Przychodzi ten szczęśliwy dzień, gdy z upragnionym dokumentem w kieszeni, po kilku latach oszczędzania, młody basista wsiada wreszcie do swojego własnego (lub też, co się zdarza, pożyczonego od rodziny - wtedy fragment o oszczędzaniu możemy pominąć) pojazdu i rusza w siną dal. Nawet jeżeli owa sina dal oznacza salę prób oddaloną o kilka kilometrów. Jednakowoż na najkrótszym nawet odcinku można zetknąć się z całym asortymentem najróżniejszych indywiduów, które podejmowanymi przez siebie działaniami na drodze uzmysłowią nam istnienie fenomenu biologicznego polegającego na podtrzymywaniu funkcji życiowych pomimo ewidentnego braku mózgu oraz skutecznie pozbawią jakichkolwiek złudzeń co do gatunku na wyrost zwanego homo sapiens.
Oto niektóre podgatunki, które spotkacie na swej drodze:
1. Mistrz Lewego Pasa
Lewy pas - jak mówiono nam na kursie - służy do wyprzedzania innych użytkowników drogi, ewentualnie do skrętu w lewo. Zajmujemy go, gdy poruszamy się szybciej od reszty, i - wedle prawideł - gdy tylko mamy możliwość, wracamy na prawy. Jednakże Mistrz Lewego Pasa, jak sama nazwa wskazuje, ładuje się z radością na tenże pas i postanawia na nim zamieszkać. Słowo "zamieszkać" jest tu całkowicie na miejscu, gdyż prędkość, z którą porusza się Mistrz Lewego Pasa, przywodzi na myśl kategorię "nieruchomości". Ustala swą prędkość (to słowo jest z kolei lekkim nadużyciem semantycznym, ale niestety "wolność" jest już zajęta przez inną definicję) na około 40-50 km/h i z pełną dostojeństwa godnością obwieszcza swój stopień poszanowania pewnych przyjętych zasad tudzież innych użytkowników dróg. Wśród M.L.P. przodują taksówkarze oraz obywatele w wieku szacownym. W zasadzie zwrot "Mistrz Lewego Pasa" można skrócić do jednego słowa: menda.
Miałem okazję być kiedyś podwożony po próbie przez kolegę, który okazał się być właśnie M.L.P. Mój stopień zażenowania był na tyle wysoki, że jadąc z nim starałem się siedzieć tak, by nikt z zewnątrz nie mógł mnie zobaczyć. Gdybym mógł, założyłbym sobie papierową torbę na głowę. Więcej nie wsiadłem z nim do samochodu, mimo, że nie byłem jeszcze wtedy zmotoryzowany. Wolałem dotelepać się na przystanek i oszczędzić sobie wstydu.
2. Przyczepka
Jedną z zasad, które słusznie wpajano nam na kursie (i powtarza się o niej wszem i wobec przy każdej sposobności), jest zachowanie bezpiecznego odstępu od poprzedzającego pojazdu. Zasada owa ma mnóstwo sensu, gdyż - nie będąc osobnikami dysponującymi darem przewidywania przyszłości - nie mamy pojęcia, czy przed samochód, który jedzie przed nami, nie wyskoczy zaraz dziecko, pies, kot, wombat lub tresowany rododendron, i ówże samochód będzie zmuszony do nagłego hamowania, co przy radosnym olaniu inkryminowanej zasady poskutkuje naszym malowniczym zaparkowaniem w jego zadniej części. Przyczepka ogólnie rzecz biorąc defekuje pogardliwie na prawa fizyki zaś kultura za kierownicą jest dlań abstrakcyjnym konceptem. Jego prawa fizyki nie obowiązują, jakiekolwiek inne prawa też nie. Spróbuj odważyć się wyprzedzić na dwupasmówce wlokącego się tira - gdy tylko znajdziesz się na lewym pasie (o ile nie zamieszkuje go akurat Mistrz Lewego Pasa), natychmiast na twym tylnym zderzaku znajdzie się pan lub pani Przyczepka, choć mógłbyś przysiąc, że 3 sekundy temu w lewym lusterku widziałeś tylko dwa majaczące na horyzoncie punkciki świateł. Teraz te światła będą wwiercać ci się w potylicę i pobłyskiwać długimi. Przyczepka oczywiście spodziewa się, że natychmiast zjedziesz na prawo i władujesz się pod tira, którego właśnie wyprzedzasz, by on mógł czym prędzej siąść na ogonie komuś innemu. Przyczepkami najczęściej bywają korpożołnierzyki płci obojga, w nowych samochodach segmentu D (Passat, Insignia, Mondeo), często również tzw. premium (głównie BMW serii 3), choć nie brak wśród nich osobników lubiących określać samych siebie jako sportowców (choć my zazwyczaj określamy ich jako debili, zaś Olaf Deriglasoff, którego twórczość nota bene wielbię, w utworze "Kosmodres" użył nader celnego zwrotu "pół-człowiek, pół-Mercedes"). Na Przyczepkę nie ma rady - możesz najwyżej, chichocząc złośliwie, zrównać się z wyprzedzanym pojazdem i przyblokować za sobą delikwenta (pod warunkiem, że jest to krawaciarz a nie koneser odzieży ortalionowej, gdyż w drugim przypadku oznaczałoby to pożałowania godny brak instynktu samozachowawczego), licząc na to, że w ten sposób przyczynisz się trochę do jego nadchodzącego zawału; lecz czy warto w ten sposób zniżać się do poziomu Mistrza Lewego Pasa?...
3. Skoczek
Inaczej Konik Szachowy. Skoczek - jak sama nazwa wskazuje - skacze po pasach: z lewego na prawy, z prawego na środkowy (jeśli jest), i tak dalej. Wyprzedza, wciska się na milimetry, potem znów wyprzedza... Oczywiście, gdy tylko staniesz na czerwonym (a staniesz jakieś 50 razy na ok. 10-kilometrowej miejskiej trasie - tak, na to też musisz się przygotować: oddychaj powoli, napij się meliski...) okaże się, że Skoczek, który kilka chwil wcześniej wyprzedził cię zupełnie karkołomnym manewrem, stoi tuż przed tobą. Rzecz jasna, jest niepomiernie dumny z całego tego czasu, który nadrobił, wyjąc silnikiem, wciskając się na milimetry i ryzykując własnym i cudzym zdrowiem i życiem. Takie działanie jest przez prowadzącego blog Złomnik (www.zlomnik.pl - polecam serdecznie!) trafnie nazywane tetrisem. Niestety, Skoczkowie bardzo często są również Przyczepkami, a prawie zawsze załapują się też do kolejnej kategorii, którą jest...
4. Ninja
Jego ruchy są płynne, szybkie i niezauważalne. Nigdy nie wiesz, jak i z której strony cię zaskoczy. Dlaczego? Ponieważ nigdy - NIGDY - nie używa kierunkowskazów. Bo i po co? On wie, gdzie jedzie, a inni niech na niego uważają. Ninja zdarzają się głównie wśród taksówkarzy, gdyż, jak wiadomo, muszą oni oszczędzać na wszystkim, w tym na żarówkach. Na Ninja jest w zasadzie jeden sposób - zatrzymawszy się obok niego na światłach, wyjść z samochodu i wybić wszystkie kierunkowskazy w jego pojeździe (w końcu nie używa, więc po co mu?...). Najlepiej jego własnym tępym ryjem. Szkoda, że to sposób nielegalny...
Ninja często są zarazem Przyczepkami i Skoczkami - a jest to wyjątkowo groźna kombinacja, sugerująca natychmiastowe skierowanie delikwenta na najbliższy oddział psychiatryczny, po uprzednim wielokrotnym prewencyjnym zastosowaniu środków przymusu bezpośredniego. Widziałem takie połączenie nie raz - ostatnio pod postacią taksówkarza (ciemnoszara Honda Accord kombi, nr boczny - ten na pasku - 06066, o ile pamiętam, Ele Taxi; jeśli ktoś spotka, może pozdrowić go ode mnie ciepłym i serdecznym ciosem w twarz).
Na szczęście nawet spotkawszy wszystkie te indywidua na drodze, przy zachowaniu zimnej krwi i szczególnej ostrożności oraz stosowaniu się do zasady ograniczonego zaufania (najlepiej do zera - ja sam zakładam, że każdy mijany przeze mnie samochód jest prowadzony przez upośledzonego psychopatę z kilkoma promilami we krwi... najgorsze, że często tak właśnie jest), mamy szansę dotrzeć na miejsce w jednym kawałku. Niestety, to nie oznacza końca kłopotów i początku pokojowej koegzystencji ludzkości, gdyż czeka na nas jeszcze...
5. Władca Parkingu
Na większości parkingów są pasy wyznaczające poszczególne miejsca, znajdziemy też koperty oznaczające miejsca dla niepełnosprawnych, są też bramy, których nie wolno zastawiać, chodniki zbyt wąskie, by pozwolić na parkowanie na nich (ludzie czasem chodzą z wózkami, a czasem też sami jeżdżą na wózkach, o czym warto pamiętać)... Władca Parkingu jest ponad to. W końcu jest Władcą. Z radością stanie okrakiem nad pasem rozdzielającym miejsca do parkowania, zajmując tym samym dwa. Z ekstazą zaparkuje na kopercie, samemu będąc całkowicie pełnosprawną jednostką (jednakowoż tylko fizycznie). Gdy zaś widzi możliwość zastawienia bramy lub zablokowania swym rydwanem całej szerokości chodnika, ze szczęścia prawdopodobnie przestaje kontrolować zwieracze. Na Władcę Parkingu jest w zasadzie tylko jeden legalny sposób: http://www.karny-kutas.pl/naklejki. Kupujemy naklejki, najlepiej hurtowo, i naklejamy Władcom na szyby, najlepiej przednie, na wysokości oczu. Nie sądzę, by pomogło w zastanowieniu się nad swym postępowaniem - wszak do tego potrzebny jest mózg - ale przynajmniej na kilka chwil utrudni takiemu delikwentowi życie. Na stronie www.karny-kutas.pl jest też bogata galeria Władców Parkingu. Sam dysponuję dość pokaźną, wykonaną w całości moim aparatem (tudzież komórką), i poważnie rozważam, czy nie zamieścić tu co ciekawszych przypadków...
Chciałbym móc powiedzieć, że to już wszystkie typy, ale... Niestety. Klinicznych przypadków na drogach jest znacznie więcej. Wolę jednak pozostać, przynajmniej chwilowo, przy tych pięciu - po pierwsze są to chyba najbardziej powszechne wzorce motokretynizmu, zaś po drugie nie chciałbym nikogo zniechęcić do wyjeżdżania na ulicę. To - mimo wszystko, a w zasadzie mimo wszystkich, ogromna frajda, a poza tym... trzeba jakoś dowieźć sprzęt na miejsce, nieprawdaż?...
Szerokiej i BEZPIECZNEJ drogi.
Dopisać mogę ludzi, którzy nie potrafią ruszać na światłach - szczególnie bolesne przy lewoskręcie i krótkim zielonym. Frustruje, zwłaszcza jak przyczyną opóźnienia jest pani (a w moich obserwacjach zazwyczaj to akurat pani) poprawiająca makijaż przy użyciu lusterka wstecznego albo czytająca gazetę. Choć przynajmniej nie jest szczególnie niebezpieczne na drodze.
OdpowiedzUsuńOwszem, występuje i taki podtyp, jednakże nie jest to na szczęście plaga. Najczęściej są to zestresowane świeżynki - staram się być cierpliwy, gdyż każdy kiedyś zaczynał. No ale uprawa wizażu za kierownicą zdecydowanie świadczy o niedoborze witaminy IQ.
UsuńKażdy z tej złotej piątki potrafi człowiekowi napsuć nerwów, ale też szczerze mówiąc w każdym z nas jest nawet w minimalnym stopniu taki ninja, władca parkingu, skoczek i przyczepka :)
OdpowiedzUsuńJasne, że każdemu zdarza się popełniać błędy, zrobić coś głupiego itd. - mi samemu kilka razy zdarzało się zwyczajnie zapomnieć o kierunkowskazie (głównie jeśli zagadał mnie pasażer - niestety, słaby procesor nie pozwala na zbyt wiele jednoczesnych procesów, styki na synapsach się przegrzewają) a nie dalej jak wczoraj prawie wyjechałem ze stacji benzynowej, na której byłem po raz pierwszy w życiu, pod prąd. Na szczęście w porę się zorientowałem ;-) Ale już wleczenie się lewym czy siadanie komuś na zderzaku to działania w pełni świadome, wymagające patologicznego wręcz poziomu agresji, odpowiednio biernej (mistrz lewego) lub czynnej (przyczepka). A to już sprawy dla psychologa.
UsuńEch... ten wpis mi się przypomina prawie za każdym razem, kiedy zdarzy mi się "tetrisować" po mieście (ale skuterem - dwuślady mają swoje prawa). Trochę ugładza obyczaje... ale tylko trochę ;-)
OdpowiedzUsuń