano, itinereru nie było. Każdy uczestnik dostał listę zadań, zaś każde z zadań leżało między kolejnymi skrzyżowaniami. Pokrótce - dojeżdżając w miejsce, gdzie była więcej niż jedna możliwość kontynuowania jazdy, uczestnik miał sam wybrać kierunek. Jeżeli znalazł odpowiedź przed kolejnym skrzyżowaniem - dalej wybierał drogę. Jeśli nie - był poza trasą i musiał się cofnąć, by wybrać inną.

Pozornie proste, prawda?

Pozornie.

Już na starcie zorientowałem się, że zjawienie się bez pilota było błędem, Na szczęście w sukurs po raz kolejny przybył Marcin z Motovarsovii. Jak się później okazało - niestety nawet jego pomoc nie wpłynęła na rozmiar porażki.

Tymczasem ludność jęła wyruszać w trasę.




Pierwszy punkt był łatwy - wystarczyło podać markę stojącego zaraz za wyjazdem autobusu, w którym od lat oferowane są pyszne Kiełbaski W Bułce G.S.P. Dibblera. Później zaś...

Najpierw pojechaliśmy w prawo, w al. Jerozolimskie. Nie znaleźliśmy odpowiedzi, kto jeździ do Kielc i Buska Zdroju. Potem wróciliśmy i skręciliśmy w lewo. Następnie w tym samym miejscu zawróciliśmy a na koniec spróbowaliśmy jeszcze Grójecką. Po machnięciu ręką na drugie pytanie, udaliśmy się pod budynek Warty, by spisać jego numer. Potem już nic się nie zgadzało. Po ok. 2 godzinach krążenia machnęliśmy ręką i wróciliśmy na start, który był jednocześnie metą.

Wspaniały wehikuł organizatorów służący za mobilne biuro rajdu

Nadjeżdżali kolejni uczestnicy

Zwycięzca był już na miejscu
Ogólnie rzecz biorąc - koncepcja była fajna, jednak podobnie, jak Cubino (który w swoim wspaniałym GSA zajął 3 miejsce), uważam, że Stado wrzuciło uczestników na nieco zbyt głęboką wodę. Inna rzecz, że biorąc pod uwagę liczbę zawodników ze stuprocentowo wypełnioną kartą oraz tych, którzy zrobili tylko jeden błąd lub pominęli jeden punkt, może to ja jestem debilem. Tym bardziej, że - jak się okazało - pierwszy wybór (w prawo w Jerozolimskie w kierunku Zachodniego) był tym prawidłowym, zaś wieżowiec Warty, o który chodziło, znajdował się pod innym adresem. A najśmieszniejsze jest to, że kilka punktów, do których nie dotarłem (choćby Saab 900 na czarnych) znam dobrze m.in. z rowerowych dojazdów do pracy.

Nie zmienia to faktu, że jednak wolę itinerer.

7 komentarzy:

  1. Oo, taa, no peeewnie, na rowerzystów prychacie, a stołeczne miasto tarasujecie całe gratami goniącymi grata, którego w dodatku nie ma. Barany. Całe stado. Jak tak można? Dawno nie widziałem Bububianchi nigdzie, tak swoją drogą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, prychamy. Przypominam:
      http://bass-driver.blogspot.com/2015/05/rowerowy-rajd-zlomnika.html

      Usuń
    2. Złomnik prawem, nie towarem.
      Ale tak zobaczyć na rondzie Capri całe w chromach- bezcenne. Jakoś ten widok włącza mi sentymentalne nutki.
      Następnym razem Barani powinni zorganizować pogoń za balonem, jak to przed wojną bywało.

      Usuń
    3. Rowerzyści chyba chcą żeby na nich "prychać", a przynajmniej mam takie wrażenie jakoby chcieli to osiągnąć wszystkimi możliwymi sposobami.

      Usuń
  2. Patrząc na wynik, można stwierdzić iż ten pomysł jest do dupy. Wydaje mi się jednak, że bardziej do dupy była załoga. Doskonała współpraca między załogantami (tylko 4 awantury w tym jedna jeszcze na placu startowym), brak woli walki już po 30 km bezsensownej jazdy w złym kierunku, lekkie niezrozumienie zasad, forma kierowcy itp, itd zaowocowały jakże zaszczytnym ostatnim miejscem.
    Tu wkurwiająca była loteria w którą stronę skręcić, co uniemożliwiało ominięcie jakiegoś zadania i jazdy dalej. Niestety na drugim pytaniu daliśmy ciała, co dalszą jazdę uczyniło bezsensowną, gdyż żadnej wskazówki w materiałach nie było. Jednak Złomnik na rowerowym zrobił to lepiej.
    Następną pogoń, o ile będzie też zaliczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potraktowałem więc ten rajd jako kolejny etap rehabilitacji, tej czysto fizycznej i tej psychicznej (czytaj: wyjszłem do ludzi i żem się nie przestraszył ;))

      Usuń
  3. Czermen przypomniał mi czasy pracy w DU, gdzie pod koniec 1999 r chodziły niusy o nowym niesamowitym projekcie, że będzie wielki jak "szejseta" a nawet lepszy bo ładniejszy i tańszy. Myślałem że stylistycznie będzie to taka większa Arcadia których kilka jeździło jako służbówki. .

    OdpowiedzUsuń