sobota, 6 lutego 2016

Basista się bawi: Śledź, chociaż łosoś

Styczeń i luty to sezon ogórkowy. Gorzej - nawet ogórków nie ma. Zimnioków też nie. Jest tylko chłód, wielki smutek i halucynacje z niedożywienia. Eventów brak, nie ma ani pogody ani czasu na umawianie się na przejażdki, a same mixy wrzucać trochę głupio. Dlatego pora na kolejny odcinek wypełniacza dla zdziecinniałych na starość, czyli cyklu "Basista się bawi". Jak popularny jest to cykl, może świadczyć gorący, chóralny niemalże odzew na poprzedni wpis, prezentujący 3 Cytryny (nie napój). Pozostaje mieć nadzieję, że dzisiejszy spotka się z przynajmniej równie wielkim uznaniem.

Niespełna półtora roku temu odbył się sympatyczny (niestety, chyba póki co jednorazowy) evencik pt. Bazar Złomnika. Ściągnęła nań brać z całej Polski aby sprzedawać i nabywać mydło i powidło (czyli to, co nasze kobiety nazywają śmieciami). I ja też tam byłem i zbędne rzeczy zakupiłem. Dwiema z nich były samochodziki z kolekcji DeAgostini "Kultowe auta PRL-u": opisany już wcześniej wyjątkowo kiepsko wykonany Fiat 127 (zanabyty głównie z sympatii do modelu) oraz autko, które po bliższym zapoznaniu się sprawia znacznie lepsze wrażenie, zarówno wizualne, jak i organoleptyczne - Wartburg 312, znany w naszym pięknym kraju jako Śledź.


Historia Wartburga zaczęła się w 1956 gdy zaprezentowano model 311, oparty mechanicznie na swym poprzedniku, którym była IFA F9, stanowiąca z kolei kontynuację przedwojennych modeli DKW. Wprowadzony w 1962 roku Wartburg 312 był rozwinięciem trzystajedenastki - miał nieco większy, mocniejszy silnik (nadal jednak była to dwusuwowa trzycylindrówka) i odrobinę zmienione wnętrze. Reszta pozostała ta sama. Taki właśnie model - 312 w wersji sprzed wprowadzenia przejściowej odmiany 312/1, znanej też jako 1000 - został przedstawiony w kolekcji DeAgostini.

I trzeba przyznać, że wyszedł naprawdę nieźle.


Zacznijmy od całoksztkałtu.

Sylwetka jest dobrze odwzorowana, proporcje zostały zachowane. Cieszy zgadzający się (łącznie z szerokością) rozmiar kół. Warto dodać, że obie osie mają odpowiednią długość, co dzięki czemu kółka nie latają na boki niczym starozakonny po Media Markcie na dzień po Czarnym Piątku. Oczywiście, gdy przyjrzymy się z bliska, widać pewne niedoskonałości odlewu, jednak całość jest zwyczajnie ładna.

Jeszcze ładniejsze są detale - choćby charakterystyczny kształt tylnego zderzaka, okrągłe, chromowane lusterko, czy absolutnie nielogicznie ustawione wycieraczki (tak, są zgodne z oruginałem; tak, to całkowity idiotyzm). Nie ustrzeżono się paru wpadek, takich, jak źle umieszczone klamki (są za nisko, do tego tylne powinny być bliżej tylnego brzegu drzwi i absolutnie nie powinny zachodzić na kontynuujące linię błotnika przetłoczenie) czy zbyt mocno wystające tylne światła, jednak modelik jest na tyle ładny, że można spokojnie przybić mu Fokę Zatwierdzenia.

Wisienką na torcie jest jednak podwozie.


Pamiętacie, jak w przypadku Syren - zarówno produkcji Welly, jak i z kolekcji DeAgostini - utyskiwałem na fatalnie odwzorowany kształt ramy? Tu nie ma tego problemu. Podwozie, łącznie z charakterystycznie ukształtowaną ramą, której konstrukcja pamięta jeszcze czasy przedwojennych Dekawek, jest naprawdę świetnie odwzorowane. Rama kończy się tam, gdzie w Wartburgu powinna (czyli na tylnej osi), odpowiednio zwęża się z przodu, są wsporniki, są przetłoczenia na podwoziu, są nawet linki hamulcowe! Naprawdę duże propsy. 

Pozostaje tylko jedna kwestia: dlaczego łosoś?

Spójrzcie na ten przepiękny kolor, sąsiadujący tu z bielą (co swoją drogą wskazuje na wersję DeLuxe).


Swoją drogą - lubię i śledzia (w oleju), i łososia (wędzonego). Choć tego drugiego nawet bardziej.

Następnym razem - znowu mix. A potem się pomyśli.

4 komentarze:

  1. Nawet nie wiedziałem, że Warczyburg to Śledz!! A powinienem, bo to było pierwsze auto mojego taty, zakupione trzy dni przed moim urodzeniem.

    Aha, mała uwaga: starozakonny nie będzie nigdzie latał w sobotę, bo nie wolno mu wtedy zrobić więcej niż 300 kroków - chyba, że jest we własnym domu albo na wodzie. Tak że tego... Ale tak w ogóle, to jeśli Ci chodziło o wybuch Wielkiego Kryzysu, to był to Czarny Czwartek - czyli nazajutrz starozakonny mógł biegać, byle przed zachodem słońca (u nich doba zaczyna się właśnie zmierzchu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. 311/312/1000 to Śledzie. Mam do nich ogromną słabość. Na opak i bez sensu - dwusuw, rama, wajcha przy kierze - a to wszystko ubrane w prześliczną karoserię. Tylko kurołapów brak.
      2. MOSZ RECHT! Skrewiłem, a tak chciałem wyrazić się po swojemu, czyli kwieciście do wyrzygu. Przyjmijmy zatem, że nie latają jak starozakonny po Media Markcie w Czarny Piątek na 3 godziny po otwarciu.

      Usuń
  2. Co do wykonania modeli tej serii, to prawda jest taka że z jakością jest różnie. Mam całą kolekcję i niektóre są na prawdę ładne inne lekko karykaturalne. Jednak jeśli szukasz jakości to niestety za dobry model trzeba zapłacić sporo więcej.

    Jeśli chodzi o takiego Wartburga to pamiętam z dawnych czasów jak mój wujek ujeżdżał jeszcze w połowie lat 90-tych takiego codziennie. Rocznik 58, kolor khaki, malowany pędzelkiem. Niestety gdy już się prawie rozsypał poszedł na żyletki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mię się wydawało, że ten Wartburg to był Łabędź, a nie Śledź.
    Rozmyślałem kiedyś o takim (w skali 1:1), żeby kupić go za 500, bo tyle miałem. Stał pod jedną stodołą jak jeździłem na działkę. Ale zawsze nie odważałem się zapytać. Potem stał już z wybitą przednią szybą. A potem jak się zebrałem żeby pogadać o nim z właścicielem, to przestał stać. Dowiedziałem się że ktoś go kupił za 500. Znaczy się morał- kujmy żelazo, póki jeszcze stoi pod stodołą.
    Swego czasu na pobliskim osiedlu stał też kruk z białych najbielszy- Wartburg 312 Coupe. Fajny był, troszkę jak Gullwing.

    OdpowiedzUsuń