środa, 24 grudnia 2014

Basista się bawi: świąteczna nostalgia

No i mamy Wigilię. Już dziś wieczorem rodziny siądą do stołów, by jak co roku pożreć się o losowo wybraną pierdołę. Szpitale ugoszczą ofiary zarówno przejedzenia jak i przepicia, tych ostatnich w swe ciepłe progi przyjmą także wytrzeźwiałki. Dzieci będą wrzeszczały, że miał być ajpad, babcie będą objeżdżały matki za niedbalstwo a wnuki za niewdzięczność oraz bycie obrzydliwą, dzisiejszą młodzieżą, ojcowie będą walili pięścią w stół, wódka będzie lała się między jedną kolędą a drugą a na koniec tłumy ruszą chwiejnym krokiem na pasterkę, by wysłuchać, na kogo głosować następnym razem i że odpuszczenie win jest możliwe jedynie wtedy, gdy banknot na tacy ma dwa zera. Ja tymczasem pogrążę się w nostalgii, gdyż mam po temu świetną okazję.

Gdy usłyszałem, że imć Szwagier trzyma gdzieś w domu Pudło, zastrzygłem uszami. Pudło to zawsze fajna sprawa. W Pudle można trzymać rzeczory. Na ten dany przykład - resoraki sprzed lat. I  właśnie to, jak mi powiedziano, znajdowało się w Pudle. Dlatego któregoś dnia, z okazji wizyty, Pudło zostało wytaszczone.

Wiedziałem, że będzie dobrze, ale nie spodziewałem się, że aż tak.


Z Pudła wyjechały wspomnienia z mych dziecinnych lat - Matchboxy, Majorette, Corgi - oraz moje niespełnione w dzieciństwie marzenia. Wszystkie poobijane, niektóre ze skrzywionymi ośkami czy urwanymi reflektorami, ale mimo tego (a może właśnie dzięki temu) wspaniałe. Były tam autka, które kiedyś miałem, m.in. matchboxowskie Ford A charakteryzujący się tylnymi kołami sporo większymi od przednich, Citroen 15CV czyli wypasiona wersja Traction Avant, coś, co chyba każdy miał a teraz nie zawsze docenia, czyli Matra Rancho (w realu częściej występująca pod markami Simca i Talbot) czy najfajniejszy sportowy samochód lat 80. czyli B-grupowy Ford RS2000, a także ozdobiony kwiatkami na otwieranych drzwiach Citroen 2CV z kolekcji angielskiej firmy Corgi. Znalazło się też kilka samochodzików, na których widok opadła mi szczęka.

Po kilkunastu minutach ślinotoku i nieartykułowanych dźwięków selekcja została dokonana. Dziewięć modelików trafiło do mojego plecaka i wróciło ze mną do domu, oczywiście z intencją przekazania ich w odpowiednim momencie Młodzieżowi. Ale z 3 z nich cieszę się szczególnie. Co ciekawe, każdy z nich ma otwierany zad.


Francuska firma Majorette zawsze słynęła z bardzo solidnie wykonanych samochodzików z trwałym, metalowym podwoziem i świetnym (wszak prawdziwie francuskim) resorowaniem. Były one zazwyczaj ładne, poziomem wykończenia zbliżone do najpopularniejszych wówczas Matchboxów, jednak łatwe do odróżnienia od słynnej brytyjskiej konkurencji. Nie inaczej jest i w przypadku niebieskiej Toyoty Lite Ace, której obecność w Pudle skwitowałem radosnym kwikiem. Busik ma co prawda pomazane szyby (pewnie domowe przyciemnianie - + 1 do szacunku Ludzi Piaskownicy), ale ogólnie zachował się w bardzo dobrym stanie. Resorowanie utrzymało swą sprężystość (szanse na wysokie miejsce w podwórkowym konkursie "który resorak najwięcej razy podskoczy na kółkach jednej osi"), zaś całe autko zachowało integralność. Tylna klapa otwiera się łatwo i pozostaje na swoim miejscu, ukazując wytłoczony w białym plastiku... ekwipunek wędkarza. Serio - widać rybackie buty i wędkę. W Polsce samochodem wędkarza jest zazwyczaj Felicja, ewentualnie Lanos - czy we Francji był to praktyczny, japoński vanik?


Kolejnym, na pewno jednak starszym wyrobem Majorette był przepiękny ambulans na bazie Citroena DS. Francuska "bogini" za sprawą specyficznej budowy (dach nie był elementem przenoszącym naprężenia) i fenomenalnego, hydropneumatycznego zawieszenia była idealną bazą pod karetkę. Wystarczyło wydłużyć i tak już spore nadwozie et voila - można wozić chorych, lecząc ich samym bajecznym komfortem i bezbłędną stylówą. Inna rzecz, że ja sam symulowałbym chorobę, by trafić do takiego pojazdu. Choćby na noszach. Sam modelik też nie sprawia wrażenia pacjenta specjalnej troski - widać po nim jego wiek (podejrzewam, że opuścił fabrykę zabawek w latach 70.), jednak całość trzyma się bardzo dobrze. Co prawda resory (niestety hydropneumatyka nie występowała w wydaniu mikro) straciły już nieco ze swej sprężystości, ale solidna budowa obiecuje przetrwanie kolejnych kilku dziesięcioleci. Taki jest zresztą plan.


Na koniec - autko, które sam miałem i było jednym z mych ulubionych. Klasyczny Matchbox z 1982 roku (to, co zawsze lubiłem w Matchboxach, to podawanie roku wypuszczenia danej serii na podwoziu - pamiętam, że za młodu szukałem po bazarach jak najstarszych, miałem nawet ze dwa z roku '69). Resorak, który zna chyba każdy miłośnik starego, nietypowego żelaza. Na podwoziu wytłoczona jest nazwa Matra Rancho, choć dokładniej rzecz biorąc była to Matra-Simca, ew. Talbot-Matra. Samochód został opracowany na bazie niezwykle udanej Simki 1100, produkcję zaś zlecono firmie Matra, w której wiele lat później powstawało Renault Avantime. Rancho stało się prawdopodobnie pierwszym crossoverem - autem udającym uterenowione mimo napędu na jedną oś. Jednak produkowany przez Matrę samochód miał jedną cechę, której nie ma 90% dzisiejszych crossoverów: był praktyczny. Mimo tego, model nie przyjął się i dziś jest prawie zapomniany. Niesłusznie zresztą. Co ciekawe, wiele osób, które nie mają dziś pojęcia o istnieniu tego ciekawego wynalazku, miało Matrę Rancho w przyzwoicie wykonanej, matchboxowskiej wersji w swej kolekcji resoraków. Miałem i ja. Ale ja nie zapomniałem.

Czemu piszę o tym dziś? Otóż mamy Wigilię - dzień który może stresuje nas, dorosłych, ale dla dzieci ma nieprawdopodobną wręcz magię. Pamiętam ją zresztą do dziś. Klimat, zapach choinki i wypatrywanie Św. Mikołaja przez okno, a potem okrzyk kogoś z rodziny, że pod choinką są już prezenty. Tego typu manewry czekają też mnie. Najprawdopodobniej już za dwa lata. W kolejnych zaś latach autka zaczną trafiać w łapki Młodzieża. Mam nadzieję, że przetrwają tę próbę - tak, jak przetrwały w rękach poprzednich właścicieli.

Najlepszego Wam wszystkim. Zdrowych, pogodnych, spokojnych - i obyście zamiast resoraków pod choinką znaleźli pełnowymiarową wersję pod domem.

Choć resoraki też są fajne.

9 komentarzy:

  1. "czy najfajniejszy sportowy samochód lat 80. czyli B-grupowy Ford RS2000"

    Jak już to RS200. RS2000 to oznaczenie kilku szybszych wersji Escorta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja. Mam kiepską pamięć do rzadko przeze mnie używanych nazw. I imion ludzi, z którymi rzadko rozmawiam.

      Usuń
  2. Też takie mam! W większości są połamane i nie nadają się do publicznej ekspozycji, ale niosą tyle wspomnień, że nigdy się ich pewnie nie pozbędę ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałem kiedyś takiego. Land Rovera w zebrę. Pewnie gdybym przekopał się przez strych to gdzieś tam jeszcze jest. Razem z całą resztą resoraków z dzieciństwa.
    DS bezbłędny, 15CV także przyjąłbym bez grymaszenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uoho! Sentymentów się zachciało starszym gościom, że zacytuję klasyków. Mam dwa spostrzeżenia dotyczące tego zdarzenia.

    Pierwsze to, że ambulansowne DeeSy Majorette były sprzedawane w "papierniczym". Nie wiem, który to mógł być rok, ale to czasy pachnących, chińskich gumek do mazania w kolorach fluo. Stałem w kolejce, prawdopodobnie na wagarach i wystałem. Na szczęście 2/3 kolejki było bardziej zainteresowane papierem toaletowym, który akurat też rzucili. I ta karetka nigdy nie miała takiego resorowania jak wczesne Matchboxy. Nie pamiętam, czy jeszcze coś wtedy było, ale jakbym otworzył pudło, to bym sobie przypomniał:-) W pudle jest pewnie ponad setka modeli z lat '70 i '80 w stanie near mint, nigdy nie jeżdżone w piaskownicy, garażowane w domu.

    Druga historia to Rancho. Tak mi się podobało, że o mało nie kupiłem kiedyś. Niestety po bliższym przyjrzeniu to było sito nieprawdopodobne i zapewne po miesiącu złamałoby się w pół. I to właśnie ta cholerna ruda małpa wykończyła co do jednego te samochody. Przeciętny, dziesięcioletni egzemplarz był pognity na wylot i nie trzymał kształtu. Do połowy lat 90-tych wszystkie się utleniły. Nic dziwnego, że dziś nikt ich nie pamięta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O procesach gnilnych w Rancho słyszałem. Ciekawe, czy skala problemu w Simce 1100 (na której Rancho bazowało) była równie przerażająca.

      Usuń
    2. "Uoho! Sentymentów się zachciało starszym gościom" no i co?!? Nie wolno?!? że tak się kulturnie zapytam ;-) Zwłaszcza, że dziecięciem będąc, to identycznego Forda posiadałem; jak również Rancho, tyle że Matchboxa - znaczy znakomicie wykonana z przyciemnianymi na bursztynowo szybami i wieloma detalami. Może ten poziom jakości miał wielki wpływ na to, że do dziś straszliwie mi się podoba? (BTW podobnie jak inne tego typu - Expressy, Seaty Terra itd, itp...)

      Usuń
  5. Moje matchboxy ( jak to kiedyś brzmiało dumnie ) zostały zagubione, ostały się może dwa, dlatego kupiłem synkowi parę. Niestety, zakupione matchboxy co mnie zdziwiło nie mają resorów, dzięki którym te samochody były wyjątkowe, nie mówiąc o gorszej jakości. Czy wiecie co się stało, czy są jeszcze dostępne prawdziwe resorówki?

    OdpowiedzUsuń