czwartek, 2 sierpnia 2012

Wspominatoza 2: Fiestka

Czym się różni basista* od dużej pizzy?
Duża pizza nakarmi czteroosobową rodzinę.

* Tak naprawdę można tu wstawić dowolnego muzyka nie będącego gwiazdą ani wziętym sidemanem.

Jak zapewne zdążyliście zauważyć, muzykowanie w naszym kraju (i podejrzewam, że nie tylko) rzadko wiąże się z kiesą wesoło pobrzękującą licznie zgromadzonym walorem finansowym. Oznacza to zazwyczaj, że w obliczu konieczności zakupu nowych strun, opłacenia sali prób i - raz na jakiś czas, optymistycznie załóżmy, że ze trzy razy w tygodniu - zjedzenia czegoś, okazuje się, że na własne cztery kółka brakuje już budżetu... Na szczęście bywa czasem tak, że dysponujemy ulokowanym w tej samej miejscowości Zmotoryzowanym Członkiem Rodziny, Który Jeździ Mało.

Gdy Melodila odeszła do Krainy Wiecznie Równych Autostrad, transportowo byłem - cytując mego idola Lecha Janerkę - "dokładnie tam". Na szczęście w mej bliskiej rodzinie od pewnego czasu jeździł sobie Ford Fiesta, rocznik 2004. Fiestka była trzydrzwiowa, czerwona, napędzana 75-konnym silnikiem 1.25 i nie wyposażona w nic poza standardowo montowanymi poduszką powietrzną i wspomaganiem. Poza tym - Limitowana Edycja Zerowa: bez ABS-u, bez elektryki, bez centralnego zamka... Nawet radia nie było. Były za to cztery kółka, siedzenia i cała reszta niezbędna do w miarę sprawnego przemieszczania się - a jako, że Fiestka nie była używana zbyt często, okazało się, że w zasadzie mogę porywać ją w nieznane na jakieś 2-3 dni w tygodniu. Dzięki temu miałem znów możliwość w miarę komfortowego i bezpiecznego dotarcia ze sprzętem na próbę czy chałturkę zaś Czcigodna Staruszka, posiadaczka rzeczonej Fiestki od nowości, cieszyła się, że pierworodny częściej ją (Czcigodną, nie Fiestkę) odwiedza.


Fiesta jaka jest, każdy widzi. Natomiast nie każdy widzi, że to naprawdę sympatyczne, dające sporo frajdy z jazdy autko.

Pierwsze, co trzeba należy podkreślić opisując ten samochód, to świetnie zestrojone zawieszenie. Wyjątkowo dobrze spisujące się układy jezdne to chyba cecha wszystkich w miarę współczesnych Fordów - i Fiesta poprzedniej generacji nie jest tu wyjątkiem. Nie spotkałem się jeszcze z małym autem, które prowadziłoby się tak dobrze, zachęcając do dynamicznej jazdy (na tyle, na ile pozwala niezbyt muskularny silnik - ale o tem potem), a jednocześnie zapewniając całkiem satysfakcjonujący komfort. Zawieszenie było proste - z przodu kolumny McPhersona, z tyłu niezniszczalna belka skrętna - ale odpowiednio dobrana sztywność wszystkich elementów dała świetne efekty. Jazda Fiestką była przyjemnością. A jako, że byłem wtedy niezbyt doświadczonym kierowcą (nie to, żebym teraz imponował doświadczeniem za kierownicą, ale powiedzmy, że jestem troszkę bardziej świadomy, aniżeli wówczas) przyjemność ta skłaniała mnie do nieco zbyt mocnego wciskania pedału gazu, co doprowadziło do dwóch niezbyt przyjemnych sytuacji... Na szczęście w obu przypadkach skończyło się na nerwach i boleśnie napiętych mięśniach obręczy barkowej, ale podejrzewam, że gdybym jechał wtedy autem z gorzej dopracowanym zawieszeniem, nie dotrwałoby ono w stanie bezwypadkowym do dnia sprzedaży.

Niestety, silnik swą mocą nie do końca dorastał do możliwości podwozia. 75 wściekłych koni, które z 16-zaworowego silniczka 1.25 trzeba było wyciskać wysokimi obrotami, napędzało Fiestkę w tempie wystarczającym do względnie sprawnego przemieszczania się... i nic więcej. Niedosyt mocy czuło się w szczególności jadąc w 4 osoby pod górkę. Samochód po prostu... nie przyspieszał. Konieczność brutalnego duszenia pedału gazu odbijała się też na zużyciu paliwa - w mieście nie udało mi się zejść poniżej 8 litrów na 100 kilometrów, co w małym, lekkim aucie nie jest szczególnie optymistycznym wynikiem.Inna rzecz, że tajniki eco-drivingu poznałem stosunkowo niedawno (to rzeczywiście działa i wcale nie trzeba wlec się jak pan Władysław, lat 117, który właśnie dokonał żywota za kierownicą swego Wartburga, ale jeszcze nie zdążył się zorientować) - swoją drogą, to całkiem sensowny temat na osobny, choć dość krótki wpis. Wracając do silnika - co ciekawe, to konstrukcja japońska, opracowana przez inżynierów Yamahy. Nie sądzę jednak, żeby to byli ci sami ludzie, którzy pracowali nad dwiema Yamahami BB, na których onegdaj grałem (na jednej - 8-10 lat temu, na drugiej zaś do niedawna). Jednostka ta niestety nie lubi LPG, za to odpracowuje to ponadprzeciętną bezawaryjnością. W końcu pracowali nad nią Japończycy.

Niedostatki mocy na szczęście wynagradzała niezawodność. Z tego, co wiem, w trakcie 7-letniego użytkowania Fiestki, wystąpiła jedna awaria. Sztuk raz. Bodajże linka ręcznego. Poza tym - błogi spokój i brak nieprzewidzianych wydatków. Równie pozytywnie należy wypowiedzieć się o zabezpieczeniu antykorozyjnym. Tak, proszę Państwa, FORD, KTÓRY NIE RDZEWIEJE. Wiem, i tak nikt mi nie uwierzy... przynajmniej nikt, kto nie jeździł Fiestą V generacji. Bo ci, co ją mieli lub mają, po prostu wiedzą.



Najważniejsza w samochodzie jest jednak przydatność dla basisty - czyli praktyczność, zdolność do przewożenia sprzętu itd. Tutaj niestety nie było szczególnie różowo - wszak to nieduże autko... Ale tragedii też nie było. Bagażnik w standardowym położeniu tylnych siedzeń nie porażał pojemnością, ale miał dość regularne kształty. Oparcie tylnej kanapy było niesymetrycznie dzielone, co jest jednym z głównych kryteriów oceny samochodu pod względem użyteczności sprzętoprzewozowej. Po złożeniu szerszej części można było spokojnie załadować SWR-a Goliatha III, obok niego dało się wsunąć dwa basy - jeden w futerale, drugi w pokrowcu, zaś z tyłu (we "właściwej" części bagażnika) jeszcze starczało miejsca na głowę w racku 4U. Po złożeniu całego oparcia można by było - poza paczką 4x10, rzecz jasna - wcisnąć więcej basów, do tego kładąc je płasko (a nie uchwytami futerałów/pokrowców do góry, jak to robiłem kładąc tylko część oparcia), ale akurat wtedy nie miałem takiej potrzeby. Niestety, po złożeniu oparcia powstawał spory próg, zaś samo oparcie od strony bagażnika nie było niczym obite... W efekcie lakierowana na czarno blacha, na którą przed Goliathem zdarzało mi się wpychać Ashdowna MAG 410 z ułamanym jednym kółkiem, szybko pokryła się głębokimi, brzydkimi rysami.

Fiestka w trakcie 7-letniej eksploatacji pokonała jedynie około 50 tys. kilometrów, z czego kilka tys. było moim dziełem. Przez praktycznie cały czas spisywała się na medal, dając przy tym sporo frajdy z prowadzenia. Ale czy jest to dobry wybór dla basisty?...

Na zadbaną Fiestę V generacji z pierwszych lat produkcji (powiedzmy 2002-2004) należy wyasygnować ok. 10-13tys zł. Jeżeli znajdziemy ładnie utrzymany, bezwypadkowy egzemplarz - będziemy się nim jeszcze długo cieszyć. Jednak za taką kwotę można wybierać wśród niewiele starszych choć nadal sprawnych kompaktowych kombiaków, zaś jeśli oddamy złocistą strugę na stereotypy i spojrzymy przychylniejszym okiem na wytwory francuskiej myśli technicznej - w tej cenie możemy mieć świetnie utrzymaną Xsarę kombi z 2003 roku a jeśli się dobrze rozejrzymy, nawet megapojemne C5, które lodówkę Ampega połyka na śniadanie i zagryza pięcioma basami w sztywnych futerałach, po czym wiezie wszystko i wszystkich w niezrównanym komforcie. Jeśli jednak zależy nam przede wszystkim na niedużych kosztach utrzymania, nie mamy rodziny, nagłaśniamy się niedużym combem lub np. główką i małą paczką MarkBassa, zaś basy możemy bez bólu wrzucić na tylne siedzenie - można spokojnie brać Fiestę. To zdecydowanie jedna z najlepszych propozycji w swojej klasie.


Podsumowując, czyli zady i walety...

Plusy:

* świetnie dopracowane zawieszenie
* niezawodność i zabezpieczenie antykorozyjne
* sensownie rozplanowane wnętrze
* przyjemność z prowadzenia

Minusy:

* niezbyt zachwycające osiągi
* w podstawowej wersji poza wspomaganiem i poduszką nie ma nic, nawet instalacji do podłączenia radia
* twarde plastiki we wnętrzu
* w tej cenie można jednak znaleźć coś pojemniejszego

Co nią wozić:

Do bagażnika - combo MarkBassa lub Phila Jonesa (może być konieczne zdjęcie tylnej półki), na tylne siedzenie - najlepiej Lakland lub Mayones Jabba (choć ja woziłem Alembica i Malinka)... I w drogę!

2 komentarze:

  1. A tym to nawet jechałem! I nawet żwawo się zbierał!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak było! Jechaliśmy do Piaseczna na Bassturbację a ja hojnie rzucałem mięsem w ogólnym kierunku innych kierowców :-)

      Usuń